Na Święta pod choinkę prezent – dobra rada: PRECZ Z PATYCZKAMI do uszu!

avatar użytkownika witas

Dobrze pamiętam swoje wielkie zaskoczenie w gabinecie laryngologicznym, gdy lekarz specjalista oznajmił mi, że zdrowy człowiek (fizycznie i na umyśle) żadnych przedmiotów w głąb swojego ciała wkładać nie powinien. Miał na myśli i w temacie rozmowy były patyczki do czyszczenia uszu.

   Popatrzyłem na niego uważnie, czy aby ze mnie nie kpi. Nie żartował. Był profesjonalnie poważny, rzeczowy, choć bez nadęcia. Jako, że nie lubię dwuznaczności, tym bardziej w sprawach okołozdrowotnych, wolałem dopytać otwarcie:
- „Czyli jak dobrze zrozumiałem pana doktora, patyczków do czyszczenia otworów usznych nie należy używać?”
- Nie tylko nie należy, ale i nie powinno się! Po pierwsze usuwa się naturalną wydzielinę ochronną, którą organizm dla czegoś produkuje, a po drugie i to jest poważne niekiedy zagrożenie – tu wymownie spojrzał na mnie – często dochodzi do przypadków pozostawienia kawałka bawełnianej waty w wewnętrznej części ucha i wtedy organizm reaguje bardzo gwałtownie, stanami zapalnymi. Niekiedy niezbędne są wręcz operacje chirurgiczne!”

 

  Nie powiem, byłem w małym szoku. Rozpaczliwie zapytałem jeszcze:
- „Ale przecież nieodłącznym składnikiem prawie każdej polskiej łazienki stały się od jakiegoś czasu właśnie te patyczki do czyszczenia uszu. Skoro to takie szkodliwe, to dlaczego jest tak popularne i dostępne w masowej sprzedaży?”
- „Marketing. Firmy i koncerny chcą sprzedawać, sprzedawać i jeszcze zwiększać sprzedaż. Nie wszystko może regulować państwo, choć w środowiskach laryngologicznych pojawiają się głosy o zakazie sprzedawania takich patyczków lub chociaż wymogu informowania na ich opakowaniach, że nie są przeznaczone do czyszczenia uszu”.
- „A jak czyścić uszy, żeby przysłowiowy miód nie wylewał się z nich?”
- „Najnormalniej, jak myjemy inne części ciała. Wodą, mydłem tylko powierzchownie, potem wytrzeć ręcznikiem. Jeśli woda wpadnie do środka, można ją usunąć gwałtownymi ruchami głowy lub wydmuchując zatykając nos. Absolutnie nie używać do tego patyczków!
W szpitalach mamy plakaty, na których jest taki patyczek i ucho NA CZERWONO PRZEKREŚLONE Z WYMOWNYM SŁOWEM: NIE ! 
 
Zakazałem używania w domu tych podstępnych i złośliwych (zapewne chińskich) urządzeń.
I dziwne – po jakimś czasie „miód” w uszach przestał lawinowo produkować się (być może im więcej człowiek go usuwa, tym organizm energiczniej stara się nadrobić stratę?), zaczął nie przeszkadzać (sic!), teraz choćbym chciał, to śladów tej żółtej wydzieliny na krańcach palców nie zauważam po karygodnej, jeszcze odruchowej manualnej penetracji.
 
A kilka złotych w budżecie domowym więcej mogę przeznaczyć na np. większy zakup prawdziwego pszczelego miodu, który zimą jest mi po prostu niezbędny. Jedyny oprócz czosnku i cebuli skuteczny sposób na obronienie się przed choróbskami okresu chłodu i odwilży.
 
Co czytelnikom zalecam, a przy okazji życzę im wszystkim Wesołych, Spokojnych, Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia!
 
P.S. Wbrew fatalnym opiniom jaką ma publiczna służba zdrowia udało mi się w kilka (chyba dwa) dni dotrzeć do lekarza specjalisty, jak napisałem bardzo fachowego i uprzejmego. Wiem, że zawdzięczam to jedynie życzliwym pracownikom zdrowia niż systemowi minister Kopaczowej i w tym miejscu chciałbym Im serdecznie podziękować i życzyć wszystkiego najlepszego. A w nowym roku 2011 lepszego szefa.

2 komentarze

avatar użytkownika Errata

1. witas

Od dziś nie używam patyczków.
Zapuszczam brodę to i na grzebieniu zaoszczędzić można jak włosy na głowie wypadną! ;))

Errata

avatar użytkownika witas

2. > Errata

żarcik?
Patyczki w uszach to naprawdę niebezpieczeństwo. Bomba z tykającym zapłonem.

Witek