Nielegał "Orsom" Tomasz Turowski - Zadanie: przygotowanie wizyty przedstawicieli polskich władz w Katyniu

avatar użytkownika Maryla

Po trzyletniej przerwie, 14 lutego 2010 roku, Tomasz Turowski wrócił do pracy w MSZ. Dzień później został skierowany do Ambasady RP w Moskwie, na stanowisko kierownika wydziału politycznego. Zadanie: przygotowanie wizyty przedstawicieli polskich władz w Katyniu

Ślub z bezpieką

Agenturalne uwikłanie Tomasza Turowskiego to w wielu środowiskach tajemnica poliszynela. Opozycjoniści z kręgu Editions Spotkania utwierdzili się w swoich przypuszczeniach w 1986 roku, gdy na jego ślubie rozpoznali wśród gości funkcjonariuszy bezpieki. Pierwotnie wybranką Turowskiego była jego francuska uczennica, jednak ostatecznie - ku ogólnemu zaskoczeniu - poślubił Hiszpankę. Z informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że francuską narzeczoną Turowskiego była córka socjalistycznego premiera Francji Michela Rocarda, za rządów prezydenta Fran÷oisa Mitterranda. Wiele wskazuje na to, że szeroko reklamowany ślub nie doszedł do skutku w wyniku interwencji francuskiego kontrwywiadu. Tajemnicza kariera Turowskiego w dyplomacji III RP i bierność kontrwywiadu rodzi pytanie, czy jego współpraca ze służbami zakończyła się w PRL.

Teczka Tomasza Turowskiego nie jest dostępna w zbiorach jawnych IPN. W Instytucie zachowały się tylko zapisy rejestracyjne i dane paszportowe. "Nasz Dziennik" dotarł do dwóch pisemnych notatek informacyjnych sporządzonych przez wywiad PRL na podstawie donosów "źródła nr 9596", datowanych na styczeń 1989 roku. Tydzień temu "Rzeczpospolita" ujawniła, że tym właśnie numerem, a potem pseudonimem "Orsom" swoje meldunki podpisywał oficer elitarnego Wydziału XIV Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (wywiad PRL), a obecnie ambasador tytularny w Moskwie, Tomasz Turowski.

Z materiałów, do których dotarliśmy, wynika, że w swoich donosach wykorzystywał kontakty, które wyrobił sobie, kiedy już jako funkcjonariusz SB wstąpił do nowicjatu jezuitów w Rzymie. 7 stycznia 1989 roku zastępca naczelnika Wydziału XIV Departamentu I MSW mjr Zbigniew Nowak z informacji, które dostarczyło "źródło nr 9596", sporządził opracowanie "o napięciach między Kościołem a opozycją polską na emigracji", zwłaszcza tą paryską, oraz na temat przyszłego spotkania Michaiła Gorbaczowa z Janem Pawłem II.

Nr 9596 donosi... O czym donosił wówczas "Orsom"? "Jednym z symptomów narastających napięć pomiędzy Kościołem polskim, a kręgami opozycji polskiej w Paryżu było usunięcie S. Frankiewicza z redakcji 'Osservatore Romano' w Rzymie. Podobna decyzja miała być podjęta również w odniesieniu do ks. A. Bonieckiego, ale została ona na razie zawieszona, co oczywiście nie oznacza, że A. Boniecki zachowa swoje stanowisko w przyszłości" - czytamy donos "źródła nr 9596" w notatce informacyjnej sporządzonej przez Wydział XIV Departamentu I MSW. We wszystkich cytatach z donosów "Orsoma" zachowujemy pisownię oryginalną. Dalej nr 9596 interpretował podaną przez siebie wiadomość:

 

"W/w posunięcie personalne miało swoje źródło w związkach A. Bonieckiego i S. Frankiewicza ze środowiskiem paryskiej 'Kultury' ostro atakującej ostatnio hierarchię kościelna w Polsce, a szczególnie prymasa Glempa". Źródło nr 9596 relacjonował też swoim przełożonym nastawienie Kościoła do PZPR. "W ocenie jezuitów warszawskich, PZPR wypierana jest z dotychczasowych pozycji i zaczyna dryfować w kierunku socjaldemokracji. Tezy na X plenum są niespójne i obiektywnie rozmiękczające" - czytamy w notatce informacyjnej wywiadu PRL. Znacznie ciekawszym fragmentem jest opis tego, co zdaniem agenta wynika z tych "rozmiękczających tez".

"Jednym z ich ubocznych skutków są odnotowane w kościele Jezuickim przy ul. Rakowieckiej kościelne śluby: 1 pracownika kadry WP, 2 milicjantów, 1 ZOMO i 1 pracownika aparatu MSW od chwili ogłoszenia tez. Śluby te rejestrowane są w specjalnych utajnianych księgach, przesyłanych następnie do archiwów kurii biskupich, odpowiednich dla danego Kościoła" - precyzyjnie przedkładał zwierzchnikom nr 9596. "Orsom" wyrządził olbrzymią szkodę opozycyjnemu środowisku Spotkań. - Turowski podejmował ewidentne działania dezintegracyjne, próbując skłócać środowisko Spotkań francuskich ze Spotkaniami lubelskimi. Krótko mówiąc, ostro przeciwstawiał sobie Piotra Jeglińskiego i śp. Janusza Krupskiego - mówi nam osoba znająca donosy "Orsoma" z lat 80. I dodaje, że agent posługiwał się zwykłymi oszczerstwami, np. oskarżał Jeglińskiego o nieuczciwość w prowadzeniu wydawnictwa czy współpracę ze służbami francuskimi.

Numer 9596 informował także o planowanym spotkaniu Michaiła Gorbaczowa z polskim Papieżem. "Wg informacji ks. prof. Krapca i dr. M. Radwana w ramach przewidzianej na pierwszą połowę br. wizyty M. Gorbaczowa w Rzymie dojdzie do jego spotkania z Janem Pawłem II. W pakiecie propozycji wobec Kościoła M. Gorbaczow ma m.in. do zaoferowania otwarcie seminarium dla alumnów pochodzenia polskiego na terenie ZSRR" - donosił. Mocodawcy oczekiwali też od niego oceny aktualnej sytuacji w kraju. "Po X Plenum Mazowiecki nie oczekuje większych rewelacji czy zmian personalnych. W opinii M. Jaruzelski jest ciągle 'języczkiem u wagi'. 'Liberałowie' są bez niego za słabi, by samodzielnie działać, a 'konserwatyści' jeszcze nie na tyle silni, by go otwarcie krytykować" - ocenia "Orsom" w notatce, do której dotarł "Nasz Dziennik".

Próbowaliśmy zebrać informacje o Tomaszu Turowskim z okresu jego szerokich kontaktów z jezuitami zarówno włoskimi, jak i francuskimi. Wiadomo już, że do zakonu założonego przez św. Ignacego Loyolę wstąpił jako funkcjonariusz SB. Było to w 1975 roku. A do nowicjatu w Rzymie przyjmował go legendarny jezuita o. Antoni Mruk, ostatni spowiednik Jana Pawła II. I już ten początkowy fakt każe stawiać pytania. Dlaczego Turowski, student z Krakowa, wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Rzymie? -

Pewną regułą jest u nas, że wstępuje się do nowicjatu na terenie, z którego się pochodzi. Ale oczywiście są od tej reguły pewne odstępstwa. Na przykład ktoś wstępuje do nowicjatu w kraju, w którym studiował - tłumaczy "Naszemu Dziennikowi" jeden z warszawskich jezuitów.

W czasie pobytu w Rzymie dzisiejszy dyplomata nawiązał kontakt z jezuitami francuskimi. Zaczął wyjeżdżać do Paryża, a potem do Meudon. Tam przebywał w ośrodku, w którym jednocześnie udzielał lekcji języka rosyjskiego i sam poszerzał wiedzę o Związku Sowieckim. Osoba znająca ambasadora w tamtym okresie mówi nam, że Turowski posiadał bardzo dobre kontakty w Watykanie, zwłaszcza w Sekretariacie Stanu i tej części Kurii Rzymskiej, która odpowiada za relację z Kościołem na Wschodzie. - Sprawiał wrażenie, i dawał to odczuć, że spełnia jakąś misję dla Kościoła. Mocno sugerował, że przekłada encykliki Papieża na język rosyjski - mówi nam osoba, która w tamtym czasie spotykała Turowskiego. - Pamiętam go. Przychodził czasami do biura pielgrzymkowego, gdzie pracowałem. Narzekał na Włochy, mówił, że szuka swojego miejsca. Dziwiło mnie to. Po wyborze Jana Pawła II wszystko wyglądało bardzo ciekawie, zwłaszcza z polskiego punktu widzenia - mówi "Naszemu Dziennikowi" jezuita o. Kazimierz Przydatek, od lat pracujący w Rzymie, pierwszy dyrektor Ośrodka i Domu Pielgrzyma "Sursum Corda".

Gdy zbliżał się termin święceń (10 lat od wstąpienia do nowicjatu), Turowski zrezygnował z zakonu. Wrócił do Polski i w roku 1986 wziął ślub. - Otrzymałem zaproszenie na ślub. Tomasz planował wstąpić w związek małżeński z Francuzką, którą w Meudon uczył języka rosyjskiego. Okazało się jednak, że Turowski poślubił swoją uczennicę, ale nie tę Francuzkę, tylko Hiszpankę De Dios De Dios - opowiada nam jego znajomy z tamtych czasów i dodaje, że nie potrafi powiedzieć, skąd nagła zmiana kandydatki na małżonkę. Z informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że francuską narzeczoną Turowskiego była córka socjalistycznego premiera Francji Michela Rocarda, za rządów prezydenta Fran÷oisa Mitterranda. Wiele wskazuje na to, że szeroko reklamowany ślub nie doszedł do skutku w wyniku interwencji francuskiego kontrwywiadu.

Działacz opozycji w PRL i założyciel paryskiego wydawnictwa Editions Spotkania Piotr Jegliński nie chce z nami rozmawiać o Tomaszu Turowskim. - Muszę zapoznać się bliżej z jego szkodliwą działalnością i wtedy wypowiem się na temat Turowskiego - mówi. Kiedy Jegliński zaczął podejrzewać, że dzisiejszy dyplomata jest uwikłany agenturalnie? - Po jego ślubie dostałem wiadomość, że widziano tam funkcjonariuszy bezpieki. Później słyszałem to jeszcze wielokrotnie - ucina rozmowę z "Naszym Dziennikiem". Po tym jak Turowski pojawił się w 1986 roku w PRL, do polskich jezuitów we Włoszech zaczynały docierać informacje o jego związkach ze służbami. - Trudno było cokolwiek stwierdzić, bo o ile w Warszawie krążyły pogłoski, że jest człowiekiem służb, to w Rzymie czy we Francji można było usłyszeć, że Turowskiego szykanuje KGB - mówi nam inna osoba działająca w tamtym czasie w opozycji na emigracji.

Bartoszewski - Oleksy - Turowski Z informacji przekazanych przez Biuro Prasowe MSZ wiemy, iż pracę w tym resorcie podjął 3 maja 1993 roku. Najpierw pracował w Departamencie Europa II, odpowiedzialnym za Europę Wschodnią. W 1996 roku trafił do Moskwy, gdzie w ambasadzie pełnił funkcję radcy, a potem ministra pełnomocnego. Z kolei 5 lat później, jak to określił na posiedzeniu sejmowej komisji kultury lewicowy premier Józef Oleksy, dyplomata odbył "egzotyczną przeprowadzkę" i został ambasadorem RP na Kubie.

Oto w jaki sposób ówczesny minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski przedstawiał polską politykę wobec Kuby i samego Turowskiego: "Mieliśmy tradycyjnie znakomite stosunki z Kubą. Obecnie nie są one aż tak dobre. Trzeba jednak zauważyć, że prezydent Putin okazał zainteresowanie Kubą, zanim okazał zainteresowanie wieloma innymi krajami. Dla nas także coś znaczy" - czytamy w protokole z posiedzenia sejmowej komisji (8.03.2001). Dalej Bartoszewski przedstawia Turowskiego i znów posługuje się "wątkiem rosyjskim": "Chciałbym zaznaczyć, że moja decyzja jest przemyślana. Brałem pod uwagę, jakie będzie stanowisko administracji waszyngtońskiej i Watykanu. Zależało nam na tym, aby stanowisko ambasadora RP w Republice Kuby powierzyć człowiekowi, który może przyczynić się do nowego otwarcia, m.in. przez kontakty kościelne, które na Kubie zaczynają odgrywać istotną rolę dla Fidela Castro" - przekonywał Bartoszewski. I tłumaczył swoją decyzję: "Kandydat ma doświadczenie jeśli chodzi o proces transformacji na terenie postradzieckim. Był wysoko oceniany przez naszych partnerów rosyjskich, o czy wiem drogą nieoficjalną. Jest to nienajgorsza referencja dla Polaka udającego się na Kubę" - przekonywał Bartoszewski.

Józef Oleksy określił wówczas kandydaturę Turowskiego na to stanowisko jako "tajemniczą": "Nie rozumiem wciąż egzotyki przeniesienia z Moskwy na Kubę. (...) Co dla pana będzie priorytetem (...). Nie jest to bez znaczenia w kontekście tajemniczości pańskiej kandydatury" - dopytywał się prominentny polityk lewicy.

Turowski odchodzi, przychodzi Latem 2005 roku Turowski wrócił do Polski z placówki na Kubie i dalej pracował w MSZ jako radca-minister w dyspozycji Biura Kadr i Szkolenia oraz radca-minister w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Od lutego do maja 2007 roku pełnił funkcję ambasadora tytularnego w Departamencie Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej.

Nadanie tego stopnia dyplomatycznego podpisała ówczesna szefowa resortu Anna Fotyga. - Musiało to być na wniosek któregoś z moich zastępców. Nie wiem, ja tego nie kojarzę - mówi minister spraw zagranicznych w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Trzy miesiące po awansie Turowskiego, jak wynika z informacji podanych przez resort spraw zagranicznych, nastąpiło "rozwiązanie stosunku pracy w MSZ".

Nie wiadomo, czy sam się zwolnił, czy to ministerstwo "rozwiązało stosunek pracy". 14 lutego 2010 roku powrócił do pracy w resorcie. Zastanawia fakt, że już dzień później został skierowany do Ambasady RP w Moskwie, na stanowisko kierownika wydziału politycznego.

Wykonując te zadania, brał udział w przygotowaniach wizyt premiera Donalda Tuska, a potem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. - Nie wiem, co się z nim działo, ale nie dziwi jego zniknięcie. Po prostu bał się lustracji. Gdyby w służbach cywilnych została przeprowadzona weryfikacja, to uniknęlibyśmy pewnie takiej sytuacji jak z Turowskim - mówi "Naszemu Dziennikowi" poseł Antoni Macierewicz, opozycjonista, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. - Tuż przed orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego osobiście byłam atakowana za to, że doprowadziliśmy do złożenia większości oświadczeń lustracyjnych przez dyplomatów - mówi "Naszemu Dziennikowi" minister Fotyga.

Turowski wrócił do MSZ w maju 2007 roku. Jak już informowaliśmy, wiele wskazuje, iż to właśnie Turowski domagał się od rosyjskich funkcjonariuszy zniszczenia nagrania polskiego operatora, który filmował miejsce katastrofy. Antoni Macierewicz zwraca też uwagę na status, jaki w wywiadzie PRL miał Turski. - Należał do tzw. nielegałów. Z tej służby się nie wychodzi. Nie mam wątpliwości, że ta sprawa powinna być przedmiotem najsilniejszego zainteresowania ze strony polskiego kontrwywiadu. Jeżeli tego nie zrobiono, to odpowiedzialny za to, co się stało, jest premier Donald Tusk jako człowiek, któremu bezpośrednio podlegają służby specjalne - uważa.

Mariusz Majewski

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101224&typ=po&id=po03.txt

Etykietowanie:

111 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Rosjanie zamknęli bramę Siewiernego do zmroku

Nagle do stojących nieopodal naszych ochroniarzy podbiegł ktoś w polskim mundurze i bardzo przejęty pytał ich o samolot, którym mieliśmy odlecieć do Polski. Ochroniarze odpowiedzieli, że jest w powietrzu, bo wówczas leciał po nas do Smoleńska. Wtedy ten człowiek powiedział, żeby pilot natychmiast kontaktował się z ziemią i żeby przez cały czas był na linii z tymi ochroniarzami, bo jak powiedział: "Jezus Maria, będzie druga tragedia", i mówił jeszcze coś o tym, że "ten samolot też chcą zestrzelić"

Z Janem Marią Tomaszewskim, bratem ciotecznym tragicznie zmarłego w drodze do Katynia Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego oraz Prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Marta Ziarnik Minęło już ponad osiem miesięcy od katastrofy pod Smoleńskiem. Jak ocenia Pan śledztwo w sprawie wyjaśnienia jej przyczyn i przebiegu? - Jakie śledztwo, pani redaktor? Nie ma żadnego śledztwa! Cały czas mamy do czynienia jedynie z kombinacjami. Jest to stek zaprzeczeń, zakłamań, sprostowań i gdybania, co by powiedzieli Rosjanie w tym momencie, a czego by nie powiedzieli; czego mogą chcieć i oczekiwać. O czym my więc rozmawiamy? O jakim śledztwie mówimy? Ja nie wierzę w ani jedno słowo, które Rosjanie powiedzieli czy opublikowali. Absolutnie nie wierzę też tej naszej ekipie rządzącej, że ona cokolwiek zrobi. Te wszystkie dokumenty, o których ciągle słyszymy, że je dostaliśmy, według mnie nie mają żadnej wartości. Rosjanie nie są w stanie powiedzieć żadnej prawdy, jeśli to będzie na ich szkodę. Całe to śledztwo nie jest więc niczym innym jak tylko jednym wielkim zakłamaniem. Zacieranie i zamydlanie, to i owszem, jest. Ale nie ma śledztwa. Zamiast niego jest zwykła farsa. Goszczący w Polsce na początku tego miesiąca prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew powiedział, że wszystkie nagrania z czarnych skrzynek zostały stronie polskiej już udostępnione. A przecież, ludzie kochani, to jest jedno wielkie oszustwo! W kwietniu mógł Pan przypuszczać, że to postępowanie będzie tak właśnie prowadzone? - Jestem człowiekiem, który żył już trochę w poprzednim wieku i pewne tego typu doświadczenia nabył, w związku z czym od samego początku wiedziałem, że tak naprawdę nic z tego śledztwa nie będzie. Byłem pewien, że wszystko zostanie zamydlone i zasłonięte wieloma tajemnicami. Już na samym początku wiedziałem, że Rosjanie będą to tak gmatwać i tuszować, żeby nic z tego nie wyszło. Bo pytam - jak to jest możliwe, że nasi prokuratorzy nie pojechali do Smoleńska od razu? Dlaczego oni nic nie wnieśli do tego śledztwa? Dlaczego oddali wszystko Rosjanom i zdali się całkowicie na nich? Ale to nie tylko prokuratorzy są za to odpowiedzialni. Co robił premier polskiego rządu, gdy ważyły się losy formuły śledztwa smoleńskiego? - No, jak to co? Robił to, co zwykle, czyli dobrą minę do złej gry. To nie Donald Tusk uzgadniał warunki z Rosjanami, tylko Rosjanie je naszemu premierowi oznajmili. On je tylko przyjął do wiadomości. Taka forma jemu odpowiada. Jakie tezy, Pana zdaniem, znajdują się w raporcie rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego? - Nic istotnego i prawdziwego. Na pewno są tam same bzdury. Z tego, co wynika z informacji podawanych w mediach, wnioskuję, że w raporcie Rosjanie podtrzymują teorię o winie pilotów, bo przecież nie strzelą sobie gola do własnej bramki. Jakby to wyglądało w przeciwnym wypadku? Sami Rosjanie remontowali tego tupolewa i teraz mieliby się przyznać, że coś źle zostało zrobione?! Co też to jest za raport, skoro do tej pory Rosjanie nie dali nam żadnej odpowiedzi na nasze pytania dotyczące katastrofy... To co, nagle te odpowiedzi znajdą? Pan w wersję o winie pilotów lansowaną od 10 kwietnia jako oczywistość nie wierzy? - Absolutnie nie! Sądzi Pan, że poznamy faktyczną przyczynę katastrofy? - Mam nadzieję, że prędzej czy później poznamy prawdę. Nie ma bowiem takiej zbrodni, w której nie popełniono jakiegoś błędu. Biorąc też pod uwagę techniki, którymi obecnie dysponujemy, myślę, że jest to już kwestia czysto polityczna, iż do tej pory nie znamy prawdy. Nie sądzę też, że jeśli zwykły samolot cywilny jest ciągle obserwowany, to samolot z prezydentem na pokładzie nie. Taka maszyna na pewno jest obserwowana jeszcze staranniej. Jestem więc pewien, że z czasem ukrywane dzisiaj fakty wyjdą na jaw. Sądzę bowiem, że jeżeli technika będzie szła do przodu w takim tempie jak dotychczas, to może niedługo jakiś sprytny młody człowiek włamie się do jakiegoś tajnego systemu i ujawni prawdę. Tylko w taki sposób czegoś się dowiemy, bo inaczej - czyli od samych Rosjan - to na pewno nie. Może wówczas tym wszystkim wpatrzonym w Rosję politykom i dziennikarzom spadnie wreszcie zasłona z oczu i przejrzą. Jednak o katastrofie samolotu z generałem Władysławem Sikorskim dopiero po 70 latach uzyskaliśmy część informacji, choć wywiad brytyjski od początku miał wiedzę na jej temat. - Tak, ale wtedy nie było komputerów i internetu. Dziś już to wszystko jest i są informatycy, którzy potrafią włamywać się nawet do amerykańskiego systemu sił zbrojnych. Sądzę, że jeżeli naprawdę dobry informatyk się uweźmie, to da radę włamać się i do takich informacji. Nie ma takich zabezpieczeń, których nie można by było złamać. Wystarczy spojrzeć chociażby na najnowsze sensacje, które ujawnia portal WikiLeaks. To nic innego jak stenogramy z rozmów dyplomatycznych na najwyższych szczeblach. Jest to takie pogrożenie palcem i powiedzenie, że "jeśli chcemy, to możemy". W okresie poprzedzającym katastrofę smoleńską Prezydent był obiektem ataków i drwin ze strony takich polityków, jak: Palikot, Sikorski, Niesiołowski, Komorowski i Tusk. Po 10 kwietnia wiele kontrowersyjnych umów, łącznie z umową gazową, którą Lech Kaczyński drobiazgowo analizował, szybko zostało podpisanych... Nie za dużo tych "przypadków"? - Zgadzam się z panią w stu procentach. W polityce nie ma żadnych przypadków. Pamiętajmy, że wraz ze śmiercią Leszka poległy nie tylko kwestie gazowe, ale także tak bliska mojemu bratu ciotecznemu sprawa Gruzji i jeszcze wiele innych, które narażały go na nienawiść naszych wschodnich sąsiadów. Ja do Rosjan nie mam najmniejszego zaufania, na co "zasłużyli" sobie wieloletnią pracą. Jeśli ktoś ma do nich zaufanie i uważa, że można z nimi rozmawiać, to gdy kiedyś - mówiąc brutalnie - dostanie w łeb, to będzie już tylko jego wina. Wracając zaś do wątku słownej nagonki prowadzonej przez wspomnianych polityków, muszę powiedzieć, że to, co się obecnie wyprawia w polityce, jest wprost przerażające. Straszny jest ten stosowany przez nich język. O ile np. ja mógłbym sobie jeszcze pozwolić na wygłaszanie podczas rozmowy z panią pewnych uwag, to politykom już to nie przystoi z racji chociażby tego, że słuchają ich miliony. A u nas duża część społeczeństwa nie myśli niestety samodzielnie i nie wyciąga samodzielnie wniosków. Myśli jedynie pod dyktando pewnej gazety. To jest bardzo smutne i bardzo nad tym boleję. Media na długo przed katastrofą wyspecjalizowały się w kampanii przeciwko Prezydentowi Kaczyńskiemu. - Tak, to prawda. Na długo przed katastrofą pod Smoleńskiem zaczęła się kampania przeciwko moim braciom, swoista wręcz histeria, rozpętana przez znane wszystkim środowiska dziennikarskie i polityczne. Ta histeria nadal trwa. W mojej głowie - głowie artysty plastyka - powstał obraz kumulacji tej całej złej energii zbierającej się wokół Leszka. I w końcu nastąpiło sprzężenie tej energii, które doprowadziło do nieszczęścia. Ja nie mówię oczywiście w tym momencie o jakichś technicznych sprawach, tylko o tej złej myśli, wściekłych prądach. Ci wszyscy, którzy tę nagonkę przeciwko Leszkowi nakręcali, teraz nakręcają ją przeciwko Jarkowi, ciągle podkreślając, że ma on "ciężki charakter". Ale proszę mi powiedzieć, czy lepiej mieć charakter i ideały, czy też lepiej tego charakteru w ogóle nie mieć - jak chociażby premier Tusk? Moim zdaniem, Polsce wystarczy już swoistych "galaret" i "meduz", ludzi bez wyrazu. Niestety, ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, dlaczego Leszek był przedstawiany tak, jak teraz jest przedstawiany Jarek. Czyli w świetle zupełnie innym, niż jest w rzeczywistości. Leszek był człowiekiem cudownym i naprawdę bardzo rzadko teraz się spotyka ludzi tak jak on dobrych, mądrych i wyrozumiałych. Myślę, że Polska jeszcze długo będzie czekała na takiego prezydenta, jakim był Leszek. Ci, co wypisują te wszystkie bzdury na jego temat, którzy twierdzą, że był on najgorszym prezydentem, to są chorzy z nienawiści ludzie albo sabotażyści, którzy próbują pchnąć Polskę w rosyjskie łapy. Takie odnoszę wrażenie. Ja tę wściekłość budowaną wobec moich braci obserwowałem z olbrzymim zdziwieniem, gdyż czegoś takiego nigdzie wcześniej nie widziałem. Chociażby w Austrii, gdzie spędziłem kilkanaście lat, taki seans nienawiści nigdy nie mógłby się pojawić. Dlaczego dzieje się tak w Polsce? - To, co się od jakiegoś czasu wyprawia w Polsce, to jest fenomen - niestety niechlubny. Powinniśmy się zastanowić, czy rzeczywiście wszyscy uczestnicy dzisiejszego życia politycznego to prawdziwi politycy. Weźmy na przykład takiego pana Palikota. Dla mnie jest to awanturnik stosujący upiorną retorykę, człowiek bezwzględny i zainteresowany wyłącznie podsycaniem konfliktów. Prawdziwym "mięsem" rzuca też pan Niesiołowski, który oskarża wszystkich o agresję, podczas gdy sam jest najbardziej agresywnym graczem na polskiej scenie politycznej. To jest wręcz niesłychane, co ci ludzie wyprawiają! Wróćmy do 10 kwietnia. Pana zdaniem, ktoś mógł mieć interes w tym, by ten lot zakończył się tragicznie? - Przepraszam bardzo, ale skoro Rosjanie potrafili wymordować swoją inteligencję, całą generalicję i nie tylko (tzw. czystki), to co o nich można sądzić? Przecież już udowodnili, że wymordowanie niemal całego narodu nie jest problemem. I nie chcę tworzyć tutaj jakichś spiskowych teorii, ale już w pierwszym telefonie, jaki dostałem od znajomych z Austrii, powiedzieli mi, że mają informacje, iż był to zamach. Niektórzy mogą powiedzieć, że niesłusznie ciągle atakuję Rosję. Ale proszę mnie zrozumieć, że cała moja rodzina - jeszcze z dziada pradziada, zbyt wiele przez Rosjan wycierpiała i mój żal jest uzasadniony. Między innymi mój wuj Jan został zamordowany w Ostaszkowie. W kraju tym zginęła także moja kuzynka, nie licząc już zaborów itp., przez które cierpieli moi dziadkowie. Jak zapamiętał Pan dzień katastrofy? - 10 kwietnia całkowicie zmienił się mój świat i już nigdy nie będzie on taki, jaki był przedtem. To była zbyt wielka tragedia. Tego dnia wieczorem był Pan razem z Jarosławem Kaczyńskim w Smoleńsku. - Tak. Zaraz po tym, jak dowiedziałem się o katastrofie, pojechałem do szpitala do cioci, u której był już Jarek. Na początku też ciągle jeszcze miałem nadzieję, że wśród osób, które - jak podawały na początku media - przeżyły, będzie Leszek. Chwilę później okazało się jednak, że niestety wszyscy nie żyją, i od tego momentu wszystko działo się jak w kalejdoskopie. Szybko został zorganizowany samolot, którym wraz z Jarkiem polecieliśmy do Witebska. Wówczas właśnie zrozumiałem, gdzie kończą się Europa i europejska cywilizacja. Kończą się - nie jak wszyscy myślą - na Polsce, tylko na Białorusi, a dokładnie na granicy białorusko-rosyjskiej. Chciałbym zauważyć, że pomimo panującego tam reżimu Białorusini zachowali się wobec nas naprawdę dobrze. Byli wyrozumiali i zorganizowani i wszystko na nasz przyjazd było przygotowane tak, jak być powinno. Także do granicy rosyjskiej wszystko było zorganizowane bardzo dobrze. Trasę pokonaliśmy w błyskawicznym tempie i na tym odcinku, gdy mijaliśmy jakichś milicjantów, to pamiętam, że nam salutowali. Horror zaczął się właśnie na granicy z Rosją. Co się wydarzyło? - Właśnie tam zaczęła się historia z celowym opóźnianiem naszego dotarcia do Smoleńska, z niezrozumiałym przetrzymywaniem nas na granicy, pomimo że w naszym autokarze byli sami dyplomaci, parlamentarzyści. To było wręcz niewyobrażalne! Zaczęła się nasza niekończąca się podróż i po tych przeżyciach nie chcę już nigdy jechać do Rosji. Temu opóźnianiu nie było końca. W pewnym momencie doszło do tego, że podróżująca z nami pani z polskiego konsulatu w Moskwie zatrzymała autobus i zapytała tych milicjantów, dlaczego tak wolno jedziemy. Jeden z nich odpowiedział wreszcie szczerze, że "taki był prikaz". Oni wszyscy nas tyle godzin wstrzymywali dlatego, że czekali, aż przejedzie Tusk. I później przejechała obok nas duża kolumna, w której zauważyłem siedzącego w samochodzie naszego premiera. Wtedy jeszcze myśleliśmy, że chciano nas dołączyć do tej jadącej na sygnałach i w obstawie kilku samochodów i motorów kolumny. Ale tak się nie stało. - No, nie. Zaraz też rozwiały się nasze nadzieje na to, że wreszcie będziemy jechać w normalnym tempie. Nic podobnego nie nastąpiło. Choć do tej pory jechaliśmy z prędkością około 20 kilometrów na godzinę, to po wyprzedzeniu nas przez kolumnę z Tuskiem nasze tempo jeszcze zmalało! Co więcej, Rosjanie zaczęli robić takie idiotyczne numery, że na - nazwijmy to - rondach nasz pilot zaczął jeździć w kółko, żeby tylko dodatkowo nas opóźnić. Udawał, że nie wie, w którym kierunku mamy dalej jechać. Przecież to jest niewyobrażalne! Kiedy wreszcie dojechaliśmy do lotniska, zostaliśmy zaskoczeni po raz kolejny, gdyż zamknięto nam przed nosem bramę. Wówczas było jeszcze jasno. Trzymali nas tak długo, aż zapadł zmierzch. Oni zdecydowanie wszystko tam ukrywali przed nami. Dlatego kompletną bzdurą jest wygadywanie, jakoby nastąpiło ze strony Rosji jakieś "otwarcie". Wszystko to, co teraz się wyprawia - czyli między innymi wizyta Dmitrija Miedwiediewa w Polsce - nazywanie tego "otwarciem" i "gestami współpracy" to jakaś paranoja. Kto takie rzeczy wymyśla? Chińczycy mieli rację, budując mur... Mówi Pan, że Rosjanie coś ukrywali. Mógłby Pan to sprecyzować? - W jakim innym celu był potrzebny cały ten cyrk związany chociażby z niszczeniem dowodów, rozpowszechnianiem nieprawdziwej godziny katastrofy itp.? Z tego powodu wstrzymywano przez wiele godzin Państwa przyjazd? - Moim zdaniem tak. Dlatego podkreślam, że na miejsce katastrofy powinny przyjechać przede wszystkim polskie ekipy śledcze, a nie Tusk, który robił z Putinem show. Odpowiadając jednak na pani pytanie, to przecież wiadomo, że współczesne techniki są bardzo rozpowszechnione i każdy z nas miał telefon z wbudowanym aparatem fotograficznym. Myślę, że prawdopodobnie chodziło o to, byśmy nie sfotografowali tego miejsca, by czasem w ten sposób czegoś później nie odkryć... Jednak zdjęcia i tak robiono. - No tak, ale to były zdjęcia robione w ciemności. Więc na nich i tak dużo się już nie zobaczy. Poza tym do tego czasu można było dużo rzeczy ukryć. Kto przyjmował na lotnisku Państwa delegację? - Nikt. Najpierw - jak już mówiłem - zamknięto nam bramę przed nosem, a później przez kilkadziesiąt minut trwały pertraktacje, byśmy mogli wreszcie wjechać na teren lotniska. Ludzie z konsulatu wydzwaniali do Moskwy i w wiele innych miejsc. Wpuścili nas dopiero wtedy, gdy już zrobiło się ciemno. Kiedy wreszcie weszliśmy na teren lotniska, zauważyłem masę ekip telewizyjnych i dziennikarzy, a w środku namiotu Tuska z Putinem robiących sobie zdjęcia. My ten cały zgiełk ominęliśmy, by pójść złożyć hołd naszym bliskim w miejscu katastrofy. To zostało wykorzystane. Były przecież pretensje o to, że Jarosław Kaczyński nie poszedł najpierw przywitać się z premierami. - To już była przesada. Przecież jeśli umiera nam ktoś bliski, to nie my powinniśmy chodzić do ludzi i prosić ich o kondolencje. Powinno być odwrotnie. Więc to wszystko, co później pisała prasa i podawała telewizja, to było poplątanie z pomieszaniem. Doprawdy nie wiem, jak takie pomysły mogły zrodzić się w głowach tych dziennikarzy. Gdy później czytałem te wszystkie komentarze na ten temat, to nie wierzyłem własnym oczom. Nie było problemów z odnalezieniem ciała Pana Prezydenta? - Raczej nie. Leszek jako Prezydent miał najprawdopodobniej wszyty w garnitur chip, dzięki któremu można go było odnaleźć przez GPS. I podejrzewam, że w taki właśnie sposób Leszka znaleziono. Zobaczył Pan ciało Prezydenta Kaczyńskiego... - To są bardzo ciężkie wspomnienia. Leszek leżał na ziemi, przykryty tylko jakimś prześcieradłem lub workiem. Wszędzie wokoło było błoto i krew. Dalej nie chcę już opisywać, jak to wyglądało, bo to był zbyt makabryczny widok... Rosjanie nawet nie byli łaskawi postawić nad nim chociażby prowizorycznego namiotu. Jestem pełen podziwu dla Jarka, dla jego siły charakteru, że przetrzymał taki widok brata. Pamiętam jeszcze, że obok leżało ciało wicemarszałka Krzysztofa Putry. Poznałem go po charakterystycznych wąsach. Jak wyglądał sam teren katastrofy? - To było coś przerażającego. Z tego, co zdążyłem dostrzec w świetle tych małych reflektorów, to pamiętam mieszaninę wszystkich części samolotu, drzew i ciał. Mieszaninę błota i krwi. To wszystko wyglądało jak teren po wybuchu. Powyrywane małe kawałki blach, ludzkich ciał, foteli itp. Zauważyłem tam też takie duże worki, których normalnie używamy na śmieci. I w tych workach były najprawdopodobniej ludzkie szczątki, pozrzucane pod jakimś murem. Skąd skojarzenie z wybuchem? - Nie wiem, czy widziała pani kiedyś zdjęcia katastrof lotniczych z podobnych przypadków, maszyn o podobnych gabarytach. Ja widziałem, i to wiele. I na żadnym z tych zdjęć czy filmików żaden samolot nie był w aż takich poszarpanych kawałeczkach. Tamte samoloty były przełamane w dwóch, trzech, czterech częściach. A jak wyglądał nasz samolot? Na własne oczy widziałem, że był roztrzaskany na drobniusieńkie kawałeczki. A upadł z wysokości drzew. Proszę mi powiedzieć, jak takie delikatne drzewko, jakim jest brzoza, mogło doprowadzić do oderwania części skrzydła tak potężnego samolotu? Podobnych pytań można w tym miejscu stawiać jeszcze wiele. Pana zdaniem teren ten został odpowiednio zabezpieczony? - To nie było nic nadzwyczajnego. Wypadki, które widziałem na terenie Niemiec i Austrii, nawet takie zwykłe, drogowe, były dużo lepiej zabezpieczone niż to miejsce w Smoleńsku. Przynajmniej ta część, którą ja widziałem. Po tym terenie, na którym nastąpił rozrzut samolotu, jeździły potężne samochody, co - moim zdaniem - wyglądało jak celowe niszczenie śladów. Kręciło się tam też masę osób, i to w sposób zupełnie nieskoordynowany. Moje pierwsze wrażenie z tego miejsca mógłbym określić dwoma słowami: totalny chaos. Zastanawiam się, czy nie był to czasem specjalny brak organizacji. W Rosji nie ma bowiem przypadków. Kiedy później widziałem w telewizji relacje z tego miejsca, to wszystko cały czas wyglądało tak samo. Sądząc więc po tym, co zobaczyłem na miejscu, od razu podejrzewałem, że nasi archeolodzy, którzy tam w październiku byli - pomimo że minister Ewa Kopacz zapewniała, że wszystko zostało fantastycznie zabezpieczone, przesiane itp. - znajdą bardzo dużo rzeczy i dowodów. Czas niestety pokazał, że moje podejrzenia były słuszne. W zachowaniu Rosjan zauważył Pan inne niepokojące elementy? - Co bardzo mnie tam na miejscu zastanowiło, to sytuacja, że w pewnym momencie, gdy poszedłem do autobusu - chyba po płaszcz, nagle do stojących nieopodal naszych ochroniarzy podbiegł ktoś w polskim mundurze i bardzo przejęty pytał ich o samolot, którym mieliśmy odlecieć do Polski. Ochroniarze odpowiedzieli, że jest w powietrzu, bo wówczas leciał po nas do Smoleńska. Wtedy ten człowiek powiedział, żeby pilot natychmiast kontaktował się z ziemią i żeby przez cały czas był na linii z tymi ochroniarzami, bo jak powiedział: "Jezus Maria, będzie druga tragedia", i mówił jeszcze coś o tym, że "ten samolot też chcą zestrzelić". Dokładnie tych słów może już nie pamiętam, bo to było ponad osiem miesięcy temu, a ja też byłem wówczas w szoku. Ale taki był ich sens. Ten wojskowy powiedział to przy Panu? - Nie, oni mnie nie widzieli, bo ja znajdowałem się w ciemnym autobusie. Słyszałem to jednak przez otwarte drzwi. Jak na te słowa zareagowali ci ochroniarze? - Zapanowała wśród nich konsternacja i zaczęli się między sobą naradzać. Dalszej wymiany zdań jednak już nie usłyszałem. Jak wyglądał Państwa powrót do Polski? - Lecieliśmy już ze smoleńskiego lotniska. Ten powrót też był bardzo "ciekawy", bo Rosjanie również wtedy robili nam dużo problemów i utrudnień. Nie tylko z samym lotem, ale i z oddaniem nam ciała Leszka, byśmy mogli je zabrać do Polski. Najpierw była mowa, że możemy Leszka zabrać ze sobą, później - po trzech godzinach - powiedzieli nam jednak, że nie możemy go wziąć, bo nie zgadza się na to Putin. Dlaczego się nie zgadzał? - Nie wiem. Nikt nam nic nie chciał powiedzieć. A nie było z Państwem prawnika lub innej osoby, która mogłaby doradzić w sprawach tego typu? Mieli Państwo prawo zabrać ciało Prezydenta. - Chyba nikogo takiego z nami nie było. Nasz wylot był spontaniczny i szybko musiał być zorganizowany. W takiej sytuacji, proszę zrozumieć, że ani ja, ani Jarek nie byliśmy w stanie racjonalnie pomyśleć, kto będzie tam, na miejscu, nam potrzebny. W Smoleńsku też nie zapewniono Państwu opieki prawnej? - Nie. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, to ja bym zupełnie inaczej wówczas postąpił. A mianowicie? - Po pierwsze, wziąłbym ze sobą kamerę i aparat fotograficzny i kręcił wszystko, co widziałem, wszystko to, co tam się działo. I nie wróciłbym do Polski z resztą delegacji, tylko został na miejscu i poprosił o to samo kilku posłów. Dziś też poprosiłbym naszą ekipę telewizyjną, która była na miejscu, żeby mi pomogli zrobić z tego miejsca i z tych rosyjskich prac materiał. Ale przecież polskim dziennikarzom zabierano kasety i zabroniono filmować teren katastrofy. - Ale w moim przypadku to byłaby inna sytuacja. Ja jestem przecież bratem ciotecznym tragicznie zmarłego Prezydenta i mam prawo do tego typu informacji. Ale jestem taki mądry dopiero teraz. Wtedy, 10 kwietnia, byłem w zbyt wielkim szoku, żeby to do mnie dotarło. Wtedy robiłem to, co mi kazali. Tak właśnie działa człowiek w szoku. Mówił Pan też o problemach z odlotem ze Smoleńska. Czego dotyczyły? - Były to sytuacje chociażby tego typu, że kiedy już mieliśmy startować z lotniska w Smoleńsku, nagle samolot został zatrzymany i powiedziano nam, że jeszcze będzie kontrola. I czekaliśmy na tę kontrolę celników i żołnierzy przynajmniej 40 minut. Znów zrobiło się duże zamieszanie i Rosjanie zaczęli sprawdzać samolot z dyplomacją na pokładzie, co nie zdarza się w innych krajach! Oni sprawdzali także, co mieliśmy między siedzeniami - tak jakbyśmy coś wywozili. Ostatecznie wróciliśmy do Polski dopiero koło godziny piątej nad ranem. Niech więc nikt mi nie mówi o jakiejś pomocy ze strony Rosjan, bo tej pomocy nie było. Były natomiast jakieś dziwne i niepotrzebne utrudnienia. Dlaczego kilka godzin wcześniej lądowali Państwo w Witebsku, a nie od razu w Smoleńsku? Przecież taka możliwość była, skoro odlot był już z Siewiernego. - Mnie też to pytanie nurtuje. Moim zdaniem, nie wpuścili nas wcześniej do Smoleńska, żebyśmy przypadkiem z góry nie zrobili zdjęć miejsca katastrofy. Bo proszę pamiętać, że lecieliśmy tam za dnia. Gdyby było inaczej, to niby dlaczego ten nasz samolot, kiedy wysadził nas w Witebsku, przyleciał na lotnisko w Smoleńsku? A wracaliśmy już w środku nocy, kiedy było ciemno i nie było możliwości fotografowania. Korzystając ze sposobności, chciałbym na koniec złożyć wszystkim Czytelnikom "Naszego Dziennika" najserdeczniejsze życzenia radosnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego nowego roku 2011. Życzę także sobie i wyborcom PO, by spadły wreszcie łuski z ich oczu i by wreszcie przejrzeli i zaczęli dostrzegać to, co wyprawia "góra" tej partii.
Dziękuję za rozmowę.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101224&typ=po&id=po04.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Lamelka222

2. .

Jestem bardzo wdzięczna za publikację obu części, szczególnie tej dotyczącej T. Turowskiego.
Serdecznie pozdrawiam.

L'amelka222

avatar użytkownika Maryla

3. RMF.FM: Śledczy z Wojskowej

RMF.FM: Śledczy z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie przesłuchali Tomasza Turowskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej
http://www.wpolityce.pl/view/7122/RMF_FM__Sledczy_z_Wojskowej_Prokuratur...

Śledczy z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie przesłuchali Tomasza Turowskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej

- powiedział RMF FM pułkownik Zbigniew Rzepa. Turowski jako ambasador tytularny w Moskwie był obecny na płycie lotniska Siewiernyj 10 kwietnia.

Na temat jego wiedzy o tym, co zauważył, czy to, czego był świadkiem w Smoleńsku. Mogę tylko powiedzieć, że tutaj w tej sprawie wszystkie dowody są bardzo ważne i bardzo istotne

- mówił pułkownik Rzepa.

Instytut Pamięci Narodowej twierdzi, że Turowski jest kłamcą lustracyjnym.

http://www.wpolityce.pl/view/5815/MSZ_potwierdza__PRL_owski_szpieg_Tomas...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

4. Cenckiewicz o Turowskim:

portal.arcana.pl: Co oznacza zapis z Samodzielnej Ewidencji Operacyjnej Departamentu I, że Tomasz Turowski nosił numer 9596? Co na tej podstawie możemy wywnioskować o jego działalności w ramach służb bezpieczeństwa?

Sławomir Cenckiewicz: Z tego, co jest na temat wiadomo, na tej podstawie, weryfikując różne dane kartoteczne oraz szyfrogramy cywilnych służb wywiadowczych PRL, zidentyfikowano i ustalono związki Turowskiego z komunistyczną bezpieką. Wbrew różnym obiegowym opiniom zachowało się sporo materiałów po Departamencie I MSW, które pozwalają zidentyfikować wielu agentów z nazwiska. Jeśli prawdą jest, że Turowskiemu przypisano pseudonim "Orsom" to również i ja natknąłem się w tzw. materiałach informacyjnych Departamentu I MSW na informacje pochodzące z tego źródła.

portal.arcana.pl: Czy możemy na tej podstawie stwierdzać, że był powiązany z KGB? Czy można po prostu samowolnie przestać być agentem KGB?

S.C.: Tego nie wiemy, możemy jedynie posiłkować się ogólną wiedzą na temat tzw. wydziału nielegałów* (Wydziału XIV) w Departamencie I MSW. Trzeba pamiętać, że zarówno nielegałowie cywilni, jak i wojskowi (chodzi o jednostkę w Zarządzie II Sztabu Generalnego) należeli do najbardziej cennej i sprawdzonej agentury komunistycznych służb. Operowali przez lata na Zachodzie, wtapiając się w zachodnie społeczeństwa, obyczaje, korzystających z fałszywych danych osobowych, często w skrajnie niesprzyjających warunkach ze względu na działania tamtejszych kontrwywiadów. Te specyficzne predyspozycje charakterologiczne i psychologiczne oraz ulokowanie sprawiały, że z talentów nielegałów korzystali często - jak to się określało w dokumentach wywiadu Polski Ludowej - "PR" czyli "przyjaciele radzieccy", a więc także KGB i GRU.

portal.arcana.pl: Czy ewentualne powiązania Turowskiego ze służbami specjalnymi (w tym KGB) mogłyby mieć wpływ na sprawowane przez niego funkcje w MSZ, szczególnie zaś na działalność dyplomatyczną w Moskwie?

S.C.: Tego również nie wiemy i trudno w tej sprawie wyrokować, ale znów - ogólna wiedza na temat służb sowieckich i rosyjskich - każe być w takich sytuacjach skrajnie ostrożnym. Rosjanie bowiem wykorzystują w swoich działaniach jakikolwiek związek z dawnymi tajnymi służbami. Kiedy upadał PRL czy NRD interesowali się zbiorami kartotecznymi i archiwalnymi ówczesnych bratnich służb, mimo, że w ramach systemów informatycznych i koordynacji działań służb mieli do większości danych stały dostęp. Swego czasu, na łamach "Arcanów", opublikowałem raport płk. Henryka Jasika z 1990 r., który alarmował Mazowieckiego i Jaruzelskiego, że w "kontenerarch do Moskwy" wywieziono archiwalia STASI dotyczące spraw polskich. Podobnie było w Polsce - przykładem może być skopiowanie kartoteki WSW dla Sowietów w ostatnich miesiącach istnienia PRL. Podobnych przykładów jest więcej.

portal.arcana.pl: Czy w procesie rekrutacji na ważne stanowiska państwowe pomija się procesy lustracyjne? Jak mogło być w tym wypadku?

S.C.: Wstępny proces lustracyjny opiera się w zasadzie na dwóch elementach - oświadczeniu urzędnika i weryfikacji tego oświadczenia przez IPN. To system wadliwy, ale taki jest stan prawny. Jawność zapisów kartotecznych i ich dostępność oraz otwartość archiwów tajnych służb PRL jest dzisiaj najlepszym zabezpieczeniem przed szantażem i wrogimi działaniami obcych służb. Niestety polskie elity polityczne i prawne, z niewielkimi wyjątkami, tego nigdy nie rozumiały. W dodatku część z nich jest po prostu przeciwna jakiekolwiek lustracji stąd tak zażarta walka by IPN nie publikować danych kartotecznych w Internecie.

portal.arcana.pl: Wedle zeznań Dariusza G. z MSZ dla prokuratury, Turowski miał poinformować go w sobotę 10 kwietnia w południe o przeżyciu 3 osób z katastrofy pod Smoleńskiem. Natomiast w dniach 16-19 kwietnia Turowski był stosunkowo aktywny w informowaniu prasy o przebiegu działań służb rosyjskich w procesie sekcji zwłok ofiar i zbierania szczątków w miejscu katastrofy, zapewniając o przestrzeganiu procedur. Biorąc pod uwagę fakt, że ambasada polska w Moskwie zaangażowana była w przygotowanie dwóch osobnych uroczystości katyńskich, czy rzuca to jakieś podejrzenia na osobę i działalność Turowskiego?

S.C.: Historyk w tej sprawie powinien milczeć. Śledczy, którzy badają okoliczności związane z katastrofą smoleńską, mają natomiast obowiązek sprawdzić każdą, nawet najbardziej radykalną hipotezę.

* nielegał - oficer kadrowy wywiadu działający w warunkach głębokiej konspiracji na terenie obcego kraju poza oficjalnymi strukturami przedstawicielstwa swego kraju. Wyposażony w fikcyjny życiorys (czyli legendę) nielegał przeważnie ma obywatelstwo danego państwa. Nie utrzymuje kontaktów z rezydenturą legalną (np. ambasadą czy konsulatem), a jeśli zostanie schwytany to jest sądzony za działalność szpiegowską jako obywatel danego państwa (czyli jako szpieg).

http://www.portal.arcana.pl/Cenckiewicz-z-talentow-nielegalow-korzystali...

avatar użytkownika kazef

5. Czekam

czego jeszcze dowiemy sie o Turowskim...

Ostatnio zmieniony przez kazef o ndz., 13/02/2011 - 12:11.
avatar użytkownika Maryla

6. @kazef

w najbliższym czasie zapewne niewiele. Jest nie tylko Nielegałem, ale czynnym , obudzonym agentem.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. polega na wywieraniu wpływu

Pitman, oficer sowieckiego wywiadu zagranicznego, opowiada werbowanemu na agenta wpływu białemu emigrantowi, Aleksandrowi Psarowi (założy potem wpływowe wydawnictwo i w kluczowych dla Sowietów momentach będzie powielał ich tezy, osłabiał krytykę, siał zamęt), jakie techniki manipulacyjne stosują rosyjskie (sowieckie) służby specjalne w krajach, które chcą objąć swoim wpływem:

Posługujemy się pięcioma różnymi technikami, pozwalającymi kierować postępowaniem naszego przeciwnika. Po pierwsze, biała propaganda, polegająca po prostu na stałym powtarzaniu "Jesteśmy od was lepsi". Można to powtarzać milion razy.

Dalej, czarna propaganda, do której trzeba trzech partnerów: przypisuje się przeciwnikowi zamiary, których on wcale nie żywi, a które nie będą się podobały temu trzeciemu, to dla niego gra się tę komedię.

Dalej, intoksykacja. To może być dwóch lub trzech partnerów. Chodzi o oszukiwanie za pomocą metod subtelniejszych niż zwykłe kłamstwo. Na przykład nie podrzucam panu fałszywych informacji, ale zaaranżuję coś takiego, że pan mi je wykradnie.

Wreszcie dezinformacja, pojęcie,którego oznaczamy też dla oznaczenia wszystkich tych metod. W węższym sensie dezinformacja jest w stosunku do intoksykacji tym, czym strategia wobec taktyki.

Pitman zatrzymał się, popatrzył na Sekwanę (...).

- A piąty sposób?

Trucizna zaczynała działać.

- Piąty sposób jest tajny, Aleksandrze Dmitryczu. Jesteśmy jedynym mocarstwem, które wypracowało pewne techniki.(...) Jedno słowo tylko: piąty sposób polega na wywieraniu wpływu. Cztery pozostałe to w porównaniu z nimi dziecinne zabawki.

http://www.wpolityce.pl/view/7215/Stare_techniki_wciaz_wokol_nas__Pitman...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. Jutro ma ruszyć proces Tomasza Turowskiego.

Proces lustracyjny Tomasza Turowskiego, do niedawna ambasadora tytularnego RP w Moskwie, wszczęto na wniosek IPN. Instytut podejrzewa, że zataił on informację o swojej szpiegowskiej przeszłości.

W grudniu 2010 r. "Rz" ujawniła, że Turowski co najmniej od połowy lat 70. działał jako "Orsom" – wtyczka komunistycznego wywiadu w Watykanie. SB wysłała go do zakonu jezuitów. Oprócz meldunków z Rzymu przekazywał też informacje o opozycji w Polsce i przeciwnikach komunizmu we Włoszech i Francji.

Do dyplomacji III RP trafił w 1993 r. Był jednym z głównych organizatorów wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu (jako łącznik między MSZ a ówczesnymi urzędnikami Kancelarii Prezydenta). 10 kwietnia był na lotnisku w Smoleńsku, kiedy doszło do katastrofy prezydenckiego samolotu.

Z MSZ odszedł, gdy "Rz" ujawniła jego przeszłość.

http://www.rp.pl/artykul/55271,615511.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Figa

9. Ide o zaklad

ze wlos z glowy mu nie spadnie , tak jak i reszcie swin zapelniajacych tzw Zbior zastrzezony zasobow IPN !!!!!!

Figa

avatar użytkownika Joanna K.

10. Idę o zakład, że P.rezydent Komorowski odznaczy Turowskiego Toma

sza Krzyżem albo Orderem Orła Białego. Kto się zakłada?

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika Maryla

11. Joanna K

wg kryteriów obecnie odznaczanych, nalezy się mu, jak chłopu ziemia.
Orzeł Biały jak nic. Zasłużył.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. Turowski jak capo di tutti capi

http://www.rp.pl/artykul/606016,627636.html

Zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej spotkał się z pracownikiem kancelarii Lecha Kaczyńskiego, Jakubem Oparą. Twierdzi on, że krótko po katastrofie Tomasz Turowski z polskiej ambasady w Moskwie powiedział mu, że prawdopodobnie trzy osoby ją przeżyły.

Taką relację Opara przedstawił wcześniej w mediach. Powtórzył ją na spotkaniu z posłami.

Jak mówił, informację o tym, iż prawdopodobnie trzy osoby katastrofę samolotu Tu-154M przeżyły i zostały odwiezione karetkami, przekazał mu Tomasz Turowski z polskiej ambasady w Moskwie. Było to na płycie lotniska w Smoleńsku. "Powiedział, że widział, czy słyszał jak (...) trzy karetki zabrały trzy ciała, które okazywały znaki życia" - mówił Opara. Zaznaczył, że były przy tym obecne również inne osoby z ambasady, ale słowa te powiedział Turowski. Opara dodał, że wkrótce potem pojawiły się inne informacje - że wszyscy nie żyją.

Szef zespołu Antoni Macierewicz (PiS) pytał też Oparę o zachowanie Turowskiego w dniu katastrofy. Według Opary Turowski sprawiał wrażenie osoby, która była "capo di tutti capi polskiej placówki". "(Był) osobą, z którą wszyscy się liczyli, osobą, która tak naprawdę nie odstępowała pana ambasadora (Jerzego) Bahra na krok, była jego cieniem" - relacjonował. "Cały czas coś tam podszeptywał, chodził (...) pracownicy polskiej placówki na pewno bardzo liczyli się z panem Turowskim" - ocenił.

W styczniu minister spraw zagranicznych przyjął dymisję Turowskiego z funkcji kierownika wydziału politycznego polskiej ambasady w Moskwie. Dymisja miała związek z jego oświadczeniem lustracyjnym. W połowie grudnia "Rzeczpospolita" napisała, że według IPN Turowski jest kłamcą lustracyjnym. Według informacji "Rz" Turowski był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym jako szpieg do zakonu jezuitów w Watykanie. Dyplomata uchodzi za jednego ze współautorów zwrotu w stosunkach polsko-rosyjskich w okresie rządów Donalda Tuska. Wymieniany był jako kandydat na ambasadora w Watykanie.

Zastraszanie zespołu Macierewicza

W związku z działalnością zespołu Macierewicza, klub PiS we wtorek wieczorem przyjął przez aklamację uchwałę mówiącą o zastraszaniu pracowników Biura Zespołu Parlamentarnego Ds. Katastrofy Smoleńskiej. Jak informują posłowie PiS, chodzi o szefa tego biura - Bartłomieja Misiewicza oraz szefa zespołu doradców Piotra Bączka. Jak poinformowało w środę PAP biuro prasowe klubu PiS, uchwała ma zostać przesłana do marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, a także przekazana do wiadomości szefa MSWiA Jerzego Millera.

"Czuję się zastraszony" - powiedział Misiewicz. Jak wyjaśnił, 11 lutego otrzymał SMS o treści: "Proszę się nawrócić. Modlę się w Twojej intencji". Pięć dni później zaś - opowiadał - przebito mu oponę w samochodzie zaparkowanym pod jego domem w Łomiankach. Natomiast Piotrowi Bączkowi - dodał - tego dnia powieszono na furtce domu martwą wiewiórkę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Morsik

13. Tygodnik "S", dzisiaj:

"Szpieg z lotniska Siewiernyj"

 Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...

avatar użytkownika kazef

14. @Morsik

Wielkie dzięki za link. We wspomnieniach Jeglińskiego pojawia się kilka ciekawych informacji...

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

15. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Czy my jeszcze jesteśmy Polską, czy republiką bananowa w której rządzą sowieci.

Ukłony moje najnizse

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

16. Turowski - stróż J.Kaczyńskiego w Smoleńsku

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

17. To był raczej zły duch

niż aniół stróż.
Mam nadzieję, że kolejne informacje o Turowskim zaczną być ujawniane, bo mnóstwo ludzi musiało miec z nim stycznośc w róznych sytuacjach. Choćny ten wywiad z Jeglińskim wskazuje, że Turowski był mocno zaangażowany w zakulisowe działania przy przełomie 1989 r.

avatar użytkownika gość z drogi

18. "Anioł Stróż" Urzędującego Polskiego Prezydenta

sp Profesora Lecha Kaczyńskiego
dalej stróż niemieckiej chałupy ,ministrem rzecznikiem....podobno Polskiego rządu....
dużo tych
"aniołów stróżów"......słusznie tak nazywaliśmy w dawno minionych latach
opiekunów strategicznych przedsiębiorstw.......ale tamtych
znaliśmy z nazwiska ,z wypastowanych butów,oraz z garniturów......
a Obecni,czyli dawniejsi....jak mamy ich rozpoznać..........?

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

19. "cave tibi a cane muto"

czyli "strzeż się milczącego psa !"
to motto Milczących PSÓW ,pana Łysiaka
a oto zdanie
świetnie nawiązujące do Aniołow Stróżów,czyli takich jak Tomasz Turowski
" Batory był silny,więc "milczące psy"
nie mogły go skutecznie pohamować inaczej,jak sprowadzając nań "niespodziewany" zgon"
/str 26,Waldemar Łysiak...Milczące psy"/

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

20. Pani Gość z Drogi,

Szanowna Pani Zofio,

Pani pisze:
Cave tibi a cane muto et aqua silente

Takich silent canis mamy w Polsce dostatek.

Ukłony najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika gość z drogi

21. Panie Michale :)

Ma Pan Rację,zbyt dużo.......
Najgorsze jest to,ze nigdy nie POnoszą odpowiedzialności,za nic...........wszak są na służbie tyle ,że nie na Polskiej............
Od czasu do czasu dowiadujemy się, ale to zwykle przez przypadek,lub chciwość
owych stróży,gdy składają wnioski emerytalne, i wpisują PRACĘ w resorcie, a
odważny referent,to ujawni.....

serd pozdr

Ostatnio zmieniony przez gość z drogi o czw., 17/03/2011 - 16:13.

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

22. "Matrioszki" wywiadu wojskowego PRL

http://www.videofact.com/cenckiewicz_nielegalowie_2011.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

23. kolejny "dyplomata" Sikorskiego

IPN skierował wniosek do sądu o uznanie, że pan
Pintera skłamał w swoim oświadczeniu lustracyjnym 

Informuje, że będzie wnioskował o wyłączenie jawności procesu bo w
aktach są materiały opatrzone klauzulami niejawności. Może to oznaczać,
że Pintera był oficerem komunistycznych służb specjalnych a nie ich
współpracownikiem. Pintera to kolejny dyplomata polski z Moskwy w
sprawie którego IPN skierował wniosek lustracyjny do Sądu.

Poprzednim był ambasador tytularny Tomasz Turowski.

Dziś warszawski Sąd Okręgowy za kłamczynię lustracyjną uznał inną
pracownicę Ministerstwa Spraw Zagranicznych Janinnę Biernacką. Ukryła on
w oświadczeniu lustracyjnym, że była cywilnym pracownikiem Biura „C"
MSW (archiwum Służby Bezpieczeństwa).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

24. Dyplomata, który w czasach

Dyplomata, który w czasach PRL inwigilował Watykan i szpiegował Jana Pawła II, może wciąż liczyć na poufność i ochronę

Rusza proces Turowskiego


Ambasador
tytularny Tomasz Turowski stanie jutro przed sądem lustracyjnym, który
prawdopodobnie utajni proces z uwagi na możliwość ujawnienia tajemnicy
państwowej. Turowski był odpowiedzialny za przygotowanie wizyty
prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 roku.


Jutro
przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpocznie się proces lustracyjny
Tomasza Turowskiego. Prawdopodobnie będzie on tajny. Czy IPN będzie
wnosił o wyłączenie jego jawności? - O tym, czy postępowanie będzie
utajnione, zadecyduje sąd. To pierwszy termin rozprawy. Jeśli wnioski w
tej sprawie będą składane przez prokuratora, to dobrze, by sąd
dowiedział się o nich bezpośrednio od niego, a nie z mediów - odpowiada
prokurator Jarosław Skrok, naczelnik Oddziałowego Biura Lustracyjnego w
Warszawie. - Decyzja z naszego punktu widzenia jest już pewna - dodaje.
Turowski
pojawił się już raz w sądzie w lutym. Było to pierwsze posiedzenie w
sprawie wszczęcia postępowania lustracyjnego w jego sprawie. - Jeśli już
wtedy sąd zdecydował się utajnić posiedzenie, to prawdopodobnie
podejmie podobną decyzję na pierwszej rozprawie - zaznacza prokurator.
Na salę rozpraw w warszawskim sądzie okręgowym, gdzie przed XVIII
Wydziałem Karnym odbędzie się jego sprawa, był wówczas konwojowany przez
grupę antyterrorystów oraz człowieka, który chronił go przed
dziennikarzami i kamerami. Główną zasadą spraw lustracyjnych jest ich
jawność. - Jednak zgodnie z art. 18 ustawy o ujawnianiu informacji o
dokumentach organów bezpieczeństwa z lat 1944-1990 w pewnych wypadkach
sąd może jawność wyłączyć - przypomina prokurator Skrok. Chodzi o obawę
ujawnienia informacji niejawnych.
Tomasz Turowski został zwolniony z
pracy w MSZ po tym, jak w grudniu ubiegłego roku pion lustracyjny
Instytutu Pamięci Narodowej skierował wniosek o wszczęcie wobec niego
postępowania lustracyjnego, podejrzewając Turowskiego o złożenie
fałszywego oświadczenia lustracyjnego. Oskarżycielem z ramienia IPN jest
prokurator Aneta Rafałko. To na jej wniosek sąd zdecydował się utajnić
pierwsze posiedzenie sądu.
Jeszcze kilka miesięcy temu Turowski był
ambasadorem tytularnym w Moskwie. Tytuł taki otrzymują zazwyczaj osoby
zasłużone dla służby dyplomatycznej swojego kraju i używają go bez
względu na to, czy w danym momencie pełnią funkcję ambasadora jako szefa
misji dyplomatycznej. Jak się okazało, w tej randze Turowski był przed
rokiem głównym organizatorem wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w
Katyniu, która miała odbyć się 10 kwietnia 2010 roku. Z relacji
pracowników Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wynika, że odgrywał
on pierwszoplanową rolę także po katastrofie, gdy na płycie
smoleńskiego lotniska pojawili się Donald Tusk i Jarosław Kaczyński.
Według
tego, co podawały media, Turowski przez lata był pracownikiem wywiadu
PRL. W 1975 roku po wstąpieniu do zakonu jezuitów jako przeszkolony
oficer wywiadu został wysłany na misję do Watykanu. Pod przykryciem miał
działać tam aż przez 10 lat, a więc dokładnie w czasie, gdy pontyfikat
rozpoczynał Jan Paweł II, i wtedy gdy doszło do nieudanej próby zamachu
na jego życie. Meldunki przypisywane Turowskiemu, przysyłane odrębnymi
kanałami, miały mieć oznaczenie 9596, a później miały być podpisywane
pseudonimem "Orsom". W 1986 r. Turowski, tuż przed święceniami,
nieoczekiwanie wystąpił z zakonu. Po powrocie do kraju w 1993 r. został
pracownikiem w resorcie spraw zagranicznych, w departamencie zajmującym
się Europą Wschodnią. Najpierw jako doradca, a potem w randze
wicedyrektora. Już w początkowym okresie pracy, w latach 1993-1994, ze
względu na liczne i otwarte kontakty z I sekretarzem ambasady rosyjskiej
w Polsce Grigorijem Jakimiszynem był obserwowany przez Urząd Ochrony
Państwa. W 1996 r. trafił do ambasady w Moskwie. Latem 2005 roku wrócił
do kraju z placówki na Kubie i dalej pracował w MSZ jako radca-minister w
dyspozycji Biura Kadr i Szkolenia oraz radca-minister w Departamencie
Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. Od lutego do maja 2007
roku pełnił funkcję ambasadora tytularnego w Departamencie Strategii i
Planowania Polityki Zagranicznej. Prawdopodobnie w związku z obowiązkiem
lustracyjnym, jakiemu zaczął podlegać po wejściu na krótki czas
znowelizowanej ustawy lustracyjnej rozszerzającej krąg osób
podlegających lustracji, zrezygnował z pracy w MSZ. Nieoczekiwanie, i to
jest najbardziej sensacyjny wątek w jego okrytej tajemnicą karierze, 14
lutego 2010 roku powrócił do pracy w MSZ kierowanym przez Radosława
Sikorskiego i m.in. podjął się misji przygotowania wizyt premiera i
prezydenta z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wizyt na prośbę
władz Rosji rozdzielonych na dwa odrębne terminy. Tuż po katastrofie
Turowski w ramach swoich obowiązków zajmował się także projektem, który
miał doprowadzić do powstania wspólnego dokumentu Patriarchatu
Moskiewskiego oraz Episkopatu Polski poświęconego polsko-rosyjskiemu
pojednaniu. Wymieniano go również jako kandydata na ambasadora w
Watykanie. Ostatecznie na początku stycznia, po publikacjach prasowych
m.in. w "Naszym Dzienniku", Sikorski przyjął dymisję Turowskiego w
trybie natychmiastowym.
Maciej Walaszczyk

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110601&typ=po&id=po22.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. Sąd Okręgowy w Warszawie

Sąd Okręgowy w Warszawie zdecydował, że proces będzie toczył się niejawnie, bo na rozprawie "mogą być ujawnione informacje, które ze względu na interes państwa powinny pozostać tajemnicą". Jawny będzie tylko sam wyrok.

- Nie jestem osobą publiczną i mój wizerunek podlega ochronie, a kwestie tu poruszane będą dotyczyły bezpieczeństwa państwa "na dziś", nie z czasów PRL - powiedział sądowi 63-letni Turowski opowiadając się za tajnością rozprawy.

Akta sprawy są objęte tajemnicą państwową. Generalnie akta IPN są jawne - wyjątkiem są tajne i nieujawniane nikomu akta przechowywane w tzw. zbiorze zastrzeżonym (znajdują się tam m.in. materiały obecnych współpracowników służb specjalnych RP).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Selka

26. Proste - jak konstrukcja cepa...

"....wyjątkiem są tajne i nieujawniane nikomu akta przechowywane w tzw. zbiorze zastrzeżonym (znajdują się tam m.in. materiały obecnych współpracowników służb specjalnych RP)."

....OBECNYCH WSPÓŁPRACOWNIKÓW !

Kto go wynajął? Na czyje ZLECENIE?
(no, i do jakiej "roboty"?)

Moi drodzy - to są pytania wyłącznie i tylko - RETORYCZNE !

P.S. A - i jeszcze jedno: gdyby Polska była zwykłym, ale  wolnym krajem (a nie "de novo" ruską kolonią) - ten proces byłby JAWNY !

Ostatnio zmieniony przez Selka o czw., 02/06/2011 - 12:54.

Selka

avatar użytkownika Maryla

27. Selka

sprawa lustracyjna - czyli dotycząca wspólpracy z władzami z PRL-u, a tu OSROM mówi :

"a kwestie tu poruszane będą dotyczyły bezpieczeństwa państwa "na dziś", nie z czasów PRL - powiedział sądowi 63-letni Turowski opowiadając się za tajnością rozprawy."

czyżby chciał zasugerować, że był cały czas na słuzbie , również 10 kwietnia 2010 r. wykonywał polecenia służb III RP ?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Selka

28. @Marylko

Tak to "z obfitości serca usta mówią..." ((;

[on sie nawet specjalnie nie kryguje...]

Selka

avatar użytkownika Maryla

29. Były ambasador w Moskwie

Były ambasador w Moskwie kłamcą lustracyjnym


Sąd Okręgowy w Warszawie uznał byłego tytularnego ambasadora w Moskwie Tomasza T. kłamcą lustracyjnym

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Joanna K.

30. Zanim skierowano wobec niego wniosek do sądu lustracyjnego, był

brany pod uwagę jako kandydat na stanowisko ambasadora przy Watykanie."
Rozumiem, że "był brany" przez ministra MSZ, prawda?
Jakim trzeba być abnegatem, cynikiem i łobuzem, żeby widzieć w takim facecie kandydata na stanowisko ambasadora w Watykanie?
Ktoś mi odpowie?
To proste pytanie, jedno z najprostszych. Ale dotyczy Radosława Sikorskiego, przyznaję .

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski

avatar użytkownika Maryla

31. 2011-10-20 07:35 Rosyjskie

2011-10-20 07:35
Rosyjskie spotkania Bronisława Komorowskiego
Rosyjskie spotkania Bronisława Komorowskiego - niezalezna.pl(foto. MW)
Dlaczego Bronisław Komorowski nie poinformował opinii publicznej, że w kwietniu 2010 r. planował wizytę w Rosji? Z jakich powodów zostały objęte tajemnicą inne spotkania, podczas których mogło dojść do bezpośrednich kontaktów prezydenta z ludźmi Kremla? Z kim spotkał się po ostatnich wyborach gen. Stanisław Koziej?

Tydzień temu „Gazeta Polska” ujawniła, że na początku kwietnia 2010 r. ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski planował wizytę w Rosji (w Ostaszkowie i w Miednoje). Miał to być wyjazd niezależny od wizyt Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska.

Jak napisał tygodnik „Wręcz przeciwnie”, choć wyjazd Komorowskiego przesunięto na początku 2010 r. na czerwiec, to otoczenie ówczesnego marszałka Sejmu mocno naciskało na polskich dyplomatów, by w dniach 22–25 marca 2010 r. mogła pojawić się w Rosji grupa przygotowawcza składająca się z ludzi Komorowskiego. Dyplomaci wyrażali zdziwienie, dlaczego „szpica Marsz. BK” (takiego określenia użyli) chce znaleźć się w Rosji już w marcu, skoro do wizyty Komorowskiego miało dojść dopiero w czerwcu.

W całej sprawie zdumiewa dziś nie tylko tajemnica, w jakiej trzymano wizytę marszałka, oraz plany wysłania przez Komorowskiego do Rosji grupy rozpoznawczej aż trzy miesiące (!) przed planowanym wyjazdem (i tak się dziwnie składa, że tylko dwa tygodnie przed katastrofą smoleńską) – lecz także obecna postawa Kancelarii Prezydenta i MSZ. Mimo upływu ponad dwóch tygodni nie doczekaliśmy się od tych instytucji żadnej odpowiedzi na nasze pytania w tej sprawie.

Komorowski w mundurze

Do czerwcowej wizyty Bronisława Komorowskiego w Miednoje i Ostaszkowie oczywiście nie doszło, bo dwa miesiące wcześniej pod Smoleńskiem w niewyjaśnionej dotąd katastrofie zginął prezydent Lech Kaczyński, najwyżsi dowódcy polskiej armii, wielu parlamentarzystów oraz wysokich urzędników państwowych.

Ale pod koniec czerwca 2010 r. miała miejsce inna zagadkowa wizyta Komorowskiego. Poinformowała o niej tylko służba prasowa ormiańskiego MSZ. Z lakonicznego komunikatu można się było dowiedzieć, że 21 czerwca minister spraw zagranicznych Armenii Edward Nalbandian spotkał się w porcie lotniczym „Zwartnoc” z „kandydatem na prezydenta Polski, marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim”. Spotkanie odbyło się dzień po I turze polskich wyborów prezydenckich, gdy Komorowski wracał do Polski po „niespodziewanej” (jak pisały polskie media) wizycie w Afganistanie.

Co ciekawe, żaden polski dziennikarz o międzylądowaniu marszałka w Armenii nie wspomniał ani słowem. O spotkaniu p.o. prezydenta nic też nie wiedziała Kancelaria Prezydenta – gdy wysłaliśmy do niej pytania, odesłano nas do Sejmu. O charakter wizyty marszałka w Erewanie zapytaliśmy więc Biuro Prasowe Sejmu, ale tam także nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

O czym rozmawiano w Erewanie? Służby prasowe tamtejszego rządu poinformowały oficjalnie, że w czasie rozmowy marszałka Komorowskiego z szefem MSZ Armenii poruszano kwestie współpracy ormiańsko-polskiej, stosunków między Armenią i UE oraz roli Ormian w rozwoju polskiego społeczeństwa. Czy faktycznie były to tematy tak palące dla marszałka, by poruszać je dzień po I turze wyborów prezydenckich?

Jeszcze więcej wątpliwości budzi liczba spotkań i stron uczestniczących w rozmowach. Jak podał serwis armtoday.info – powołując się na źródła w ormiańskich kręgach dyplomatycznych – w tym samym dniu (21 czerwca), na tym samym lotnisku, wylądowała delegacja wysokich rosyjskich wojskowych. Oni także spotkali się z ministrem spraw zagranicznych Armenii Edwardem Nalbandianem. Czy Komorowski spotkał się również z nimi?

Gdy dziennikarze ormiańscy zaczęli spekulować, o czym mogli rozmawiać wojskowi wysłannicy Kremla z ormiańskim ministrem i polskim marszałkiem Sejmu, do akcji wkroczyli Rosjanie. Rosyjska agencja informacyjna regnum.ru „ustaliła”, że 21 czerwca żadna delegacja wojskowa z Moskwy nie przebywała w Erewanie, a serwis armtoday.info minął się z prawdą. Zdaniem Rosjan pomyłka wzięła się stąd, że marszałek Bronisław Komorowski był... w mundurze wojskowym i został wzięty przez informatorów ormiańskich dziennikarzy za wysokiego rangą oficera rosyjskiego. Problem jednak w tym, że na zdjęciu opublikowanym przez armeńskie MSZ widać, iż Komorowski nie przebywał w Erewanie w ubiorze wojskowym. Można zatem zastanawiać się, z jakiego powodu rosyjska agencja informacyjna skłamała, dementując tak pospiesznie i w tak naiwny sposób informację o spotkaniu Komorowskiego, ministra spraw zagranicznych Armenii i rosyjskich oficerów.

To oczywiście przypadek, ale w tym samym dniu, w którym marszałek Komorowski odbył wraz z rosyjskimi wojskowymi tajemnicze międzylądowanie w Erewanie, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew powołał w Polsce nowego ambasadora.

Konsultacje z byłym szefem FSB

Ponad rok później byliśmy świadkami kolejnego zadziwiającego zbiegu okoliczności. Na meczu siatkówki Brazylia–Rosja, rozegranym 8 lipca 2011 r. w Sopocie, pojawił się incognito Nikołaj Patruszew, były szef FSB (następczyni KGB), obecnie sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa i szef Rosyjskiego Związku Piłki Siatkowej. O jego wizycie dowiedział się portal Niezalezna.pl – nigdzie indziej o wizycie Patruszewa nie informowano.

Nikołaj Patruszew to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Władimira Putina. Od 1999 r. do 2008 r. był dyrektorem FSB. To za jego rządów w rosyjskich służbach specjalnych doszło do zamordowania Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienki oraz zamachów na bloki mieszkalne – dokonanych, jak twierdził Litwinienko, przez władzę i specsłużby. W czasach ZSRR Patruszew służył w KGB (od 1975 r.).

Co zaprzyjaźniony z Putinem były szef FSB robił w Polsce?

Według naszych informacji sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa przybył pod pretekstem meczu siatkówki Brazylia–Rosja.

W rzeczywistości jego wizyta podobno związana była z weekendowym przyjazdem do Polski Angeli Merkel. Merkel akurat w ten weekend postanowiła złożyć prywatną wizytę w Trójmieście (Gdańsk) i spotkać się prywatnie w leżącej 50 km od Sopotu Juracie z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Komorowski z kolei dwa dni wcześniej przypłynął do Sopotu z Juraty, by, jak podawano, otworzyć z prezydentem tego miasta przystań jachtową. Tak się złożyło, że każda z trzech wymienionych osób miała dwa cele wizyty w Trójmieście w tym samym czasie.

Bronisław Komorowski zjadł w Sopocie obiad, po czym wrócił łodzią Straży Granicznej do Juraty. Czy drogi tych osób się przecięły, czy doszło do spotkania prezydenta Polski z kanclerz Merkel i czy Merkel spotkała się, a jeśli tak, to w jakim celu, z Patruszewem?

Tak czy inaczej, według informatorów „GP” z BBN, ekspertów od spraw wywiadowczych, zbieżność takich spotkań nie jest dobra z punktu widzenia wizerunku głowy państwa.

Przypomnijmy, że obsadzone ludźmi Bronisława Komorowskiego Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zaprosiło Patruszewa w styczniu 2011 r. na obchody swojego 20-lecia. Byłego dyrektora FSB, który nie ukrywał nigdy swojego wrogiego stosunku do NATO, Polski czy Gruzji, podejmował z uśmiechem gen. Stanisław Koziej – szef BBN. Dodajmy, że gen. Koziej w 1987 r. wyjechał do Moskwy na kurs organizowany przez Akademię Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR, tzw. „Woroszyłowkę”. Tego typu kursy były zabezpieczane (a część z nich także organizowana) przez sowiecki wywiad wojskowy – GRU.

Stosunki środowiska Komorowskiego z Patruszewem są coraz bardziej zażyłe, choć nie sposób dowiedzieć się tego z wysokonakładowej prasy ani z telewizji. W mediach zgodnie przemilczano np. informację, że 13 października 2011 r., a więc tuż po ogłoszeniu wyników ostatnich wyborów parlamentarnych, doszło do szczególnych konsultacji polsko-rosyjskich, w których wzięli udział przedstawiciele BBN i aparatu Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, m.in. Zdzisław Lachowski (w PRL pracownik Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podlegającego komunistycznemu MSZ) i Jewgienij Łukjanow (jak sprawdziła „GP”, w latach 1984–1990 dyplomata sowiecki). W roboczym lunchu uczestniczył także szef BBN Stanisław Koziej – jeden z najbardziej zaufanych ludzi Bronisława Komorowskiego. Dzień po tych zadziwiających konsultacjach odbył się dwustronny, „ekspercki” okrągły stół „Polska w polityce bezpieczeństwa Rosji. Rosja w polityce bezpieczeństwa Polski”.

Lunch z oligarchą od remontu tupolewa

Z nieznanych powodów opinii publicznej w Polsce nie poinformowano również o polsko-ukraińskim lunchu w szwajcarskim Davos z udziałem prezydenta Komorowskiego. Spotkanie to odbyło się 28 stycznia 2011 r. podczas Światowego Forum Ekonomicznego. Na oficjalnej stronie internetowej Kancelarii Prezydenta ukazała się na ten temat tylko krótka informacja i lakoniczna wypowiedź Komorowskiego: „Brałem udział w spotkaniu, takim lunchu ukraińskim, który zamienił się w lunch ukraińsko-polski, który służył z kolei promocji, pokazaniu światu biznesu i polityki zgromadzonemu tutaj w Davos, tych dobrych form współpracy polsko-ukraińskiej i dobrych zamiarów na przyszłość”.

Szczegóły wspólnego posiłku, przemilczane zarówno przez Kancelarię Prezydenta, jak i polskie media, przedostały się do ukraińskiego oddziału rosyjskiej agencji prasowej Interfax oraz do gazety „Kommiersant”. Ta ostatnia z pewnym zdziwieniem odnotowała 31 stycznia 2011 r.: „Konferencja, w której uczestniczyli prezydenci Ukrainy i Polski, Wiktor Janukowycz i Bronisław Komorowski, zainteresowała raczej rosyjskich oligarchów aniżeli polskich inwestorów”.

Okazuje się, że najważniejszymi uczestnikami „polsko-ukraińskiego lunchu” na temat Euro 2012 byli rosyjscy oligarchowie z najbliższego kręgu Władimira Putina z Olegiem Deripaską na czele – właścicielem firmy kontrolującej zakłady Awiakor w Samarze, które remontowały przed katastrofą smoleńską samolot Tu-154M nr 101. Deripaska był m.in. przesłuchiwany przez śledczych z Europy Zachodniej. Sprawa dotyczyła podejrzeń o pranie brudnych pieniędzy i związki z moskiewską mafią. Według brytyjskiego „Evening Standard”, prawą ręką Deripaski jest Walerij Pieczenkin, były agent sowieckich i rosyjskich specsłużb. Pieczenkin – odpowiadający za bezpieczeństwo w holdingu Basic Elements (w którego skład wchodzą także zakłady Awiakor) – był wysokim oficerem KGB, a w FSB służył w randze generała-pułkownika, pełniąc tam funkcję wicedyrektora wydziału operacji kontrwywiadowczych.

Dlaczego prezydent ukrył fakt wspólnego lunchu z Deripaską? Czyżby wstydził się złej atmosfery wokół oligarchy? A może nie chciał, by niezależne media ponownie postawiły przy tej okazji pytanie o powiązania Komorowskiego z polską firmą, która zleciła wykonanie remontu rządowego Tu-154 zakładom należącym właśnie do Deripaski?

Współbiesiadnikiem Komorowskiego był też m.in. Saif al-Islam al-Kaddafi – okrutny syn libijskiego dyktatora (w czerwcu 2011 r., a więc pięć miesięcy po lunchu z Komorowskim, Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakaz aresztowania Saifa al-Islama, zarzucając mu popełnienie zbrodni przeciwko ludzkości, w tym torturowanie i zabijanie ludności cywilnej).

Jak informuje agencja Interfax, organizatorem spotkania w Davos była Fundacja Wiktora Pinczuka. Ten zięć byłego postkomunistycznego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy – podejrzewanego m.in. o zlecenie brutalnego morderstwa dziennikarza Georgija Gongadzego – to jeden z najbogatszych i najbardziej kontrowersyjnych ukraińskich oligarchów. W 2007 r. wyszło na jaw, że pieniądze Pinczuka są podstawą funkcjonowania fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego „Amicus Europae” (w 2006 r. ukraiński biznesmen wsparł fundację kwotą prawie miliona zł, choć w tym samym czasie organizacja ta wydała na swoje cele statutowe zaledwie... 65 tys. zł). Pinczuk i Kwaśniewski także pojawili się na lunchu z prezydentem Komorowskim.

http://niezalezna.pl/17876-rosyjskie-spotkania-bronislawa-komorowskiego

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika razputin

32. Ambasador w Wilnie , Janusz Skolimowski

Ponieważ polska opinia publiczna straciła kontakt z Prezydentem w czasie Jego wizyty w Wilnie/08.04 2010/ pozwolę sobie przedstawić sylwetkę człowieka , ktory organizował ostatnią/i wiele poprzednich/ wizytę L. Kaczyńskiego,amb.w Wilnie od 2005r;

Dziś przyjrzymy się Januszowi Skolimowskiemu, na dzień dzisiejszy ambasadorowi na Litwie. Rocznik 1947. W 1969 roku, po ukończeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, rozpoczął pracę naukową w Ośrodku Badania Przestępczości Ministerstwa Sprawiedliwości (późniejszy Instytut Badania Prawa Sądowego, aktualnie Instytut Wymiaru Sprawiedliwości). Działalnością opozycyjną czy chociaż sympatyzowaniem z ruchem podziemnym nigdy się nie chwalił – i nic dziwnego. Ukończył Akademię Dyplomatyczną w Moskwie (Дипломатическая академия – nie mylić z MGIMO!). Zaczął mocno – został pierwszym sekretarzem Ambasady PRL w Moskwie. Przez następne dwa lata pracował w Protokole Dyplomatycznym MSZ. W czasie stanu wojennego wyjechał jako radca – kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady PRL w Libii. Po powrocie z placówki w Trypolisie przez dwa lata pracował na stanowisku wicedyrektora Departamentu Konsularnego MSZ.

Na przełomie lat 80.-90. był konsulem generalnym RP w Londynie, gładko obracając się o 180% stopni – jednego dnia szpiegował polonię, następnego towarzyszył Ś.P. Ryszardowi Kaczorowskiemu gdy wyruszał do Warszawy na przekazanie Lechowi Wałęsie insygniów prezydenckich. Przez kolejne 6 lat dezorganizował w MSZ Departament Łączności. Gdy do prezydentem został Aleksander Kwaśniewski, został mianowany ambasadorem RP w Dublinie. Od 2002 roku, Departamentem Konsularnym i Polonii. Członek Rady Fundacji Polsko-Niemieckiej Pojednanie, ale jako człowiek lubiący splendor, nie jest tam zbyt aktywny.

http://radcaminister.wordpress.com/2011/04/13/szefowie-polskich-placowek...

avatar użytkownika Maryla

33. Kto się spowiadał u

Kto się spowiadał u Turowskiego

Kto się spowiadał u Turowskiego(foto. Arch.)

Był na „ty” z hierarchami Kościoła oraz z Bronisławem Komorowskim. W
PRL spowiadał żony przyszłych ambasadorów, a w III RP sam stał się
szanowanym dyplomatą. W maju 1981 r., gdy szykowano zamach na Jana Pawła
II, przebywał w Rzymie, a 10 kwietnia 2010 r. był na lotnisku w
Smoleńsku. Kim jest Tomasz Turowski i kogo „spowiadał”?

– To najważniejszy polski szpieg ostatniego 20-lecia – miał
powiedzieć niedawno o Tomaszu Turowskim w rozmowie z byłym opozycjonistą
jeden z marszałków parlamentu.

Turowski od 1973 r. był agentem Wydziału XIV Departamentu I SB MSW,
co ujawnił Cezary Gmyz w „Rzeczpospolitej”. Działał jako „nielegał”, tj.
szpieg niepełniący oficjalnie żadnych funkcji dyplomatycznych, ze
specjalnie spreparowanym życiorysem. „Z talentów nielegałów korzystali
często »PR«, czyli »przyjaciele radzieccy«, a więc także KGB i GRU” –
stwierdził w rozmowie z portalem Arcana.pl historyk Sławomir
Cenckiewicz. Pseudonimy Turowskiego to „Orsom”, „Ritter” i „Dzierżoń”.
Używał on także dwóch numerów, którymi oznaczano jego meldunki: „9596” i
„10682”.

– Turowski przebywał w maju 1981 r. w Rzymie. Potwierdziło to w
rozmowie ze mną wiele osób z kręgów kościelnych w Watykanie – mówi „GP”
Piotr Jegliński, były opozycjonista Solidarności, założyciel wydawnictwa
Editions „Spotkania”.

– Wiem, że Turowski ma być przesłuchany w polskim śledztwie
dotyczącym zamachu na papieża Jana Pawła II – dodaje inny znajomy
Turowskiego.

Według naszych rozmówców Turowski był na „ty” m.in. z kardynałem
Stanisławem Dziwiszem, nazywanym w Stolicy Apostolskiej „don Stanislao”,
a także z wieloletnim spowiednikiem papieża Jana Pawła II, ks. Antonim
Mrukiem. Rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej w odpowiedzi na
nasze pytanie, czy kardynał Dziwisz był na „ty” z Turowskim, odpisał, że
kardynał „mimo praktyki zwyczajowej na Zachodzie mówienia na »ty« nie
akceptował tej formy w stosunku do siebie”. Dodał, że „wszelkie próby
łączenia metropolity z panem Turowskim są bezpodstawne” i że Turowski
nie cieszył się w Watykanie zaufaniem ks. Dziwisza. Nasz rozmówca mówi
jednak, że w jego obecności Tomasz Turowski telefonował do ks. Dziwisza,
zwracając się do niego po imieniu. Wspomina też rozmowę ks. Dziwisza i
Turowskiego w Sali Klementyńskiej, podczas której w ten właśnie sposób
zwracali się do siebie.

– W latach 80. odwiedzał w Łomży abp. Juliusza Paetza – opowiada
pragnący zachować anonimowość znajomy Turowskiego. Dodaje, że agent
PRL-owskiego wywiadu znał również bardzo dobrze o. Roberto Tucciego,
odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Ojca Świętego, oraz komendanta
gwardii szwajcarskiej w Watykanie. – Turowski przekazał do Warszawy
raport o bezpieczeństwie papieża i o ojcu Tuccim.

– Rozbudowana sieć źródeł informacji MSW w Watykanie budziła podziw w
szeregach KGB. 16 czerwca 1980 r. z warszawskiej rezydentury KGB został
wysłany meldunek do Moskwy: „Nasi przyjaciele dysponują silną pozycją
operacyjną w Watykanie, co umożliwia im bezpośredni dostęp do papieża i
do kongregacji rzymskiej” – mówi „GP” dr Leszek Pietrzak, historyk.

Ostatnia misja Turowskiego rozpoczęła się dwa miesiące przed
katastrofą smoleńską. Komunistyczny szpieg został wtedy przywrócony
przez Radosława Sikorskiego do pracy w MSZ. Dostał zadanie przygotowania
wizyty przedstawicieli najwyższych polskich władz w Katyniu.

http://www.gazetapolska.pl/10395-kto-sie-spowiadal-u-turowskiego

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

34. Kilkunastu dominikanów



Kilkunastu dominikanów współpracowało z SB

Kilkunastu dominikanów współpracowało z SB

- ustalił Dominikański Instytut Historyczny

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

35. serdeczne pozdrowienia dla odważnych Autorow w Gazecie P

Pan Turowski jeszcze wiele tajemnic kryje
ten kurier "solidarności" i szpieg spowiadający
to coś mówi

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

36. Tajna sprawa Turowskiego. IPN

Tajna sprawa Turowskiego. IPN go zdekonspirowało?

Tomasz
Turowski został w październiku uznany za kłamcę lustracyjnego. Jednak w
tym samym wyroku sąd stwierdza, że mógł on zostać zdekonspirowany
przez... IPN.

Orzeczenie jest tajne, a jego fragment ujawnia "Gazeta Wyborcza".

Z jej informacji wynika, że Turowski o zastrzeżeniach, jakie IPN
ma do jego oświadczenia lustracyjnego, dowiedział się 13 grudnia 2010
roku. Prokurator Aneta Rafałko z Biura Lustracyjnego Instytutu
zadzwoniła do niego do Moskwy i oświadczyła, że za trzy dni ma się
stawić na przesłuchaniu w Warszawie. "Turowski był w szoku, że podała tę
informację na normalną, niechronioną w żaden sposób linię. Dla niego
oznaczało to, że służby rosyjskie, które kontrolują telefony ambasady,
dowiedziały się, jaką pełni funkcję" - mówi "Gazecie Wyborczej"
dyplomata, który rozmawiał z Turowskim po tym telefonie.

Turowski
odmówił stawienia się na przesłuchaniu, a o telefonie z IPN poinformował
szyfrogramem Agencję Wywiadu. 17 grudnia w "Rzeczpospolitej" ukazał się
artykuł dotyczących stawianych mu przez Instytut zarzutów. Wkrótce
potem MSZ wydało oświadczenie, że misja Turowskiego w Moskwie została
zakończona, choć formalnie do końca pracy na placówce zostały mu trzy
lata.  

Okazuje się, że Turowski nie był jedynie dyplomatą i
ambasadorem tytularnym w Moskwie. W czasie procesu ujawniono, że do 2007
roku był on na etacie w Agencji Wywiadu. Gdy skończył 60 lat, przeszedł
na emeryturę. By jednak móc wciąż pracować, został współpracownikiem
służby. Wykonywał te same zadania, jednak zmiana statusu wiązała się z
obowiązkiem złożenia przez oświadczenia lustracyjnego - obowiązku tego
nie miał jako pracownik etatowy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

37. jak nie Maleszka, to Turowski, Michnik broni agenturę konsekwent


Polska

Dziwna lustracja Tomasza Turowskiego

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

38. Tomasz Turowski – smoleński

Tomasz Turowski – smoleński nadprokurator

Były
komunistyczny szpieg Tomasz Turowski uczestniczył 6 maja 2010 r. w
Rosji w specjalnym spotkaniu rosyjskich i polskich śledczych,
poświęconym katastrofie smoleńskiej. Po zorganizowanym przez Rosjan
spotkaniu prokurator generalny Andrzej Seremet ogłosił niespodziewanie,
że strona polska przekaże Moskwie rejestrator lotu ATM, tzw. trzecią
czarną skrzynkę.

Co
na spotkaniu rosyjskich i polskich prokuratorów robił kłamca
lustracyjny Tomasz Turowski, wówczas pracownik Ambasady RP w Moskwie?
Jaka była rola w śledztwie smoleńskim człowieka, który – jak dziś wiemy –
był jednym z najgroźniejszych agentów komunistycznego wywiadu, ściśle
kontrolowanego przez sowieckie służby specjalne?


Organizatorem spotkania 6 maja 2010 r. była Prokuratura Generalna
Federacji Rosyjskiej. W spotkaniu brał udział przedstawiciel polskiej
ambasady w Moskwie, ponieważ Ambasada RP w Moskwie rutynowo uczestniczy w
przekazywaniu polskiej prokuraturze materiałów procesowych, wykonanych w
następstwie stosownych wniosków o pomoc prawną, kierowanych do strony
rosyjskiej – wyjaśnia lakonicznie w rozmowie z „GP” płk Zbigniew Rzepa z
Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

O Turowskim ani słowa

W
spotkaniu w Rosji – jak informowała Polska Agencja Prasowa – wzięli
udział prokurator generalny Federacji Jurij Czajka, jego zastępca
Aleksander Bastrykin, główny rosyjski prokurator wojskowy Siergiej
Fridinski, polski prokurator generalny Andrzej Seremet, szef Naczelnej
Prokuratury Wojskowej Krzysztof Parulski oraz Krzysztof Karsznicki,
ówczesny szef departamentu współpracy międzynarodowej w Prokuraturze
Generalnej (odszedł po ujawnieniu skandalu z przekazaniem reżimowi
białoruskiemu danych opozycjonisty Alesia Bialackiego).

O
„rutynowej” obecności przedstawiciela polskiego MSZ, czyli Tomasza
Turowskiego, żadne polskie media ani żadna państwowa instytucja w Polsce
nie poinformowały opinii publicznej.

Podkreślmy,
że Turowski uczestniczył w spotkaniu jako kierownik wydziału
politycznego ambasady RP w Moskwie. Tymczasem – jeśli w rozmowach musiał
już uczestniczyć ktoś z ambasady – to ranga osób biorących w nich
udział oraz waga i zakres poruszanych tematów wskazywałyby zdecydowanie
na ambasadora Jerzego Bahra lub jego formalnego zastępcę: Piotra
Marciniaka.

Co
ciekawe, spotkanie śledczych z udziałem Turowskiego odbyło się w tym
samym dniu, w którym ówczesny marszałek Sejmu (pełniący obowiązki
prezydenta RP) Bronisław Komorowski nadał 20 obywatelom Rosji
odznaczenia państwowe za „wybitne zasługi i zaangażowanie w działania
podjęte przez stronę rosyjską po katastrofie polskiego samolotu
specjalnego pod Smoleńskiem”. W atmosferę polsko-rosyjskiego pojednania
wpisała się także wizyta Komorowskiego w Moskwie i serdeczna rozmowa
gen. Stanisława Kozieja (szefa BBN) z gen. Nikołajem Patruszewem
(sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Rosji i byłym szefem FSB), które odbyły
się kilka dni po moskiewskim spotkaniu prokuratorów.".........

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

39. Turowski jednak nie jest

Turowski jednak nie jest "kłamcą"



Ambasador tytularny Tomasz
Turowski został prawomocnie oczyszczony z zarzutu "kłamstwa
lustracyjnego" przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. SA zmienił wyrok Sądu
Okręgowego z 2011 roku o jego kłamstwie

SA uwzględnił apelację pełnomocników Turowskiego, którzy wnosili o
uchylenie wyroku I instancji. IPN może jeszcze złożyć kasację do Sądu
Najwyższego.

W grudniu 2010 r. pion lustracyjny IPN wystąpił do sądu o lustrację
Turowskiego, ówczesnego szefa wydziału politycznego Ambasady RP w
Moskwie. Zaraz po tym MSZ ogłosił, że Turowski kończy swą misję. Jak
pisała "Rzeczpospolita", IPN zarzucił mu, że w oświadczeniu lustracyjnym
zataił, iż był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym w 1975 r. jako
oficer wywiadu do zakonu jezuitów w Watykanie. W 1986 r. miał wystąpić z
zakonu. W 1993 r. zaczął pracę w MSZ, co - zdaniem "Gazety Wyborczej" -
było "przykrywką" dla działalności w polskim wywiadzie. Uczestniczył
m.in. w przygotowaniu wizyty w Katyniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10
kwietnia 2010 r.


PAP

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

40. tomasz Turowski

Arabski,Graś i cała armia podonych im
nietykalnych pod specjalną ochroną...ręce opadają,ale
trudno
musimy iść dalej,mimo takich "KŁÓD"
rzucanych nam pod nogi....
psy szczekają ,karawana idzie nadal do Celu
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

41. Turowski oczyszczony z

Turowski
oczyszczony z zarzutu kłamstwa lustracyjnego - zdaniem SA jego sprawa
nie powinna trafić do sądu. Tajemnicy strzeże "interes państwa"

"Według "RP" IPN podejrzewał Turowskiego, że w oświadczeniu
lustracyjnym zataił, iż był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym w
1975 r. jako oficer wywiadu do zakonu jezuitów w Watykanie".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

42. nielegał,ten znany już a ilu jeszcze nieznanych a robiących

"swoje"
teraz jego adwokaci będą się wozić latami na przedawnienie,czyli,az po śmierc...
re ludzi o "dziwnych poglądach"występujących w telewizji reżimowej i nie tylko
nie zabieram raczej zdania w podobnych sprawach,ale zbulwersowało mnie ostatnio
wystąpienie jakiegoś ojca w białej sutannie,w programie,którego nie słuchałam,
leciał,bo leciał
.........aż zaczęłam się wsłuchiwać w to co mówił ten Ktoś i przyznam,że moje zdziwienie było ogromne ,zniesmaczenie,też...
nie raz lepiej milczeć,niż pokazywać sie na wizji i .... :(
pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

43. Gmyz: Sąd uniewinniając


Gmyz: Sąd uniewinniając Turowskiego zakwestionował lustrację w Polsce



Cezary Gmyz

-
To przecież nie Turowski jest tutaj osobą skrzywdzoną. Przypomnę, że
222 osoby z MSZ przyznały się do współpracy ze służbami PRL. Dziś mogą
się czuć jak idioci, choć przyznali się do tego, co robili naprawdę -
mówi poratlowi Fronda.pl Cezary Gmyz, dziennikarz "Rzeczpospolitej" i
"Uważam Rze".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

44. Kandydat na polskiego konsula

Kandydat na polskiego konsula generalnego w Hamburgu Zbigniew Zaręba
był agentem Służby Bezpieczeństwa. Gdy wyszło to na jaw, zrezygnował z
wyjazdu na placówkę

MSZ rekomenduje agenta

Z pięciu kandydatów na konsulów, rekomendowanych posłom przez
resort spraw zagranicznych, czterej to dyplomaci z czasów PRL, byli
członkowie PZPR. Jeden z nich był nawet współpracownikiem Służby
Bezpieczeństwa.

> Więcej <

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

45. Proces Turowski kontra Gmyz

Proces Turowski kontra Gmyz dziś w Warszawie. "Nie wiem, czy dojdzie do przesłuchania samego Turowskiego, ale to byłoby ciekawe"

Tylko u nas

"Dziś będą przesłuchiwani kluczowi świadkowie w tej sprawie, czyli
prokuratorzy, którzy prowadzili sprawę lustracyjną Tomasza Turowskiego."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

46. Marylu. Nie wiem jak to działa, ale działa.

Ok. 15 minut przed Twoim wpisem, o 12:15 wpisałem u siebie taki komentarz, który traktuję jak osobistą notatkę:

RZECZPOSPOLITA MOSKIEWSKA


foto GP

Jak ustaliła „Gazeta Polska”, kluczowe zadania przy organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu powierzono byłym współpracownikom komunistycznych służb specjalnych, prorosyjskiemu absolwentowi moskiewskiej uczelni dyplomatycznej oraz urzędnikom mającym podejrzane kontakty z Rosjanami. Taki dobór kadr trudno uznać za przypadkowy.

http://niezalezna.pl/31699-rzeczpospolita-moskiewska
http://niezalezna.pl/uploads/imagecache/200s/foto/2012/08/rosja-polska.jpg

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

48. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

To co podaje Niezależna pl, to wiadomości powszechnie znane, dziś nie mające większego znaczenia,
Dla wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, stosunków polsko -rosyjskich zasadnicze znaczenie ma jak daleko zaszła przyjaźń Turowskiego z Sikorskim,
To, że się znali z Rzymu, wiemy !

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

49. Sprawa Turowskiego do Sądu

Sprawa Turowskiego do Sądu Najwyższego

Wyrok, który uwolnił Tomasza Turowskiego od zarzutu kłamstwa lustracyjnego nie kończy sprawy szpiega wywiadu PRL Turowski został uznany za kłamcę przez sąd pierwszej instancji. Sąd
apelacyjny pół roku temu uwolnił go prawomocnie od tego zarzutu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

50. podobno wyciekło 70 tomów prokuratorskiego śledztwa

podobno.....

Znając uczulenie prokuratury wojskowej w tej sprawie, ścigającej zawzięcie przedstawicieli Rodzin za każde słowo, które wypowiedzieli w mediach, a tu Tomaszek Lis PODOBNO ma dostęp do SUPER TAJNEGO SLEDZTWA.

W tych "przeciekach" pojawia się nielegał Turowski, w ciekawym kontekście.

Odnotowuję .

http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastrofa-smolenska/newsweek-dotarl-do-...

Interesujące są także zeznania, jakie w śledztwie złożył urzędnik w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Kazimierz Kuberski. Wynika z nich, że Tomasz Turowski blisko współpracował z jednym z najbliższych doradców Kaczyńskiego.
"Minister Handzlik znał się z Turowskim, obaj pracowali w MSZ i na placówkach dyplomatycznych. Zawsze potwierdzał, że jest on przychylny Kancelarii Prezydenta. Widocznie z tych powodów chciał, aby uczestniczył on w spotkaniach w Moskwie" - zeznał.
Sam Turowski, według "Newsweeka", miał opowiadać, że z ministrem Handzlikiem łączyła go wieloletnia przyjaźń.

http://www.rp.pl/artykul/361288.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mariusz_Handzlik

http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kraj/1011267-prezydent-mia...
"zasugerowałam, żeby prezydent pojechał z Wdowami Katyńskimi pociągiem. Byłby to najbezpieczniejszy środek transportu. Po drugie, media mogłyby zobaczyć prezydenta, najważniejszego człowieka w państwie, który zauważył wdowy, sieroty katyńskie. Prezydenta, który byłby z nimi. Do tego pani Maria Kaczyńska, cudowny człowiek, która miała wspaniały kontakt z ludźmi... Prezydent się zgodził. Dostałam informację, że prezydent podchwycił ten pomysł, że pojedzie z wdowami i sierotami katyńskimi pociągiem. Zaczęliśmy myśleć, żeby wysyłać na bieżąco informacje z satelity z tej podróży prezydenta pociągiem do Katynia. Potem przyszła wiadomość, że jest decyzja, że poleci. Ktoś mu to odradził... Ciekawe dlaczego?..."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

51. czy ten nagły wyciek 70 tomów akt ma związek z tym?

Maglują komisarzy Millera
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/15692,magluja-komisarzy-millera.html

Środa, 21 listopada 2012

Prokuratorzy wojskowi przesłuchali siedmiu świadków w związku ze skandalem domniemania obecności dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M.

Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa poinformował, że śledczy mają już zeznania siedmiu osób związanych ze sprawą głosu gen. Błasika i podaniem informacji o nim w raporcie komisji Millera. Przesłuchiwani przez prokuratorów Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie świadkowie to członkowie komisji Jerzego Millera i osoby skierowane do pomocy polskiemu akredytowanemu na terenie Federacji Rosyjskiej.

"Nasz Dziennik" ujawnił, że to właśnie jeden z nich, płk rez. Wiesław Kędzierski, "rozpoznał" głos dowódcy Sił Powietrznych w nagraniach z kabiny tupolewa. Krótka fraza przypisana gen. Błasikowi znalazła się w transkrypcji rozmów, którą posługiwał się MAK. Potem tezę o jego obecności w kabinie miały potwierdzić dość tajemnicze badania ułożenia i obrażeń ciała generała.

MAK na podstawie kilku słów - jak się okazuje - błędnie przypisanych generałowi, uczynił go głównym negatywnym bohaterem katastrofy. Zgodnie z tą sugestią w raporcie komisji Millera podano, kiedy gen. Błasik miał rzekomo wejść do kabiny i co mówić.

W transkrypcji zaproponowanej przez KBWLLP przypisano generałowi inne słowa niż uczynił to MAK, ale wciąż tam były. Co więcej, członkowie komisji sami przypisali Błasikowi słowa, których autora nie mogło zidentyfikować nawet policyjne laboratorium.

Prokuratura dysponuje ekspertyzą Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa, który w ogóle nie dostrzegł głosu Andrzeja Błasika w nagraniu. Jednak celem wojskowych śledczych nie jest stwierdzenie fałszerstw w raporcie Millera i protokole kierowanej przez niego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, gdyż zasadniczo nie zajmują się przebiegiem czy oceną prac komisji.

Jej raport znalazł się jednak w aktach sprawy i stąd przesłuchania na okoliczność wpisania tam fałszywych informacji. - Oni muszą to zrobić ze względów procesowych. Mają dokument, z którego wynika coś innego niż z pozostałych dokumentów. Nawet jeśli jest on niewiarygodny, to muszą ocenić, dlaczego jest niewiarygodny - wyjaśnia mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodziny gen. Andrzeja Błasika.

- Czynności prokuratorów zmierzają do zebrania wszelkich danych umożliwiających ocenę wartości dowodowej dokumentu zwanego potocznie "Raportem Millera" - potwierdza kpt. Marcin Maksjan z Biura Prasowego Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Ustalenia prokuratorów nie muszą być jednak zupełnie bezużyteczne.

- Jasne wykazanie, że dokumenty komisji są błędne, były niestarannie sporządzone, pozwala wystąpić na drogę postępowania sądowego, chociażby o przeprosiny, sprostowanie dokumentów, danie jakiejś satysfakcji - uważa adwokat.

Jeżeli prokuratorzy stwierdziliby nieprawidłowości, z których wynikały błędy komisji Millera, to musieliby przekazać sprawę innej prokuraturze, najprawdopodobniej cywilnej. Dla prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy błędy KBWLLP nie mają znaczenia procesowego, wszak prokuratura powołała własnych biegłych mających ustalić przyczyny wypadku Tu-154M.

- Gdyby jednak prokuratorzy wojskowi doszli do wniosku, że ktoś świadomie fałszował, to może te materiały wyłączyć i przekazać do odrębnego postępowania karnego - dodaje Kownacki.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie zajmowała się już sprawą fałszerstw komisji Millera. W lipcu zawiadomienia w tej sprawie złożył zespół parlamentarny zajmujący się katastrofą. Zwracał uwagę nie tylko na sprawę głosu Błasika, ale również na szereg sprzeczności w dokumentach komisji.

Prokuratura 21 sierpnia wszczęła śledztwo, ale już 5 października je umorzyła z powodu "braku znamion czynu zabronionego". To postanowienie nie przeszkadza jednak w ponownym zajęciu się sprawą, gdyż pojawiły się w niej nowe dowody. Są nimi ustalenia prokuratorów wojskowych, w tym zeznania siedmiu świadków.

Piotr Falkowski

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

52. Ciekawe dlaczego ? a ja myslę,ze jeszcze ciekawsze,KTO ?

od początku był "przeciek" ze moze nastapić atak terrorystyczny...kto go przeoczył...?
dlaczego ?/podobno/
sam marszałek Komorowski wyznaczył pana śp Gosiewskiego na tą lotniczą "wyprawę " ?
kilka dni wcześniej strony łonetowskie i nie tylko ,drwiły z niego w sposób okrutny,nawet ośmieszając Jego kalectwo,dopiero zdecydowane nasze wpisy ostudziły na moment etatowych "funkcjonariuszy - INTERNAUTuW"pod przykrywkami...
Pamiętam,ze podobne ataki w papierowych wydaniach gadzinówek...działy się TUŻ przed zamordowaniem naszego Kapłana- Kapelana "S" Bł X J.Popiełuszko....miałam już gotowy list do redakcji jednej z katowickich brukowych popołudniówek chyba "Wieczór" niestety...nie zdążyłam go wysłać...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

53. Kolejny kłamca lustracyjny w

Kolejny kłamca lustracyjny w resorcie Sikorskiego? Proces byłego ambasadora Polski przy OECD

„Z dokumentów IPN wynika, że w latach 70. i 80. Woroniecki był
zarejestrowany jako tajny współpracownik działający pod ps. Rubinus”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

54. Sąd oddalił kasację

Sąd Najwyższy odrzucił wniosek prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta dotyczący kasacji wyroku w sprawie ambasadora tytularnego Tomasza Turowskiego, prawomocnie oczyszczonego z zarzutu kłamstwa lustracyjnego.

W lutym 2012 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 2011 roku o kłamstwie lustracyjnym Turowskiego. SA uznał, że sprawa byłego szefa wydziału politycznego ambasady w Moskwie w ogóle nie powinna trafić do sądu – nie ujawniono dlaczego.

W tajnym ze względu na „interes państwa” procesie SO uznał Turowskiego na wniosek IPN za „kłamcę lustracyjnego” i zakazał na trzy lata pełnienia funkcji publicznych. SA uwzględnił apelację pełnomocników Turowskiego, którzy wnosili o uchylenie tego wyroku. SA oddalił apelację pionu lustracyjnego IPN, który chciał podwyższenia zakazu do 10 lat.

Według medialnych doniesień, IPN oskarżał Turowskiego o to, że zataił w swoim oświadczeniu, iż był tzw. nielegałem wywiadu PRL. W 1975 r. miał zostać skierowany do Watykanu jako członek zakonu jezuitów, gdzie przebywał 10 lat, uzyskując dostęp do wielu tajemnic dotyczących polityki wschodniej Stolicy Apostolskiej. W 1986 r. wystąpił z zakonu, ale nadal miał być pracownikiem wywiadu, także w okresie III RP, kiedy to oficjalnie zatrudniono go w MSZ. Do 2007 r. miał być na etacie Agencji Wywiadu, a potem przejść na współpracownika wywiadu. I wówczas zaczął ciążyć na nim obowiązek ujawnienia współpracy z wywiadem PRL. IPN zakwestionował jego oświadczenie lustracyjne w grudniu 2010 roku. W reakcji na to MSZ ogłosiło, że jego misja dyplomatyczna się zakończy. Turowski w styczniu 2011 r. podał się do dymisji przyjętej przez MSZ.

Podczas pracy w Moskwie Turowski brał udział w przygotowaniu wizyty w Katyniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku. Był także obecny na płycie lotniska w dniu katastrofy.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/27391,sad-oddalil-kasacje.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

55. Lustrowany ma prawo kłamać? Turowski pod specjalną ochroną

Sąd Najwyższy oczyścił Tomasza Turowskiego, byłego oficera
wywiadu PRL z zarzutu kłamstwa lustracyjnego. Odrzucił kasację
prokuratora generalnego od wyroku sądu apelacyjnego uniewinniającego
komunistycznego szpiega. - To absolutnie niepojęty wyrok - powiedział
„Codziennej” Cezary Gmyz, który ujawnił agenturalną przeszłość
lustrowanego.




Turowski pojawił się na ogłoszeniu wyroku z ochroniarzami, którzy nie
opuszczali go na korytarzach sądowych ani o krok i odgradzali go od
dziennikarzy. Sprawa lustracyjna Turowskiego toczy się po tym, jak zataił swoją pracę dla wywiadu PRL w oświadczeniu lustracyjnym w 2009 r.



Kasację do SN wniósł na wniosek IPN Prokurator Generalny Andrzej Seremet
po wcześniejszym wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który
stwierdził, że proces lustracyjny Turowskiego w ogóle nie powinien mieć
miejsca. Sąd I instancji uznał wcześniej Turowskiego za kłamcę lustracyjnego.



W kasacji prokurator generalny zarzucał sądowi drugiej instancji uchybienia procesowe. Naruszenie miało
dotyczyć uznania przez sąd, że Turowski zataił informacje o swojej
agenturalnej przeszłości działając w stanie wyższej konieczności. Na
wstępie ogłaszania uzasadniania wyroku sędzia Michał Laskowski
stwierdził, że podstawą uwzględnienia kasacji może być jedynie rażące
naruszenie przepisów. Zdaniem SN w procesie Turowskiego w ogóle
do tego nie doszło. Sąd apelacyjny „miał prawo uznać”, że Turowski
działał w stanie wyższej konieczności bez sprawdzania, czy tak było
naprawdę.
Zdaniem SN uznanie to nastąpiło „w oparciu o fakty powszechnie znane”.
- Zdekonspirowanie wywiadowcy często pociąga poważne niebezpieczeństwo
nie tylko dla tej osoby ale i interesów państwa w imieniu którego działa
- mówił sędzia Laskowski. Sąd Najwyższy uznał też, że Turowski znalazł
się w sytuacji kolizji obowiązków i musiał poświęcić jedne z przepisów,
by być w zgodzie z innymi.




Sędziowie Michał Laskowski, Piotr Hofmański, Bogdan Rychlicki uznali, że
Turowski mógł skłamać w oświadczeniu lustracyjnym, bo „działał w stanie
wyższej konieczności”. Sędzia Laskowski, na koniec ogłaszania
uzasadnienia wyroku przedstawił refleksję sędziów orzekających. - Nie
może być tak, by realizacja pewnych obowiązków prowadziła z
konieczności do efektów, które są absurdalne, niekorzystne z punktu
widzenia społeczeństwa - mówił. Sąd uznał, że spełnienie obowiązku
ujawnienia swojej agenturalnej przeszłości „mogłoby wywołać szkody
społeczne - ucierpiałby interes państwa i interes prywatny lustrowanego i
innych osób z którymi się stykał”.




Przed wyrokiem Turowski narzekał w rozmowie ze swoimi adwokatami Piotrem Kruszyńskim i Mikołajem Pietrzakiem: –Państwo stawia swojego pracownika w sytuacji bez wyjścia . Dodał też po rosyjsku - Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak smutne. Po
ogłoszeniu przez sąd wyroku zaś powiedział „Codziennej”, że zawsze
wierzył w polskie sądy, które nie ulegają presji zewnętrznej, zwłaszcza
ze strony czwartej władzy.




- Wyrok sądu najwyższego jest absolutnie niepojęty. Sąd uznał, że
wieloletni szpieg komunistycznej bezpzieki , który działał naprzeciwko
stolicy apostolskiej, Kościoła i opozycji, który nie przyznał że był
funkcjonariuszem SB, nie może ponieść żadnej odpowiedzialności, za
podanie nieprawdy w oświadczeniu lustracyjnym
- mówi Cezary Gmyz, któremu Turowski wytoczył procesy cywilny i karny za ujawnienie jego agenturalnej przeszłości.



Dziennikarz uznał, że „to bardzo dobry dzień dla wszystkich bezpieczniaków”, ponieważ dziś sąd „wskazał wszystkim pozostałym kłamcom lustracyjnym” w jaki sposób mogą uniknąć odpowiedzialności za swoje czyny.



- Sposób w jaki Sąd Najwyższy kształtuje porządek prawny budzi
przerażenie. To tak jakby bandytę złapano z dymiącym pistoletem nad
zwłokami i uznano, że nie może ponieść odpowiedzialności, bo działał
rzekomo w stanie wyższej konieczności
- dodał Gmyz.



Orzeczenie jest ostateczne i nie podlega dalszemu zaskarżeniu.

 


Turowski był oficerem wywiadu PRL. Dla SB pracował od połowy lat 70. Był w tajnej komórce –zajmującej się wywiadem nielegalnym.
Będąc oficerem wstąpił na 10 lat do zakonu jezuitów, gdzie realizował
zadania wywiadowcze szpiegując Stolicę Apostolską i opozycję polską we
Francji i Polsce. Po 1989 r. rozpoczął pracę jako dyplomata, pracując
jednocześnie najpierw dla Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa, a
potem dla Agencji Wywiadu. Turowski też jako dyplomata pracujący w
ambasadzie RP w Moskwie odpowiadał w Rosji za przygotowanie wizyty
prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku.



Sędzia Hofmański ze składu sądu brał wcześniej udział w sprawach
lustracyjnych. Oczyścił z kłamstwa lustracyjnego Mariana Jurczyka,
przewodniczącego „Solidarności” w Szczecinie mimo iż zachował się
obszerny materiał obciążający Jurczyka.
http://niezalezna.pl/39629-lustrowany-ma-prawo-klamac-turowski-pod-specj...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

56. Ksiądz Adam Boniecki wspiera

Ksiądz Adam Boniecki wspiera swojego dobrego znajomego Tomasza
Turowskiego, b. szpiega wywiadu PRL działającego w zakonie jezuitów.
Duchowny pisze oświadczenie procesowe wychwalające Turowskiego, który
pozwał dziennikarza Cezarego Gmyza. Co więcej, ks. Boniecki to nie
jedyna osoba duchowna, która wsparła w ten sposób Turowskiego.




W procesie cywilnym przed Sądem Okręgowym w Warszawie, toczącym się z
powództwa Tomasza Turowskiego przeciwko dziennikarzowi Cezaremu Gmyzowi,
adwokaci byłego agenta i dyplomaty okazali w sądzie pismo procesowe, w
którym ks. Boniecki wychwala Turowskiego jako dobrze znanego mu od lat
dyplomatę MSZ, mającego rzekomo zasługi we wspieraniu i
rozpowszechnianiu wiary katolickiej w Rosji.



Oświadczenie złożone w procesie przez ks. Bonieckiego jest z datą 8 kwietnia. Nastąpiło
więc po wyroku Sądu Najwyższego korzystnym dla Turowskiego. Kasacji
orzeczenia sądu apelacyjnego domagał się Prokurator Generalny na wniosek
IPN
. W myśl orzeczenia SN, Turowski miał prawo zataić pracę
dla wywiadu PRL w swoim oświadczeniu lustracyjnym, działając w stanie
wyższej konieczności.



Oświadczenie ks. Bonieckiego zostało złożone jako materiał dowodowy
przez adwokatów Turowskiego na dzisiejszej rozprawie w Sądzie Okręgowym w
Warszawie. To niejedyna laurka przekazana przez osobę duchowną
jako oręże dla adwokatów Turowskiego do walki w sądzie z dziennikarzem.
Oprócz oświadczenia ks. Bonieckiego jest też inne oświadczenie w sprawie
pozytywnej roli, jaką miał odegrać Turowski - przekazane adwokatom
przez jego ojca duchowego z zakonu jezuitów o. Antoniego
Jarnuszkiewicza.




Tomasz Turowski poczuł się urażony artykułami Cezarego Gmyza w
„Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” - i wytoczył dwa procesy: karny i
cywilny dziennikarzowi. Łącznie domaga się zasądzenia wobec Gmyza kwoty
ok. 300 tys. zł.



W artykułach z 2010 r. ujawniono, że Turowski co najmniej od
połowy lat 70. działał w Watykanie jako szpieg wywiadu PRL o ps.
„Orsom”.
SB wysłała go do zakonu jezuitów. Według publikacji
Gmyza, oprócz meldunków z Rzymu „Orsom” informował też bezpiekę o
działaniach opozycji w Polsce i przeciwnikach komunizmu we Francji i
Włoszech.



Turowski trafił do pracy w MSZ w 1993 r. Był jednym z głównych
organizatorów wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. 10 kwietnia był na
lotnisku w Smoleńsku, kiedy doszło do katastrofy prezydenckiego
samolotu. 
http://niezalezna.pl/40196-nasz-news-ksiadz-boniecki-wspiera-tomasza-tur...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

57. "Nielegał". Tak nosić będzie

"Nielegał". Tak nosić będzie tytuł filmu opowiadający o losach Tomasza Turowskiego - agenta wywiadu PRL, działającego w zakonie jezuitów. Prezentujemy na wPolityce.pl fragment filmu, w którym możemy zobaczyć fragmenty procesów Turowskiego. Autorem "Nielegała" jest Paweł Nowacki,

http://wpolityce.pl/wydarzenia/53254-tylko-u-nas-fragment-powstajacego-f...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

58. dzięki za link

i za fragment powstającego filmu...jak widać Naród nie odpuszcza...przypomina to Pospolite
Ruszenie...bronią stają się filmy,prasa w tzw drugim obiegu...
skąd ja to znam ?
klawiatury,kamery i aparaty fotograficzne....to nasza broń....
a Patronką jest Nasza Królowa

Królowo Polski miej nas w swej opiece...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

59. Jan Pospieszalski. Bliżej:

Jan
Pospieszalski. Bliżej: Kim jest Tomasz Turowski? Groźny agent
podległego Sowietom wywiadu czy elegancki dyplomata III RP? Dziś, 22:30

W programie wystąpi również Zofia Optułowicz-Pilecka, córka
Rotmistrza Witolda Pileckiego, która odniesie się do zarzutów zawartych
na najnowszym tygodniku "Polityka".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

60. Wszystkie twarze Tomasza

Wszystkie
twarze Tomasza Turowskiego, czyli od agenta wywiadu PRL do godności
dyplomaty w III RP. Jan Pospieszalski i jego goście ujawniają nowe fakty

"Pan Tomasz Turowski mija się z prawdą mówiąc, że nie nie był
jezuitą. Mija się z prawda mówiąc, że nie złożył ślubów, gdy tymczasem
złożył śluby wieczyste już po dwuletnim nowicjacie i te śluby odnawiał
co pół roku" - mówił w programie Jana Pospieszalskiego o. Aleksander
Jacyniak.

Kim był Tomasz Turowski?


To jest PRL-owski oficer wywiadu, który był w służbie reżimu
komunistycznego w Polsce i w służbie Kremla. Działał na szkodę państwa
polskiego tak jak cały system, jak SB, jak służba wywiadu. Wysługiwał
się pośrednio sowieckim okupantom, bo Polska nie była niepodległa, czyli
był zdrajcą narodu polskiego

– tak sylwetkę Turowicza przestawił historyk, prof. Bogdan Musiał z UKSW.


Prowadzący przypomniał, że Turowski wytoczył dwa procesy
redaktorowi Cezaremu Gmyzowi, kwestionując m.in. podany przez niego
fakt, iż był przez 10 lat jezuitą. W jednym z nich Turowski usiłował się
uwiarygadniać przedstawiając dokumenty wystawione mu przez kapłanów, w
tym przez ojca Adama Bonieckiego, który chwali b. ambasadora za
"działalność na rzecz dialogu ekumenicznego". W swoim oświadczeniu ks.
Boniecki twierdzi, że poznał Turowskiego dopiero w latach 90.

.


Tym faktom zaprzeczył obecny w studio były opozycjonista
emigracyjny, Piotr Jegliński, który znał Turowskiego w jego "zakonnym"
wcieleniu.



Jestem zaskoczony amnezją ks. Adama. Wielokrotnie
byłem świadkiem  jego odwiedzin w "Osserwatore Romano".  W czasie tych
odwiedzin Turowski zwracał się do księdza Bonieckiego per Adam – więc
musieli się znać

- mówił Jegliński.
Przypomniał, że Tomasz Turowski w Watykanie pracował w kongregacji ds. Kościołów Wschodnich.

Był komunistycznym szpiegiem skierowanym do zakonu jezuitów przez Departament I

– dodał Gmyz. W programie zaprezentowano też fragment rozmowy z samym
Turowskim, który zaprzeczał, iż faktycznie był zakonnikiem. Zapewniał,
że był tylko klerykiem, który nie złożył ślubów. A trafił do zakonu na
rozkaz przełożonych, gdyż jego zadaniem było rozpracowywanie struktur
Kościoła.


Z taką argumentacją nie zgodził się obecny w studiu kapelan "Solidarności", jezuita o. Aleksander Jacyniak.

 

Obiektywnie sprawy maja się inaczej. Pan Tomasz Turowski mija
się z prawdą mówiąc, że nie  nie był jezuitą. Mija się z prawda
 mówiąc, że nie złożył ślubów, gdy tymczasem złożył śluby wieczyste już
po dwuletnim nowicjacie i te śluby odnawiał co pół roku

– powiedział zakonnik. O Jacyniak przypomniał, że jezuitami są już
klerycy, zaś niezłożenie tzw. czwartego ślubu szczególnego posłuszeństwa
papieżowi wcale nie wyklucza z zakonu. Śluby te składają bowiem tylko
niektórzy jezuici.


W programie wyemitowano wypowiedzi b, szefa UOP i AW Zbigniewa Siemiątkowskiego i oficera wywiadu płk. Henryka Bosaka.


Istnieją dokumenty poświadczające, że na wszystkich forach
międzynarodówki wywiadów krajów socjalistycznych, bo coś takiego było
(...) Watykan oceniano jako polska specjalność. I istnieją dokumenty, że
ten urobek operacyjny z Watykanu był dostarczany do tych stolic krajów
socjalistycznych, które go w danym momencie najbardziej potrzebowały

-  mówił Siemiątkowski.


Wiem, że w Watykanie miał wysoko uplasowanego agenta. Na
odprawach w których uczestniczyłem mówiono, że informacje pochodzą od
źródła N, w każdym razie to musiał być ktoś wysoko, kto informował nas o
rozmowach papieży z  dyplomatami, szczególnie na linii Watykan Stany
Zjednoczone. Polska takie źródło miała i chyba do ostatnich lat...

 

– mówił Bosak.


Jak przypomniał prof Bogdan Musiał działania polskiego wywiadu w okresie PRL-u podlegały bezpośrednio Moskwie.

- Najlepsi agenci byli przejmowani przez KGB albo wywiad wojskowy, albo te informacje szły do Moskwy pośrednio

– tłumaczył.


Na ile działalność Tomasza Turowskiego, który, przypomnijmy w
Watykanie był już  przed wyborem Karola Wojtyły na papieża, mogła
oddziaływać, co ona mogła budować?

-  zastanawiał się Jan Pospieszalski.


Prof. Musiał nie wykluczał,że informacje przekazywane przez Turowskiego mogły pomóc w przygotowaniu zamachu na papieża.


Turowski wysługiwał się sowietom To była zdrada. Inaczej tego nie mogę ocenić

– mówił Musiał.

Pospieszalski przypomniał,że Turowski mimo
swojej agenturalnej przeszłości został wysłany przez Władysława
Bartoszewskiego na placówkę dyplomatyczną. Bartoszewski – zapewniał
przed kamerą, że o przeszłości dyplomaty nie miał pojęcia i że w ogóle
osobiście go nie znał.  W to z kolei powątpiewał Cezary Gmyz
przypominając, że Bartoszewski osobiście rekomendował w Sejmie jego
kandydaturę.na posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych.


Uczestnicy programu zastanawiali się też co robił Turowski 13
maja 1981 – w dniu zamachu na papieża, a co 10 kwietnia 2010 roku na
lotnisku w Smoleńsku – pełniąc funkcję ambasadora w Moskwie.


Jegliński przypomniał, że Turowski rozpracowywał nie tylko – jak
sam twierdzi – kraje NATO, ale również opozycję demokratyczną za
granicą. W tym celu był wysłany m.in do Paryża, skąd zachował się szereg
jego szczegółowych meldunków. 

On donosił jak klasyczny kapuś

– mówił Jegliński, który sam był obiektem licznych donosów Turowskiego.


Miałem w ręku jego raport na temat rozmowy ojca św.z generałem jezuitów
na temat rozpowszechniania literatury religijnej na Związek Sowiecki, w
którym były wymienione  nazwiska osób żyjących w Związku Sowieckim.
 Chciałbym wiedzieć co się stało z tymi ludźmi. Jaką cenę zapłacili za
jego donos?

-  zastanawiał się b. opozycjonista.


Cezary Gmyz przypomniał, że teczka Turowskiego nadal
znajduje się w zbiorze akt zastrzeżonych, w związku z czym nadal nie
został on zdekomunizowany i wciąż pobiera  ubecką emeryturę w pełnej
wysokości.


Gmyz przypomniał, że Turowski zaprzecza
jakoby w dniu zamachu na papieża był w Rzymie. Stwierdził jednak, że
przekazywane przez niego informacje mogły być przydatne w planowaniu
tego zamachu.


Uczestnicy programu przypominali,że Turowski bywał w Rzymie
jeszcze do 89 r. I do końca sporządzał meldunki, a Jan Pospieszalski
zwrócił uwagę, że Tomasz Turowski to jest ten dyplomata, który na 7
tygodni przed katastrofą smoleńską wezwany jest gdzieś z emerytury, z
niebytu dyplomatycznego i wysłany do Moskwy przez Radosława Sikorskiego.

ansa/TVP Info

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

61. Czy ksiądz Boniecki mija się

Czy ksiądz Boniecki mija się z prawdą? Tomasz Turowski miał chronić papieża i służyć "podtrzymaniu wiary"

Wczoraj
na antenie TVP Info w programie Jana Pospieszalskiego "Bliżej", który
większość swego czasu poświęcił PRLowskiemu szpiegowi Tomaszowi
Turowskiemu, słowa ... czytaj »

W piśmie, które opublikował 8 kwietnia 2013 roku oświadczył, że
Turowskiego poznał dopiero jako ambasadora w Moskwie, w latach
1996-2001, oraz jako ambasadora na Kubie w latach 2001-2005. Słowom tym
nie daje wiary Piotr Jegliński, który mówi, że osobiście widział jak
Turowski w latach osiemdziesiątych widywał się z ks. Bonieckim.

Jegliński był bowiem świadkiem wizyt Turowskiego w "L'Osservatore
Romano" jak i w zakonie Marianów, podczas gdy przebywał tam były red.
nacz. "Tygodnika Powszechnego".

- Jestem zaskoczony amnezją księdza Adama - powiedział działacz
opozycyjny. - Jako wydawca jego książki, jeszcze kiedy pracował w
redakcji "L'Osservatore Romano", byłem świadkiem odwiedzin Tomasza
Turowskiego.

Na pytanie Cezarego Gmyza, czy sugeruje, że Boniecki poświadczył
nieprawdę Jegliński odpowiedział, że "delikatnie mówiąc, mijał się z
prawdą".

Co ciekawe, Boniecki pisze w dokumencie jakoby dawny szpieg "wspierał
działalność Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Federacji Rosyjskiej i na
Kubie" oraz miał działać "na rzecz dialogu ekumenicznego z prawosławiem i
innymi związkami wyznaniowymi."

Boniecki w zakończeniu dokumentu napisał: "W obu przypadkach mogę
stwierdzić, że p. Tomasz Turowski wykazał znaczną inicjatywę w dziele
podtrzymania i rozprzestrzeniania wiary we wspomnianych krajach"

W aktach sprawy Turowskiego, znajduje się kuriozalny dokument z marca
tego roku, w którym były naczelnik Wydziału XIV MSW PRL, Roman Medyński
oświadcza, że Turowski, po wyborze kard. Wojtyły na papieża miał
zajmować się, z ramienia PRL, zapewnieniem bezpieczeństwa Janowi Pawłowi
II. 

Zgromadzeni w studio goście zgodnie stwierdzili, że musiało to być "zapewnianie bezpieczeństwa" rozumiane bardzo specyficznie.

Bogdan Musiał, historyk zażartował: "To jest Mrożek. To jest jakiś
absurd. Tutaj oczywiście tow. Gierek i tow. Kania bardzo się przejmowali
bezpieczeństwem papieża, podobnie jak tow. Breżniew i tow. Andropow
zatroszczyli się i wydali polecenie by p. Turowski zajął się
bezpieczeństwem."

- To już są opary absurdu, które osiągnęliśmy w takim oświadczeniu - podsumował Musiał.

Cezary Gmyz twierdził, że działalność Turowskiego, mogła wręcz
przyczynić się do realizacji zamachu na papieża 13 maja 1981 roku.

Zauważono pewną zbieżność pomiędzy językiem dokumentu Bonieckiego i tego włączonego w akta procesowe.

Jak więc mamy rozumieć "wspieranie Kościoła" i "zapewnianie
bezpieczeństwa" papieżowi? Czy to klasyczny przykład sowieckiego
podejścia do języka? Jakim cudem jest możliwe uciekanie się do niego w
2013 roku? Czy Boniecki rzeczywiście mija się z prawdą, a jeśli tak, to
dlaczego?

Maciej Chamier Cieminski/TVP Info

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

62. Ksiądz Boniecki się tłumaczy.

Ksiądz Boniecki się tłumaczy. Ale nadal nie wiadomo, o co chodzi

Oświadczenie
na facebookowym profilu „Tygodnika Powszechnego” w sprawie swojej
znajomości z Tomaszem Turowskim wydał ks. Adam Boniecki. Kapłan zarzuca w
... czytaj »

Ale w odpowiedzi tłumaczy się dość niejasno.

„Rzecz dotyczy emerytowanego oficera wywiadu Tomasza Turowskiego.
Turowski wytoczył proces Cezaremu Gmyzowi, którego publikacje na swój
temat uznał za zniesławiające. Uważam, że gdy chodzi o poważne,
sprawdzalne zarzuty, odwołanie się do bezstronnego trybunału jest
krokiem jak najbardziej właściwym. Ponieważ dwukrotnie miałem okazję być
świadkiem pozytywnych poczynań p. Tomasza Turowskiego (nie wiedziałem
wówczas, że jest oficerem wywiadu), na jego prośbę napisałem o tym
oświadczenie do wykorzystania w sądzie. Przedmiotem ataku na mnie stało
się zawarte w nim stwierdzenie, że poznałem Tomasza Turowskiego, gdy był
ministrem pełnomocnym Ambasady RP w Moskwie (1996–2001). Zarzucono mi
kłamstwo, twierdząc, że nasza znajomość sięga lat 80.” - napisał ks.
Boniecki.

A potem przyznał, że atak miał podstawy. „Istotnie, na Tomasza
Turowskiego natknąłem się kilkakrotnie wcześniej, np. w Paryżu, w
ośrodku księży pallotynów na rue Surcouf. Był wtedy klerykiem jezuickim,
jednym z licznych uczestników organizowanych tam spotkań. Trudno jednak
uznać to za zawarcie znajomości. Te sporadyczne spotkania nie miały
żadnej kontynuacji. Ot, wiedziałem, kim jest, i tyle. Opisywane przez
uczestnika wspomnianej audycji telewizyjnej Piotra Jeglińskiego zażyłe
stosunki, łączące nas jakoby w Rzymie – to wynik jakiegoś figla, który
pamięć spłatała Piotrowi Jeglińskiemu. Twierdzi on, że był świadkiem
odwiedzin pracującego wówczas w Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich
Turowskiego w redakcji „L’Osservatore Romano”. Cóż, przez redakcję
przewijały się setki osób i być może kiedyś był tam także Tomasz
Turowski, czego nie pamiętam. Nigdy nie byłem (ani nie jestem) z nim na
ty. Nie słyszałem też, by pracował kiedykolwiek w Kongregacji Kościołów
Wschodnich” - podkreśla ks. Boniecki. I dodaje, że „naprawdę poznał go,
gdy jako minister pełnomocny Ambasady RP towarzyszył krakowskiej
delegacji udającej się do Tobolska”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

63. Niezanany donos agenta Turowskiego

http://www.radiownet.pl/publikacje/niezanany-donos-agenta-turowskiego

Img_1052

Tomasz Turowski powoływał się na informacje pochodzące od księdza
Stanisława Dziwisza. Poufna rozmowa prezydenta USA Jimmy’ego Cartera i
Jana Pawła II wyciekła do wywiadu PRL.

Z tajnego dokumentu, do którego
dotarło Radio WNET, wynika, że Tomasz Turowski ( agent 10682, ps.
„Orsom” i „Ritter”) powoływał się na informacje, pochodzące od ks.
Stanisława Dziwisza.

Chodzi o notatkę informacyjną Departamentu ... czytaj więcej w Gazecie Wnet

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

64. Sąd umarza proces z powództwa

Sąd umarza proces z powództwa Tomasza Turowskiego. Uznaje, że Cezary Gmyz nie znieważył PRL-owskiego szpiega

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli umorzył postępowanie w procesie
karnym. Sędzia prowadząca sprawę uznała, że Gmyz nie znieważył b.
szpiega PRL, gdyż jego publikacje „nie zawierają znamion czynu
zabronionego".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

65. Robert Sobkowicz/Nasz

zdjecie

Robert Sobkowicz/Nasz Dziennik

Gmyz wygrał z Turowskim


Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił pozew cywilny Tomasza Turowskiego przeciwko dziennikarzowi Cezaremu Gmyzowi.

Pierwsza rozprawa w tej sprawie odbyła się 11 czerwca br. Dziś nastąpiło ogłoszenie wyroku.

Sędzia Sylwia Łuczak oddaliła powództwo w całości i nakazała
Tomaszowi Turowskiemu wpłatę 3060 zł na pokrycie kosztów sądowych (2700
zł dla Gmyza, 360 zł dla Lisickiego) – podaje gazetawnet.pl i dodaje, że
pełnomocnik Turowskiego zapowiedział apelację.

Jednocześnie portal wyjaśnił, że - zdaniem sądu - Gmyz, pisząc swoje
artykuły, wykazał się dziennikarską rzetelnością i że dowody, które
przedstawiał, były koherentne z zeznaniami świadków.

Sędzia Łuczak zaznaczyła, że Turowski był funkcjonariuszem tzw.
nielegalnego wywiadu PRL i - jak wynika z jego wniosku emerytalnego -
oficerem wywiadu (w latach 1993-2007), więc nazwanie go szpiegiem nie
narusza jego dóbr osobistych, gdyż oddaje stan faktyczny – podaje
gazetawnet.pl. I dodaje, iż według sądu, Gmyz nie sugerował, że Turowski
ma coś wspólnego z katastrofą smoleńską, że został posłany do Moskwy,
by przygotować zamach.

IK

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/36675,gmyz-wygral-z-turowskim.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

66. ukłony dla Pani sędzi Sylwii Łuczak

za logiczne i odważne myślenie...
gratulacje i pozdrowienia dla dzielnego Redaktora Gmyza...

Wraca Nadzieja,że jeszcze mamy rozsądne wyroki sądowe
a onemu "panu"...
wstyd...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

67. Tajemnicza misja agenta służb

Tajemnicza misja agenta służb PRL. Tomasz Turowski miał "uzdrawiać" w latach 90-tych Stocznię Szczecińską

Turowski dołączył do powołanej w latach ’90 spółki Porta, która miała na celu ratowanie zakładu.

Szpieg służb PRL Tomasz Turowski na początku lat ’90 dostał
zadanie, by razem z 20 osobami „naprawiać” w Polsce przemysł stoczniowy -
podaje Radio Wnet.

Informację taka przekazał Krzysztof Piotrowski - były prezes spółki
Stocznia Szczecińska Porta Holding SA, który po 11 latach wygrał sprawę o
nielegalne aresztowanie ws. narażenia stoczni na szkody.

W latach ’90 powołano do życia spółkę Porta, w której skład
miały wchodzić wyłącznie osoby fizyczne. Wśród tych 21 wybawicieli
polskiego przemysłu znalazły się trzy osoby zupełnie niezwiązane z tą
dziedziną.

Pierwszą z nich jest Tomasz Turowski, agent służb wywiadowczych PRL, który przez wiele lat pod przebraniem jezuity inwigilował otoczenie Jana Pawła II. Drugą osobą dołączoną do superspółki jest Robert Polan,
przedstawiciel ówczesnego Polskiego Banku Rozwoju, który był
amerykańskim specjalistą doradzającym polskiej gospodarce. To właśnie on
z  ramienia ministra przekształceń własnościowych Janusza
Lewandowskiego  kierował oddłużaniem stoczni.

Z panem Polanem zapoznał nas pan Wojciech Kostrzewa – ten z grupy ITI.
Przywiózł go po prostu ze sobą do stoczni i powiedział, że jest to
specjalista, który współpracuje z jego bankiem, i który będzie służył
nam pomocą, dosyć efektywną. Tomasz Turowski pojawił się z kolei z
poręki pana Polana

– mówił Piotrowski. Cel wprowadzenia Turowskiego do spółki pozostaje niejasny.

Kostrzewa jest dyrektorem rady nadzorczej TVN i prezesem Grupy ITI. Turowski to komunistyczny szpieg,
który po 1989 r. przeszedł do służb specjalnych wolnej Polski. W
kwietniu 2010 r. nadzorował z ramienia MSZ organizację wizyty delegacji z
Lechem Kaczyńskim w Smoleńsku.

źródło: radiownet.pl

zdjecie

Tomasz Turowski wstąpił do zakonu jezuitów, by przekazywać informacje od środka Kościoła (FOT. R. SOBKOWICZ)

AGENCI W KOŚCIELE

Małgorzata Rutkowska

Wbrew ostentacyjnie
demonstrowanej przez Bogdana Borusewicza amnezji historycznej, czym był
PRL, i negowaniu przez marszałka Senatu wyjątkowej roli Kościoła w
zmaganiach z komunizmem, wspólnota katolicka znajdowała się na celowniku
działań gigantycznego aparatu represji totalitarnego państwa.

Kler „to najpotężniejsza siła w Polsce, z którą myśmy się jeszcze nie
zmierzyli, i tu stoi przed nami najtrudniejsze zadanie” – mówił w 1947
r. minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz. Podstawową
metodą walki była inwigilacja i nasyłanie agentury, by rozbijać Kościół
od wewnątrz, podporządkować sobie poszczególne wspólnoty i manipulować
nimi dla własnych celów. Współpraca z bezpieką miała różne wymiary – od
nieświadomego uwikłania w kontakty, chociażby towarzyskie, przez
uległość wymuszoną szantażem czy prowokacją, po dobrowolne „świadczenie
usług”. W tych kategoriach mieszczą się i świeccy, i duchowni. Ale
najostrzejsza forma współpracy to świadome zostanie księdzem, aby
rozsadzać Kościół od środka. O tych agentach mówi się najmniej.

Otwarty na Kościół

Prawdopodobnie w 1973 lub 1975 roku nikomu nieznany absolwent
rusycystyki, miłośnik teatru i poezji (własny dorobek literacki – tomik
„Otwarte przestrzenie”) zapukał do furty klasztornej jezuitów w
Warszawie. Jak wielu młodych ludzi, którzy chcieli upewnić się, czy
trafnie rozpoznali głos powołania, poprosił o przyjęcie do nowicjatu.
Został zaakceptowany i skierowany na studia do Rzymu.

Tam w ukryciu pod habitem jezuity Tomasz Turowski, w rzeczywistości
kadrowy oficer XIV Wydziału I Departamentu MSW, kontynuował rozpoczęte w
Polsce zadania, zlecone mu przez komunistyczną bezpiekę. Dziś twierdzi,
że wstąpił do zakonu, bo taką miał legendę jako oficer wywiadu
skierowany do rozpracowywania struktur NATO-wskich, przy których
posługiwali duchowi synowie św. Ignacego Loyoli.

Wstępując w 1973 r. do bezpieki, Turowski został wytypowany do
szkolenia jako „nielegał” – najbardziej zakamuflowanej formy pracy
agenturalnej, swoistej „arystokracji” w służbach specjalnych. Wszystko
po to, by idealnie wtopić się w rozpracowywane środowisko, zyskać pełne
zaufanie przełożonych i otoczenia. Bezpieka skierowała go na „odcinek
watykański”, do serca chrześcijaństwa, gdzie wywiad PRL intensywnie
infiltrował Stolicę Apostolską, najprawdopodobniej dzieląc się
uzyskanymi informacjami z sowieckim KGB. Pobyt Turowskiego w zakonie
jezuitów trwał 10 lat. Czyli tyle, ile maksymalnie wynosił czas pracy
„nielegała” na jednej placówce. Przez 10 lat prowadził podwójne życie –
jezuity, wypełniającego regułę zakonną z obowiązkowymi ćwiczeniami
duchowymi, rekolekcjami, i superszpiega, który donosił na Kościół od
środka. Po wyborze Jana Pawła II inwigilował otoczenie Papieża, a także
polskie środowiska emigracyjne, dynamicznie działające zwłaszcza w
stanie wojennym. Między innymi infiltrował ośrodek jezuitów w Meudon we
Francji i środowisko „Edition Spotkania” w Paryżu prowadzone przez
Piotra Jeglińskiego, znanego opozycjonistę.

W 1985 r. Turowski opuścił zakon, nie przyjmując święceń, i zaczął
występować w nowej roli – ożenił się, działał w organizacjach
katolickich, a po 1989 r. został dyplomatą, pracował m.in. na placówkach
na Kubie i w Rosji. Prawdopodobnie aż do 2007 r. wykonywał zadania
zlecane mu przez wywiad. Był obecny 10 kwietnia 2010 r. na płycie
lotniska Siewiernyj w Smoleńsku.

Doktor Tadeusz Witkowski, który bada dokumenty rezydentur wywiadu PRL
i widział raporty opracowywane i wysyłane przez Tomasza Turowskiego,
pisał w „Naszym Dzienniku”, że mają one „charakter szczególny, być może
ze względu na pełne zakonspirowanie autora. Niektóre brzmią tak, jakby
przygotował je agent pracujący dla PGU KGB (I Zarząd Główny KGB
zajmujący się wywiadem zagranicznym)”. Jako przykład przywołuje „Notatkę
informacyjną dot. polityki wschodniej Watykanu” z 14 września 1987 roku
(Turowski był już wtedy poza zakonem, ale posiadał doskonałe kontakty i
uchodził za wiarygodną osobę). Agent informował w niej szeroko o
ówczesnych planach Stolicy Apostolskiej wobec wspólnot katolickich na
Wschodzie i problemach duchowieństwa w Związku Sowieckim. Zastanawiał
się nad rolą watykańskiego Sekretariatu Stanu i Papieskiego Instytutu
Kultury Chrześcijańskiej w procesie ewangelizacji Wschodu i „emisariuszy
watykańskich”, w tym wymienionych z nazwiska polskich księży wysyłanych
do republik nadbałtyckich, na Ukrainę i Białoruś i tamtejszych
lokalnych działaczy katolickich. To były informacje bezcenne dla
bezpieki i sowieckiego KGB w walce z odradzającym się na Wschodzie
Kościołem katolickim. Ilu osobom zaszkodziły raporty Turowskiego,
złamały życie?

„Panna” i „Yon”

Komunistyczna bezpieka ulokowała też swoich agentów w bezpośrednim
otoczeniu Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela ruchu
oazowego Światło-Życie i antykomunistycznego stowarzyszenia
Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu, które w stanie
wojennym miało prowadzić akcję duchowego przygotowania do wyzwolenia
Europy Wschodniej z objęć komunizmu. Ksiądz Blachnicki chciał powołać w
tym mieście centrum wydawnicze na wzór Niepokalanowa, pracujące na
potrzeby kraju i zagranicy.

Rozmach posługi charyzmatycznego kapłana zaniepokoił władze PRL.
Przerzucona w 1982 r. do Niemiec para szpiegów z XI Wydziału I
Departamentu MSW – Jolanta (TW „Panna”, zwerbowana przez własnego męża) i
Andrzej (TW „Yon”) Gontarczykowie, z zawodu socjologowie – miała
„zneutralizować” działalność ks. Blachnickiego, czyli zniszczyć prężnie
rozwijające się dzieło ewangelizacyjne. Na początku szpiegowski duet
miał rozbijać struktury emigracyjne – od Radia Wolna Europa po agendy
rządu RP w Londynie. W 1984 r. przyszło polecenie wyjazdu do ośrodka w
Carlsbergu w celu przeniknięcia do Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia
Narodów. Na polecenie wywiadu „Pannie” udało się przejąć kierownictwo
nad stowarzyszeniem, a jej mąż został doradcą księdza. Operację
wymierzoną w ośrodek w Carlsbergu monitorowało kierownictwo MSW z gen.
Władysławem Pożogą na czele, zaufanym człowiekiem Czesława Kiszczaka.

Małżeństwo szpiegów należało do ostatnich osób, które 27 lutego 1987
r. widziały ks. Blachnickiego żywego. Kilka godzin po rozmowie z nimi
kapłan zmarł – oficjalnie na zator płuc. Ale towarzyszące zgonowi objawy
były na tyle nieswoiste, że podejrzewano, iż przyczyna śmierci mogła
być inna. Wiadomo, że krótko przed śmiercią ks. Blachnicki posiadł
wiedzę o agenturalnej działalności swoich najbliższych współpracowników i
prawdopodobnie podzielił się nią z Gontarczykami. Stąd od początku
podejrzewano, że mógł zostać otruty. Czy i jaki mógł mieć w tym udział
szpiegowski duet? Podjęte przez IPN śledztwo z braku dowodów zostało
umorzone.

Gontarczykowie zostali oficjalnie zdemaskowani kilka miesięcy po
śmierci ks. Blachnickiego – działaczom podziemnej „Solidarności
Walczącej” w Łodzi udało się poznać numery rejestracyjne Gontarczyków i
ich esbeckie pseudonimy. Po ucieczce do kraju „zasługi” małżonków w
rozbijaniu Kościoła zostały docenione przez władze: dostali mieszkanie z
całkowitym wyposażeniem, dalej też prowadzili akcję defamacyjną wobec
Ruchu Światło-Życie i jego założyciela, wspierając w ten sposób
propagandę Urbana. Moskiewska „Prawda” pisała wtedy o księdzu
Blachnickim „dywersant w sutannie”, „pasterz kontrrewolucji”. Wtórował
jej frazą o „polskim ajatollahu” „Żołnierz Wolności”. Jak niewiele
zmieniły się czasy, gdy rzucimy dziś okiem na okładki lewicowych
tygodników w Polsce.

Późniejsze losy Gontarczyków są typowe dla wysoko postawionych i
zasłużonych dla bezpieki peerelowskich agentów. Jolanta Gontarczyk
została ważną figurą w SLD i pełniła eksponowane funkcje publiczne: była
wicemarszałkiem województwa mazowieckiego, wiceministrem MSWiA,
pełnomocnikiem rządu Leszka Millera ds. walki z korupcją.

Szpiedzy w seminarium

Casus Tomasza Turowskiego obnaża perfidię metod stosowanych przez
służby PRL wobec Kościoła. Najgroźniejsi byli ci, którzy świadomie
wnikali do Kościoła, już jako alumni.

– Miałem dwa takie wypadki. Zostali specjalnie posłani do seminarium
przez bezpiekę. Wytrzymali pięć-sześć lat do święceń, dopiero potem
odkryliśmy prawdę i wydaliłem ich z diecezji – wspominał ks. abp Ignacy
Tokarczuk.

Doktor Mariusz Krzysztofiński, historyk z rzeszowskiego IPN,
przypomina, że sprawy agentury wprowadzanej przez bezpiekę do Kościoła
należą do wyjątkowo trudnych i delikatnych. Niektóre przypadki są jednak
oczywiste ze względu na swą odrażającą wymowę moralną. Wpisuje się tu
historia Franciszka Pustelnika.

Tajny współpracownik „Igła” prawdopodobnie został zwerbowany do
współpracy przez SB jako kleryk seminarium w Przemyślu. Zlecane mu przez
bezpiekę zadania wymierzone były szczególnie w ks. abp. Tokarczuka i
jego bliskiego współpracownika ks. Edwarda Frankowskiego. „Igła” był
jego wikariuszem w Stalowej Woli.

– To był człowiek bardzo niebezpieczny, do wszystkiego zdolny, bardzo
szkodził, opluwał mnie. Pisał w „Ancorze” [esbecka fałszywka dla
kapłanów] paszkwile na mój temat i ks. abp. Ignacego Tokarczuka – mówi
ks. bp Frankowski.

Esbecka proweniencja „Igły” została zdemaskowana przez ordynariusza
przemyskiego. Suspendowany Pustelnik był jednak dalej niebezpieczny, co
pokazała historia nieudanej prowokacji wymierzonej w ks. abp.
Tokarczuka.

Suspendowany Pustelnik na polecenie bezpieki zaaranżował 3 czerwca
1975 r. spotkanie z ordynariuszem przemyskim w jego gabinecie w gmachu
kurii. Chciał się przywitać, ale ordynariusz powiedział: „Najpierw
należy oczyścić sumienie”. Wtedy Pustelnik chwycił leżący na biurku
przycisk i rzucił nim w kierunku okna. Zasłona powstrzymała uderzenie,
przez co udaremniona została zaplanowana akcja, czyli sprowokowanie ks.
abp. Tokarczuka do jakichś impulsywnych czynów. Na to czekali na
zewnątrz dwaj esbecy, którzy zaalarmowani przez Pustelnika mieli
wkroczyć do gabinetu ordynariusza, a potem wytoczyć mu sprawę karną o
pobicie.

Sprawy zdemaskowanych agentów ksiądz arcybiskup załatwiał dyskretnie,
ale skutecznie. Księża zdawali sobie sprawę ze strategii SB – na
miejsce jednego ujawnionego tajnego współpracownika bezpieka wstawiała
dwóch-trzech, których należało dopiero „rozpracować”, by nie zdążyli np.
przyjąć święceń. Ksiądz arcybiskup Tokarczuk miał doskonałe rozeznanie w
tych sprawach jeszcze z czasów okupacji niemieckiej, gdy gestapo
nasyłało agenturę do seminarium duchownego we Lwowie, i eliminował
rozpoznanych szpiegów.

W masońskich fartuszkach

Znane przypadki zdemaskowanych agentów wysłanych do kreciej roboty w
Kościele są siłą rzeczy nieliczne. Historia ich zdrady wychodzi na jaw
po latach – albo przez „przypadek”, albo gdy służby przerywają milczenie
(jak np. gen. Ion Mihal Pacepa, rumuński oficer wywiadu, który ujawnił,
jak Moskwa atakowała Watykan, a zwłaszcza Papieża Piusa XII).

Jeszcze mniej wiadomo o tym, jak „złota międzynarodówka”, czyli
masoneria, przenika do Kościoła, wprowadza do niego swoich ludzi, by
szkodzić i siać zamęt. Z historii Polski wiadomo, że byli wysokiej rangi
duchowni należący jednocześnie do lóż wolnomularskich, jak chociażby
XVIII-wieczni Prymasi Gabriel Podoski i Michał Poniatowski. Uczynili to
mimo zakazu przynależności katolików do masonerii, który wielokrotnie
przypominali niemal wszyscy Papieże i który nie został nigdy cofnięty
ani złagodzony.

Doktor Radomir Maly, czeski historyk, wykładowca historii Kościoła na
Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Czeskich Budziejowicach, wskazuje
na smutny przykład byłego dominikanina, o. Odilo Ivana Stampacha. Ten
wyświęcony w 1983 r. potajemnie w Kościele katakumbowym kapłan w 1991 r.
wstąpił do Wielkiej Loży Czech. Był popularny, głosił „postępowe” idee,
które podobały się na czeskich salonach, tradycyjnie wrogich
katolicyzmowi. Ojciec Stampach został suspendowany jednak nie za
przynależność do masonerii, ale za przejście do Kościoła
starokatolickiego. Doktor Maly przypomina, że były dominikanin
publicznie mówił, iż jego przełożeni wiedzieli, że jest członkiem
masonerii, ale ten fakt im nie przeszkadzał.

Jak masoneria zapuszcza macki w instytucjonalnym Kościele, świadczy
też historia ks. Pascala Vesin, byłego 43-letniego proboszcza parafii
św. Anny w Megeve we Francji. Został wyświęcony w 1996 r., pięć lat
później jawnie przyznawał się już do członkowstwa w potężnej loży Wielki
Wschód Francji. Czy jego związki z masonerią datują się na wcześniejsze
lata? Decyzją Stolicy Apostolskiej został w tym roku suspendowany za
odmowę wyrzeczenia się przynależności do sekty wolnomularskiej. Ksiądz
Vesin głosił poglądy całkowicie zbieżne z ideologią masońską: bronił
laickości republiki, sprzeciwiał się protestom wobec ustawy zrównującej
układy homoseksualne z małżeństwem i przyznające prawo do adopcji tym
związkom.

Ilu takich księży Vesin udało się zwerbować masonerii?


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

68. Turowski pod ochroną Rosyjskich służb

Jak podaje “Warszawska Gazeta” z dnia 12 września 2013 roku, Tomasz Turowski stał się posiadaczem luksusowego apartamentu w centrum Moskwy i… limuzyny z kierowcą oddanej mu do dyspozycji przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Jest to wiadomość nie tyle sensacyjna, ile musi być potraktowana przez niezależne polskie media jako sprawa najwyższej wagi państwowej.

Turowski, którego znam z czasów paryskich – jest osobą, której według nie potwierdzonych, ale wiarygodnych źródeł, powierzono topografie terenu w zamachu, jakiego dokonano na Jana Pawla II-go. Miał zresztą do Niego dostęp, co ułatwiało nawiązywanie kontaktów z odpowiednimi ludźmi ze wszystkich środowisk politycznych.

Turowski jest też odpowiedzialny za przygotowanie tragicznego w konsekwencjach lotu do Smoleńska, a także tego, co doskonale daje się wpisać w szereg dezinformacji tego lotu dotyczących. Upozorowanie przystąpienia Turowskiego w warunkach suwerennej Polski do kontrwywiadu było oczywistą banią mydlaną.

Nie jest wykluczone, że Turowski jest wtajemniczony w kilka zabójstw dokonanych na ważnych świadkach tego, co działo się pod przykrywą III Rzeczpospolitej. Rzucenie się w przepaść Józefa Szaniawskiego, czy odebranie sobie życia przez ważnego świadka okoliczności katastrofy smoleńskiej, Remigiusza Musia, to wydarzenia, które wskazują, że strona rosyjska zdecydowana jest użyć wszelkich sposobów, które zapewniają jej kontrole nad Polska w takim stopniu, jaki uznaje za konieczne. Przy milczącym zresztą wsparciu strony niemieckiej.

Zaniechanie sprawy, to jest wydania nakazu aresztowania Turowskiego i postawienia go przed sadem i to w procesie w żadnym wypadku nieutajnionym, będzie miało dla Polski niebywale konsekwencje. Bedzie to de facto zgoda na pełną penetracje kraju przez rosyjskie służby wywiadowcze. Dlatego glos niezależnych mediów musi być w tej sprawie donośny i jednoznaczny.

Pod lupę należy wziąć także okoliczności procesu wytoczonego przez Turowskiego “Naszemu Dziennikowi”.

Wskazane byłoby powołanie w trybie pilnym Komisji Sejmowej i publiczne udzielenie głosu takiemu świadkowi działalności Turowskiego, jakim wciąż pozostaje Piotr Jegliński.

Opinię tę wyraziłem zresztą w rozmowie z Genem Poteatem, który niedwuznacznie sugeruje już nawet nie rozwiązanie WSI, co formalnie nastąpiło, ale zbudowanie nowych polskich służb od zera. Ich dwuznaczne zachowanie w sprawie Turowskiego wskazuje, w którą stronę dryfują poniektórzy odpowiedzialni za suwerenność kraju.

Rosyjskiej penetracji nie uda się może wyeliminować, ale przynajmniej należałoby ja ograniczyć, aby nie mogła być przełożona bezpośrednio na wyniki wyborów do Sejmu jak i wyniki wyborów prezydenckich. Nie ulega bowiem już najmniejszej wątpliwości, że czynione są w tej materii odpowiednie przymiarki i rozpoznania terenu.

Turowski jest w tym wszystkim, człowiekiem dla Rosji bezcennym!!!

Henryk Skwarczyński

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

69. Sikorski: czy Kaczyński




Sikorski: czy Kaczyński przeprosi za trzy lata bzdur?

Radosław Sikorski, komentując treść zeznań ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza przed prokuraturą, zastanawiał się, czy prezes PiS Jarosław Kaczyński "znajdzie w sobie dość odwagi, żeby przeprosić rodziny smoleńskie i całą Polskę za te - już w tej chwili - lata bzdur o trzech uratowanych, o trotylu, o wybuchach". Słowa ministra cytuje TVN24.
Okazuje się, że co innego jest pleść bzdury na konferencjach prasowych, a co innego składać zeznania w prokuraturze pod sankcją kary. Tam tak zwani eksperci byli bardziej szczerzy i opisali swoje faktyczne związki z lotnictwem i z badaniem katastrof lotniczych - podkreślił Sikorski odnosząc się do zeznań profesorów Wiesława Biniendy, Jacka Rońdy i Jana Obrębskiego przed wojskowymi prokuratorami.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika nadzieja13

70. ad..68

Bezwzględnie, jak najszybciej powinno się powołać tę komisję.. A P.J. otoczyć ochroną.

Co do R. Sikorskiego - nie wiem, czy jest jakiś szczyt bezczelności, którego nie jest w stanie przekroczyć?

avatar użytkownika Maryla

71. Czas kolejnego smoleńskiego generała dobiegł na szczęście końca

zdjecie

M.Marek/Nasz Dziennik

Czas Noska minął


Maciej Lew-Mirski – prawnik, współtwórca Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) i członek komisji weryfikacyjnej WSI – komentuje wiadomość o wszczęciu procedury odwołania szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. bryg. Janusza Noska:

Krótko mówiąc, dobrze, że wreszcie to nastąpiło. Od dzisiaj polska
armia będzie na pewno dużo bezpieczniejsza. Czas kolejnego smoleńskiego
generała dobiegł na szczęście końca.

Jeżeli chodzi o wykrywanie i zwalczanie korupcji, to SKW w tym
okresie praktycznie w ogóle nie radziła sobie z tym problemem w polskiej
armii. Kiedy ministrem obrony narodowej został Tomasz Siemoniak,
zobaczył, jak wyglądają działania SKW w tym zakresie, to od razu do
walki z korupcją włączył Centralne Biuro Antykorupcyjne. Nie wiadomo
tylko, dlaczego tak długo i niepotrzebnie zwlekał z dymisją Janusza
Noska.

Ostatnia afera w Malborku pokazała, że SKW nie ma żadnego rozeznania w
tej materii. Tego rodzaju sprawy ustawowo podlegają ścisłej kontroli i
nadzorowi Służby Kontrwywiadu Wojskowego, której obowiązkiem jest
pełnienie nadzoru nad bezpieczeństwem kontrwywiadowczym i fizycznym
jednostek wojskowych.

To SKW wyrabia osobom przeprowadzającym przetargi certyfikaty
uprawniające do dostępu do tajemnicy państwowej i w trakcie tej
procedury zbiera informacje, np. gdzie pracuje rodzina osoby sprawdzanej
czy jaki ma majątek. SKW sprawdza w analogiczny sposób firmy
realizujące dla wojska przetargi, a to oznacza, że wszystkie firmy muszą
uzyskać pozytywną opinię tej służby. W każdej jednostce wojskowej
powinien być też oficer obiektowy SKW oraz grupa osób współpracująca
niejawnie z SKW, które informują służbę o każdej anomalii.

Tymczasem okazuje się, że mając teoretycznie tak olbrzymi potencjał
informacyjny, służba, którą dowodził Janusz Nosek, nie wykryła afery w
Malborku. Z mediów dowiedzieliśmy się, że to funkcjonariusze policji
oraz Żandarmerii Wojskowej (ŻW) wykryli te działania korupcyjne.
Przypuszczam, że ŻW brała udział w działaniach ze względu na niemożność
działania policji na terenie jednostek wojskowych.

Natomiast SKW zajmuje się tym, że jednostka GROM – w ocenie SKW – kupiła sobie sprzęt do nurkowania wyższej klasy niż powinna.

Z jednej strony mamy do czynienia z aferą wartą kilkanaście milionów
złotych oraz kwestią niewłaściwego zapewnienia bezpieczeństwa jednostce
wojskowej. Przypomnę, że z tych informacji prezentowanych nam w mediach
dowiedzieliśmy się, że firma ochroniarska nie realizowała umowy o
ochronę jednostki.

Z drugiej strony mamy SKW, która „wytropiła przekręt” na 20 tys. zł,
co okrzyknięto wielkim sukcesem tej służby. Jest to nic innego, jak
całkowite pomylenie proporcji. To Żandarmeria Wojskowa powinna zajmować
się tymi mniejszymi sprawami, a Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest
ustawowo zobowiązana do tropienia korupcji tam, gdzie jest zagrożenie
dla bezpieczeństwa lub zdolności bojowej Sił Zbrojnych.

Powodów do odwołania Janusza Noska było wiele. Od tych najbardziej
banalnych, jak posądzenie przez SKW swojego przełożonego wiceministra
obrony narodowej o korupcję, przez inwigilację posłów opozycji,
prowadzenie potajemnej współpracy ze służbami rosyjskimi, po
niedopilnowanie bezpieczeństwa remontowanych w Rosji rządowych samolotów
i niezapewnienie osłony uczestnikom tragicznego lotu 10 kwietnia 2010
roku.

not. IK

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/54401,czas-noska-minal.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

72. Nielegała bierze w obronę Michnik. Już promują fałsz:

"3 października w wydawnictwie Agory ukaże się "Kret w Watykanie" - wywiad rzeka z Tomaszem Turowskim. Były szpieg opowiada w nim o latach, gdy w przebraniu jezuity inwigilował Watykan i środowiska polskiej emigracji we Francji. Mówi o motywach, które skłoniły go do związania się ze służbami specjalnymi, i o tym, że w trakcie wykonywania szpiegowskiej misji zaszła w nim - m.in. pod wpływem papieża - przemiana, która nie pozwoliła mu na kontynuowanie zadania."

avatar użytkownika Maryla

73. @kazef

Michnik ma dziesięciolecia doświadczenia, a sprawa Maleszki to wierzchołek góry lodowej.
Przemiana w nielegale :) od zamachu na Papieża do tragedii smoleńskiej.....

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

74. mieszadło niech się zamknie i przestanie wreszcie mieszać...

i Rację ma pan Michalkiewicz mówiąc i pisząc o razwiedczykach w Naszym Kraju....
właśnie znowu szmaty na Metry rozdają za darmo na ulicach,
biedne Dziecko dające mi do ręki to CÓŚ,zdumione było gdy oddałam i jeszcze starannie wytarłam ręce,by coś się do nich nie przykleiło...
Napiętnujmy te "organa " i to głośno...
czekam ,kiedy stefan Szechter zostanie osądzony w Polsce...za swoje wyroki na Polakach...
ciekawe jak wtedy zachowają się staliniątka...

gość z drogi

avatar użytkownika kazef

75. Z nielegałem wywiad napisali

Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski.

avatar użytkownika Maryla

76. obrzydki, para cyngli z Czerskiej, bez zaskoczenia :)


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

77. tia... Moczar chronił Jana Pawła II przed Kremlem..i wysłał Orso

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

78. Tomasz Domalewski Turowski.

Autorzy rozmowy z Turowskim - K. i Cz. do końca mnie jednak nie
przekonują. Co innego, gdyby ich znaczący głos został wzmocniony przez
jeszcze większe autorytety. Choćby księdza redaktora Czajkowskiego i
redaktora Maleszkę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

79. Gazeta Wyborcza próbuje

Gazeta
Wyborcza próbuje wybielić Turowskiego? "Nie rozpracowywałem Kościoła,
lecz państwo Watykan" - mówi w książce Agory agent PRL

"Po upadku PRL Turowski przeszedł pozytywną weryfikację i już jako
oficer służb III RP pracował w polskiej dyplomacji. Był ambasadorem na
Kubie i w Moskwie."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

80. Piotr Bączek O Tomaszu

O Tomaszu Turowskim w „Gazecie Wyborczej”, czyli przepis jak z komunistycznego szpiega zrobić bohatera. UJAWNIAMY dokumenty

Tylko u nas

Kilkanaście lat temu Adam Michnik, broniąc Jaruzuelskiego,
krzyczał „odp… się od generała”. Teraz jego dziennikarz pisze o
komunistycznym szpiegu tekst, o wymowie prawie panegiryku. Co dalej? Kto
będzie następny na tym ołtarzyku „politycznej poprawności” gazety
Michnika?

Publikacja „GW” na temat Tomasza Turowskiego ukazuje Tomasza
Turowskiego jako zatroskanego o los Jana Pawła II i dbającego o
bezpieczeństwo Ojca Świętego. Taki jest przekaz artykułu Wojciecha
Czuchnowskiego „Wyznania szpiega PRL w Watykanie” z gazety Adama
Michnika.

CZYTAJ
WIĘCEJ o nowej książce wydanej przez Agorę: Gazeta Wyborcza próbuje
wybielić Turowskiego? "Nie rozpracowywałem Kościoła, lecz państwo
Watykan".

 

Jest to przekaz mający „uczłowieczyć” działalność Turowskiego w
komunistycznym wywiadzie PRL, który był przecież istotną częścią
sowieckiego systemu.
Przysłowiowa „woda z mózgu” powinna mieć jednak
swoje granice. Dziennikarz „GW” przedstawiający wersję Turowskiego,
powinien przynajmniej sięgnąć do innych źródeł, a jest ich już bardzo
dużo. Cezary Gmyz serią artykułów w „Rzeczpospolitej” i starym „Uważam
Rze” przedstawił szpiegowską profesję tego człowieka. Potem ukazało się
szereg tekstów w portalu wPolityce.pl, „Naszym Dzienniku”,
„Rzeczpospolitej”, „Gazecie Polskiej”. Osobie Turowskiego poświęcono
również programy Jana Pospieszalskiego w TVP oraz Radiu WNET.

Jednak W. Czuchnowski, dzielny redaktor dziennika A.
Michnika, nie tylko ich nie zauważa, ale w zasadzie pomija ujawnione
informacje, relacje, wspomnienia np. poszkodowanego przez donosy
Turowskiego Piotra Jeglińskiego.

Można odnieść wrażenie, że interesuje go wersja Turowskiego – tzw.
„prawda Turowskiego”. Oczywiście można podejść i w ten sposób do tego
problemu. Jednak Czuchnowski nie poddaje później krytycznej analizie
wspomnień Turowskiego. Dziennikarz „GW” nie konfrontuje wynurzeń
komunistycznego szpiega z innymi źródłami. Nie oddaje głosu Cezarowi
Gmyzowi, innym dziennikarzom i badaczom, którzy badali akta
komunistycznego wywiadu.

Taki wybiórczy zabieg dziennikarza „Gazety Wyborczej”
sprawia, że czytelnik otrzymuje laurkę osoby, która przez wiele lat
przekazywała komunistycznej centrali donosy dotyczące watykańskich
duchownych, Polaków pracujących w Stolicy Apostolskiej, wschodniej
polityki Watykanu, inicjatyw Jana Pawła II w zakresie odbudowy
chrześcijaństwa za „żelazną kurtyną”.

Tak się dziwnie złożyło, że od kilku tygodni przeprowadzam w IPN
kwerendę archiwalną na temat antykościelnej działalności aparatu
represji PRL. Tak się również dziwnie złożyło, że natrafiłem również i
na dokument na temat bezpieczeństwa w Watykanie, który cytuje
Czuchnowski. Dziennikarz „GW” przytacza obszerną wypowiedź Turowskiego,
który próbuje wytłumaczyć, że ten meldunek jest dowodem, że była to
działalność na rzecz bezpieczeństwa Ojca Świętego. Jednak ten meldunek
był skierowany do centrali komunistycznego wywiadu MSW, który realizował
zadania zbieżne z celami sowieckiego imperium.

W trakcie kwerendy w IPN dotarłem również do kilkudziesięciu
innych materiałów komunistycznej bezpieki sygnowanych przez źródła
„9596” i „10682” (czyli Turowskiego), które nie były jeszcze ujawnione i
omawiane w mediach. Donosy Turowskiego z okresu watykańskiego dotyczą
zmian personalnych w administracji watykańskiej; duchownych, którym
Ojciec Święty powierzał bardzo istotne misje w bloku sowieckim; osób,
które dostarczają do Związku Sowieckiego nielegalną literaturę
religijną.

 

Oddzielnym bardzo ważnym problemem jest rozpracowywanie przez
Turowskiego emigracyjnego środowiska „Spotkania”. Na temat roli tego
komunistycznego szpiega wiele razy mówił w Radiu WNET twórca tego pisma –
Piotr Jegliński.

Poniżej przytaczam fragmenty niektórych donosów, do których dotarłem.

W notatce informacyjnej dot. bpa Andrzeja Marii Deskura z 15 stycznia
1980 r. źródło 10682 (czyli Turowski) charakteryzuje bardzo bliskiego
współpracownika i przyjaciela Jana Pawła II – księdza biskupa Andrzeja
Marię Deskura, późniejszego kardynała:

Bp. Deskur formalnie pełniący funkcję przewodniczącego papieskiej
Komisji ds. Środków Masowego Przekazu, bardzo aktywnie zajmował się
pogłoskami na temat rzekomych planów powołania w Rzymie placówki
INTERPRESSU. Deskur jest zdecydowanym przeciwnikiem takiej placówki i
wyrażał tu także koncepcje samego papieża, który zasugerowany przez red.
Wilkanowicza z krakowskiego „Znaku” /audiencja prywatna w dn. 11. XI.
1979 r./ pragnie stworzyć w Rzymie polską katolicką agencję prasową.
Agencja tak winna mieć wyłączność lub spełniać wiodącą rolę w polskich
aspektach pontyfikatu i przez to kształtować linię informacji prasowej.
Bp. A. M. Deskur zapowiedział, że Watykan będzie sprzeciwiał się, aby władze włoskie pozwoliły na otwarcie placówki Interpressu.

 

W notatce informacyjnej z 6 września 1980 r. Turowski omawia zadania jezuitów w zakresie tzw. polityki wschodniej Watykanu:

Źródło Nr 10682 podało, że problematyką wschodnią w kurii generalnej
zajmuje się wydzielona grupa jezuitów pod kierownictwem Edwarda Hubera –
rektora Papieskiego Instytutu Wschodniego /INSTITUTIO ORIENTALE/ w
Rzymie tworząc organ zwany konsultą generała Aruppe ds. apostolatu
rosyjskiego.
(…)
W poszczególnych prowincjach jezuickich
wytypowani do apostolatu rosyjskiego muszą posiadać znajomość realiów
życia w ZSRR, znać język rosyjski, pożądane jest posiadanie kontaktów
personalnych w ZSRR.
(…)
Zadania polegają na propagowaniu w ZSRR
religii, podtrzymywaniu kontaktów z kręgami klerykalnymi w republikach
północnych i zachodnich europejskiej części ZSRR (…) tajne seminaria,
polemiczna lit., przerzut specjalnie w tym celu drukowanej na Zachodzie
literatury religijnej, politycznej i społecznej /np. „Symbol”, „Russkaja
Mysl”, publikacje Foyer Orientale w Brukseli itp./.
Przerzuty
materiałów dokonywane są przez sieć zaufanych osób świeckich i
duchownych głównie z Polski a także z krajów Zachodnich /Francja/,
odbywających podróże do ZSRR.

Materiał przerzucany
jest w formie jawnych publikacji lub w formie mikrofilmów w utajnionych
schowkach, wykonanych w różnych przewożonych przedmiotach

– melduje Turowski centrali komunistycznego wywiadu.

 

O takich właśnie sprawach donosił z Watykanu.

W czasach komunistycznych charakter takiego meldunku jest
oczywisty. Trudno sobie wyobrazić, że Turowski donosił o tej akcji w
celu zapewnienia organizatorom „bezpieczeństwa”. W rzeczywistości wywiad
komunistyczny uzyskał bezcenne informacje na temat działalności
Kościoła katolickiego na Wschodzie. Dzięki temu mógł prowadzić działania
operacyjne, zaś organizatorów, tak jak innych działaczy opozycyjnych,
mogły spotkać surowe konsekwencje.

Tymczasem wymowa tekstu w „GW” jest taka, że Turowski był osobą
bliską Janowi Pawłowi II, wręcz przyjacielem Papieża. Dziennik
przekazuje bezkrytycznie wersję komunistycznego szpiega. Niezorientowana
i nieznająca najnowszej historii osoba po tekście „GW” może pomyśleć –
„ten Turowski to równy gość, przecież bronił naszego Papieża, był jego
podporą w ciężkim chwilach, pomagał mu, więc o co chodzi tym oszołomom z
prawicy!” Czy o to chodziło autorom takiego przekazu?

Po powrocie do PRL Turowski dalej informował MSW. Donosił na polskich
duchownych, działaczy opozycji, wykładowców na katolickich uczelniach,
ale także informował komunistyczny wywiad o sytuacji w legalnej prasie i
w Stronnictwie Demokratycznym.

Ironią losu jest, że w tym kontekście za osoby poszkodowane mogą czuć
się np. dziennikarze komunistycznej „Trybuny” oraz nieżyjący już
Mieczysław Rakowski, którego przecież tak cenił Adam Michnik.

 

Artykuł Czuchnowskiego jest fragmentem większej całości, napisanej
już książki. Zastanawiam się, czy w książce dziennikarza gazety Adama
Michnika będziemy mogli przeczytać, że Turowski donosił w celu
zapewnienia bezpieczeństwa polskiemu Kościołowi, wykładowcom wyższych
uczelni, opozycji katolickiej oraz swoim towarzyszom.

Kilkanaście lat temu Adam Michnik, broniąc Jaruzuelskiego,
krzyczał „odp… się od generała”. Teraz jego dziennikarz pisze o
komunistycznym szpiegu tekst, o wymowie prawie panegiryku.
Co dalej? Kto będzie następny na tym ołtarzyku „politycznej poprawności” gazety Michnika?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

81. Hucpa „Gazety

Hucpa „Gazety Wyborczej”

Paweł Lisicki

PRL to było państwo prawa i wolności. Jego przywódcy bardzo się starali zapewnić godne i dobre życie obywatelom, a szczególnie księżom katolickim. Na straży ich bezpieczeństwa stali fachowcy ze Służby Bezpieczeństwa. Gdy na Stolicy Piotrowej zasiadł Karol Wojtyła, władze Polski Ludowej postanowiły zapewnić mu szczególną ochronę. W tym celu nowe zadanie otrzymał szpieg wywiadu PRL Tomasz Turowski, oficjalnie kleryk zakonu jezuitów, który wcześniej od trzech lat opiekował się troskliwie innymi polskimi duchownymi.

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tych kilku zdań większość czytelników zaczyna pukać się w głowę i zastanawiać się, czy aby nie dotknęła mnie jakaś tajemnicza przypadłość. Jak to – wołają, tuszę – w duchu. Przecież to wszystko było odwrotnie. Służba Bezpieczeństwa była instrumentem w ręku komunistów, którzy Kościoła nie wspierali, lecz go zwalczali. Jej oficerowie i agenci mieli na sumieniu morderstwa, prowokacje, kradzieże. Legalnie i, znacznie częściej, nielegalnie starali się zdobyć kontrolę nad swymi ofiarami. Nakłaniali do donosicielstwa, szantażowali, przekupywali. Wybór Polaka na papieża stał się dla nich dodatkowym wyzwaniem, trzeba bowiem było okiełznać nowy zapał narodowy i religijny.

To wszystko, uspokajam, przypomniałem sobie i ja, gdy z narastającym zdumieniem, a później oburzeniem, czytałem wynurzenia Tomasza Turowskiego, opisane przez „Gazetę Wyborczą”. Z tekstu „GW” wynika, że Turowski bywał na śniadaniach u Jana Pawła II, ich relacje były serdeczne, co jednak nie przeszkadzało mu zapewne w wysyłaniu raportów do zwierzchników w centrali. Jednak, jak utrzymuje Turowski, „nie rozpracowywał on Kościoła, lecz państwo Watykan”. Wprawdzie ktoś, kto jeszcze ma nieco oleju w głowie, musi się zastanowić, jak można było siedząc w Rzymie, nie rozpracowywać Kościoła, rozpracowując państwo Watykan, którego wszyscy najważniejsi urzędnicy i przywódcy byli jednocześnie hierarchami Kościoła, ale takie pytanie oczywiście się w tekście nie pojawia.

Za to okazuje się, że zamachu na papieża najbardziej obawiali się Edward Gierek i Stanisław Kania. Biedacy spać po nocy nie mogli, koszmary senne ich prześladowały, po głowach pierwszych sekretarzy galopowały bowiem wizje przeraźliwe, a ducha ich dręczyło pytanie: „Jaka byłaby reakcja Związku Radzieckiego na to? [targnięcie się na życie papieża]”. O tym, że polski wywiad podlegał sowieckiemu i musiał z nim współpracować, a Sowieci od początku zwalczali polskiego papieża, upatrując w nim, słusznie, zagrożenie dla swoich interesów, słowa w „GW” nie ma. Zamiast tego jest prawdziwie dialektyczne podsumowanie wyznań Turowskiego, który pytany, czy oszukiwał papieża, odpowiada, że „jako szefa państwa watykańskiego zapewne tak, jako człowieka – nie”.

I wszystkie te brednie „Wyborcza” łyka i przekazuje z dobrodziejstwem inwentarza. Cóż, żadne inne słowo niż „hucpa” po przeczytaniu tego tekstu do głowy mi nie przychodzi. Niebywała hucpa!•
http://dorzeczy.pl/hucpa-gazety-wyborczej/


Kto szpiegował w Watykanie

KGB znała przebieg tajnych obrad soboru, wiedziała też
o czym Willy Brandt rozmawiał z Pawłem VI. Źródłem wielu informacji
były służby PRL



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

82. Fragment powstającego filmu NIELEGAŁ - o Turowskim

reż. i prod.: Paweł Nowacki

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

83. Temat

nielegalow jest prawie calkowicie w polskim zyciu publicznym nieznany. Bardzo niebezpieczni. Jezeli mialbym wybierac, to wolalbym najpierw REPORTAZ-WYWIAD RZEKE-FILM WIELOODCINKOWY-WIELOTOMOWE DZIELO na temat Agentow Wplywu. Postac Wajdo-olbrychsko-gieremko-migniga nie moze nie byc kiedys opisana. Dokumenty, wczesniej lub pozniej "same" sie znajda. Jestem calkowicie o tym przekonany.

avatar użytkownika kazef

84. 13 odcinkowy serial fabularny o nielegałach

zatytułowany "The Americans" emitowała począwszy od stycznia 2013 amerykańska telewizja FX. Małżeństwo "zwyczajnych" Amerykanów w pewnym momencie zaczyna odgrywac swoją agenturalną rolę... Zachwala ten serial Sławomir Cenckiewicz w najnowszym "Historia do Rzeczy". Nie wiem, czy "The Americans" pokazano gdziekolwiek w polskiej wersji. Od stycznia 2014 FX zaprezentuje drugą serię.

avatar użytkownika Maryla

85. Tomasz SzymborskiPrawda

„Tomasz Turowski jest zawodowcem. Jako wieloletni oficer wywiadu
PRL i III RP, a później jego tajny współpracownik dobrze wie, jak można
wykorzystać dziennikarzy.”

„Książka o Turowskim dla kościoła ‘Gazety Wyborczej’ i TVN-u”. TRZY PYTANIA do Witolda Gadowskiego

Powstała w Polsce taka sekta, która odrzuca zdrowy rozsądek,
matematykę, fizykę, wszelkie zdobycze nowoczesnej nauki. A za źródło
tłumaczenia świata wystarczy jej to, co podają „Wyborcza” i TVN.

Fragment okładki książki "Kret w Watykanie"

Ukazała się dziś książka Agnieszki Kublik i
Wojciecha Czuchnowskiego „Kret w Watykanie”, czyli wywiad-rzeka z
PRL-owskim nielegałem Tomaszem Turowskim, pod przykryciem jezuity
szpiegującym Jana Pawła II, wykonującym nieznane zadania wywiadowcze po
1989 roku, a na początku 2010 r. oddelegowanym do pomocy w organizowaniu
wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. O tej publikacji
rozmawiamy z Witoldem Gadowskim, dziennikarzem śledczym, publicystą
tygodnika „wSieci”.

 

wPolityce.pl: - Jak oceniać powody powstania tej książki?
Kublik z Czuchnowskim otwarcie przyznają, że przyszedł do nich Turowski i
chciał opowiedzieć to i owo. Państwo redaktorstwo ucieszyli się, wyjęli
dyktafony i bezrefleksyjnie wszystko nagrali i spisali, nie mając zbyt
wielkiej wiedzy o jego działalności w PRL – bo dokumenty na ten temat są
szczątkowe – i żadnej dotyczącej III RP, bo te objęte są tajemnicą.

Witold Gadowski: - Można powiedzieć, że państwo
redaktorstwo zachowało się typowo dla redaktorstwa III Rzeczpospolitej –
Ci, którym powinniśmy wierzyć na słowo, nie potrzebują sprawdzeń.
Turowski jest taką osobą. A gdyby zadali sobie trud i zapytali Piotra
Jeglińskiego, szefa Editions Spotkania o biografię pana Turowskiego, to
włosy stanęłyby im dęba na głowie. Pan Jegliński był jednym ze świadków w
procesie, który wytoczył Turowski. Dzięki jego zeznaniom Turowski
przegrał to postępowanie. Ten człowiek mieszka w Warszawie – pod nosem
państwa redaktorstwa. Gdyby kierowali się warsztatem dziennikarskim i
dążeniem do obiektywnej prawdy, znaleźliby kilku świadków, którzy
mogliby zweryfikować słowa pana Turowskiego. Ale państwo redaktorstwo
wychodzi z założenia, że „szpieg rosyjski” nie może kłamać. Słowa
„szpieg rosyjski” wypowiadam oczywiście w cudzysłowie, bo nie chcę mieć
procesu, w którym pan Turowski być może udowodniłby, że był np.
szpiegiem watykańskim.

 

A propos – Turowski uważa, że jeżeli ktoś zarzuca mu pracę
dla PRL-owskiego wywiadu jako de facto służb radzieckich, to równie
dobrze można powiedzieć, że nasz wywiad jest dziś częścią struktur
wywiadu USA. Twierdzi też, że Wydział XIV I Departamentu MSW, który go
zatrudniał, był „oazą suwerenności”. Ile w tym prawdy?

To jest żenujące kłamstwo. Wystarczy poczytać dokumenty źródłowe,
także IPN, i opracowania książkowe, które ukazały się na ten temat, by
wiedzieć, jak wdzięcznie kłamie pan Turowski. Oczywiście, że w tym samym
wydziale był pan Petelicki, który zszedł był niedawno w niewyjaśnionych
okolicznościach, ale to z niczego nie rozgrzesza. Ten wydział zajmował
się, mówiąc krótko, rozbijaniem opozycji i wsparcia opozycji na
Zachodzie. Niedawno spotkałem się z człowiekiem, który organizował ze
Skandynawii większość przerzutu maszyn drukarskich do Polski. Nie chcę
podawać na razie jego nazwiska, żeby nie robić mu kłopotów. Piszę
właśnie o tym książkę. Z jego wyliczeń wynika, że 80 proc. sprzętu,
który wysyłał do Polski, gdzieś zniknęło. To właśnie była praca Wydziału
XIV. Powstaje pytanie – gdzie się podziały dolary, środki uzyskane ze
spieniężania kradzionego opozycji sprzętu? Tym przecież zajmowali się ci
ludzie. Tłumaczenia pana Turowskiego są jak bajki na dobranoc. Można w
to wierzyć, jeśli bardzo się chce. Ale jego narracja jest prowadzona w
żenujący sposób. Twierdzi, że nie był szpiegiem, bo wstąpił do jezuitów
już z zadaniem inwigilacji, ale przecież państwa Watykan, a nie zakonu.
Czy można zafundować ludziom bardziej niedorzeczny sylogizm? To
idiotyczne. Niektórzy ludzie – w tym wypadku państwo redaktorstwo –
święcie w to jednak wierzą i sprzedają tego typu propagandę czytelnikom.
Ich dzieło należy tak właśnie traktować – jako propagandę w tonie
późnego PRL-u i późnej III RP.

 

Dla kogo w ogóle ta publikacja jest przeznaczona? Czy może
kogoś zdrowo myślącego przekonać opowieść Turowskiego, jak to szpiegował
w Watykanie Jana Pawła II, by zapewnić mu bezpieczeństwo…?

Ci, którzy kierują się zdrowym rozsądkiem i logiką oczywiście po tę
książkę nawet nie sięgną. A jeśli już, będą potem mieć ból ust z powodu
szerokiego uśmiechu. A jest ona kierowana do wiernych kościoła „Gazety
Wyborczej” i TVN-u. Powstała w Polsce taka sekta, która odrzuca zdrowy
rozsądek, matematykę, fizykę, wszelkie zdobycze nowoczesnej nauki. A za
źródło tłumaczenia świata wystarczy jej to, co podają „Wyborcza” i TVN.
Dla tej grupy powstała ta książka

 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

86. polskojęzyczne media promują kłamstwa Nielegała

Sensacyjna spowiedź agenta wywiadu PRL w Watykanie

"Mogę
was zapewnić, że jeszcze dzisiaj na wariografie moja linia byłaby
zupełnie spokojna" - mówi w wywiadzie dla "Dużego Formatu" Tomasz
Turowski, oficer wywiadu PRL w zakonie jezuitów. Jak tam trafił i w jaki sposób uzyskał listy polecające od kardynała
Wojtyły zdradza Agnieszce Kublik i Wojciechowi Czuchnowskiemu. Opowiada
również o tajnikach werbowania i szkoleń agenta wywiadu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

87. Zobacz jak Turowski donosił na Jana Pawła II

Dziennikarze "Gazety Wyborczej", autorzy książki
opisującej historię Tomasza Turowskiego, działającego w Watykanie
„nielegała” PRL-owskiego wywiadu twierdzą, że nie udało im się znaleźć
zbyt wielu dokumentów na temat działalności Turowskiego w Rzymie i
Watykanie. Okazuje się, że dokumenty istnieją i rzucają zupełnie inne
światło na działalność „Kreta w Watykanie”.




- W ogromnej teczce przechowywanej w IPN-ie, a zawierającej
„Materiały Departamentu I MSW dotyczące Watykanu” autorstwo Tomasza
Turowskiego można przypisać czterem niewielkim dokumentom sygnowanym
kryptonimem cyfrowym „10682”. Nigdzie nie występuje on pod swoimi innymi
kryptonimami – jako „Orsom” lub „Ritter”
– piszą autorzy wywiadu-rzeki „Kret w Watykania. Prawda Turowskiego”.



Okazuje się, że dokumenty, do których nie udało im się dotrzeć bez trudu odnalazł Cezary Gmyz. Jak
wynika z ustaleń tygodnika „Do Rzeczy” W zasabach IPN znajduje się
setki stron dokumentów sygnowanych zarówno kryptonimami „Orsom”,
„Ritter”, jak numerami z dziennika rejestracyjnego Departamentu I MSW 9596 i 10682.




Wśród kilkuset stron dokumentów znajdują się notatki dotyczące „niektórych aspektów działalności Jana Pawła II”.



- Eksperci spraw watykańskich w Rzymie otrzymują w ostatnim okresie od ambasad państw zachodnich coraz więcej
zleceń na dokonanie ocen polityki Jana Pawła II. Zdaniem ekspertów,
zapotrzebowanie placówek dyplomatycznych na kompetentne oceny
działalności papieża wynika z odczuwalnego przez zachodnie koła "pewnego
zaniepokojenie" aktualnymi trendami polityki watykańskiej oraz "obawy,
że polityka Jana Pawła II stanie się w pewnych momencie bardziej
korzystna dla krajów obozu socjalistycznego, niż dla Zachodu
- czytamy w jednym z dokumentów.



Z kolei w innym dokumencie pojawia się analiza głównych celów polityki Jana Pawła II.



- Mimo spektakularnych wizyt dostojników kościelnych w ChRL, teren ten
jest peryferyjnym celem polityki Watykanu. Głównym celem polityki
wschodniej Jana Pawła II jest Związek Radziecki – czytamy w dokumencie.



W jeszcze innym meldunku dotyczącym podróży Jana Pawła II do Francji można przeczytać: Źródło
Nr. 10682 podało, że podróż Jana Pawła II do Francji wiąże się z
napięciami na linii papież – hierarchia katolicka w tym kraju.







Dokumenty ujawnione przez tygodnik „Do Rzeczy” można pobrać
TUTAJ

http://niezalezna.pl/46839-zobacz-jak-turowski-donosil-na-jana-pawla-ii-...


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

88. Rozkaz dla Turowskiego zgodny

Rozkaz dla Turowskiego zgodny z wytyczną dla KGB: Dawaj informacje o Janie Pawle II

http://niezalezna.pl/46982-rozkaz-dla-turowskiego-zgodny-z-wytyczna-dla-...
W wywiadzie-rzece Tomasza Turowskiego z dziennikarzami "Gazety Wyborczej" były oficer wywiadu PRL przyznaje, że dostał rozkaz zdobywania i przekazywania centrali informacje o lukach w ochronie Jana Pawła II. W tym samym czasie KC Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego wydał KGB polecenie, by „zapobiec nowemu kierunkowi w polityce, zapoczątkowanemu przez polskiego papieża, a w razie konieczności – sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”. Zbieżność dat ujawnił na portalu Fronda.pl Jakub Jałowiczor.

„Kret w Watykanie. Prawda Turowskiego” - to tytuł książki Agnieszki Kublik i Wojciecha Czuchnowskiego, dziennikarzy "GW". Publikacja, mająca wybielać komunistycznego szpiega, de facto go pogrąża. Agent, który chwali się szpiegowaniem NATO, sam dostarcza dowody przeciwko sobie - pisze autor tekstu. Przypomina, że Turowski, opisując spotkanie ze swoim przełożonym Sylwestrem Flakiem w Boże Narodzenie 1979 r., przyznaje, że ten kazał mu zdobywać informacje na temat bezpieczeństwa Jana Pawła II. Jak tłumaczy Turowski rozmówcom, chodziło o dobro Ojca Świętego, ponieważ ewentualny zamach miałby przynieść PRL szkody na forum międzynarodowym.

Tak się jednak składa, że rozkaz szpiegowania papieskiej ochrony wydany w grudniu 1979 r. zbiega się z innym rozkazem. W listopadzie 1979 r. KC Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego wydało KGB polecenie, które brzmiało: „Wykorzystać wszelkie dostępne możliwości, by zapobiec nowemu kierunkowi w polityce, zapoczątkowanemu przez polskiego papieża, a w razie konieczności – sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”. „Środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację” to eufemistycznie nazwany wyrok śmierci (opieram się tu na książce Johna Kohlera „Chodzi o papieża”, w której ujawniono ten dokument). Pod rozkazem podpisali się członkowie KC, w tym, co ciekawe, Michaił Gorbaczow - przypomina Jałowiczor.

Krótko mówiąc, w listopadzie zapada na Kremlu decyzja o ewentualnej likwidacji papieża, a w grudniu agent z satelickiego państwa dostaje rozkaz śledzenia jego ochrony - podkreśla autor tekstu.

Fragment dotyczący specjalnego rozkazu dla Tomasza Turowskiego:

Pan miał informować Watykan o ewentualnych zagrożeniach?
Tak, miałem informować watykańskie służby bezpieczeństwa.

Skąd pan miał mieć wiedzę?
Byłem oficerem wywiadu, widziałem to, czego normalny widz czy uczestnik środowej audiencji nie zauważy. Idę na przykład do Papieża z tekstem, który ma być wyemitowany w Radiu Watykańskim, wchodzę na teren obiektów watykańskich, dojeżdżam do jego apartamentów prywatnych, widzę masę rzeczy. Każde służby, jeśli zbyt długo żyją w spokoju i w poczuciu błogiego bezpieczeństwa, mogą wiele przeoczyć. Rutyna w służbach specjalnych jest rzeczą zabójczą.

Chce pan nam powiedzieć, że PZPR chciał, żeby pan pilnował bezpieczeństwa Jana Pawła II?
Nie wiem, czy partia. Otrzymałem takie polecenie od przełożonych w wywiadzie.

(...)

Czy podczas tej rozmowy z pana przełożonym pułkownikiem Sylwestrem Flakiem padło coś takiego, że władza wyczuwa bardzo poważne zagrożenie w związku z tym, że Karol Wojtyła został papieżem? Czy wyczuł pan, że pan ma być jedną z tych głównych osób, które będą informować o tym, co się dzieje w Watykanie?
Było ewidentne, że widzieli Papieża jako zagrożenie, ale nie w takim wymiarze bezpośrednim, tylko jako element krystalizujący opozycję w Polsce, jako katalizator procesów, które mogą zachwiać systemem. (...) Przypominam sobie rozmowę z pułkownikiem Flakiem o moich raportach. To było w Magdalence, on mówi tak: „Jeśli możesz, to dawaj informacje o bezpieczeństwie Jana Pawła II”.

Samobój Turowskiego

http://www.fronda.pl/blogi/nowy-autorytet-na-dzielni/samoboj-turowskiego,35695.html

Wywiad-rzeka
zatytułowany „Kret w Watykanie” miał przedstawiać „prawdę Turowskiego”.
Tak głosi podtytuł książki. Zamiast tego, książka okazała się jego
bramką samobójczą. Superagent, który chwali się szpiegowaniem NATO sam
dostarcza dowody przeciwko sobie.

Turowski
opisuje, jak w Boże Narodzenie 1979 r. spotkał się w Magdalence ze
swoim przełożonym Sylwestrem Flakiem (ss.123 i 135). Jak się
dowiadujemy, Flak kazał Turowskiemu zdobywać informacje na temat
bezpieczeństwa Jana Pawła II. Szpieg tłumaczy, że chodziło o ochronę
ojca świętego – ewentualny zamach miałby przynieść peerelowi szkody na
forum międzynarodowym.

 Informacja,
że rozkaz szpiegowania papieskiej ochrony został wydany w grudniu 1979
r. jest bardzo istotna. W listopadzie 1979 r. KC Komunistycznej Partii
Związku Sowieckiego wydało KGB polecenie, które brzmiało: „Wykorzystać
wszelkie dostępne możliwości, by zapobiec nowemu kierunkowi w polityce,
zapoczątkowanemu przez polskiego papieża, a w razie konieczności –
sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”.
„Środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację” to
eufemistycznie nazwany wyrok śmierci (opieram się tu na książce Johna
Kohlera „Chodzi o papieża”, w której ujawniono ten dokument). Pod
rozkazem podpisali się członkowie KC, w tym, co ciekawe, Michaił
Gorbaczow.

 

Krótko
mówiąc, w listopadzie zapada na Kremlu decyzja o ewentualnej likwidacji
papieża, a w grudniu agent z satelickiego państwa dostaje rozkaz
śledzenia jego ochrony.

 

Ktoś
powiedział, że żeby uzasadnić jedno kłamstwo, trzeba wymyślić dziesięć
innych. Turowski chyba nie wziął tego pod uwagę, kiedy rozmawiał z
Wojciechem Czuchnowskim i Agnieszką Kublik. Miał przedstawić swoją
wersję, a powiedział więcej niż należało. Jego opowieść, według której
szpiegował ochronę papieża, by nie dopuścić do zamachu na niego, od
początku brzmiała absurdalnie, ale po co sam dostarczył dowody przeciwko
niej?


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

89. Turowski przyznaje:

Turowski
przyznaje: "zabroniłem filmować miejsce tragedii. To nieetyczne". Były
szpieg mówi również o karetkach na miejscu tragedii oraz "drgawkach
agonalnych" ofiar

"Obok mnie była pani Emilia Jasiuk - drugi sekretarz ambasady i
pani Wioletta Sobierańska - konsul. Nagle pani Jasiuk powiedziała: "Co
to za manekiny?" Ja wtedy spojrzałem i zauważyłem, że to są części ciał
ludzkich".

Tomasz Turowski w rozmowie z portalem wp.pl wraca do sprawy tragedii smoleńskiej. Były
szpieg PRLowskich służb, dyplomata w MSZ Sikorskiego przyznaje, że
Tu-154M "nigdy nie powinien się znaleźć" na smoleńskim lotnisku.
W jego ocenie była inna możliwość.

Oczywiście, można było lądować na lotnisku zapasowym. Po jakimś
czasie, patrząc z perspektywy, stwierdziłem, że tragedia była tym
większa, że mgła się rozeszła jakieś 40 minut po katastrofie. Gdyby
ten samolot wylądował np. w Mińsku, czy w Witebsku, nawet nie
wysadzając pasażerów, odczekał 3 kwadranse, to mógłby kontynuować lot i
wszystko potoczyłoby się inaczej. (...) Pojawiła się i gęstniała

(mgła-red.), jest to zjawisko normalne. W miejscu lotniska jest
zagłębienie - parów i jak rośnie temperatura, to podnosi się mgła do
pewnego momentu. Potem, jak temperatura jeszcze bardziej rośnie, to mgła
się po prostu rozchodzi

- mówił Turowski, przyznając tym samym, że pojawienie się mgły było
zaskakujące, a ona była widoczna jedynie w chwili lądowania rządowego
samolotu.

Były szpieg wywiadu komunistycznego wskazuje, że
"strona rosyjska zapewniła, że mimo iż lotnisko było nieczynne, to w
dniach 7-10 kwietnia będzie uruchomione". Jednak lotnisko opisuje w ten
sposób:

Jakieś baraczki, które udawały wieże, gdzie byli nawigatorzy
pilotujący samolot na odległość. Jakieś urządzenia oświetleniowe - dość
prymitywne - pasa startowego. Nie wyglądało to zachęcająco.
Jednak
przy takich niezbyt przychylnych warunkach parę miesięcy wcześniej
lądował tam marszałek sejmu Bronisław Komorowski. Tylko nie było tej
nieszczęsnej mgły.

Dalej Turowski relacjonuje chwilę tragedii smoleńskiej.

Dwa elementy mi się nie zgadzały. Najpierw słyszałem
dolatujący samolot, a więc słychać silniki. Potem te silniki idą z całą
mocą, a więc na logikę, ten samolot włącza rewers - przeciwny ciąg, żeby
wyhamować.
Następnie, w normalnych warunkach, powinna być słyszalna praca silników, bo samolot kołuje, a tam była przerażająca cisza. Nie było wybuchów, huków, tylko cisza. I to mnie przeraziło. Popędziłem do samochodu, który wcześniej podstawiłem. Dojechaliśmy błyskawicznie do końca pasa i tam przebiegłem kilkaset metrów pieszo w błocie

- tłumaczy dyplomata.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w zeznaniach części
świadków informacja o huku się jednak pojawiła. Niektórzy ludzie obecni
na smoleńskim lotnisku wskazywali, że w momencie katastrofy słychać było
wybuchy.
Jednak Turowski ich zdaje się nie słyszał.

W rozmowie z Turowskim robi się ciekawiej.

Turowski kontynuuje:

Obok mnie była pani Emilia Jasiuk - drugi sekretarz ambasady i
pani Wioletta Sobierańska - konsul. Nagle pani Jasiuk powiedziała: "Co
to za manekiny?" Ja wtedy spojrzałem i zauważyłem, że to są części ciał
ludzkich. Ona chciała to filmować, na co powiedziałem jej, by przerwała
to filmowanie, bo to jest nieetyczne.
To są drastyczne obrazy.
Trzeba uszanować ludzi chociażby w perspektywie ich rodzin. To jest
niewątpliwie polecenie, które wtedy wydałem. I nie ma nic wspólnego z
poleceniem, które było mi przypisywane. (...) Miałem zlecić służbom
rosyjskim odebranie kamery Sławomirowi Wiśniewskiemu z TVP i zniszczenie
sprzętu, tudzież nagrania. Okazało się, że rzeczywiście ktoś takie
polecenie wydał, ale nie kazał niszczyć sprzętu.

Słowa Tomasza Turowskiego budzą zdziwienie. Były komunistyczny szpieg
przyznaje, że wydał polecenie, by świadkowie tragedii nie filmowali
miejsca zdarzenia. Szkolony przez SB Turowski, który spędził
lata najpierw w służbach PRLowskich, a potem w służbach III RP, a także
pracował w polskiej dyplomacji powinien wiedzieć, że filmik zrobiony tuż
po tragedii smoleńskiej jest dowodem niemal bezcennym. Zabraniając
swojej współpracownicy filmowania przyczynił się do tego, że tak ważny
materiał nie powstał. I tego błędu już nie uda się być może nadrobić.


Zdaniem Turowskiego natychmiast po katastrofie w Smoleńsku pojawiły się karetki oraz straż pożarna.

Po paru minutach pojawiły się karetki, jeszcze przed nimi strażacy.
Na miejscu katastrofy były niewielkie pola palącego się paliwa. Ten
samolot tak jakby klapnął w błoto, rozbił się o nie. Stąd nie było może i
takiego huku. Uderzył w glebę podmokłą, dlatego też pożar nie
rozprzestrzeniał się za bardzo. Rosjanie miejsce katastrofy
otaczali żółtymi taśmami, zza których wyszedł pracownik Federalnej
Służby Ochrony rosyjskiej FSO. Powiedział, że trzy osoby dawały
"żyzniennyje refleksy", czyli bezwarunkowe odruchy życia np. drgawki
agonalne.
Ale to nie znaczy, że ktoś przeżył. I taką informację
przekazałem naczelnikowi wydziału rosyjskiego naszego MSZ, który był na
tym lotnisku, panu Dariuszowi Górczyńskiemu. Ale w szoku można różnie
zrozumieć wiele rzeczy. W pewnej chwili usłyszałem jak jakiś
przechodzący dziennikarz mówi: "Słyszałem, że troje ludzi przeżyło, a
Turowski pojechał z nimi do szpitala". Powiedziałem mu, że Turowski to
ja i nikt nie przeżył. Ale legenda już poszła

- tłumaczy Turowski.

Dziwią również słowa Turowskiego
dotyczące tempa pracy rosyjskich służb w Smoleńsku. Dziś wiadomo, że
karetki w Smoleńsku były o wiele za późno, wbrew temu, co sugeruje
szpieg-dyplomata. Nikt również nie zainteresował się dostatecznie
wnikliwie doniesieniami dotyczącymi trzech osób, które dawały znaki
życia. Czy były to rzeczywiście drgawki agonalne, czy mieliśmy
do czynienia z czymś innym? Tego nie sprawdzono, ani w dniu tragedii,
ani potem w czasie sekcji zwłok ofiar tragedii smoleńskiej.


Tomasz Turowski nie rozwiewa wątpliwości dotyczących tragedii smoleńskiej i rzuca kolejne cień na własną osobę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Kama

90. zabronił fotografowania ale tylko POLAKOM

Ten cwaniak mówiąc tak wylewnie znowu coś kombinuje.
Zbyt dobrze wyszkolony i wyrachowany, żeby powiedzieć tak dużo bez podtekstu.
Pewnie znowu zastawia jakąś pułapkę.

Nigdy nie zaczynaj rozmowy z idiotą. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczenie

avatar użytkownika Maryla

91. W JAKIM CELU NIELEGAŁ KGB TO MÓWI? TUSK MA SIE BAĆ?

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Tomasz-Turowski-o-Smolensku-trzy-...

Brał Pan udział w przygotowaniach uroczystości katyńskich?

- Tak, w ramach zakresu obowiązków, który został mi określony jako wynikający z mojego stanowiska - kierownika wydziału politycznego ambasady. Dokument podpisał 30 marca 2010 roku ambasador Jerzy Bahr.

Czym dokładnie się Pan zajmował?

- Wśród zakresu obowiązków piątym punktem były kwestie protokolarne, do których należy przygotowywanie wizyt międzypaństwowych. Umieszczenie tego na piątej pozycji po zasadniczych rzeczach, czyli kontaktach z przedstawicielami kręgów politycznych Rosji, z przedstawicielami grona rosyjskiej cerkwi prawosławnej itd., ukazywało realną pozycję tego zadania w skali ważności wszystkich moich zajęć. Chciałbym skończyć z mitem, że pojechałem tam w celu organizacji wizyty premiera Tuska, czy śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Natomiast, jako kierownik wydziału politycznego, zajmowałem się utrzymywaniem korespondencji w sprawie wizyty m.in. z kancelarią prezydenta, gdzie odpowiadał za to podsekretarz stanu pan Mariusz Handzlik, mój bardzo dobry kolega, który zginął w Smoleńsku. Ze strony MSZ kontaktowałem się z wiceministrem Andrzejem Kremerem, odpowiedzialnym za organizowanie tych obu wizyt (też zginął w katastrofie). Nie przydzielono mi roli specjalisty, który zna się na stanie pasa startowego i urządzeń nawigacyjnych, bo ewentualny stan rzecz należy do attache (dyplomata na placówce zagranicznej, działający w danej dziedzinie - przyp. red.), który powinien wykonać wizję lokalną (za pozwoleniem strony rosyjskiej). Nie jest mi wiadome, czy do tego w ogóle doszło. Nie jestem także specjalistą od spraw lotniczych, ani logistykiem.

Kiedy zaczęła się "Akcja Smoleńsk"? Rola Tomasza Turowskiego i tajemnicza wizyta Bronisława Komorowskiego w Smoleńsku

Tomasz Turowski przyznał, że kilka miesięcy przed tragedią Bronisław Komorowski lądował na lotnisku w Smoleńsku.

Bronisław Komorowski to postać wokół której krąży wiele
tajemnic i niewyjaśnionych faktów. Do dziś nie wiadomo gdzie był w
chwili tragedii smoleńskiej. [1] Nie wiadomo też, czemu spotykał się juz
po tragedii smoleńskiej z rosyjskimi generałami i "łącznikami z
Putinem". [2]

Teraz wydaje się, że na światło dzienne wychodzą kolejne nowe fakty.
Funkcjonariusz wywiadu PRL, Tomasz Turowski, [3] któremu "zdarzyło się
być" jako  supertajny agent PRL w przebraniu jezuity na Placu św. Piotra
w chwili zamachu na Jana Pawła II i któremu także "zdarzyło się być"
jako dyplomata zabezpieczający wizytę polskiej delegacji także na
lotnisku w Smoleńsku w chwili śmierci Prezydenta RP, prof. Lecha
Kaczyńskiego i całej polskiej elity kilka dni temu udzielił on bardzo
ciekawego wywiadu. [4]

Tomasz Turowski przyznał, że kilka miesięcy przed tragedią Bronisław Komorowski lądował na lotnisku w Smoleńsku.

Pana zdaniem jak to lotnisko wyglądało?

- Żałośnie. Jakieś baraczki, które udawały wieże, gdzie byli
nawigatorzy pilotujący samolot na odległość. Jakieś urządzenia
oświetleniowe - dość prymitywne - pasa startowego. Nie wyglądało to
zachęcająco. Jednak przy takich niezbyt przychylnych warunkach parę
miesięcy wcześniej lądował tam marszałek sejmu Bronisław
Komorowski.(...)

Nie przypominałem sobie żadnej oficjalnej wizyty Bronisława
Komorowskiego w Smoleńsku kilka miesięcy przed tragedią smoleńska, więc
postanowiłem sprawdzić w archiwum sejmowym.

Z oficjalnych danych wynika, że był w Smoleńsku ale równo rok
wcześniej, 10 kwietnia 2009 roku. Rok a kilka miesięcy to chyba różnica.
Sam "funkcjonariusz wywiadu PRL" Tomasz Turowski nie był nawet
zatrudniony wtedy przez ministra Sikorskiego w MSZ.

Kiedy zaczęła się "Akcja Smoleńsk"?

Kolejną małą sensacją w wywiadzie udzielonym przez Tomasza
Turowskiego jest data rozpoczęcia jego współpracy z MSZ. Według
oficjalnych, znanych nam wyjaśnień 14 lutego 2010 roku minister Radosław
Sikorski zatrudnił w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Tomasza
Turowskiego w celu organizacji wizyt polskiej delegacji w Katyniu. 15
lutego 2010 roku został skierowany do Moskwy i wyznaczony przez
ambasadora Jerzego Bahra do koordynowania przygotowań do wizyt polskiej
delegacji w kwietniu 2010 roku w Katyniu. Data ta oznaczała, że
funkcjonariusz wywiadu PRL Tomasz Turowski nie tylko został oficjalnie
zatrudniony po pierwszych informacjach o możliwej wizycie polskiej
delegacji w Rosji (wrzesień 2009 - spotkanie Tusk-Putin na sopockim
molo, które do tej pory było uznawane za początek "Akcji Smoleńsk") [6],
[7] ale również po pierwszych informacjach o rozdzieleniu wizyt
Premiera RP i Prezydenta RP (słynny telefon Putina do Tuska z 3 lutego
2010 roku).

Alibi znakomite, zważywszy na fakt, że jak podał portal
niezalezna.pl, Tomasz Turowski był zaangażowany w przygotowanie wizyty
już od 26 stycznia 2010 roku [8]. Jednak interesujące jest to, że w
najnowszym wywiadzie T. Turowski informuje, że o skierowaniu do Moskwy
wiedział już w lipcu 2009 roku gdy rozpoczął wtedy szkolenia.

Ewa Koszowska: W czasie katastrofy smoleńskiej pracował Pan w ambasadzie w Moskwie.

Tomasz Turowski: Nie zostałem tam powołany z dnia na dzień. Przechodziłem szkolenia od lipca 2009 roku. [9]

W związku z tym, że zatrudnienie Tomasza Turowskiego wiązało się z
planowanym skierowaniem go do Ambasady RP w Moskwie w celu organizacji
wizyt polskiej delegacji wydaje się oczywiste, że wysłanie
funkcjonariusz wywiadu PRL, Tomasza Turowskiego w lipcu 2009 roku na
szkolenia należy uznać, za początek planów wizyty polskiej delegacji w
Katyniu i lądowania na lotnisku w Smoleńsku.

Pytanie tylko czy od lipca 2009 roku do 14 lutego 2010 roku Tomasz
Turowski przy organizacji wizyt w Katyniu pracował za darmo czy w ramach
innego rozliczenia.

Co ciekawe w lipcu 2009 roku prof. Lech Kaczyński jako
Prezydent RP rozpoczął zainteresowanie planowanymi kontraktami gazowymi
Tuska z Putinem, które naraziły Polskę na wielomiliardowe straty.
[10]

(... )Prezydent chce znać szczegóły w sprawie kontraktów gazowych.
Prezydent zwrócił się do rządu o udostępnienie kontraktu na skroplony
gaz z Kataru, oraz instrukcji na negocjacje z Gazpromem - nieoficjalnie
dowiedział się ’Wprost". Oba wnioski trafiły na biurko premiera Donalda
Tuska.(...) (Wprost, 19 Lipca 2009) [11]

W związku z ujawnionym dzięki determinacji Litwy i niektórych
polityków UE faktem, że Polska płaci najwyższą cenę za gaz ze wszystkich
krajów UE chociaż jest jednym z największych i najbliższych odbiorców w
tym miejscu warto przypomnieć, że 12 kwietnia 2010 nawet Gazeta
Wyborcza informuje, że najwięksi przeciwnicy umowy gazowej i zwolennicy
bezpieczeństwa energetycznego Polski zginęli w Smoleńsku. [12]

(...) JAK PO KATASTROFIE POD SMOLEŃSKIEM BĘDĄ WYGLĄDAĆ DEBATY O
BEZPIECZEŃSTWIE ENERGETYCZNYM? ZE SCENY POLITYCZNEJ ODESZLI
NAJGŁOŚNIEJSI ZWOLENNICY ZAPEWNIENIA POLSCE DOSTAW GAZU I ROPY Z RÓŻNYCH
ŹRÓDEŁ (...)

Ostatnia szczerość Tomasza Turowskiego musi być pewnie częścią jakiś
zakulisowych gier, bo tacy agenci jak 9596 raczej kontrolują co mówią.

Pytanie do dziennikarzy:

Kiedy i w jakim celu Bronisław Komorowski lądował w Smoleńsku?

Kto, kiedy i dlaczego wysłał na szkolenie Tomasza Turowskiego?

 

Przypisy:

1 Nie wiadomo dokładnie, gdzie w chwili tragedii przebywał ówczesny
Marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski. Opinia publiczna poznała dwie
wersje, które jednak budzą duże wątpliwości, takie same jak wyjątkowy
pośpiech w przejmowaniu władzy przez Komorowskiego. Wersja nr 1 -
Trójmiasto. Portale Gazety Wyborczej i TVN na podstawie oficjalnego
komunikatu kancelarii marszałka Bronisława Komorowskiego. 10.25
(...)Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wraca z Trójmiasta do Warszawy
- poinformowała kancelaria marszałka.(...) Wersja nr 2 – Mazury, Buda
Ruska  14 kwietnia 2010 roku ukazał się Wywiad Bronisława Komorowskiego
dla francuskiego “Le Monde”, gdzie ten opowiada, że “(...)w chwili
otrzymania wiadomości od Sikorskiego, przebywał…. wraz z synem na
urlopie na Mazurach. Poprosił syna o wyprasowanie koszuli, ubrał ciemny
garnitur i udał się samochodem do Warszawy(...)”. 24 kwietnia 2010 -
Wywiad Bronisława Komorowskiego z J.Żakowskim, w którym dziennikarz
pisze :  “(...)Kiedy prezydencki samolot rozbił się pod Smoleńskiem,
marszałek był w swoim letnim domu w Budach Ruskich na Pojezierzu
Suwalskim. Dobre cztery godziny jazdy od Warszawy(...)”

http://niezalezna.pl/21495-tajemnicze-ladowania-komorowskiego-w-rosji

3 http://wirtualnapolonia.com/2011/02/16/co-tomasz-turowski-robil-w-smolensku-10-kwietnia-i-w-rzymie-13-maja/ 9596 w Wa­ty­ka­nie
To­masz Tu­row­ski do współ­pra­cy z wy­wia­dem zo­stał zwer­bo­wa­ny
jesz­cze ja­ko stu­dent. Za­in­te­re­so­wał się nim Wy­dział XIV
De­par­ta­men­tu I – naj­bar­dziej za­kon­spi­ro­wa­na jed­nost­ka
wy­wia­du PRL – jej szpie­dzy by­li ofi­ce­ra­mi SB i „nie­le­ga­ła­mi”
– szpie­ga­mi tak za­kon­spi­ro­wa­ny­mi, że o ich ist­nie­niu nie
wie­dzie­li na­wet re­zy­den­ci wy­wia­du. Nie­le­ga­ło­wie nie
ko­rzy­sta­li przy prze­ka­zy­wa­niu mel­dun­ków z ka­na­łów
dy­plo­ma­tycz­nych, a mel­dun­ki pod­pi­sy­wa­li nu­me­ra­mi. Nu­mer
Tu­row­skie­go to „9596”. Rzecz ja­sna do ta­kiej „służ­by” trze­ba
by­ło mieć od­po­wied­nie „pre­dys­po­zy­cje psy­chicz­ne” i Tu­row­ski
naj­wy­raź­niej je miał. Co wię­cej – mu­siał mieć je w za­kre­sie
ab­so­lut­nie wy­jąt­ko­wym, sko­ro zo­stał ulo­ko­wa­ny w Wa­ty­ka­nie,
gdzie tra­fił w 1975 ro­ku. Pew­nie wte­dy nikt, ani sam Tu­row­ski,
ani je­go sze­fo­wie nie po­my­śle­li, jak bar­dzo za­an­ga­żu­je się
w swo­ją służ­bę od 1978 ro­ku. Tu­row­ski spę­dził 10 lat
w no­wi­cja­cie u Oj­ców Je­zu­itów. Tuż przed zło­że­niem ślu­bów
wie­czy­stych „stra­cił po­wo­ła­nie”, ­zrzu­cił su­tan­nę i opu­ścił
Rzym. Naj­wy­raź­niej je­go mo­co­daw­cy uzna­li, że Tu­row­ski nie
wy­trzy­ma ce­li­ba­tu a ży­cie nie­zgod­ne z re­gu­łą Za­ko­nu mo­że
skoń­czyć się zde­ma­sko­wa­niem i po­zwo­li­li mu wró­cić. A mo­że
uzna­li, że bę­dzie bar­dziej po­trzeb­ny „na in­nym od­cin­ku”? Jest
fak­tem, że pra­cu­jąc w Wa­ty­ka­nie, Tu­row­ski dość szyb­ko zy­skał
za­ufa­nie i uzna­nie. Per­fek­cyj­na zna­jo­mość ję­zy­ka
ro­syj­skie­go spra­wi­ła, że po­wie­rza­no mu do tłu­ma­cze­nia taj­ne
do­ku­men­ty Sek­cji Sło­wiań­skiej Sto­li­cy Apo­stol­skiej. To wte­dy
na­wią­zał kon­tak­ty z Je­zu­ita­mi we Fran­cji, gdzie na­wet pod­jął
stu­dia. Do dziś nie uda­ło się usta­lić, ile in­for­ma­cji prze­ka­zał
z Rzy­mu 9596, wia­do­mo na­to­miast, że był na Pla­cu Świę­te­go
Pio­tra 13 ma­ja 1981 ro­ku, kie­dy Ali Ag­ca strze­lał do Ja­na Paw­ła
II.

4 http://wiadomosci.wp.pl/martykul.html?kat=1027139&wid=16073713&ticaid=1117fb

5 http://orka.sejm.gov.pl/SQL.nsf/wmms?OpenAgent&6&W&PL

6 http://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Wiadomosci/Tusk-zabral-Putina-na-molo

7 http://www.polityka.pl/kraj/302710,1,tusk-z-putinem-w-katyniu.read

8 http://niezalezna.pl/31411-jak-turowski-przygotowywal-lot-do-smolenska

9 http://wiadomosci.wp.pl/martykul.html?kat=1027139&wid=16073713&ticaid=1117fb

10 http://ndb2010.salon24.pl/232236,smolensk-motyw-polityka-cieplych-kranow

11 http://www.bankier.pl/wiadomosc/Prezydent-chce-znac-szczegoly-w-sprawie-kontraktow-gazowych-1988078.html

12http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,7769088,W_katastrofie_w_Smolensku_zgineli_rzecznicy_dywersyfikacji.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

92. Janczar Andrzej

Janczar

Andrzej Grajewski


GN 44/2013
|

Rzekoma „prawda Turowskiego”, skwapliwie nagłaśniania przez
dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, w istocie jest kłamstwem i manipulacją,
a często najzwyczajniej pochwałą łajdactwa.

Janczar
 


Robert Kowalewski /Agencja Gazeta


Tomasz Turowski z Bronisławem Komorowskim i Wojciechem Jaruzelskim podczas uroczystości w Moskwie w maju 2010 r.

O dyplomacie Tomaszu Turowskim zrobiło się głośno, kiedy IPN wytoczył
mu proces, oskarżając o kłamstwo lustracyjne, którego dopuścił się
w oficjalnym dokumencie składanym w związku ze swoją pracą w MSZ.
Turowski pracował wówczas jako ambasador tytularny w Moskwie.
Ostatecznie odwołał się od wyroku skazującego go jako kłamcę
lustracyjnego do Sądu Najwyższego. Wyrok tej ostatniej instancji był dla
niego korzystny. Sąd Najwyższy uznał, że Turowski wprawdzie kłamał,
ale w stanie wyższej konieczności. W tym czasie media ujawniły
już szereg informacji na temat biografii człowieka, który posłużył
peerelowskim służbom specjalnym do przeniknięcia w środowisko jezuitów,
a później szpiegowania Jana Pawła II oraz jego otoczenia. Tomasz
Turowski głęboko zakonspirowany oficer wywiadu PRL (tzw. nielegał),
przez 10 lat jako kleryk w zakonie jezuitów pracował w Rzymie
i Watykanie, a później w Paryżu. Pracując m.in. w Radiu Watykańskim,
zbudował sieć rozległych kontaktów w Kurii Rzymskiej oraz w najbliższym
otoczeniu ojca świętego. W tamtym czasie był jednym z najlepiej
uplasowanych funkcjonariuszy komunistycznych organów bezpieczeństwa
na kierunku watykańskim. We Francji brał udział w zwalczaniu emigracji
politycznej. W 1985 r. wrócił do kraju, gdzie nadal pracował
w wywiadzie. W 1990 r. przeszedł pomyślnie weryfikację i dalej w randze
pułkownika pracował w służbach oraz w dyplomacji, m.in. jako ambasador
RP na Kubie. Od lutego 2010 r. zajmował się przygotowaniem wizyty
premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. Był w Smoleńsku
podczas katastrofy 10 kwietnia 2010 r. Według świadków, jako jeden
z pierwszych dotarł do szczątków rozbitego samolotu. Zakazał robienia
dokumentacji miejsca katastrofy. To on był także źródłem informacji,
jakoby 3 osoby przeżyły. Później wyjaśniał, że przekazywał tylko
informację usłyszaną od Rosjan, że u trzech osób stwierdzono drgawki
agonalne, co zostało źle zrozumiane przez polskiego dziennikarza.
Biografia Turowskiego jest ważna dla zrozumienia schyłkowego okresu PRL
oraz czasu transformacji. Warta jest więc poważniejszych studiów.
Zamiast nich otrzymaliśmy wydaną w oficynie „Agora” książkę pt. „Kret
w Watykanie. Prawda Turowskiego”. Jest to wywiad rzeka z płk. Turowskim,
spisany przez Agnieszkę Kublik oraz Wojciecha Czuchnowskiego.

Anioł stróż?

Relacja Turowskiego na temat jego działań w Rzymie jest ciągiem kłamstw
i półprawd. Najbardziej kuriozalna jest teza, że celem jego wyjątkowej
misji była troska o bezpieczeństwo Jana Pawła II. Tymczasem fakty
są takie, że kierunek watykański od 1945 r. interesował wywiad PRL jako
część walki z groźnym przeciwnikiem politycznym. Wybór kard. Karola
Wojtyły na papieża sprawił, że kierunek watykański stał się priorytetem
dla wszystkich komunistycznych służb specjalnych. Jak wynika z tysięcy
zachowanych dokumentów, ich cel był jeden – rozpoznać, inwigilować oraz
niszczyć wszelkie poczynania papieża Polaka. Służby z krajów
komunistycznych ściśle ze sobą współpracowały przy zwalczaniu Jana Pawła
II. Dowodem tego może być raport, jaki powstał miesiąc po wyborze
Karola Wojtyły, przesłany z Moskwy szefom służb specjalnych w Europie
Wschodniej. Znam jego niemiecką wersję.

Zawiera on głęboką charakterystykę kard. Karola Wojtyły oraz trafnie
prognozuje najważniejsze kierunki jego pontyfikatu. Materiał, jak
zaznaczono, powstał przy pomocy „polskich towarzyszy”, a więc – jak
sądzę – także na podstawie meldunków, które przesyłał do centrali
Turowski. Szczegółowo opisuje drogę życiową kard. Wojtyły, krąg
jest przyjaciół i znajomych, zainteresowania i pasje, także artystyczne
i sportowe. Wszystko to były informacje użyteczne przy projektowaniu
dalszych działań operacyjnych, mających na celu rozpracowanie Jana Pawła
II oraz ludzi z jego otoczenia. Turowski dowodzi, że osobą, która miała
rzekomo zadecydować o tym, aby zajął się wyszukiwaniem luk w papieskim
systemie bezpieczeństwa, był jeden z szefów peerelowskiego wywiadu gen.
Jan Słowikowski. Problem w tym, że gen. Słowikowski był ważnym ogniwem
tajnej sowieckiej operacji „Progriess”, wymierzonej w papieża
i polegającej m.in. na wprowadzaniu sowieckich „nielegałów” w środowisko
Kościoła w Polsce. Słowikowski zabezpieczał m.in. misję sowieckiego
nielegała Olega Buriewa. Wydaje mi się więc kompletną bujdą sugestia
Turowskiego, że Słowikowskiemu miało leżeć na sercu bezpieczeństwo Jana
Pawła II. Chyba że uznamy, iż wywiad peerelowski składał się z ludzi
o schizofrenicznej osobowości, którzy rano wprowadzali sowiecką agenturę
do otoczenia krakowskich przyjaciół kard. Wojtyły, a po południu
nakazywali swoim „nielegałom” troskliwą nad nim opiekę.

Sowieci nie wiedzieli?

Jedną z banialuk, którą Turowski powtarza z uporem godnym lepszej
sprawy, jest teza, że służby sowieckie nie wiedziały o jego istnieniu,
gdyż wydział XIV Departamentu I MSW, w którym pracował, był „oazą
suwerenności” – jak przekonuje. „O wydziale XIV Rosjanie po prostu nic
nie wiedzieli” – dodaje w innym miejscu. Tymczasem 16 czerwca 1980 r.
warszawska rezydentura KGB meldowała Centrali: „Nasi przyjaciele (SB)
dysponują silną pozycją operacyjną (agenturą) w Watykanie, co umożliwia
im bezpośredni dostęp do papieża i do kongregacji rzymskiej. Oprócz
doświadczonych agentów, do których Jan Paweł II jest osobiście dobrze
nastawiony i którzy mogą uzyskać audiencję w dowolnym momencie, nasi
przyjaciele pozyskali zasoby agenturalne wśród przywódców katolickiego
ruchu studenckiego, którzy są w stałych kontaktach z kołami watykańskimi
i mają możliwości operacyjne w Radiu Watykańskim oraz w sekretariacie
papieskim”. Dostrzegam w tym meldunku wiedzę o aktywności Turowskiego,
co zresztą byłoby naturalne w kontekście bliskich relacji łączących gen.
Słowikowskiego z rezydentem KGB w Warszawie gen. Witalijem Pawłowem.
Turowski, wbrew temu, co dzisiaj twierdzi, rozpracowywał papieża oraz
Stolicę Apostolską. Udowodnił to m.in. Cezary Gmyz, który, w odróżnieniu
od dziennikarzy „Wyborczej”, zadał sobie trud i dotarł w archiwum IPN
do wielu dokumentów, o których para dziennikarzy z „Wyborczej” w ogóle
nie wiedziała. Jakby ignorancja była najlepszą metodą przygotowania się
do rozmowy z człowiekiem, dla którego kłamstwo stało się sposobem
na życie. Turowski dowodzi, że w jego „misji” nie było nic
nadzwyczajnego, gdyż inne wywiady także szpiegowały ojca świętego oraz
Watykan. Wskazuje na szpiegów amerykańskich, włoskich czy niemieckich,
którzy w jego przekonaniu mieli działać, wykorzystując ambasadę RFN przy
Stolicy Apostolskiej. O aktywności służb tylko jednego państwa
we Włoszech i wokół Watykanu nie wspomina ani słowem, a mianowicie
o sowieckich służbach specjalnych, które w tym czasie stworzyły tak
potężną agenturę, że w latach 90. musiała powstać specjalna komisja
we włoskim parlamencie, aby z tym problemem się uporać. Wtedy
zakończyła się kariera niejednego włoskiego polityka. Sowietów jednak
Turowski nie widzi, a dziennikarze „Wyborczej” taktownie go o nich
nie pytają. Wodzi ich za nos, nie tylko ukrywając istotne fragmenty swej
biografii, ale także najzwyczajniej kłamiąc. Tłumacząc swoje
zrozumienie dla stanu wojennego, powołuje się na list papieża
do Breżniewa z 16 grudnia 1981 r., który miał zawierać akceptację dla
uwarunkowań geopolitycznych, w jakich działał gen. Jaruzelski. Problem
w tym, że papież 16 grudnia 1981 r. do Breżniewa nie napisał żadnego
listu. Taki list rzeczywiście powstał, ale rok wcześniej i papież wzywał
w nim Breżniewa do zaprzestania przygotowań do sowieckiej interwencji
w Polsce. Turowski mówi o pewnych wydarzeniach, ale w sposób dowolny,
nadając im swoją interpretację. Ignorantom z „Gazety Wyborczej”
to nie przeszkadza i tak historia pisana jest nie według faktów,
ale opowieści Turowskiego.

Wybór janczara

Ważną kwestią w tej książce, aczkolwiek całkowicie zbanalizowaną przez
rozmówców Turowskiego, jest jego obecność w szeregach ojców jezuitów.
Zgłoszenie się do zakonu było elementem jego legendy wywiadowczej. Sam
siebie określa jako człowieka niewierzącego, który wobec religii nie był
usposobiony ani wrogo, ani przyjaźnie. Stale więc okłamuje całe swoje
otoczenie, udając, że się spowiada, świętokradczo przystępując
do Komunii świętej. Znam wiele operacyjnych przykryć ludzi, którzy
służyli w peerelowskich służbach specjalnych, ale misja Turowskiego
od samego początku była naznaczona wyjątkowym rysem łajdactwa. Pozostaje
zagadką, jak człowiek o nadzwyczajnej inteligencji, wywodzący się
z katolickiej rodziny, mógł dobrowolnie zgodzić się na odgrywanie takiej
roli? Jak mógł nie dostrzec tego, co się w Polsce zaczęło dziać pod
wpływem pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II oraz całego pontyfikatu? Jak
mógł nie wiedzieć, że to, co robi, w żaden sposób nie służy Polsce,
ale wyłącznie umacnia sowiecką dominację nad naszym krajem. Jak dzisiaj
może porównywać współpracę wywiadowczą z Amerykanami do tego, co sam
kiedyś robił, zostawiając na boku całą ocenę kwestii suwerenności
własnego kraju i narodu. Zastanawiając się nad losami Turowskiego, można
przywołać analogię do dziejów janczarów – elitarnych jednostek
w imperium osmańskim. Janczarami były dzieci porwane chrześcijanom,
wychowane na fanatycznych wojowników sułtana. Podobne były wybory
Turowskiego, który z odwagą, brawurą i poświęceniem osobistym przez lata
służył sowieckiemu imperium. Janczarów nie brano do niewoli, gdyż
panowało powszechne przekonanie, że pozostają do końca wierni ideałom,
w których ich wychowano. Dlatego nie pojmuję, jak ktoś o jego biografii
mógł przejść pozytywnie weryfikację i zostać zaakceptowany do służby
w III Rzeczypospolitej. Ten wybór mniej świadczy o płk. Turowskim,
więcej zaś mówi o słabości państwa, które na wrażliwych posterunkach
postawiło na janczara.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

93. W „Do Rzeczy” także o jednej

W „Do Rzeczy” także o jednej z najbardziej tajemniczych postaci w
historii PRL i III RP. Agencja Wywiadu zdjęła klauzulę tajności z dwóch
teczek osobowych komunistycznego szpiega Tomasza Turowskiego.
Od połowy lat 70. XX w. przez 10 lat na rozkaz Służby Bezpieczeństwa
Turowski odgrywał rolę jezuity. Złożył nawet śluby zakonne. W tym czasie
szpiegował papieża Jana Pawła II i jego najbliższe otoczenie oraz
polskich opozycjonistów na emigracji i w kraju. Część jego dokumentów
nadal pozostaje w zbiorze zastrzeżonym, ale i tak Turowskiego obejmie
tzw. ustawa deubekizacyjna. Oznacza to, że straci on część resortowej
emerytury. Niezrozumiałe jednak pozostaje to, dlaczego Agencja Wywiadu
chroni pozostałe dokumenty Turowskiego. Jaki sens ma ochrona człowieka,
który przez tyle lat szpiegował polskiego papieża, a potem był
zaangażowany w przygotowanie wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w
Katyniu 10 kwietnia 2010 r. – o tym w nowym „Do Rzeczy” Cezary Gmyz.

http://dorzeczy.pl/jaroslaw-kaczynski-dla-do-rzeczy-nie-mam-ambicji-prez...

[Tylko na FB Tygodnik Lisickiego]

Z akt Tomasza Turowskiego, które do niedawna były ściśle tajne
(5 zdjęć)

Tygodnik Lisickiego dodał(a) nowe zdjęcia (5).


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

94. "Krwawy Julek" skazał na śmierć 60 osób "TW ps. "Karol"

http://nowahistoria.interia.pl/prl/news-jednostka-w-pelni-dyspozycyjna-k...

(..)

 Współpracy nie przerwał po opuszczeniu więziennych murów w 1968 r. Bezpieka bowiem uznała, że może być bardzo przydatny dzięki rodzinnym koligacjom. Polan-Haraschin był bowiem szwagrem... ks. Franciszka Macharskiego - bliskiego współpracownika kard. Karola Wojtyły - który sam następnie został krakowskim metropolitą. Był prowadzony na najwyższym szczeblu, początkowo przez Departament IV SB w Warszawie, później zaś przez Wydział IV SB w Krakowie. Kontakt z nim utrzymywali kolejni naczelnicy tego wydziału, ale także np. szef SB na woj. krakowskie - Stanisław Wałach.
Julian Polan-Haraschin /IPN

Julian Polan-Haraschin /IPN

Polan-Haraschin współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa do śmierci w 1984 r., posługując się kolejno pseudonimami: "Leon", "Zbyszek" i "Karol".

Wykorzystywano go do rozpracowania krakowskiego Kościoła katolickiego, ze szczególnym uwzględnieniem kurii i Wyższego Seminarium Duchownego (m.in.: ks. Andrzeja Deskura, ks. Franciszka Macharskiego, o. Piotra Rostworowskiego, kard. Karola Wojtyły, o. Wojciecha Zmarza), jak również środowiska uniwersyteckiego i intelektualistów krakowskich (m.in.: Michała Chorośnickiego, dr. Mieczysława Dąbrowskiego, Tomasza Gizbert-Studnickiego, dr. Zdzisława Grelowskiego, Mieczysława Habichta, dr. Zygmunta Hanickiego, adw. Julii Kąckiej, Henryka Kułakowskiego, prof. Stefana Langroda, Jacka Macharskiego, adw. Władysława Macharskiego, Aleksandra Peczenika, adw. Maksymiliana Przybylskiego, Pawła Roliana, adw. Andrzeja Rozmarynowicza, Jana Woleńskiego).

W późniejszych latach używany był przez SB także do rozpracowania środowiska polskich księży w Watykanie oraz Jana Pawła II (np. w czasie akcja "Lato 79"). Jednocześnie od 1977 r. był wykorzystywany przez Departament I do inwigilacji środowiska Radia Wolna Europa (m.in. Aleksandra Menharda). Był regularnie wynagradzany finansowo, oczekiwał także od bezpieki różnych przysług życiowych - które ta jednak nie zawsze realizowała - co spotykało się z rozczarowaniem ze strony agenta.

W 1981 r. jego tajną współpracę podsumował ówczesny szef SB na woj. krakowskie Wiesław Działowski: "TW ps. "Karol" jest w pełni dyspozycyjną jednostką, przekazującą informacje przedstawiające szczególną wartość operacyjną".

Wydaje się, że dyspozycyjność nie była jednak cechą wyłącznie tego etapu jego życia, i można uznać, że od 1945 r. wydatnie wspierał komunistyczny reżim. Nie był zarazem typem ideologicznego aktywisty, jak się wydaje raczej kimś, kto działał na rzecz "ludowej" Polski dla własnej korzyści.

Filip Musiał

-----------------------------------

Dr hab. Filip Musiał-historyk, profesor Akademii Ignatianum, pracownik Oddziału IPN w Krakowie, członek Zarządu Ośrodka Myśli Politycznej.


Czytaj więcej na http://nowahistoria.interia.pl/prl/news-jednostka-w-pelni-dyspozycyjna-k...

Wykładowca, więzień, agent

Współpracy nie przerwał po opuszczeniu więziennych murów w 1968 r. Bezpieka bowiem uznała, że może być bardzo przydatny dzięki rodzinnym koligacjom. Polan-Haraschin był bowiem szwagrem... ks. Franciszka Macharskiego - bliskiego współpracownika kard. Karola Wojtyły - który sam następnie został krakowskim metropolitą. Był prowadzony na najwyższym szczeblu, początkowo przez Departament IV SB w Warszawie, później zaś przez Wydział IV SB w Krakowie. Kontakt z nim utrzymywali kolejni naczelnicy tego wydziału, ale także np. szef SB na woj. krakowskie - Stanisław Wałach.
Julian Polan-Haraschin /IPN

Julian Polan-Haraschin
/IPN

Polan-Haraschin współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa do śmierci w 1984 r., posługując się kolejno pseudonimami: "Leon", "Zbyszek" i "Karol".

Wykorzystywano go do rozpracowania krakowskiego Kościoła katolickiego, ze szczególnym uwzględnieniem kurii i Wyższego Seminarium Duchownego (m.in.: ks. Andrzeja Deskura, ks. Franciszka Macharskiego, o. Piotra Rostworowskiego, kard. Karola Wojtyły, o. Wojciecha Zmarza), jak również środowiska uniwersyteckiego i intelektualistów krakowskich (m.in.: Michała Chorośnickiego, dr. Mieczysława Dąbrowskiego, Tomasza Gizbert-Studnickiego, dr. Zdzisława Grelowskiego, Mieczysława Habichta, dr. Zygmunta Hanickiego, adw. Julii Kąckiej, Henryka Kułakowskiego, prof. Stefana Langroda, Jacka Macharskiego, adw. Władysława Macharskiego, Aleksandra Peczenika, adw. Maksymiliana Przybylskiego, Pawła Roliana, adw. Andrzeja Rozmarynowicza, Jana Woleńskiego).

W późniejszych latach używany był przez SB także do rozpracowania środowiska polskich księży w Watykanie oraz Jana Pawła II (np. w czasie akcja "Lato 79"). Jednocześnie od 1977 r. był wykorzystywany przez Departament I do inwigilacji środowiska Radia Wolna Europa (m.in. Aleksandra Menharda). Był regularnie wynagradzany finansowo, oczekiwał także od bezpieki różnych przysług życiowych - które ta jednak nie zawsze realizowała - co spotykało się z rozczarowaniem ze strony agenta.

W 1981 r. jego tajną współpracę podsumował ówczesny szef SB na woj. krakowskie Wiesław Działowski: "TW ps. "Karol" jest w pełni dyspozycyjną jednostką, przekazującą informacje przedstawiające szczególną wartość operacyjną".

Wydaje się, że dyspozycyjność nie była jednak cechą wyłącznie tego etapu jego życia, i można uznać, że od 1945 r. wydatnie wspierał komunistyczny reżim. Nie był zarazem typem ideologicznego aktywisty, jak się wydaje raczej kimś, kto działał na rzecz "ludowej" Polski dla własnej korzyści.

Filip Musiał

-----------------------------------

Dr hab. Filip Musiał-historyk, profesor Akademii Ignatianum, pracownik Oddziału IPN w Krakowie, członek Zarządu Ośrodka Myśli Politycznej.

Czytaj więcej na http://nowahistoria.interia.pl/prl/news-jednostka-w-pelni-dyspozycyjna-krwawy-julek-skazal-na-smierc,nId,1359724?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

95. Niepokój na Kremlu, operacja

Niepokój na Kremlu, operacja Triangolo i Soladium Pianum. Inwigilacja Jana Pawła II


 
Wybranie
Karola Wojtyły na papieża było przełomemdla polskich służb specjalnych.
Za Wojtyłą pojechały do Watykanu dziesiątki księży i pracowników
cywilnych. To byli dla służb potencjalni agenci. Trzeba ich było tylko
umiejętnie zwerbować, a potem korzystać z efektów ich pracy.

"Wzmożone zainteresowanie
Watykanem (ze strony polskich służb specjalnych) istniało zwłaszcza za
Jana Pawła II, i to także po obaleniu komunizmu. Dotyczyło to także
ambasady przy Stolicy Apostolskiej. (…) Już podczas wręczania mi
nominacji na ambasadora w Watykanie, na krótko przed moim wyjazdem do
Rzymu w czerwcu 1995 r., miałem rozmowę w gabinecie ówczesnego szefa MSZ
ministra Władysława Bartoszewskiego. Oprócz samego ministra brał w niej
udział dyrektor jego gabinetu. Bartoszewski mówił do mnie, że
powinienem chyba pójść do gen. Andrzeja Kapkowskiego z Urzędu Ochrony
Państwa, żeby zorientować się, czy obejmowana przez mnie placówka jest
"czysta". (…) Kilka dni później dzwoni do mnie wiceminister Stefan
Meller, proponując spotkanie gdzieś na mieście. (…) Przy kawie
przekazuje mi w zaufaniu informację, że w ambasadzie zastanę również
»wojsko«, czyli kogoś z Wojskowych Służb Informacyjnych" - opowiadał w
książce "Nie stracić wiary w Watykan. Ze Stefanem Frankiewiczem rozmawia
Cezary Gawryś" Stefan Frankiewicz, ambasador Polski przy Stolicy
Apostolskiej i przy Zakonie Kawalerów Maltańskich w latach 1995-2001.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

96. rocznicowe wspomnienia Turowskiego

Nie wiemy, czy rocznica katastrofy smoleńskiej to najlepszy moment na takie rozmowy, ale cóż - najwyraźniej w niektórych redakcjach tak uznano. Oto na portalu Wirtualnej Polski 10/04 wspomina Tomasz Turowski.

W momencie, kiedy doszło do spotkania między premierem Tuskiem i Putinem byłem w pobliżu i obserwowałem ich. Byłem zbyt daleko na to, by usłyszeć, co mówią do siebie, ale na tyle blisko, żeby zobaczyć, że Putin po prostu się wzruszył. To był autentycznie ludzki odruch, niezbyt częsty u polityków. Praktycznie objął premiera Tuska w chwili, gdy tamten prawie upadł

— przekonuje agent komunistycznego wywiadu.

Prawie złapało nas to za serce. Turowski

Pamiętam, że po katastrofie ekipa z ambasady, bardzo „szczupła” zresztą - bo mimo zaangażowania wszystkich środków, jakie mogliśmy włączyć, wciąż było nas zbyt mało - pracowała zaraz po zamachu, tworząc między innymi centrum kryzysowe w administracji smoleńskiej

— przekonuje.

Panie Tomaszu, zamach? W autoryzowanym wywiadzie? Najwyraźniej Turowski dołącza do długiej listy „przejęzyczeń” w tej sprawie: wcześniej podobnie lapsusy popełniali m.in. Donald Tusk, Radosław Sikorski i Jacek Żakowski.

Ale Turowski jest pytany o samą możliwość zamachu. Oczywiście wyklucza ją, ale całkiem poważnie rozważa taki scenariusz. I - jego zdaniem - do wybuchu mogłoby dojść gdzie indziej, gdyby Putin chciał zabić Kaczyńskiego.

Jeśli już tak fantastycznie - według niektórych - Putin chciałby zorganizować zamach, to doszłoby do niego na odcinku lotu miedzy Warszawą a granicą powietrzną naszego kraju

— mówił Turowski.

Komunistyczny agent ubolewa także nad tym, jak przedstawia się jego rolę w kwestii organizacji uroczystości w Katyniu.

Boli mnie kwestia rozsiewania mitów wobec mojej osoby, związanych z tą katastrofą. (…) A ja zostałem po porostu poproszony o powrót do służby dyplomatycznej. Wiele lat zajmowałem się kwestiami wschodnimi…

— przekonuje.

Turowski ma też radę dla Polaków, jak powinno się obchodzić tę smutną rocznicę.

To będzie czas, gdy będę wspominał moment katastrofy. Ale nie będę go wspominał w tłumie, bo to jest ekshibicjonizm bólu. Wtedy zaczyna się człowiek pytać, na ile ten ból jest prawdziwy. Taki pokaz jest dobry na zgromadzeniach politycznych, gdy ból przeradza się w broń polityczną. A tak nie powinno być

— apeluje.

lw, Wirtualna Polska

http://wpolityce.pl/smolensk/190844-nie-ma-jak-rocznicowe-wspomnienia-tu...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

97. To było do przewidzenia

Turowski nie wytrzymał i musiał dziś właśnie dać głos. Jak piroman przyglądający się pożarowi, jak zamachowiec oglądający skutki eksplozji.

avatar użytkownika Maryla

98. „Bezczelni są i zuchwali…”

Bezczelni są i zuchwali…” Turowski żąda od MSZ ćwierć miliona złotych za zwolnienie po aferze lustracyjnej!

wPolityce.pl/"Uważam Rze"

wPolityce.pl/"Uważam Rze"

Wujek Szwejk mówiłby w takich przypadkach o bezczelności i zuchwalstwie.
Tomasz Turowski przekracza kolejne granice przyzwoitości. Jak informuje
„Rzeczpospolita” agent Orsom żąda od Ministerstwa Spraw Zagranicznych
ćwierć miliona złotych za zwolnienie po wybuchu afery lustracyjnej.

Turowski - agent, który donosił komunistom nawet na środowisko
papieża, a w 2010 roku był jednym z czekających na oficjalną delegację w
Smoleńsku, został usunięty z MSZ po tym, jak wyszło na jaw, że nie przyznał się do całości swojej komunistycznej przeszłości w oświadczeniu lustracyjnym.

Turowski zakończył współpracę z MSZ w 2011 roku, ale przed sądem wygrał z Instytutem Pamięci Narodowej. Sąd Najwyższy oznajmił wówczas, że Turowski mógł skłamać w oświadczeniu. Teraz „Orsom” wziął na celownik MSZ - od resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego żąda ponad ćwierć miliona złotych zadośćuczynienia.

Nie chodzi mi o pieniądze. Chodzi mi o to, żeby pokazać, żę MSZ naruszyło prawo. (…) Gdzie domniemanie niewinności?!

— złości się w rozmowie z „Rz”.

I dodaje:

Jestem w stanie coś dla tego państwa jeszcze zrobić

— dodaje, nie wykluczając powrotu do służby w MSZ.
Resort nie chciał jednak w ramach ugody z Turowskim wysłać go do
jednej z placówek zagranicznych. Czy po wyroku sądu będzie musiał
zapłacić spore odszkodowanie?

CZYTAJ TAKŻE: Nie ma jak rocznicowe wspomnienia Turowskiego: „Putin po prostu się wzruszył! (…) Objął premiera, gdy tamten prawie upadł…”

http://wpolityce.pl/polityka/192860-bezczelni-sa-i-zuchwali-turowski-zada-od-msz-cwierc-miliona-zlotych-za-zwolnienie-po-aferze-lustracyjnej


  • Jeden z najważniejszych rektorów KUL był wieloletnim współpracownikiem SB

    O. Mieczysław Krąpiec miał donosić na współbraci, wykładowców, informować o sytuacji wewnętrznej Kościoła.

  • Ojciec Krąpiec, jeden z najważniejszych rektorów uczelni, był jednocześnie wieloletnim współpracownikiem SB. Miał donosić na współbraci, wykładowców, informować o sytuacji wewnętrznej Kościoła
    Historia Janusza Krupskiego, Edwarda Kotowskiego i Mieczysława A. Krąpca w książce "Wielka odmowa". Sprawdź >>

    Dzięki jego kontaktom KUL rozwijał się w bardzo trudnych dla niego czasach PRL. Jednak za jaką cenę?

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,15852152,Ojciec_Krapiec__Rektor_KUL__tajny_ws...
    „Gazeta Wyborcza” oczernia o. prof. Krąpca
    Radio Maryja

    fot. wikipedia.org
    Publikacje o charakterze publicystycznym, a nie naukowym, o rzekomej współpracy o. prof. Krąpca z SB wyglądają na przygotowaną na szeroką skalę manipulację dziennikarską – ocenił prof. Mieczysław Ryba.

    Nieprzypadkowy jest również czas takich działań, zauważa profesor. Wyjaśnił, że mają one na celu postawienie w złym świetle byłego rektora KUL-u – o. prof. Mieczysława Krąpca. Tym bardziej, że naukowe analizy nie potwierdzają zarzutów.

    Szum medialny wokół o. prof. Krąpca, przed wielkim wydarzeniem jakim jest kanonizacja, nie służy oczyszczaniu jego osoby z niepotwierdzonych dziennikarskich tez – stwierdził historyk prof. Mieczysław Ryba.
    - Tuż przed kanonizacją ukazuje się skomasowana akcja propagandowa „Gazety Wyborczej”. Co ta gazeta chce pokazać? Chce wskazać, że być może rektor KUL-u donosił na przyszłego Papieża, że ta uczelnia jest skompromitowana. Mało tego, że myśl tomistyczna, filozoficzna (która była rozwijana i propagowana w sposób najpełniejszy wokół szkoły o. Krąpca) jest nic nie warta. Pachnie to manipulacją dziennikarską, robioną na dużą, poważną skalę. Trzeba o tym wiedzieć, ażebyśmy nie dali sobie zakłócić tej ważnej uroczystości i nie dali sobie odebrać kolejnej ważnej postaci w naszej historii – powiedział prof. Mieczysław Ryba.

    „Gazeta Wyborcza” pisze, m.in. że „o. Krąpiec, jeden z najważniejszych rektorów KUL, był wieloletnim współpracownikiem SB. Miał donosić na współbraci, wykładowców oraz informować o sytuacji wewnętrznej Kościoła”.

    Oficjalne oświadczenie w tej sprawie wydał KUL im. Jana Pawła II. Wyrażono w nim smutek z powodu medialnych publikacji oskarżających śp. o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca o współpracę z SB.

    W oświadczeniu wskazano, że rozmowy z władzami w tamtych czasach były konieczne, prowadził je również o. Krąpiec i nigdy się tego nie wypierał.

    „O swoich działaniach Ojciec Albert Krąpiec informował władze kościelne z ks. kard. Stefanem Wyszyńskim na czele. Wiedzieli o nich jego najbliżsi współpracownicy. Dzięki wysiłkowi tych osób KUL pozostał niezależny, zachowując wolność badań naukowych i swobodę w poszukiwaniu prawdy” – czytamy w oświadczeniu rektora KUL, ks. prof. Antoniego Dębińskiego.

    Ks. prof. Andrzej Maryniarczyk, kierownik Katedry Metafizyki KUL im. Jana Pawła II, mówi że akcja oczerniania o. Krąpca wpisuje się wciąg medialnego szumu zagłuszającego rangę kanonizacji. Sama publikacja nie jest poparta analizą naukową.
    - To jest potężna manipulacja dokumentami, które zostały wytworzone przez służby bezpieczeństwa. Nie ma żadnego dokumentu ojca, który by bezpośrednio cokolwiek świadczył. Te dokumenty, sprawozdania, stenogramy powstały na bazie dokumentów, które nie wiadomo z jakiej racji były dostarczane. Próbuje się zbudować obraz człowieka, który współpracuje, by ocalić KUL – powiedział ks. prof. Andrzej Maryniarczyk.

    Tuż przed kanonizacją Jana Pawła II ukazała się książka Dariusza Rosiaka, w której oskarża on O. Prof. Krąpca o współpracę z SB. Autor zarzuca mu, że miał on donosić na współbraci, wykładowców i informować o sytuacji wewnętrznej Kościoła.

    Naukowe analizy dokumentacji Instytutu Pamięci Narodowej nie potwierdzają medialnych doniesień.
    - Książka została napisana pod przyjętą wcześniej tezę, że skoro Ojciec obronił KUL przed likwidacją zaplanowaną przez władze komunistyczne, to na pewno musiał się dogadywać z ówczesną władzą, a zatem musiał być tajnym współpracownikiem. Książka jest zlepkiem domysłów wybranych rozmówców, nadinterpretacji autora, a też nierzadko insynuacji, jakoby były konflikty między Ojcem a Kardynałem Wyszyńskim, między Ojcem a Kardynałem Karolem Wojtyłą. Cel jest jeden, by zdeprecjonować pracę na rzecz KUL-u, na rzecz Kościoła – mówił Ks. prof. Andrzej Maryniarczyk

    RIRM

    Rektor KUL na temat książki Dariusza Rosiaka pt. „Wielka odmowa”

    Nakładem Wydawnictwa „Czarne” ukazała się książka Dariusza Rosiaka zatytułowana „Wielka odmowa”. Jedną z postaci przedstawionych w publikacji jest długoletni rektor KUL, dominikanin, ojciec profesor Mieczysław Albert Krąpiec. Teza Autora, potwierdzona przez przedstawicieli dominikanów, że ich współbrat, o. Mieczysław Albert Krąpiec był długoletnim tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL zasmuciła nas.

    Sytuacja KUL w opisywanym przez Autora czasie była wyjątkowo trudna. KUL był instytucją represjonowaną – ofiarą zbrodniczego systemu. Stopień inwigilacji Uniwersytetu był dużo większy niż innych uczelni. Wszystkie podejmowane przez KUL przedsięwzięcia były ściśle kontrolowane przez władze państwowe. Ta wymuszała na władzach Uczelni prowadzenie rozmów, w czasie których, w ekwilibrystycznych negocjacjach, próbowano osiągnąć cel, zabiegając jednocześnie o utrzymanie niezależności Uniwersytetu i troszcząc się o bezpieczeństwo studentów i pracowników.

    Takie rozmowy prowadził też o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec. Nigdy się tego nie wypierał. W wywiadzie opublikowanym w 2002 roku powiedział: „Jako rektor musiałem kontaktować się z najróżniejszymi czynnikami rządowymi. Czasy – jak wiemy – nie były łatwe, uważałem jednak, że powinienem rozmawiać ze wszystkimi, właściwie z jednego tylko powodu: po to, aby Uniwersytet mógł żyć, rozwijać się” („Porzucić świat absurdów. Z Mieczysławem A. Krąpcem OP rozmawia ks. Jan Sochoń”, Lublin 2002, s. 65). Dobro KUL było nadrzędną pespektywą jego działania, choć otwarte pozostaje pytanie, czy dopuszczalna granica w kontaktach z komunistycznymi władzami nie została przekroczona.

    O swoich działaniach o. A. Krąpiec informował władze kościelne z kard. Stefanem Wyszyńskim na czele. Wiedzieli o nich jego najbliżsi współpracownicy. Dzięki wspólnemu wysiłkowi tych osób KUL pozostał uniwersytetem niezależnym, zachowując wolność badań naukowych i swobodę w poszukiwaniu prawdy.

    Ojciec M. A. Krąpiec żył w określonym czasie i miejscu, pełnił ważną i odpowiedzialną funkcję, dokonywał wyborów i podejmował działania, w których - jak ufamy – przyświecały mu szlachetne intencje. Jako człowiek dojrzały musiał być świadomy odpowiedzialności moralnej za podejmowane decyzje. Przeszłości zmienić nie można. Można jednak starać się lepiej ją zrozumieć, aby sprawiedliwie ocenić.

    www.kul.p

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    99. Ci, którzy zwalczali Papieża dziś błyszczą w mediach…

    Karol Wojtyła był inwigilowany przez komunistyczne służby specjalne od końca lat 40. aż do upadku PRL. Jako biskup krakowski był nieustannie obserwowany przez agentów SB. Gdy został papieżem, zainteresowanie to wzrosło jeszcze bardziej.

    Przez cały okres PRL wszyscy księża katoliccy byli inwigilowani przez tajne służby. Gromadziły one wszelkie materiały, które mogły być przydatne w zwalczaniu danego księdza lub jego ewentualnym pozyskaniu do współpracy (najczęściej szantażem). Zajmował się tym osławiony IV departament MSW.

    Jak wynika z akt SB z Instytutu Pamięci Narodowej, po raz pierwszy imię i nazwisko Wojtyły pojawia się w aktach UB w 1946 r. - po rozbiciu przez milicję pochodu 3-majowego, zorganizowanego w Krakowie przez studentów. Wojtyła był wówczas wiceprzewodniczącym studenckiej organizacji Bratniak.

    Jako ksiądz Wojtyła pojawia się w aktach UB w 1949 r. - raport bezpieki nazywa go „Wojdyłą” - w kontekście opieki ówczesnego wikarego z krakowskiej parafii św. Floriana nad kółkami ministrantów.

    Bardziej intensywnie SB zaczęło interesować się Wojtyłą po 1958 r., kiedy został krakowskim biskupem pomocniczym. Założono wtedy wobec niego tzw. sprawę ewidencyjno-obserwacyjną pod kryptonimem „Pedagog”.

    W meldunku z 1958 r. agent „Staniszewski” pisał, jak abp Eugeniusz Baziak uzasadniał wobec kapituły powody powołania na biskupa młodego, mało znanego księdza:

    Chciał mieć sufragana do harówki, a nie dla ozdoby tylko że ks. Wojtyła jest wyszkolony w nowych kierunkach społecznych, zna dobrze komunizm i kwestię robotniczą, więc taki mu był potrzebny.

    Inwigilacja nasiliła się, gdy w 1962 r. Wojtyła objął metropolię krakowską. W otoczeniu krakowskiej kurii stale działało wtedy kilku zwerbowanych przez SB księży i osób świeckich o kryptonimach: „Rosa”, „Torano”, „Jurek”, „Karol”, „Delta”, „Marecki”, „Ares”. Biskup był obserwowany przez agentów nawet podczas słynnych wyjazdów na narty w Tatry. Jeden z raportów SB wyliczał np., że w 1965 r. Wojtyła wygłosił 45 kazań,

    w tym jedno wrogie, dwa pozytywne i 42 religijne.

    Według książki historyka z IPN Marka Lasoty pt. „Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki” jednym z najcenniejszych agentów wśród krakowskich księży był prałat z parafii św. Mikołaja, sędzia Sądu Prymasowskiego, kapłan o kryptonimach „Żagielowski” i „Torano”. Innym agentem księdzem z otoczenia Wojtyły jako biskupa był „Marecki” (także „Dyrektor” i „Tukan”). SB chwaliło się, że ksiądz ten „wykradał kilkakrotnie interesujące dokumenty z kurii”. Jeszcze innym agentem SB - rozpracowującym w latach 70. krakowski Kościół, a potem jako agent wywiadu PRL polskich księży w Watykanie oraz Wolną Europę - był „Zbyszek” lub „Karol” - osoba świecka. Ten przedwojenny absolwent prawa jako stalinowski sędzia wydał w Krakowie ponad 60 wyroków śmierci, by potem samemu trafić za łapówki do więzienia, gdzie zresztą donosił na współwięźniów. Po wyjściu rozpracowywał księży i kurię.

    Chcąc wiedzieć o Wojtyle wszystko, SB przygotowała w 1969 r. dla swych agentów z jego otoczenia „indeks pytań” wobec niego. Obejmował on m.in. kolejność czynności Wojtyły po przebudzeniu, jakich kosmetyków używa, czy klucze od biurek nosi przy sobie, czy gra w brydża, czy lubi alkohol, kto mu robi pranie, a kto prasuje, czy słucha Wolnej Europy, czy lubi teatr, czy choruje, u kogo leczy zęby, czy zbiera znaczki, jakie ma walizki, jaki ma strój sportowy, czy kontaktuje się z rodziną, z kim się przyjaźni.

    Wojtyła był też podsłuchiwany. Podsłuchy SB umieściło w mieszkaniach na ul. Kanoniczej, Franciszkańskiej oraz w Kurii, a także „Tygodniku Powszechnym”, z którym jako biskup był szczególnie związany. Podsłuchy były szczególnie przydatne dla władz w okresie nagonki na Episkopat z okazji listu polskich biskupów do biskupów niemieckich z 1965 r. ze słynnym zwrotem „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

    Od początku lat 70. z Krakowa do centrali MSW niemal codziennie szły meldunki o każdym kroku i słowie Wojtyły. Zainteresowanie Wojtyłą SB w tym czasie służyło m.in. długotrwałemu rozgrywaniu przez władze PRL rzekomych różnic między Wojtyłą a prymasem Stefanem Wyszyńskim - kościelni agenci SB mieli za zadanie przeciwstawiać sobie obu hierarchów (którzy mieli świadomość tych działań władzy).

    Historycy z IPN podkreślają, że choć SB „wprost wyłaziło ze skóry”, ich działania przeciw Wojtyle trafiały w próżnię. Zresztą on sam miał świadomość, że jest podsłuchiwany i obserwowany.

    W meldunku z 1976 r. agent opisywał Wojtyłę jako „dalekowzrocznego polityka”, którego

    mądrość i autorytet polega m.in. na kapitalnej wręcz umiejętności wykorzystania potencjału naukowego, jaki znajduje się w dyspozycji kościoła w Krakowie.

    W meldunkach pojawiają się domysły o możliwości kandydowania Wojtyły na papieski tron.

    Wybór Wojtyły na papieża w październiku 1978 r. zmusił służby tajne PRL do zwiększenia ich zainteresowania, przy jednoczesnym przeniesieniu działań do Watykanu. W mediach wielokrotnie pisano o agentach SB w otoczeniu Jana Pawła II, prowadzonych przez oficerów wywiadu pracujących „pod przykryciem” dyplomatów PRL. Do Watykanu mieli też jeździć oficerowie IV departamentu MSW.

    Jeszcze w 1966 r. SB dowiedziała się o plotkach w redakcji „TP” na temat rzekomej znajomości Wojtyły z jedną z pracownic redakcji, która przepisywała jego prace i dokumentowała wystąpienia. Opierając się na tych doniesieniach, SB usiłowała jeszcze w 1983 r. zmontować prowokację przeciw Janowi Pawłowi II w ramach operacji „Triangolo”. Grzegorz Piotrowski (późniejszy zabójca ks. Jerzego Popiełuszki) miał podrzucić do mieszkania ks. Andrzeja Bardeckiego, ówczesnego asystenta kościelnego „TP”, rzekomy pamiętnik pracownicy „TP” na temat jej rzekomego związku z Wojtyłą, który to pamiętnik miał być potem „znaleziony” podczas planowanej rewizji u księdza. Prowokacja się nie udała, bo Piotrowski zdekonspirował swój pobyt w Krakowie, rozbijając po pijanemu służbowe auto, a ksiądz zniszczył prowokacyjne materiały.

    Podczas operacji „Lato-79”, która miała zapewnić „właściwy” przebieg pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, SB umieściła w bezpośrednim otoczeniu papieża swych dwóch funkcjonariuszy, których wyposażono w akredytacje dziennikarskie Interpressu. Słynne kazanie Jana Pawła II ze słowami „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”, SB określiła zaś jako „zawierające elementy wiecowania i podteksty natury politycznej”.

    Od czerwca 2006 r. pion śledczy IPN w Katowicach prowadzi śledztwo ws. domniemanego „polskiego śladu” w zamachu na Jana Pawła II z maja 1981 r., gdy na placu Świętego Piotra do papieża strzelał turecki terrorysta Mehmet Ali Agca. Śledztwo ma się wkrótce zakończyć umorzeniem.

    IPN wiele razy podawał, że nie ma bezpośrednich dowodów na udział SB w zamachu, są natomiast ślady i poszlaki, które wskazują, że polskie służby mogły odegrać w zamachu rolę „inspirującą i pomocniczą”; uczestniczyły też w dostarczaniu do Moskwy informacji na temat papieża.

    Teraz niektóre środowiska z premedytacją promują osoby, takie jak Tomasz Turowski, które skrupulatnie inwigilowały Jana Pawła II, a Telewizja Polska emituje fragmenty wywiadu z gen. Jaruzelskim na uroczystość kanonizacji… Tragiczny chichot historii?

    http://wpolityce.pl/historia/192966-jan-pawel-ii-inwigilowany-przez-praw...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    100. Przed Sądem Rejonowym dla

    Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Woli rozpoczął się proces karny, jaki Tomasz Turowski wytoczył dziennikarzowi Cezaremu Gmyzowi po artykułach z 2010 i 2011 r., publikowanych w Rzeczpospolitej i Uważam Rze o przeszłości szpiega komunistycznego wywiadu. Turowski oskarżył też byłego redaktora naczelnego obu pism, Pawła Lisickiego.

    – Tomasz Turowski, który w procesie karnym oskarżył dziennikarza Cezarego Gmyza, to człowiek, którego wypowiedzi nie można traktować poważnie. W swoim szpiegowskim rzemiośle był przecież przyuczany do kłamstwa i oszustwa – mówił przed rozprawą Piotr Jegliński, działacz opozycji w czasach PRL.

    Piotr Jegliński, który został powołany na sprawę w charakterze świadka stwierdził też, że „Turowski albo robi sobie publicity, albo rżnie głupa”. – Nie widzi w tym nic zdrożnego, że szpiegował Ojca Świętego, a przede wszystkim opozycję. Jest całkowicie niewiarygodny, jego wynurzenia są niewiele warte. Był od początku cynicznym funkcjonariuszem bezpieki – podkreślał.

    Dodał również, że Turowski, „szpiegując wokół papieża, miał również za zadanie zbadania kontaktów misji świętej Kościoła na terenie ZSRS”. – Przekazał przede wszystkim szefostwu bezpieki stenogram rozmowy papieża z generałem jezuitów na temat rozpowszechniania literatury religijnej z nazwiskami osób, które wspierały tę działalność duszpasterską. Chciałbym wiedzieć, co się stało z tymi ludźmi, których on zadenuncjował – wyjasniał Jegliński.

    Sąd już raz umorzył proces, a sędzia prowadząca sprawę uznała, że Cezary Gmyz nie znieważył byłego szpiega PRL. Stwierdzono, że publikacje dziennikarza „nie zawierają znamion czynu zabronionego".

    W publikacjach, które nie spodobały się Turowskiemu, znalazły się informacje, że co najmniej od połowy lat 70. działał on jako szpieg komunistycznego wywiadu w Watykanie. W tekstach postawiono też tezę o odpowiedzialność Turowskiego w przygotowaniu z ramienia MSZ wizyty premiera i prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 r. W procesie karnym Turowski domaga się zasądzenia 300 tys. zł od Cezarego Gmyza i 100 tys. zł od Pawła Lisickiego.

    – Mam nadzieję graniczącą z pewnością, że pan Tomasza Turowski ten proces przegra – mówił przed salą sądową Cezary Gmyz.

    Dziś sąd przesłuchał w charakterze świadków obok Piotra Jeglińskiego także byłego szefa pionu lustracyjnego Jacka Wygodę i prokurator IPN Anetę Rafałko.

    http://telewizjarepublika.pl/komunistyczny-szpieg-oskarza-cezarego-gmyza...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    101. Tomasz Turowski przegrał

    Tomasz Turowski przegrał kolejny proces z Cezarym Gmyzem - niezalezna.pl

    Sąd uniewinnił Cezarego Gmyza i Piotra Lisickiego w procesie z Tomaszem Turowskim! Kosztami procesowymi obciążył byłego komunistycznego szpiega.

    Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Woli zakończył się proces karny, jaki Tomasz Turowski wytoczył dziennikarzowi Cezaremu Gmyzowi po artykułach z 2010 i 2011 r., publikowanych w „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” o przeszłości szpiega komunistycznego wywiadu.

    Sąd już raz wypowiedział się w kwestii bezzasadności procesu karnego wytoczonego przez Turowskiego Gmyzowi: umorzył proces, a sędzia prowadząca sprawę uznała, że Gmyz nie znieważył byłego szpiega PRL. Stwierdzono, że publikacje dziennikarza „nie zawierają znamion czynu zabronionego".

    W publikacjach, które uraziły Turowskiego, znalazły się informacje, że co najmniej od połowy lat 70. działał on jako szpieg komunistycznego wywiadu w Watykanie. Teksty poruszały też odpowiedzialność Turowskiego w przygotowaniu z ramienia MSZ wizyty premiera i prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 r. W procesie karnym Turowski domagał się zasądzenia 300 tys. zł od Cezarego Gmyza i 100 tys. zł od Pawła Lisickiego.

    http://niezalezna.pl/55256-tomasz-turowski-na-kolanach-przegral-kolejny-...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    102. Turowski wycofał się

    Tomasz Turowski, który poczuł się
    zniesławiony treściami zawartymi w felietonach i artykułach
    zamieszczonych w „Naszym Dzienniku”, wytoczył redaktorowi naczelnemu dwa
    procesy karne, które rozpoczęły się w 2013 roku.

    – Pierwsza sprawa toczyła się przed Sądem Rejonowym dla
    Warszawy-Pragi Północ w Warszawie, VIII Wydział Karny, w którym zostały
    złożone wnioski o umorzenie postępowania z uwagi na niepopełnienie przez
    redaktora naczelnego zarzucanego prywatnym aktem oskarżenia czynu. Sąd
    nie podzielił stanowiska obrony i procedował dalej, przesłuchując m.in.
    oskarżyciela i Cezarego Gmyza w charakterze świadka – mówi mecenas
    Krystyna Kosińska, reprezentująca dziennik. Proces ten toczył się do
    czasu złożenia przez pełnomocnika oskarżyciela prywatnego oświadczenia o
    wycofaniu aktu oskarżenia. W konsekwencji pierwszy proces sąd umorzył w
    styczniu tego roku.

    – Druga sprawa toczyła się z kolei w Wydziale IV Karnym Sądu
    Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ w Warszawie, także w tym procesie
    składane przez nas wnioski o umorzenie postępowania z uwagi na
    niepopełnienie przez redaktora naczelnego zarzucanego prywatnym aktem
    oskarżenia czynu, a także brak znamion przestępstwa zniesławienia
    treścią artykułów prasowych, zostały oddalone – podkreśla mecenas
    Kosińska. Sąd kontynuował proces, wyznaczając kolejne terminy rozpraw,
    również do czasu, kiedy oskarżyciel prywatny wycofał swój akt
    oskarżenia, co skutkowało umorzeniem postępowania w marcu tego roku.

    Oba sądowe postanowienia są już prawomocne.

    Były dyplomata wystąpił na drogę sądową, uznając, że został
    zniesławiony treścią artykułów opublikowanych w „Naszym Dzienniku”, w
    których, jego zdaniem, zawarto m.in. sugestię możliwości jego udziału w
    zamachach na Jana Pawła II i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pracy na
    rzecz wywiadu sowieckiego, że był głównym organizatorem wizyty
    prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu oraz że był źródłem informacji
    dla opracowania majora Nowaka dotyczącego napięć między Kościołem a
    opozycją polską na emigracji, zwłaszcza paryską.

    Tomasz Turowski w tych procesach starał się wykazać i przedstawiał
    własną wersję swojej działalności w Watykanie, a później we Francji. W
    procesie przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Pragi Południe w Warszawie
    Turowski przyznał, że był oficerem wywiadu PRL w Watykanie i w Paryżu w
    latach 70. i 80. i działał jako tzw. nielegał w zakonie jezuitów.

    – Wersja prezentowana przez Tomasza Turowskiego w tych procesach jest
    zgodna z wersją prezentowaną w książce T. Turowskiego pt. „Kret w
    Watykanie”, w której opisuje swą działalność jako oficera wywiadu PRL –
    dodaje adwokat.

    Zenon Baranowski

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    104. Sądowa porażka Turowskiego. Roszczenia komunistycznego szpiega „

    Sądowa porażka Turowskiego. Roszczenia komunistycznego szpiega „bezzasadne”
    http://niezalezna.pl/59580-sadowa-porazka-turowskiego-roszczenia-komunis...


    Sądowa porażka Turowskiego. Roszczenia komunistycznego szpiega „bezzasadne” - niezalezna.pl

    foto: Marcin Pegaz/Gazeta Polska

    Pozew szpiega Tomasza Turowskiego wobec dziennikarza Cezarego
    Gmyza został prawomocnie oddalony. To kolejna wygrana sądowa
    dziennikarza pozywanego przez Turowskiego.




    Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał dziś, że teksty Gmyza o przeszłości
    komunistycznej byłego agenta wywiadu są rzetelne, a użyte w nich
    sformułowania, m.in. „jezuita” czy „szpieg”, nie naruszają dóbr osobistych.



    Tym samym uprawomocniło się orzeczenie wyroku wydanego w czerwcu 2013 r.
    przez Sąd Okręgowy w Warszawie, który uznał roszczenia Turowskiego za
    bezzasadne. W uzasadnieniu sąd podał, iż dziennikarz, pisząc swoje artykuły, wykazał się należytą starannością i dopełnił rzetelności dziennikarskiej.



    Turowski wytoczył dziennikarzowi również sprawę karną. W maju br. Sąd
    Rejonowy dla Warszawy Woli uniewinnił dziennikarza. Sąd już wcześniej
    wypowiedział się w kwestii bezzasadności wszczynania procesu karnego
    wytoczonego przez Turowskiego Gmyzowi. Zdecydował o umorzeniu procesu
    wobec dziennikarza, a sędzia prowadząca sprawę uznała, że Gmyz nie
    znieważył byłego szpiega PRL. Jednak Turowski odwołał się od tej decyzji
    i proces ruszył, lecz znalazł wkrótce swój finał korzystny dla
    dziennikarza.



    W publikacjach, które uraziły Turowskiego, znalazły się informacje, że co najmniej od połowy lat 70. działał on jako szpieg komunistycznego wywiadu w Watykanie.
    Teksty poruszały też odpowiedzialność Turowskiego w przygotowaniu z
    ramienia MSZ wizyty premiera i prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 r. W
    procesie karnym Turowski domagał się zasądzenia 300 tys. zł od Cezarego
    Gmyza.

    Turowski na „procesie smoleńskim”: Rosjanie wyraźnie rozróżniali status
    wizyty premiera i prezydenta
    http://wpolityce.pl/smolensk/232687-turowski-na-procesie-smolenskim-rosj...

    fot. wPolityce.pl/Uważam Rze

    fot. wPolityce.pl/Uważam Rze

    Od początku rozróżniano charakter wizyt premiera i
    prezydenta w Katyniu 7 i
    10 kwietnia 2010 r.; wskutek polskich nacisków rosyjskie służby chroniły
    obie wizyty na takim samym poziomie - zeznał w czwartek w sądzie Tomasz
    Turowski z ambasady RP w Moskwie.

    W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces gen. Pawła Bielawnego, b. wiceszefa BOR
    oskarżonego o nieprawidłowości w przygotowaniu wizyt w Smoleńsku i
    Katyniu premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 7 i 10
    kwietnia 2010 r. Bielawny nie przyznaje się do zarzuconych mu czynów.

    Sąd przesłuchał w czwartek dwie pracownice kancelarii premiera oraz Turowskiego - kierownika wydziału politycznego ambasady RP w Moskwie, w randze ambasadora tytularnego. 66-letni Turowski
    przyszedł do sądu z pełnomocnikiem - adwokatem Mikołajem Pietrzakiem. Pytany o zawód przedstawił
    się jako „emeryt wywiadu III RP”.

    Jak zeznał, od lutego 2010 r. po rozmowie z sekretarzem Rady Ochrony
    Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejem Przewoźnikiem było wiadomo, że w
    kwietniu dojdzie do dwóch osobnych wizyt - Tuska i Kaczyńskiego.

    Organizacja wizyty prezydenta w Katyniu z punktu widzenia ambasady nie odbiegała od organizacji podobnych wizyt

    — ocenił.

    Jak mówił, w tym okresie zainteresował się kwestią lotniska w Smoleńsku, w wyniku czego ambasada zapytała o to rosyjskie MSZ.
    9 marca odpowiedziano stronie polskiej, że jednostka wojskowa
    opiekująca się lotniskiem w Smoleńsku została rozwiązana, w
    związku z tym lotnisko nie ma urządzeń
    do zabezpieczenia pasa startowego, agregatów prądotwórczych, systemów
    paliwowych i nie będzie możliwe wylądowanie na tym lotnisku grupy
    przygotowawczej z Polski, która jeszcze w marcu miała
    dokonywać uzgodnień co do obu wizyt.

    Turowski dodał, że 17 marca w Moskwie był szef kancelarii premiera
    Tomasz Arabski. Ostatecznie Rosjanie zapewnili stronę polską, że
    lotnisko Smoleńsk Siewiernyj będzie sprawne i otwarte od
    7 do 10 kwietnia.

    Strona rosyjska wyraźnie oddzielała protokolarnie wizyty
    premiera i prezydenta - zgodnie z ich formalnym statusem. Wizyta 7
    kwietnia była traktowana jako państwowa na wysokim szczeblu, a 10
    kwietnia - była traktowana jako wizyta prywatna wysokiej osobistości
    państwowej państwa obcego

    — podkreślił Turowski.

    Dodał, że w trakcie uzgodnień między stroną rosyjską a polską grupą przygotowawczą przedstawiciele FSO (rosyjski odpowiednik BOR, Federalna Służba Ochrany) nie chcieli w ogóle rozmawiać o wizycie 10 kwietnia.

    Ale w wyniku naszych nacisków zgodzili się omówić szczegóły. My
    zabiegaliśmy o to, żeby ochrona obu wizyt była na takim samym poziomie. I
    strona rosyjska to przyjęła. Rozmawiali o tym na osobności
    funkcjonariusze BOR i FSO

    — powiedział.

    Według Turowskiego, jest dyplomatyczną rutyną, że pełna
    odpowiedzialność za przygotowanie obiektu na wizytę międzynarodową,
    spada na zapraszającego - czyli w tym wypadku stronę rosyjską.

    A gdy jest to wizyta niepaństwowa, lecz prywatna?

    — dopytywał mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik
    części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.

    Skoro strona rosyjska otworzyła lotnisko także na 10 kwietnia, to również wtedy bierze odpowiedzialność

    — odparł Turowski.

    Pytany, czy udało się zbadać smoleńskie lotnisko, Turowski odparł, że był to obiekt wojskowy.

    Żaden dyplomata obcego państwa nie ma wstępu na wojskowe lotnisko

    — podkreślił. Dodał, że nie dotarły do niego informacje, by BOR miał problemy z przygotowaniem tej wizyty.

    Gdy 7 kwietnia byłem w grupie pracowników
    ambasady czekającej przy pasie startowym na samolot z premierem
    otrzymaliśmy specjalne plakietki uprawniające nas do wejścia na lotnisko
    - ale nie była to zgoda na lustrowanie lotniska

    — dodał.

    Turowski zeznał, że 10 kwietnia przy płycie lotniska był jeden funkcjonariusz BOR
    - Gerard Kwaśniewski (kierowca ambasadora Jerzego Bahra), którego
    zadanie na lotnisku miało polegać na dołączeniu do funkcjonariuszy BOR chroniących prezydenta i doprowadzeniu prezydenta z ochroną do jego samochodu z kolumny.

    Świadek zeznał, że gdy 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku lądował
    Jak-40 z dziennikarzami, warunki były jeszcze w miarę dobre, ale
    potem, im bliżej godz. 10.00, ulegały pogorszeniu.

    Już wtedy rozmawiano, że lepiej, aby Tu-154 wylądował na lotnisku
    zapasowym w Mińsku lub Witebsku.
    Komentowano: nie musieliby nawet wysiadać z samolotu, bo za 40 minut
    mgła w Smoleńsku się podniesie i będzie można przylecieć do Smoleńska

    — relacjonował.

    W zeznaniach ze śledztwa Turowski odniósł się do pojawiających się w
    debacie publicznej twierdzeń, jakoby trzy osoby przeżyły katastrofę
    smoleńską. Jak podkreślił, był jedną z pierwszych osób na miejscu
    katastrofy samolotu, od funkcjonariuszy rosyjskich zabezpieczających
    miejsce tragedii miał
    usłyszeć, że trzy osoby z rozbitego samolotu dawały „żiznyje
    refleksy”, co przetłumaczył jako „bezwarunkowe odruchy, możliwe nawet u
    osoby od niedawna nieżyjącej”.

    Potem jakiś pracownik telewizji przechodzący obok powiedział, że
    +trzy osoby przeżyły katastrofę i Turowski pojechał z nimi do szpitala+.
    Odpowiedziałem mu, że Turowski to ja i nigdzie nie pojechałem

    — relacjonował świadek.

    B. wiceszef BOR
    jest oskarżony o niedopełnienie, od 18 marca do 10 kwietnia 2010 r.,
    obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań
    ochronnych Biura. Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga
    „skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób,
    czym
    działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony
    prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów oraz interesu prywatnego osób pełniących urząd prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej oraz urząd prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska”. Dalszy ciąg procesu - 12 lutego.




    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    105. kolejny nielegał?

    Uniki dyplomaty

    Były moskiewski dyplomata unika odpowiedzi, czy kazał zabrać i zniszczyć nagranie operatora Telewizji Polskiej

    Były moskiewski dyplomata unika odpowiedzi,
    czy to on kazał rosyjskim funkcjonariuszom zabrać operatorowi Telewizji
    Polskiej nagranie z miejsca katastrofy smoleńskiej i zniszczyć je.

    – Odmawiam komentarza. Nie odnoszę się – unikał odpowiedzi na nasze
    pytania, co się wówczas wydarzyło, Grzegorz Cyganowski, obecnie
    przebywający na placówce w Bukareszcie.

    Skorzystaliśmy z możliwości bezpośredniego zapytania dyplomaty, ponieważ
    przyleciał on specjalnie z Rumunii, aby złożyć zeznania na procesie
    byłego wiceszefa BOR Pawła Bielawnego oskarżonego o zaniedbania przy
    zapewnieniu ochrony wizyt prezydenta i premiera w Smoleńsku w 2010 r.

    Cyganowski zeznał, że pracę w dyplomacji rozpoczął w 2007 r., a dwa lata
    później trafił do ambasady polskiej w Moskwie do wydziału politycznego,
    gdzie pracował do 2011 r. Od wiosny 2010 r. jego przełożonym był Tomasz
    Turowski. Z zeznań wynika, że miał dobre kontakty z przedstawicielami
    władz rosyjskich.

    To właśnie jego rozpoznał na zdjęciu reporter TVP obecny na miejscu
    katastrofy 10 kwietnia 2010 r. Sławomir Wiśniewski jako osobę, która
    miała powiedzieć rosyjskim funkcjonariuszom, żeby zabrali mu kamerę i
    zniszczyli ją wraz z nagraniem.

    Pisaliśmy o tym w 2011 r. W odpowiedzi na późniejsze pytania
    dziennikarzy MSZ zaprzeczało, że doszło do takiego wydarzenia. Ale
    reporter telewizji nie wycofał się ze swojej relacji.

    Zenon Baranowski

    Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/129483,uniki-dyplomaty.html


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    106. pamiętam z tamtych dni,jak ktoś chyba na niezaleznejpl domagał

    się odpowiedzi na pytanie ,co się stało z jego filmem wysłąnym do telewizji...to pytanie powtarzało się kilkakrotnie...ale niestety nie udało mi się go zapisać ani póżniej odnależć

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    107. Turowski zmuszony do

    Turowski zmuszony do ucieczki. Były opozycjonista pyta: "Ile donosów napisałeś na papieża?". "Co robiłeś 13 maja 1981 r. w Rzymie i 10 kwietnia 2010 r. w Siewiernym?".

    Na Warszawskich Targach Książki promował swoje książki Tomasz Turowski, eks jezuita i agent wywiadu PRL w Watykanie, w czasie kiedy papieżem był Jan Paweł II.

    Opozycjoniści, Piotr Jegliński (Editions Spotkania), którego eks jezuita rozpracowywał w Paryżu i Adam Borowski postanowili przypomnieć Turowskiemu o jego niechlubnej przeszłości. Podczas gdy autor podpisywał książki zapytali go, m. in. co robił 13 maja 1981 r., kiedy miał miejsce zamach na papieża Jana Pawła II i 10 kwietnia 2010 r. w Siewiernym, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej.

    W maju 1981 r. Turowski był duchownym zakonu jezuitów i przebywał w Rzymie. Natomiast w kwietniu 2010 r. przygotowywał loty do Smoleńska, 7 i 10 kwietnia.

    To jest PRL-owski oficer wywiadu, który był w służbie reżimu komunistycznego w Polsce i w służbie Kremla. Działał na szkodę państwa polskiego tak jak cały system, jak SB, jak służba wywiadu. Wysługiwał się pośrednio sowieckim okupantom, bo Polska nie była niepodległa, czyli był zdrajcą narodu polskiego

    — tak Turowskiego ocenia historyk, prof. Bogdan Musiał z UKSW.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    108. Skandalem jest to, że telewizja publiczna nie ma żadnej ko

    Skandalem jest to, że telewizja publiczna nie ma żadnej kontroli nad tym, jakie filmy kupuje i emituje

    — mówi portalowi wPolityce.pl Piotr Jegliński.

    wPolityce.pl: 16 maja 2016 r. TVP 2 wyemitowała film dokumentalny nakręcony przez ARTE niemiecko-francuską telewizję o zamachu na Jana Pawła II „Operacja „Operacja Pontifex. Tajne akta Watykanu”.  Jak Pan świadek tamtych wydarzeń, osoba, która znała Jana Pawła II ocenia ten film?

    Piotr Jegliński, działacz opozycyjny w PRL, wydawca (Editions Spotkania):
    Podczas studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim otrzymywałem
    ufundowane przez Niego stypendium, o czym dowiedziałem się kiedy został
    papieżem. Kilka dni po zamachu byłem w Rzymie, a kilka tygodni później
    odwiedziłem papieża w klinice Gemelli z delegacją Solidarności Wiejskiej
    i pamiętam tę atmosferę. Kilka tygodni po zamachu stan papieża był
    krytyczny, gorączka dochodziła do 42 stopni, lekarze walczyli
    z tajemniczą bakterią, która dostała się do Jego organizmu wraz z kulą.
    Dzięki niemu zostałem wydawcą, zmienił moje życie. Jeszcze jako kardynał
    przekazał mi przez prof. Rylską maszynopis wspomnień ks. Władysława
    Bukowińskiego, polskiego kapłana w Kazachstanie, skazanego
    na kilkanaście lat łagru. Ks. Bukowiński mógł wrócić do Polski, ale
    odmówił, nie chciał zostawić swoich wiernych. Dla Jana Pawła II był wzorem duszpasterza. 11 września 2016 r. zostanie w Karagandzie wyniesiony na ołtarze. Ale wróćmy
    do filmu, kiedy zobaczyłem ten dokument poczułem się, jakby media
    publiczne napluły mi, jako świadkowi historii, w twarz. To zakłamany
    obraz propagandowy. Ten film jest godny emisji w telewizji PRL,
    gdyby powstałych w tamtych czasach na pewno byłby puszczony. Skandalem
    jest to, że telewizja publiczna nie ma żadnej kontroli nad tym, jakie
    filmy kupuje i emituje. Nie ma pieniędzy na filmy o żołnierzach
    wyklętych, a są środki na ordynarną sowiecką propagandę. Nie wystarczy,
    że TVP po tygodniu zrobi program do którego zaprosi ludzi, żeby pokazali polski punkt widzenia.
    Ciekaw jestem czy w telewizji publicznej ktoś ten film obejrzał przed
    emisją. Jeżeli nikt tego nie obejrzał i puścił to bardzo źle to świadczy
    o telewizji, natomiast jeżeli to obejrzał i puścił to jest to bardzo
    podejrzana sprawa. Można dywagować kto i dlaczego przeprowadził zamach na Jana Pawła II,
    ale telewizja publiczna nie ma prawa wyświetlać filmów propagandowych.
    Film jest szczególnie szkodliwy dla młodych ludzi, którzy nie znają
    tamtych czasów, a dzięki temu dokumentowi został im przedstawiony
    fałszywy obraz.

    Na czym polega ten fałszywy obraz?

    Na przedstawieniu sowieckiej tezy, która pojawiła się już kiedy
    istniał Związek Sowiecki, próbowano wić, że zamachu dokonali muzułmanie.
    Nieprzypadkowo wybrano na zamachowca muzułmanina, chodziło bowiem
    o skłócenie chrześcijan z muzułmanami.

    Z filmu dowiadujemy się, że Watykan to ogromna organizacja szpiegowska, a papież jest jej szefem.

    Najpotężniejsza na świecie, lepsza od CIA, Mossadu czy KGB
    na rzecz której pracują księża na całym świecie. Oprócz szpiegowania
    Watykan zajmuje się również praniem brudnych pieniędzy, a za zamachem
    stała włoska mafia, która nie chciała zabić papieża, ale go ostrzec.
    To podłe i nieprawdziwe insynuacje, ale proszę zobaczyć kto w filmie
    o tym mówi, Tomasz Turowski, eks jezuita i były agent XIV Wydziału SB,
    czyli tzw. nielegał. Ojcem ideowym nielegałów był Feliks Dzierżyński.
    Na pomysł takiej formacji wpadł zaraz po rewolucji bolszewickiej,
    w Polsce Sowieci wprowadzili instytucje nielegałów już w 1944 r. To była
    najtajniejsza jednostka, na początku była kierowana przez Rosjan.
    Wydział nielegalny przygotowywał matrioszki, podstawiał szpiegów pod
    tożsamości żyjących ludzi. Zadaje sobie pytanie, czy Tomasz Turowski
    jest rzeczywiście tą osobą, czy nie jest inną osobą, np. dzieckiem
    z sierocińca. Takie praktyki były często stosowane przez Sowietów
    i podległe im służby. W tym filmie pokazano rzekomego analityka CIA, takich osób Amerykanie miało wielu. Rodzi się jednak pytanie, kim on jest. Ten analityk mówił językiem KGB. Jego i Turowskiego wypowiedzi współgrały ze sobą i uzupełniały się.

    Zwraca Pan uwagę, że Turowski w filmie kłamie.

    Trudno mu się dziwić, był szkolony przez komunistyczne służby. Nie
    można wykluczyć, że był szkolony w Sowietach, znał perfekcyjnie język
    rosyjski, chwalił się, że miał bliskie związki z córką ambasadora
    sowieckiego Aristowa. Kłamie nawet wtedy, kiedy mówi, że rozpoczął pracę
    w komunistycznym wywiadzie w 1975 r. Widziałem dokument, według którego
    trafił do SB w 1973 r. Jednak jego związki
    z komunistycznymi służbami były wcześniejsze, już w szkole donosił
    na kolegów. W 1974 r. zgłosił się do jezuitów w Warszawie. Nie jest
    to przypadkowe, bo wtedy prowincjałem był o. Koczwara, współpracownik SB, w czasie wojny
    pracował w wywiadzie rządu londyńskiego, później został zwerbowany
    przez wywiad komunistyczny. Koczwara zrobił rzecz niespotykaną, wysłał
    Turowskiego, który nie był wybijającym się zakonnikiem, po kilku
    miesiącach do odbycia nowicjatu w Rzymie.

    Nie wiadomo co Turowski robił 13 maja 1981 r.

    Nie wiemy też, co robił 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Mówi,
    że 13 maja 1981 r. nie było go w Rzymie, rzekomo tego dnia był
    w seminarium pod Rzymem, ale nic nie stało na przeszkodzie, że był tego
    dnia również w Watykanie. Uważam, że przekazywał informacje, które mogły
    być wykorzystane w zamachu na papieża. Turowski prowadził zapewne
    bardzo cennych agentów w Rzymie, jednym z nich był umieszczony przez
    niego na Via Cassia w Domu Polskim był późniejszy minister III RP. Dwukrotnie ten człowiek odwiedzał Turowskiego na Kubie, kiedy pełnił tam funkcję ambasadora.

    Poznał Pan Turowskiego w 1982 r. w Paryżu.

    Kiedy został wysłany z Rzymu przez SB do Paryża. Prawdopodobnie we Włoszech palił mu się grunt pod nogami. Pamiętam pierwszy telefon od niego, przedstawił się, że jezuitą sugerował, że jest bliskim przyjacielem Jana Pawła II i powołał się na dwie osoby, pisarkę katolicką i współpracownicę
    prymasa Stefana Wyszyńskiego Marię Winowską oraz Aleksandra Smolara.
    Były to osoby z całkiem obcych sobie środowisk, więc konfiguracja tych
    nazwisk sprawiła, że pamiętam tę rozmowę do dziś. Był świadkiem na moim
    ślubie cywilnym, a później na kościelnym. Tuż przed jego ucieczką w 1985
    r. z Paryża miałem już pewność, że jest komunistycznym
    szpiegiem. Po ucieczce napisał do mnie list, w którym stwierdził,
    że chciał, aby nasza przyjaźń trwała. Kiedy przyjechałem do post PRL
    w 1990 r., gdzie byłem inwigilowany, Turowski skontaktował się ze mną,
    byłem u jego w mieszkaniu, ale potem kontakt z nim się urwał. Był
    zadaniowany, zerwał kontakt ze mną, bo uznano, że jestem już
    niepotrzebny w grze wywiadu.

    Jak Pan go ocenia?

    Widać schizofrenię w postaci Turowskiego, który chociaż nienawidził
    Kościoła katolickiego wszedł w jego struktury i to do zakonu jezuitów,
    gdzie ćwiczenia duchowe ignacjańskie są trudną rzeczą. Przeszedł całą formację
    jezuicką, cały czas przebywał w zakonie, nie miał możliwości rozładować
    stresu. Codziennie przystępował do komunii świętej, potem mówił,
    że było to dla niego jak jedzenie potrawy. Znany jest przypadek
    wyspowiadania przez niego żony dyplomaty, mimo że nie miał święceń.
    Z tego powodu automatycznie popadł ekskomunikę i wszystko co robił, było
    nieważne. Postać Turowskiego jest dla mnie uosobieniem działania sił
    szatańskich, pod postacią jezuity służył zbrodniczemu systemowi
    komunistycznemu, w imię którego zamordowano miliony ludzi. W filmie
    swoją pracę dla komunistycznego wywiadu traktuje jako rzecz normalną.

    Turowski został pozytywnie zweryfikowany i pracował w służbach III RP.

    Należałoby ustalić, kto był jego protektorem w tych służbach, szefem
    jego był generał Hunia. Turowski skłamał w oświadczeniu lustracyjnym,
    popełnił kłamstwa lustracyjne, a sąd w pokrętnym wyroku uznał, że Turowski „działał w stanie wyższej konieczności”.

    Rozmawiał TP.

    Nazwisko Tomasza Turowskiego pojawia się w trwającym
    aktualnie śledztwie, dotyczącym zbrodni komunistycznej, polegającej
    na usiłowaniu zabójstwa Piotra
    Jeglińskiego poprzez otrucie go za pomocą nieustalonej substancji
    chemicznej. Piotr Jegliński trzy lata temu przeszedł ciężką operację
    transplantacji wątroby.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    109. Zdecydowana reakcja prezesa


    Zdecydowana
    reakcja prezesa TVP na emisję filmu „Operacja Pontifex”. Kurski
    zarządził zwolnienie osób odpowiedzialnych za skandal

    Jak dowiedział się portal wPolityce.pl, trzy osoby
    odpowiedzialne za emisje dwóch skandalicznych filmów straciły pracę.
    Szef TVP ostrzegł też szefów anten.

    TVP 2 wyemitowała 16 maja 2016 r. skandaliczny film pt. „Operacja Pontifex. Tajne akta Watykanu”. Dokument przedstawiał Kościół katolicki jako największą na świecie organizację szpiegowską, a jego głównym narratorem był PRL-owski szpieg Tomasz Turowski. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wystosowało do prezesa TVP list otwarty, apelując o zdecydowaną reakcję na przekłamania.Z kolei 12 maja TVP Kultura wyemitowała obrazoburczy film „Ukrzyżowanie - święty skandal”, w którym snuto rozważania w jaki sposób Chrystus realizował swoje potrzeby fizjologiczne po ukrzyżowaniu:

    Jezus wisiał na krzyżu kilka dni, zapewne robił pod siebie, wisiał w moczu i kale.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    110. Proces Tomasza Arabskiego.


    Proces Tomasza Arabskiego. Świadek: "Pamiętam wiele rzeczy, ale minęło 6 lat, a pamięć jest zawodna”

    Organizacja wizyty prezydenta w Katyniu z punktu widzenia ambasady nie odbiegała od organizacji podobnych wizyt. 

    Byłem wykonawcą poleceń przychodzących zarówno z Kancelarii Prezydenta, jak i KPRM, i MSZ co do obsługi wizyt w kwietniu 2010 r. premiera i prezydenta po tym, gdy mieli wylądować w Smoleńsku - zeznał w sądzie Tomasz T., b. pracownik ambasady RP w Moskwie.

    We wtorek T. (jako „osoba prywatna” nie zgodził się na podawanie swego nazwiska przez media) zeznaje w Sądzie Okręgowym w Warszawie jako świadek w procesie b. szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników, oskarżonych w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu.

    68-letni T. był szefem wydziału politycznego ambasady RP w Moskwie, w randze ambasadora tytularnego. Uczestniczył w przygotowaniu wizyty prezydenta, a 10 kwietnia 2010 r. był na płycie lotniska w Smoleńsku, gdzie miał wylądować samolot z polską delegacją.

    Pamiętam wiele rzeczy, ale minęło 6 lat, a pamięć jest zawodna

    — zeznał.

    T. przyszedł do sądu z pełnomocnikiem mec. Mikołajem Pietrzakiem. Pytany przez sąd o zawód, przedstawił się jako „emeryt, filolog, teolog”. Jego adwokat przedstawił sądowi zaświadczenie lekarskie nt. T., którego treści nie ujawniono. Zarazem, z powodu złego zdrowia T., mec. Pietrzak wniósł o ograniczenie czasu przesłuchania do godziny. Sąd odebrał od T. przyrzeczenie.

    T. zeznawał już w 2015 r. na procesie gen. Pawła Bielawnego, b. wiceszefa BOR skazanego w czerwcu br. na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu za nieprawidłowości w ochronie wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku 7 i 10 kwietnia 2010 r. Mówił on wtedy że od lutego 2010 r. po rozmowie z sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzejem Przewoźnikiem było wiadomo, że w kwietniu dojdzie do dwóch osobnych wizyt - Donalda Tuska i Kaczyńskiego.

    Organizacja wizyty prezydenta w Katyniu z punktu widzenia ambasady nie odbiegała od organizacji podobnych wizyt

    — oceniał.

    Strona rosyjska wyraźnie oddzielała protokolarnie wizyty premiera i prezydenta - zgodnie z ich formalnym statusem. Wizyta 7 kwietnia była traktowana jako państwowa na wysokim szczeblu, a 10 kwietnia - była traktowana jako wizyta prywatna wysokiej osobistości państwowej państwa obcego

    — podkreślał wówczas T.

    Dodawał, że wskutek polskich nacisków rosyjskie służby chroniły obie wizyty na takim samym poziomie.

    T. zeznał też wtedy, że gdy 10 kwietnia w Smoleńsku lądował Jak-40 z dziennikarzami, warunki były jeszcze w miarę dobre, ale potem ulegały pogorszeniu.

    Już wtedy rozmawiano, że lepiej, aby Tu-154 wylądował na lotnisku zapasowym w Mińsku lub Witebsku. Komentowano: nie musieliby nawet wysiadać z samolotu, bo za 40 minut mgła w Smoleńsku się podniesie i będzie można przylecieć do Smoleńska

    — relacjonował.

    W ówczesnych zeznaniach T. odniósł się też do twierdzeń, jakoby trzy osoby przeżyły katastrofę. Jak mówił, był jedną z pierwszych osób na miejscu katastrofy, gdzie od funkcjonariuszy rosyjskich zabezpieczających miejsce usłyszał, że trzy osoby dawały „żiznyje refleksy”, co przetłumaczył jako „bezwarunkowe odruchy, możliwe nawet u osoby od niedawna nieżyjącej”.

    Potem jakiś pracownik telewizji przechodzący obok powiedział, że „trzy osoby przeżyły katastrofę i T. pojechał z nimi do szpitala”. Odpowiedziałem mu, że T. to ja i nigdzie nie pojechałem

    — relacjonował świadek.

    T. był podejrzany przez pion śledczy IPN o to, że w oświadczeniu lustracyjnym zataił, iż był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym w 1975 r. jako oficer wywiadu do zakonu jezuitów w Watykanie. W 1984 r. miał wystąpić z zakonu, ale pozostał w wywiadzie PRL.

    Po pozytywnej weryfikacji w 1990 r., w 1993 r. zaczął pracę w MSZ, co - według mediów - miało być „przykrywką” dla działalności w wywiadzie, w którym był na etacie do 2007 r. Media podawały, że odszedł wtedy na emeryturę jako oficer Agencji Wywiadu, ale pozostał jego współpracownikiem. W 2007 r. za rządów w MSZ Anny Fotygi otrzymał stopień dyplomatyczny ambasadora tytularnego. Funkcję w ambasadzie w Moskwie objął w lutym 2010 r.

    Gdy w grudniu 2010 r. IPN wystąpił do sądu o lustrację T., MSZ ogłosiło, że kończy on misję w Moskwie. Jego dymisję „w trybie natychmiastowym” przyjął szef resortu Radosław Sikorski.

    Początkowo Sąd Okręgowy w Warszawie uznał T. za „kłamcę lustracyjnego”, ale w 2012 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie oczyścił go z zarzutu IPN, uznając że jego sprawa w ogóle nie powinna być przedmiotem postępowania lustracyjnego.

    wkt/PAP


    W listopadzie 1979 zapada na Kremlu decyzja o ewentualnej likwidacji
    papieża, a w grudniu Turowski, agent z satelickiego państwa dostaje
    rozkaz śledzenia jego ochrony.

    Tomasz Turowski – komunistyczny szpieg wywiadu PRL w Watykanie
    działający jako kleryk w zakonie jezuitów, dostał rozkaz zdobywania i
    przekazywania centrali (czyli de facto szefostwu KGB i GRU) wszelkich
    informacji o zauważonych lukach w systemie ochrony papieża Polaka!



    Jako supertajny komunistyczny agent PRL był w przebraniu jezuity na
    Placu św. Piotra w chwili zamachu na Jana Pawła II i był również jako
    dyplomata zabezpieczający wizytę polskiej delegacji także na lotnisku w
    Smoleńsku w chwili śmierci Prezydenta RP, prof. Lecha Kaczyńskiego i
    całej polskiej elity.



    Ostatnia misja Turowskiego rozpoczęła się dwa miesiące przed katastrofą
    smoleńską. Komunistyczny szpieg został wtedy przywrócony przez Radosława
    Sikorskiego do pracy w MSZ. Dostał zadanie przygotowania wizyty
    przedstawicieli najwyższych polskich władz w Katyniu.



    „Tomasz Turowski wielokrotnie publicznie chwalił się, że wysokie
    stanowisko w naszej placówce w stolicy Rosji w lutym 2010 r. załatwiał
    dla niego ówczesny marszałek Sejmu RP, prezydent Bronisław Komorowski.
    Obaj panowie są zaprzyjaźnieni, są ze sobą po imieniu i utrzymywali
    również kontakty nie tylko służbowe, ale i towarzyskie poza gmachem na
    Wiejskiej w Warszawie” – napisał Ryszard Czarnecki 7 stycznia 2011 r.



    http://bit.ly/2grP5vs

    http://bit.ly/2g3aMW3

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    111. 10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ. 14


    10/04 DEKADĘ PÓŹNIEJ. 14 lutego – Turowski wchodzi do gry. Jak komunistyczny szpieg organizował uroczystości w Katyniu


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl