J. Kluzik-Rostkowska, 26 listopada 2010 r.:
"Do końca liczyłam, że uda mi się przekonać Jarosława Kaczyńskiego oraz kierownictwo PiS, by sięgnąć do dobrych doświadczeń kampanii prezydenckiej. Nie spodziewałam się decyzji komitetu politycznego o zwolnieniu, a tym bardziej, że zapadnie ona w trakcie kampanii samorządowej. Dzisiaj to już jednak historia, moja przygoda z PiS skończyła się trzy tygodnie temu i nie ma sensu do tego wracać. "

J. Palikot, 26 listopada 2010 r.:
Oni (gołębie- przyp- chinaski) swoją decyzję podjęli, zanim spotkaliśmy się, jeszcze w lipcu. Wtedy Kaczyński z Zbiorą zaczęli ich atakować wewnętrznie, więc postanowili się ratować. Nie mieli jeszcze pewności, czy uda im się stworzyć klub.(...)
Wypytywali mnie bardzo szczegółowo, co mam zamiar zrobić ze swoją inicjatywą. Wtedy jeszcze nie było oczywiste, że wyjdę z PO. Więc wielokrotnie pytali mnie: "Czy ty na pewno odchodzisz?". Odpowiadałem, że tak, to jest decyzja nieodwołalna. "Na słowo honoru?". Na słowo honoru, odchodzę. Zakładam swoją własną formację. Jestem już po decyzji. Ale oni jakby nie dowierzali, kilka razy do tego wracaliśmy.

Na wstępie chciałbym wszystkich uspokoić, ani Kluzikowa, ani J. Palikot nie są dla mnie w żadnym wypadku osobami wiarygodnymi, wartymi zaufania. Kiedyś z resztą M. Migalski, w jednym ze swoich nielicznych szczerych wpisów na s24, stwierdził wprost, że w polityce nie wolno mówić zawsze prawdy, czasem trzeba manipulować w imię ogólnego "dobra". Jestem przekonany, że mniej więcej taką regułą kierują się w swej działalności publicznej Pani Kluzik-Rostkowska i Pan Palikot. Z resztą nie tylko oni, ale o tym nie pora i miejsce...

Z powyższych względów należy przyjmować enuncjacje obu polityków z najwyższego rodzaju ostrożnością, bacznie weryfikować je z rzeczywistością, z faktami.
Faktem jest zażyłość Palikota i Poncyliusza. Wiemy, że już po tragedii smoleńskiej, po kampanii prezydenckiej, po oświadczeniach biłgorajczyka, że winnym śmierci 95 pasażerów rządowego Tupolewa jest alkoholik L. Kaczyński, obaj panowie spotykali się prywatnie. Rozmawiali o polityce, o przyszłości. Choćby te wydarzenie każe snuć domniemania, że Palikot tym razem mówi prawdę, że "gołębie", wbrew dzisiejszym deklaracjom Kluzikowej, faktycznie jeszcze w trakcie wakacji planowały wyjście z PISu, zadać Kaczyńskiemu ostateczny cios w plecy. Wszystko to oczywiście jeśli nie udałoby się obalić Prezesa, przejąć władzę w partii...

J. Kluzik-Rostkowska to taki polityczny odpowiednik dawnego, kultowego napastnika Manchasteru United Ole Gunnar Solskjær'a. Otóż piłkarz ten doczekał się obrazowej ksywki "Baby-face killer" ("zabójca/morderca o twarzy dziecka"), a to z uwagi na chłopięcą urodę i łatwość strzelania goli. Nie jestem pewien, czy "piękna buzia" - Kluzikowa ma taką łatwość w strzelaniu politycznych goli, w każdym razie próbuje. Czyni to wbrew regułom etycznego zachowania, zasadom dobrego smaku, gardzi hamulcami moralnymi...

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie smoleńskiej zginęły dwie przyjaciółki Pani Kluzik - A. Natalli-Świat i G. Gęsicka. Nie wiem, czy one także planowały rokosz w PISie. To jest w tej chwili nie ważne. Istotne jest to, co się działo po katastrofie w Smoleńsku, co się dzieje teraz. Kluzikowa i Poncyliusz (i kilku innych eks-PISowskich "intelektualistów") nie wyciągnęli ŻADNYCH godnych szacunku i poparcia wniosków z 10 kwietnia. Dla nich narodowy dramat był świętną okazją do ugrania czegoś wreszcie w polityce. Szybko przystąpili do działań. Rozmowy z Palikotem mogły je w ich mniemaniu wydatnie uskutecznić. Nie ważne było to, że Palikot spotwarzał w tym czasie ich poległych przyjaciół, osoby, dzięki którym zrobili polityczną karierę, dzięki którym piastowali najwyższe państwowe funkcje. Pamiętajmy, biłgorajczyk nazwał ś.p. G. Gęsicką "polityczną prostytutką", twierdził, że widział ducha ś.p. P. Gosiewskiego na peronie we Włoszczowej, insynuował, że ś.p. L. Kaczyński był w chwili śmierci pijany..."Poncyl" i "Ładna Buzia" mięli te rzeczy głęboko; interesowało ich w tym czasie jedno- czy Palikot napradę chce tworzyć własną formację polityczną. Jeśli on spróbuje, to i my możemy - zapewne myśleli.

Dziś Kluzikowa zapewnia z zawadiackim uśmiechem na twarzy, zupełnie jak Solskjaer strzelając w końcówkach meczów bramki na wagę zwycięstwa, że była wierna Kaczyńskiemu do końca, że nie spodziewała się wyrzucenia jej z partii, że była tą decyzją niezwykle zaskoczona. Kłamie w żywe oczy.

Kto chce upatrywać nadziei w takiej osobie, w takich środowisku niech robi to na własną odpowiedzialność. Powinien jednak wiedzieć, że w ten sposób krzywdzi własną ojczyznę, depta i tak już zbyt pobrudzone cnoty, wartości godne nieustannej promocji.

P.S. Solskjaera i Kluzikową poróżni skuteczność: słynny Norweg zapewnił niegdyś MU tytuł klubowego mistrza Europy; Kluzikowa gwarantuje PJN spektakularną klęskę - pudło roku, jakie zanotował ostatnio świetny skądinąd piłkarz J. Błaszczykowski.