Najwierniejsi sojusznicy admirała Kołczaka

avatar użytkownika witas
 „Siódmego lutego”

Jak każdego roku siódmego dnia miesiąca lutego 

Sama ze swoją uporczywą pamięcią,

Znowu swoje myśli odnoszę do Niego

Ci co Go znali – dawno tu nie mogą być,

A ci co są – zapomnieli, żeby żyć.

I ta najcięższa dla mnie data –

To dla nich jak co dzień –

- Przeszedł i odszedł

Jak przechodzień…

(Anna W. Timiriowa* ,1969 r.)                                           

Седьмое февраля

И каждый год Седьмого февраля
Одна с упорной памятью моей
Твою опять встречаю годовщину.
А тех, кто знал тебя, - давно уж нет,
А те, кто живы, - все давно забыли.
И этот, для меня тягчайший, день -
Для них такой же, как и все, -
Оторванный листок календаря.

     Aleksander W. Kołczak jest postacią dosyć wieloznacznie ocenianą przez Rosjan. Polarny odkrywca i ratownik, autor prac naukowych o strukturze lodu i współkonstruktor lodołamacza, bohater wojny japońskiej 1904-5, w czasie I wojny światowej dowódca floty na Morzu Bałtyckim, a od 1916 szef całej Floty Czarnomorskiej Imperium Rosyjskiego. Po wybuchu wojny domowej w 1917 r. staje na czele antybolszewickiego rządu na Syberii (11/1918) i podczas pełnienia funkcji Najwyższego Praworządcy Rosji [= Верховный Правитель России] wydaje wiele kontrowersyjnych decyzji. Pod koniec 1919 roku jego państwo militarnie od strony wroga zewnętrznego (Armia Czerwona) i i politycznie od wroga wewnętrznego (sprzymierzone z komunistami lewackie ugrupowania) pada w ciągu kilku tygodni jak domek z kart.

   Projekcja historyczna postaci admirała Kołczaka w Rosji (sowieckiej) przypomina trochę zmienne losy stosunku polskiej komunistycznej propagandy do Józefa Piłsudskiego. Zaraz po zdobyciu władzy komuniści wieszali na nim wszelkie możliwe epitety od zdrajcy, przez bandytę, masowego mordercę, faszystę, po złodzieja, bigamistę i narkomana. Wraz z nastaniem tzw. odwilży politycznej radykalnie przestano o nim (o nich mówić), postanowiono obie postacie skazać na zapomnienie. Można było mówić jedynie źle, ale najlepiej w ogóle. Dopiero podczas odzyskiwaniu przez nasze narody wolności, rozpoczęto wiele o tych memorialnych „banitach” mówić, pisać, upamiętniać miejsca z nimi związane. Oczywiście kult Piłsudskiego w Polsce z oczywistych względów jest nieporównywalny do pamięci o admirale Kołczaku w Rosji, ale jakieś analogie można między tymi postaciami znaleźć.

15.01.1920 w syberyjskim Irkucku dowództwo Czechosłowackiego Korpusu na czele z gen. Syrovy Jan, w porozumieniu z przedstawicielem Ententy francuskim generałem Janin Maurice, zdradziecko aresztowało i wydało admirała Kołczaka rewolucyjnemu lewacko-komunistycznemu Politycznemu Centrum, które właśnie obaliło lojalnego admirałowi gubernatora. Po 6 dniach pełnia władzy przeszła w ręce bolszewików i Czeka.

7 lutego 1920 r. o świcie po 2 tygodniach przesłuchań, bez sądu i wyroku Aleksander Wasiljewicz Kołczak i premier jego rządu Wiktor N. Piepieliajew zostali zamordowani, a jakże -  czekistowskim strzałem w tył głowy, a ich ciała wrzucono do przerębla rzeki Uszakowka, dopływu potężnej Angary.

 Taaak, historia to taka dama, która nie cierpi trybu przypuszczającego. Ale mnie zawsze kusi zastanowić się co by było gdyby… I w tym powyżej opisanym przypadku wydaje mi się, ba – jestem pewien, że gdyby w Irkucku w styczniu 1920 troku stali Polacy, a nie Czechosłowacy, to nie nastąpiła by tam ta haniebna, nie mająca sobie równych w historii, zdrada! Polacy, jacy są wiem, przecież nie anioły bezgrzeszne, idealni rycerze, ale jestem przekonany, że nawet by nie wzięli pod uwagę możliwości wydania swojego wodza i dowódcy w zamian za dobra materialne, a nawet za swoją wolność. Ech, pomyślałem i nawet napisałem w polemice na jednym sowieckim forum, gdyby zamiast tchórzliwych czechosłowackich Szwejków Syrovego byłby tam niezłomny korpus gen. Dowbora-Muśnickiego gromiący bolszewików w 1918 r. na terenie Białorusi, lub 4-ta dywizja gen. Żeligowskiego walcząca z czerwonymi na Kubaniu i Odessie w l.1918-19… Prawdziwi żołnierze w pierwej sami by polegli, niżby wydali swojego wodza i sojusznika!  Ani za 30 srebrników, ani za wielkiej ilości złota wywiezione ponoć przez Szwejków z Rosji w 1920 r. Swojej wolności nie opłaca się taką hańbą!

Ach, marzenia! Pozostają i tak marzeniami. Ale czasem tak bardzo chce się pomarzyć! I niedawno. Studiując materiały o Białej Gwardii na Syberii podczas wojny domowej 1917-22, natknąłem się na rosyjskie i sowieckie informacje o 5-tej polskiej syberyjskiej dywizji pułkownika Rumszy. I moje żarliwie-patriotyczne, wydawać się mogło – naiwne stwierdzenia okazały się być bardzo bliskie faktom.

    Historię powołania i walk 5-tej polskiej dywizji przedstawiłem w części I tego cyklu. Jesienią 1919 r. polska dywizja stała się ariergardą [= tylnią strażą] wycofującej się armii Kołczaka, stawiając przeważającym siłom 5-tej czerwonej Armii Tuchaczewskiego w niezwykle trudnych warunkach syberyjskiej zimy zażarty opór. Tak opisał Polaków 5-tej dywizji pułkownika Rumszy komisarz czerwonej dywizji Kuczkin:

    Oddając rozkaz, dowództwo dywizji było pewne łatwego zwycięstwa nad siłami wroga, skupionymi wokół stacji Tajga. Taką pewność dawały ostatnie walki z Kołczakiem – jego armia była rozbita, władza admirała upadała. Biała gadzina zdychała, należało ją tylko dobić.

Ale wzięci do niewoli oficerowie uprzedzali nas o niebezpieczeństwie oczekującym nas. Mówili, że za Nowonikołajewskiem (obecnie Nowosybirsk) zetkniemy się z dywizją polskich legionistów. Ta dywizja była sformowana z jeńców byłej carskiej armii (chyba chodzi komisarzowi o jeńców armii austro-węgierskiej i niemieckiej oraz byłych oficerów i żołnierzy Armii Rosyjskiej – tłum.), ale jej trzon stanowili synalkowie panów(czytaj: obszarników i kupców) Polski, którzy zgłosili się, aby walczyć przeciwko władzy radzieckiej. To byli straszni zabijacy, klasowi wrogowie pracujących nie tylko Rosji sowieckiej, ale i polskich robotników i chłopów. Legioniści byli mu oddani duszą i ciałem, a on ich nader  wysoko cenił. Jednym słowem – to była elitarna gwardia.   

1-sza brygada dywizji (Czerwonej Armii) dogoniła legionistów w rejonie stacji Litwonowka 22 grudnia. Zaczął się bój. Wykorzystując 3 pociągi pancerne, Polacy twardo bronili swoich pozycji, ale pod naporem 3 pułków wycofali się ku stacji Tajga, zostawiwszy na polu boja wielu zabitych, rannych, pociąg i 19 dział.

Drugie starcie z Białopolakami (sic!) zaczęło się koło stacji Tajga 23.12 o 10-tej rano. Pociągi pancerne wroga wgryzły się w nasze linie, zadając nam duże straty. Pułki 1-szej i 2-iej brygady kilka razy atakowały, ale nie udało im się złamać oporu legionistów.

Wtedy dowódca dywizji rozkazał uderzyć nie z zachodu, a i z południowego-zachodu, zachodząc npla z tyłu i energicznym naciskiem z różnych stron złamać go. (…) Zawiązał się zażarty bój. W szaleńczej furii legioniści rzucali się na nasze pułki, ale czuło się, że to już agonia (...)Po 6-godzinnym najcięższym boju polska dywizja była pobita, a jej resztki w panice uciekły. 6 tysięcy dostało się do niewoli.”

Sowiecki komisarz 27.dywizji A.Kuczkin, jak cała „czerwona zaraza” precyzją nie grzeszył. Zacięte walki pod Tajgą (pamiętam o Tobie, Misza!) nie były ostatnimi bojami Polaków z bolszewikami na Syberii. Główne siły wyrwały się z okrążenia i walczyły pod Anżerskimi kopalniami i Krasnojarskiem. Przez zdradę korpusu czechosłowackiego pod dowództwem Jana Syrovego i na skutek rozszerzającej się epidemii tyfusu dowództwo dywizji zostało zmuszone do podpisania honorowej kapitulacji na stacji Kliukwiennaja (130 km na wschód od Krasnojarska, nota bene miasta gdzie gubernatorem był i tam zginął – można nie zgadywać jak – w katastrofie lotniczej – generał Aleksander Lebied’).

Tak więc po „rozbiciu na głowę” polska dywizja stoczyła jeszcze co najmniej 2 zacięte bitwy i przebyła w szyku bojowym 700 km, do momentu kiedy zdrada sojuszników i tyfus zmusiły ją do poddania.

Wagę i dramatyzm tego wydarzenia wybitny historyk rosyjski Walery E. Szambarow w swoim dziele „Dzieło Białej Gwardii” [="Белогвардейщина" B.E.Шамбаров]

W tym rejonie został rozgromiony  ostatni zdatny do boju oddział sojuszniczy –polska dywizja, która stanowiła tylnią straż całej armii osłaniającą ewakuację  wzdłuż linii kolejowej. Jeden z jej pułków u stacji Tajga składający się z 4 tys. bagnetów (tj. 4 tysięcy żołnierzy piechoty) został dosłownie porąbany szablami przez 27-ą czerwoną dywizję. Żywymi zostało 50 jeńców. Wkrótce Polska dywizja została ogarnięta przez czerwonych, zmuszona przez zdradę Czechosłowaków do kapitulacji i razem z nią przepadł ostatni rosyjski pociąg z rannymi.

  Ale i wtedy jej bezpośredni dowódca pułkownik Rumsza nie podporządkował się kapitulanckiej decyzji płk Czumy (ach te Czumy! Pamiętamy kompromitującą działalność ministra Czumy, m.in. ostrzeżenie pp. Kwaśniewskich, że CBA szykuje na nich pułapkę i jego działalność w komisji sejmowej). I wraz z grupą ponad tysiąca żołnierzy, pamiętając credo miczmana Jerzego Wołowickiego spod Cuszimy „Po pierwsze – nie poddawać się!” przebił się przez tajgę do Harbina, odległego o ponad 2000 tys. km! Pierwszą część drogi do Ułan-Ude, liczącą ponad 1000 km (czyli więcej niż z Warszawy do Paryża) Polacy wraz resztami Białej Armii przeszli pieszo, w ekstremalnych warunkach syberyjskiej zimy, co rusz walcząc z zasadzkami czerwonych partyzantów. Ta straszliwą tą drogę armii generała Kapela, która była i udziałem polskich żołnierzy opisałem w poprzednich częściach o „Wielkim Syberyjskim Lodowym Marszu” cz. 1 i szczególnie w cz.2

     W nowosybirskiej gazecie natknąłem się na artykuł: „Przeciw bolszewikom w szeregach armii admirała Kołczaka walczyła 5.Polska dywizja piechoty. Walczyła do 20 lutego, kiedy została rozbita i większość jej żołnierzy wpadła do niewoli sowieckiej. Jeńcy byli trzymani zarówno w europejskiej części Rosji (tulski lagier), jak i na Syberii (np. w 1920 pracowali przy wyrębie tajgi w rejonie Koływani).

A komu udało się uciec  i dojść do Harbina, wrócił statkiem do Polski, od razu wyruszając na nową wojnę. Tym razem sowiecko-polską. A brygada, która została sformowana z syberyjskich weteranów nazywała się – Syberyjska

     Tak pięknie Władimir Kuzmienkin napisał o Polakach, najwierniejszych sprzymierzeńcach Białej Syberii. Z Harbina rządpolski zorganizował powrót oddziałów do kraju. W kwietniu zgrupowanie wraz z rodzinami przejechało do portu Dairen i tam zaokrętowało się na statek "Jarosław" . Podróż do kraju przez Nagasaki, Honkong, Singapur, Kolombo (Śri Lanka, wtedy Ceylon), Aden, Gibraltar i Kopenhagę trwała ok. 3 miesięcy. 1 lipca wGdańskuwitano 120 oficerów i 800 szeregowych. 14 sierpnia 1920 po pół rocznej przerwie sybiracy znów walczyli z czerwonymi.23 sierpnia 1920 rokustoczyli nierówną bitwępod m. Chorzelami i Myszyńcemz cofającymisiępo klęsce warszawskiejoddziałami kozackimi III Korpusu Konnego Gaj-Chana.Dziwnym zbiegiem losu, ich dawny dowódca, ś.p. generał Władimir Oskarowicz Kappel rozgromił tego samego Gaja dokładnie 2 lata wcześniej nad Wołgą.

   Część Polaków, która nie dotarła do Harbinu, znalazła się w Mongolii, gdzie walczyła z bolszewikami pod baronem Ungernem-Sternbergiem. Dwóch z nich było bliskimi doradcami tego intrygującego watażki, były to jednocześnie najwybitniejsze polskie pióra Białej Syberii – Ferdynand Ossendowski i Kamil Giżyński, do kapitulacji 10.01 w Kliukwiennej dowódca pociągu pancernego opisanego w cz.I niniejszego cyklu. Tajemnice barona i rola tych dwóch wybitnych polskich pisarzy, to temat warty co najmniej osobnego artykułu.

Przed opuszczeniem Syberii jeden z polskich oficerów próbował uczynić to, czego nie udało się wcześniej generałom upokarzanego i zdradzonego admirała Kołczaka. Zawisza Czarny Białej Gwardii gen. Kappel, a po jego śmierci gen. Sergiusz Wojciechowski chcąc pomścić zniewagę i zdradę wzywali na pojedynek Judasza Syberii czeskiego generała Syrovego. Jednak odważny-inaczej Szwejk nie podniósł rzuconej mu rękawicy i nie zdecydował się walczyć w obronie tego czego nie miał – swojego honoru, ani tego, co zawsze lekceważył – honoru czeskiego wojska. To on stał w okresie monachijskiej i marcowej hańby na czele praskiego rządu i tamtejszego wojska. Podobnie zachował w 1938 i 1939 nad Wełtawą, jak w 1920 nad Angarą. Podobno pomagał Niemcom w opanowaniu i przystosowaniu zdobytego przez nich, bez jednego wystrzału, nowoczesnego sprzętu armii czeskiej z nakładów Śkoda i Zbrojovka. Przepraszam, były wystrzały – z szampanów szczęśliwych fryców. A potężne zakłady Zbrojovka podobno powstały za złoto wywiezione przez legion czechosłowacki z Rosji, wcześniej zrabowane u Kołczaka. Za wydanie admirała bolszewicy pozwolili Czechosłowakom wywieżć z Syberii bez „kontroli celnej” - prócz tego złota (48 ton = 4 pełne wagony złotych sztabek!) jeszcze : 32 wagony szyn kolejowych, 4 wagony gwoździ, 80.000 kos, 5376 pudów podków czyli ok. 86 ton (sic!), 100 żniwiarek, 80 snopowiązałek, 50 pługów, 24 km wyciągu linowego (przydał się im potem w kurortach górskich), 29 złożonych w skrzynie warsztatów, 30 skrzyń obuwia, 40 wielkich rulonów drogocennej skóry i wiele, wiele innych dóbr. Razem mieszczących się w 180 wagonach!

   Nie zabrali ze sobą za to rosyjskich rodzin, które podczas kilkuletniego, spokojnego przebywania w Rosji zdążyli w dużej liczbie założyć – ani kobiet, z którymi żyli po kilka lat, ani dzieci narodzonych z tych związków. Nikt z Czechów nie protestował, i nikt nie został ze swoją rodziną. Przynajmniej takie fakty w literaturze nie zostały opisane. Niedługo po odpłynięciu „szwejków” wszyscy oni wpadli pod sowiecką władzę… (źródło – A.Kreczetnikow http://news.bbc.co.uk/hi/russian/russia/newsid_7406000/7406784.stm

  List kapitana Stachurka-Jasińskiego do generała armii czechosłowackiej Syrovego:

Jako kapitan Wojska Polskiego, słowianofil, dawno temu poświęciwszy swoje życie idei zjednoczenia Słowian – zwracam się osobiście do Pana, generale, z ciężkimi dla mnie, jako Słowianina, słowami oskarżenia.

Jako oficjalna osoba uczestnicząca w rozmowach z Panem przez linię telegraficzną ze stacji Kliukwiennaja, żądam od Pana odpowiedzi i oznajmiam Pana żołnierzom i całemu światu o tej hańbiącej zdradzie, które niezmytym piętnem położy się na Pana sumieniu i na Pana nowiutkim czechosłowackim mundurze.

Ale Pan okrutnie się myli, generale, jeśli myśli, że pan, kat Słowian, własnymi rękoma pogrzebawszy w śniegach i więzieniach Syberii odradzającą się rosyjsko-słowiańską armię, z wielce doświadczonym (cierpieniami – tłum.) rosyjskim oficerstwem, 5. Polską Dywizję, pułk Serbów (mjr Blagovića – tłum.) i haniebnie zdradziwszy Admirała – bez kary wyjdzie z Syberii.

       Nie, generale, armie zginęły, ale słowiańska Rosja, Polska i Serbia będą żyć wiecznie i przeklinać zabójcę odrodzonej słowiańskiej sprawy.

      Ja pokażę tylko jeden fakt, w którym pan był głównym uczestnikiem zdrady i on jest wystarczający dla scharakteryzowania Judasza słowiańszczyzny, pana generale Syrovy!

     9 stycznia tego roku od naszego polskiego dowództwa, za zgodą przedstawicieli sojuszniczych armii, którzy całkowicie zgodzili się z treścią poniższego telegramu, zostało przekazane co następuje:

     „5. Polska Dywizja, wymęczona nieprzerwanymi bojami z czerwonymi (szła jako tylna straż całej cofającej się armii Kołczaka – przyp.tłum.), dezorganizowana nieporównanie trudnym poruszaniem się po linii kolejowej, pozbawiona wody, węgla i drewna, znajdująca się na kraju przepaści, w imię humanitaryzmu i człowieczeństwa prosi Pana o przepuszczenie na wschód pięciu naszych eszelonów (z liczby 57) z rodzinami żołnierzy: kobietami, dziećmi, rannymi i chorymi, zobowiązuje się po przekazaniu Panu w rozporządzenie wszystkich pozostałych parowozów(w warunkach ucieczki po torach parowozy były wtedy najbardziej pożądanym dobrem – przyp. tłum.), podążać dalej w bojowym szyku w ariergardzie, ochraniając, jak wcześniej, wasze tyły.”

    Po długim, pięciogodzinnymmęczącym oczekiwaniu otrzymaliśmy, generale, pana odpowiedź, odpowiedź naszego walecznego brata-Słowianina:

„Dziwi mnie ton Pańskiego telegramu. Zgodnie z ostatnim zarządzeniem generała Janina (głównodowodzący wojskami sojuszniczymi, równie odpowiedzialny za zdrady Syrovego – przyp. tłum.), powinniście iść jako ostatni. Ani jeden polski pociąg nie może być przepuszczony na wschód.  Dopiero po odejściu ostatniego czeskiego eszelonu, możecie ruszać.Dalsze rozmowy, pytania i prośby w tym temacie uważam za zbędne.”

 Tak brzmiała pańska odpowiedź, generale, dobijająca naszą już wiele wycierpiawszą dywizję. Oczywiście wiedziałem, że pan może mi odpowiedzieć, jak i innym, że technicznie nie było możliwe wypełnić naszą prośbę, dlatego zawczasu oznajmiam panu, że pana wyjaśnienia są nie tylko zadziwijące, ale i zbrodniczo kłamliwe. Mnie, jako członkowi komisji, świadkowi opisywanych wydarzeń, osobiście znana jest sytuacja na linii kolejowej na stacjach Kliukwiennaja, Gromodskaja i Zaozierna, i nie jest pan w stanie mnie okłamuwać i udowadniać, co udowadniał pan generałowi Janinowi. Jeśli był by pan jak prawdziwy dowódca wśród swoich wojsk, a nie jak niehonorowy tchórz, chował się na tyłach, to by pan wiedział, że tor kolejowy do samego Niżnieudińska był wolny. Absolutnie żadnych problemów z przepuszczeniem naszych 5 pociągów z kobieta być nie mogło! Mam żywych świadków, specjalistów kolejarzy, nie Polaków, a obcokrajowców, którzy byli na stacji Kluikwiennaja 7-9 stycznia i mogą potwierdzić moje słowa.

Ja żądam od pana, generale, satysfakcji za nasze kobiety i dzieci, wydanych przez pana do domów publicznych do wspólnego użytku „towarzyszy”, zostawiając na boku fakty wydawania na moich oczach na stacjach w Tulunie, Zimie, Połowinie i Irkucku rosyjskich oficerów, „przyjacielsko” wydanych na podstawie porozumień z panem, w ręce towarzyszy sowdepsko-eserowskich Rosji, na śmierć. Ale za tych wszystkich, zamęczonych i rozstrzelanych, bez wątpienia, zażądają satysfakcji moi bracia-Słowianie, Rosjanie i Wielka Słowiańska Rosja.

Ja osobiście, żądam od pana, generale, satysfakcji chociaż za nas, Polaków. Więcej nie mogę i nie chcę z panem rozmawiać, generale – starczy słów. Jeśli nie ja, to bezstronna historia zbierze wszystkie fakty i  napiętnuje znakiem hańby, znakiem sprzedawczyka,  pana postępki.

Ja osobiście jako Polak, oficer i Słowianin zwracam się do pana : na pojedynek generale!

Niech duch słowiańszczyzny rozwiąże nasz spór – inaczej nazywam pana tchórzem i łajdakiem, zasługującym na strzał w plecy.”

Czytając ten list, cudem zachowany przez ogrom tragicznych wydarzeń minionego wieku, napisany przez nieznajomego mi do tej pory człowieka (mimo poszukiwań nie znalazłem o nim informacji z Polski) napełnia mnie duma. Nie tylko za kapitana Jasińskiego-Stachurka, ale za tych wszystkich Polaków, którzy okazawszy się, w większości wbrew swojej woli na cudzej ziemi, z dala od Ojczyzny, potrafili w warunkach ekstremalnych, nawet dla mieszkańców tych ziem, zachować nie tylko dyscyplinę i gotowość bojową, ale i wierność znajdującemu się w biedzie sojusznikowi.

Świadczą o tym wspomnienia białogwardzistów, np. generała Fiodora A. Puczkowa (8.Kamska dywizja strzelców w Syberyjskim Lodowym Marszu”):

„7.12.1919 sztab 2.armii i generał Wojciechowski zostali aresztowani przez zbuntowany garnizon Nowonikołajewska, składający się z 3 pułków 1.Armii Syberyjskiej. Dzięki odpowiednio szybkiego wmieszaniu się polskiej dywizji bunt był zaraz zlikwidowany, jego dowódca płk. Iwakin aresztowany i na następny dzień przy próbie ucieczki zastrzelony. Polscy legioniści, ochraniający nowonikołajewski odcinek syberyjskiej magistrali, byli w odróżnieniu od Czechów nastawieni bojowo i szybko rozpędzili buntowników, zmuszając się do poddania prowodyrów.”

I o tragicznym epilogu ze stycznia’1920:

„armia (rosyjska) weszła w rejon zajęty przez czeskie pociągi. Idąca w ogonie Polska dywizja była wtedy skupiona głównymi siłami wokół stacji Kliukwiennaja i powinna była przyjąć na siebie główny ciężar uderzenia czerwonych na wschód”.

 Dlatego zdaniem nie tylko moim, a jednego wspaniałego Rosjanina - „Polacy mogą patrzeć szczerze i prosto w oczy Rosjanom”.

 Pewnie i dlatego rosyjskie oddziały siłą zmobilizowane do Czerwonej Armii, przechodziły na polską stronę, nawet w tragicznej dla nas sytuacji z lipca 1920 r. kiedy bolszewicki front zbliżał się, zdawało się nieuchronnie, do Wisły. Wtedy to, mimo wielce niekorzystnego dla Polski położenia wojennego oddziały esauła Jakowlewa,esauła Aleksandra Salnikowa (Samodzielna Brygada Kozaków Dońskich) i in. (generała Pieremykina)  zdecydowały się, nie tylko uciec od bolszewików, ale i walczyć z nim w szeregach wojska polskiego. Rosjanie wiedzieli, że Polacy nie zdradzą, nie wydadzą swoich sojuszników. Taka opinia, którą zawdzięczamy również żołnierzom 5.Dywizji Syberyjskiej – bezcenna. Czy zna ktoś naród gotowy walczyć za Czechów? Nawet oni sami wolą tego unikać, co udowodnili w 1938, 1939, 1945 i 1968…

Jeśli by wtedy w styczniu 1920 r. w Irkucku zamiast Czechosłowackiego korpusu były polskie oddziały wojskowe, to nigdy… Nigdy, za nic admirał Kołczak nie został wydany w łapy Czeka i rozstrzelany „w tą fatalną noc…”.

   Полвека не могу принять,
    Ничем нельзя помочь,
    И все уходишь ты опять
    В ту роковую ночь.
    А я осуждена идти,
    Пока не минет срок,
    И перепутаны пути
    Исхоженных дорог
    Но если я еще жива,
    Наперекор судьбе,
    То только как любовь твоя
    И память о тебе.

   (
30 января 1970 г.)

= "Pół wieku nie mogę się pogodzić, niczym nie można pomóc, I znowu ty odchodzisz, W tą fatalną noc. Ja jestem skazana aby iść, Póki nie minie wyrok, I pomylone drogi, Wydeptanych ścieżek. Ale jeśli ja jeszcze żyję, Na przekór losowi, To tylko jak miłość Twoja i pamięć o Tobie"

* - Tekst rozpoczyna i kończy świadectwo przetrwania, pamięci, wierności i Zwycięstwa – wiersze wielkiej miłości admirała Kołczaka – Anny Wasiljewny Timiriowej. Przy jego haniebnym aresztowaniu 15.01 w Irkucku zgłosiła się samorzutnie do wiezięnia, byle być z Nim. I od tego dnia, przez 40 lat była w ZSRR więziona, przesłuchiwana, prześladowana, męczona, skazywana, wypuszczana, skazywana ponownie, aresztowana, skazywana, zsyłana, i tak aż do 1960 roku, kiedy na jej kolejną prośbę i wstawiennictwu wpływowych osób (m.in.była żona M. Gorkiego) została zrehabilitowana. Po wyjściu na wolność pracowała jako konsultantka ds. etykiety i strojów w historycznym filmie S.Bondarczuka „Wojna i pokój”, który w 1968 otrzymał „Oscara” dla najlepszego filmu. Pomogła swojemu krajowi odnieść wielki kulturalny sukces. Bo jej krajem była ta Rosja, o której opowiada „Wojna i pokój”, cząstkę której przeniosła do niego, mimo prawie 40 lat sowdepskich represji i poniżeń…

Więcej o Niej –Anna W. Timiriowa

i od Niej o Nim – po rosyjsku –Анна и Александр. Как это было на самом деле.”

Na ten temat napisałem jeszcze oprócz linkowanych w tekście:

„Zawisza Czarny Białej Rosji” generał Kappel

„Przed śmiercią Admirał Kołczak długo patrzył patrzył na Gwiazdę Polarną”

11 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. dzisiaj tego nie powiedzą Litwini, Gruzini, Azerowie, Łotysze,

Węgrzy, Czesi, Białorusini.

"Rosjanie wiedzieli, że Polacy nie zdradzą, nie wydadzą swoich sojuszników. Taka opinia, którą zawdzięczamy również żołnierzom 5.Dywizji Syberyjskiej – bezcenna. "

dzisiaj rządzący Polską zdecydowali o sprzedaniu nie tylko Polski, ale i jej odwiecznych sojuszników w walce o niezalezność od Rosji i Niemiec.
Wiedzą o tym już Litwini, Białorusini, Węgrzy.
Partia zagranicy nie tylko okrada nas z niepodległości, ale również z honoru i godności naszych Przodków.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

2. Niezwykly material

Dziekuje.

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Kozacy

ktorzy przeszli na polska strone. Milo slyszec.

avatar użytkownika barbarawitkowska

4. Pamiętajmy

że to cały czas rosja jaka by nie była: biała, czerwona czy putinowska.
Nie darmo biali nie chcieli uznać odradzającej się Polski. Gdyby nie to - wtedy rzeczywiście historia mogłaby wyglądać całkiem inaczej.

avatar użytkownika witas

5. > barbarawitkowska

tak, to jest zagadnienie.
Ale wierzę, że jest, będzie jakaś Rosja z która będziemy żyć w przyjaźni.
Nie dekretowanej jak za ZSRR-PRL, udawanej jak w Tusklandii, a opartej na wspólnocie interesów. Oby...

> "Nie darmo biali nie chcieli uznać odradzającej się Polski."
- To niezupełnie zgadza się.
Denikin uznawał państwo polskie, jednak w granicach Królestwa Kongresowego 1815- (+ zabór austriacki i pruski), więc niemożliwych dla Polaków.
Wrangel, jego następca zgodził się już na żądania polskie granic z 1772 , ale było już za późno. Za późno dla Polski i dla Rosji.

Witek
avatar użytkownika barbarawitkowska

6. Witas

Wychodzi na to samo. Na razie nie ma szans na życie z Rosją w przyjażni, ponieważ Rosjanie są w jeszcze gorszej sytuacji niż my. Żeby znależć wspólną płaszczyznę , nie na poziomie ludzi, tylko państwowym musi zmienić się WSZYSTKO. Ale wszystko nie jest wykluczone.
Pozdrawiam

avatar użytkownika barbarawitkowska

7. Witas

szkoda, że nie mamy świadomości, że Rosjanie uważają rewolucje za spisek mający na celu zniszczenie przede wszystkim Rosji (vide Sołżenicyn -200 lat razem- sorry, ale nie wiem jak użyć na mojej klawiaturze cyrylicy). To zmienia optykę. Długo myślałam, że przesadzają , dopóki nie przestudiowałam składu narodowościowego wierchuszki, niestety w pewnym sensie mają rację, Rosjan jak na lekarstwo.
Pozdrawiam

avatar użytkownika Tymczasowy

8. Francuscy konserwatysci

tez uwazaja Rewolucje Francuska za blad i zbrodnie. Pewnie maja racje.

avatar użytkownika barbarawitkowska

9. Jest różnica

francuska rewolucja była dziełem Francuzów, pażdziernikowa -niekoniecznie. Znam wielu Francuzów, nie znam żadnego, który nie byłby dumny z liberte, egalite, fraternite. I który nie byłby zoologicznym zwolennikiem marginalizacji Kościoła.

avatar użytkownika kozak

10. Dobre, ciekawe i zgodne z historią!

Cieszy obiektywim reprezentowany w artykule.
http://kazaczestwo.npx.pl

avatar użytkownika witas

11. > Kozak

dzieki.
I za link do ciekawej strony rowniez.
Na tym blogu jest rowniez wezwanie do zbudowania pomnika rosyjskim obroncom Polski, wiec i kozakom (esaula A. Jakowlewa i A. Salnikowa).
Moze zaciekawi pana ta idea?

pozdrawiam

Witek