O zaganianiu do roboty

avatar użytkownika elig

  Z rozrzewnieniem wspominam liczne książki oraz artykuły pisane w drugiej połowie XX wieku, a przepowiadające nadejście ery...

  Z rozrzewnieniem wspominam liczne książki oraz artykuły pisane w drugiej połowie XX wieku, a przepowiadające nadejście ery nieróbstwa.  Oto ludzie uwolnieni przez liczne maszyny i automaty od konieczności pracy, mieli mieć już tylko jedno zmartwienie: czym zapełnić wolny czas?  W zależności od tego, czy autor był pesymistą, czy też optymistą, albo martwiono się o degenerację rozleniwionej ludzkości, albo snuto miłe wizje "społeczeństwa biesiady".

  Początkowo rzeczywiście pracowano coraz mniej, a czas pracy stale się skracał, od czternastogodzinnego dnia pracy do siedmiogodzinnego i to tylko przez pięć dni w tygodniu.  Rozwinął się też przemysł rozrywkowy.  Jakieś ćwierć wieku temu ten trend uległ jednak odwróceniu.  Zaczęto stawiać za wzór najpierw Japończyków, później Chińczyków, lansować zostawanie po godzinach w pracy i "wyścig szczurów".  Żyłowano też wydajność pracy.  Dochodzi to do absurdu.  Oto w weekendowej "Rzeczypospolitej" /39-30.01.2011/ Tomasz Sobierajski pisze: "Średnio pracujemy 8-10 godzin, na dojazdy poświęcamy godzinę albo dwie, więc jesteśmy bez posiłku okolo 12 godzin.  Dwoje na troje Polaków nie je w pracy nic.  Wracamy do domu ok 20 i jemy jednocześnie śniadanie, obiad i kolację.  W ciągu czterech godzin."  Widać, jak praca przeszkadza w zaspokojeniu najbardziej elementarnych potrzeb.

  Na tym jednak nie koniec.  Poczynając od lat 20-30 XX wieku w system pracy zaczęto wciągac coraz to nowe grupy ludzi.  Najpierw zaczęto lansowac równouprawnienie kobiet, które polegało w istocie na stworzeniu takich warunków ekonomicznych, by musiały one pracować.  Mój dziadek, przed drugą wojną światową miał warsztat stolarski, robił meble.  To skromne źródło utrzymania wystarczyło dla siedmiu osob, babcia nie musiała pracować.  Mój ojciec, dzieki swej ciężkiej pracy mógł zapewnić byt czterem osobom.  Dzisiaj natomiast praca dwojga małżonków często nie wystarcza dla ich dzieci, choć jest ich zwykle najwyżej dwoje.  To właśnie jest przyczyna niskiej dzietności i powolnego wymierania społeczeństw.  Obecnie czyni się usiłowania, by zagonić do pracy także staruszków, tworząc mit emerytów rujnujących gospodarkę.

  Powstaje jednak pewne pytanie:  Po co właściwie będzie nam ta cała praca, jeśli wskutek stałego forsowania jej wydajności nasza cywilizacja w końcu wymrze?

 

 

14 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @elig

.."Po co właściwie będzie nam ta cała praca, jeśli wskutek stałego forsowania jej wydajności wszyscy w końcu wymrzemy?"...

I o to idzie, POprzyj Partię czynem, zejdź przed terminem".

Pamięta Pani takie hasło z PRL-u? Wtdey to był kąśliwy żart, z powodu niskiej emerytury, z której nie dawało się wyzyć.

Dzisiaj to hasło nabiera nowego wydźwięku - ZUS, OFE, Balcerowicz, Tusk, Boni - wszyscy chcą, zeby obywatel płacił, ale w chwili uzyskania uprawnień emerytalnych - wybrał eutanazję i wykazał się w ten sposób "nowoczesnym patriotyzmem".
A my, jak na złość, jestesmy konserwatywni :)

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika elig

2. @Maryla

Świetnie to Pani ujęła :))) Z drugiej strony, to smutne, że ten wierszyk, pochodzący przecież z ery komunizmu wciaż jest tak aktualny.

avatar użytkownika Maryla

3. @elig

era komunizmu - była w Polsce do śmierci Stalina, potem tylko wciąż nas prowadzono 'drogą budowy socjalistycznej ojczyzny".

Teraz nawet słowo "ojczyzna" traktowane jest jako podejrzane, faszystowskie.

A reszta? obawiam sie, że wracamy, skąd wyszliśmy w 1956 r. - oczywiście nie myslę po wyrywaniu paznokci i wieszaniu, ale o terrorze mentalnym.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Matsu

4. Się czepnę, szanowna elig:

co to znaczy, że babcia nie musiała pracować, hę?
Przy piątce dzieci i domu to ja widzę, że jej praca równała się pracy dziadka.
Proszę się nie obrazić za uwagę.
P.

Matsu
avatar użytkownika elig

5. @Maryla

Ja nie jestem aż taką pesymistką, a dzisiejsze czasy przypominają mi raczej lata 1976-77.

avatar użytkownika elig

6. @Matsu

Miałam na myśli wyłącznie pracę zarobkową.

avatar użytkownika barbarawitkowska

7. Marylu

nie jest takie pewne , ze czas wyrywania paznokci odszedł na zawsze.

avatar użytkownika elig

8. @barbarawitkowska

Nie powinniśmy przesadzać. To jasne, że obecna władza ma wiele wad, ale nie jest to jednak komunizm, ani tym bardziej stalinizm.

avatar użytkownika barbarawitkowska

9. Elig

tego nie napisałam i pewności nie ma , że w pewnych określonych okolicznościach tak by się nie stało. Chociaż rzeczywiście dzisiaj ,żeby spacyfikować naród w obecnym kształcie nie potrzeba już wyrywać paznokci. I to jest ich zwycięstwo.

avatar użytkownika elig

10. @barbarawitkowska

To prawda, że na razie wystarczy im propaganda, ale ja bym się tym tak nie martwiła. Za Gierka "propaganda sukcesu" też początkowo była bardzo skuteczna, a czym się to skończyło, wszyscy wiemy.

avatar użytkownika barbarawitkowska

11. Elig

nastroje społeczne są nieprzewidywalne. Ale żeby coś zmienić na dłuższą metę trzeba więcej się uczyć i lepiej pracować. A z tym to już jest różnie. I nie myślę tu o bezsensownej pracy, , bezmyślnej, żle zorganizowanej, jakiej pełno wokół.

avatar użytkownika elig

12. @barbarawitkowska

To prawda, że trzeba lepiej pracować, ale "lepiej" to wcale nie znaczy "więcej". Mechaniczne forsowanie wydajności pracy, rozumianej jako więcej godzin w pracy, więcej ludzi w pracy i t.p. wcale nie jest dobre i prowadzi do zjawisk opisanych w mojej notce. Prosty przykład: trzech robotników bez trudu wykopie dół. Jeśli wyśle tam się trzystu, to nic nie zrobią, bo będą sobie przeszkadzać.

avatar użytkownika barbarawitkowska

13. Elig

Dokładnie tak. Poza tym na dzień dzisiejszy nikt nie odpowiada za efekty swojej pracy.
W związku z tym gros pracy to praca pozorowana.

avatar użytkownika elig

14. @barbarawitkowska

To tym gorzej. Praca pozorowana tak samo zabiera czas i rujnuje życie rodzinne i zdrowie, jak taka, która ma sens.