Gdyby to nie był zamach? Poradnik dla laików w sprawach lotnictwa

avatar użytkownika kokos26


Zapewne większość obserwatorów tego co się dzieje wokół smoleńskiej tragedii czuje pewien dyskomfort z powodu luk w specjalistycznej wiedzy. Trudno się temu dziwić skoro prawdziwymi specjalistami od lotnictwa, jak i samych pilotów jest w społeczeństwie zaledwie garstka ludzi.

Te wszystkie trajektorie, kąty wznoszenia i opadania, procedury, tawsy, wysokościomierze baryczne, radiolokatory, ścieżki podejścia i kursy przyprawiają o zawrót głowy.

Jak się w tym wszystkim połapać? Kto mówi prawdę? Kto manipuluje, a kto z premedytacją wprowadza w błąd czy wręcz bezczelnie kłamie?

Czy dla tak wielkiej rzeszy laików od lotnictwa istnieje jakiś sposób na wyrobienie sobie o tym wszystkim własnego zdania niezainfekowanego tym całym medialnym szumem i wszechobecną dezinformacją?

Jak się odnaleźć w tym gąszczu sprzecznych wypowiedzi ekspertów i tej całej specjalistycznej nomenklaturze lotniczej?

Otóż jest taka metoda i nie wymaga ona posiadania żadnej wiedzy tajemnej. Wystarczy logiczne myślenie, zdrowy rozsądek i zadanie sobie prostych, podstawowych pytań.

Trzeba jednak na samym początku dokonać czegoś, co dla wielu może być niesmaczne i trudne do zaakceptowania.

Po prostu załóżmy (w niedzielę się z tego wyspowiadamy), że jesteśmy takim zbiorowym Władimirem Putinem, a to co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku to była prawdziwa tragedia, dramat, ale i jednocześnie katastrofa lotnicza jakich wiele na świecie. Żaden spisek czy zamach.

My jako ten zbiorowy Putin szybko zdajemy sobie sprawę, że stanęliśmy w bardzo niezręcznej międzynarodowej sytuacji. Kraj nasz nie cieszy się zbyt dobrą reputacją na świecie bo wiadomo, Politkowska, Litwinienko i mówiąc w skrócie trup wśród krytyków i przeciwników politycznych ścieli się gęsto. Demokracji u nas tyle co kot napłakał, a w samolocie, który właśnie spadł, był delikatnie mówiąc niezbyt lubiany przez nas polityk i jego świta. Co gorsza, głowa polskiego państwa wybierała się do Katynia. Gorszą dla nas, Putina symbolikę trudno sobie wyobrazić. Politkowska została przecież zastrzelona w dniu naszych urodzin.

Zaraz zlecą się medialni szakale i będą mówić, że my Putin przystawiliśmy tym samym własną pieczątkę pod zbrodnią z podpisem na dodatek.

Jeżeli z tym co się wydarzyło nie mamy nic wspólnego, a wiemy, że tylko czekać jak zaczną pojawiać się różne teorie spiskowe, musimy jakoś temu zaradzić. Skoro jesteśmy pewni swojej niewinności musimy jak najszybciej dopuścić do miejsca katastrofy i wszystkich kluczowych dowodów międzynarodowe instytucje i specjalistów. Nie wchodzi w rachubę, przekazanie całego śledztwa Polakom, ani dopuszczenia ich do jakiś niezależnych działań.

Co prawda wiemy, że nasze sumienie jest czyste, ale nie mamy żadnych gwarancji, że to samo o sobie mogą powiedzieć Polacy. Zaciekła nienawiść do polskiego prezydenta ze strony Tuska i spółki jest nam, Putinowi znana, o środowisku dawnych WSI już nie wspominając.

 Ponadto sami wraz z polskim rządem uczestniczyliśmy w dyplomatycznej intrydze wymierzonej w głowę polskiego państwa i dzieleniu uroczystości katyńskich. Oczywiste i logiczne, że wielu nasunie to podejrzenie, że z premedytacją i sprytnie oddzielaliśmy przed zamachem „ziarno od plew”.

Ten podział uroczystości to główna poszlaka i kto wie po co było to potrzebne Tuskowi? Czyżbyśmy się mylili sądząc, że jemu i Komorowskiemu chodzi tylko o zwykłą złośliwość i dokopanie kaczorowi?

Jedynym wyjściem z tej niekomfortowej sytuacji jest błyskawiczne powierzenia badania przyczyn katastrofy jakiemuś międzynarodowemu ciału wszak jesteśmy niewinni i nic nie mamy do ukrycia. Zyskujemy też pewność, że Polacy jeżeli coś mają na sumieniu to nie będą mogli mataczyć i ktoś będzie patrzył im na ręce.

Niech cały świat zobaczy, że my Putin, czyli Rosja nie mamy z tym co się stał nic wspólnego.

Ktoś może mnie zapytać o to czy powstanie drugi artykuł w którym tytułowe pytanie „Gdyby to nie był zamach?”, odwrócę i zapytam „Gdyby to był zamach?”

Nie wiem czy jest sens pisania na ten temat. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta.

Gdyby to był zamach to działoby się dokładnie to co obserwujemy z detalami od 10 kwietnia 2010 roku.

Kompletna dezinformacja, niedopuszczenie żadnych międzynarodowych specjalistów i ekspertów oraz , co najważniejsze, położeniu swojej łapy na wszystkich kluczowych dowodach, nie mówiąc już o ukazujących się tak jak po zamachu na papieża Jana Pawła II książkach pod wspólnym tytułem „wydawcy-służbom, służby wydawcom”. 

 

Artykuł ukazał się w Warszawskiej Gazecie (5/2011)

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz