Ropa to nie deszcz

avatar użytkownika Anonim
Zawsze intrygowało mnie, co dzieje się z paliwem zrzucanym przez samoloty zmuszone różnymi okolicznościami do awaryjnego lądowania. Jeżeli znajdują się one nad morzem czy oceanem, problem jest mniejszy, ale jeśli pozbywają się go nad zamieszkałymi terenami, to może ono przecież spaść ludziom na głowy lub, co gorsze, na źródła ognia i nieszczęście gotowe - myślałem. Większość Polaków starszego i średniego pokolenia pamięta zapewne jedną ze scen serialu filmowego "Zmiennicy" Stanisława Barei, w którym mieszkańcy podwarszawskiej wioski, widząc zawracający na Okęcie samolot ubierają płaszcze przeciwdeszczowe oraz peleryny i rozstawiają wokól domów mnóstwo naczyń, aby nałapać w niej spadającą z nieba ropę. Czy rzeczywiście można wykorzystywać takie paliwo z odzysku? - zastanawiałem się. Odpowiedź przyniosło pokłosie niedawnej afery z dwoma pasażerami (nb. żydowskiego pochodzenia, co jakoś dziwnie i solidarnie przemilczały krajowe media za wyjątkiem "Faktów" Telewizji TNV) awanturującymi się na pokładzie należącego do Polskich Linii Lotniczych LOT boeinga 767, zdążającego z Warszawy do Chicago. Jeszcze w polskiej przestrzeni powietrznej jego kapitan podjął decyzję o powrocie na Okęcie. Musiał jednak zrzucić aż 22 tony paliwa (o wartości około 100 tysięcy dolarów), co zrobił w okolicach Grudziądza. Jak wyjaśnił Polskiej Agencji Prasowej rzecznik LOT-u Jacek Balcer,w Polsce samoloty - poza sytuacjami awaryjnymi - mogą zrzucać paliwo tylko w wyznaczonych strefach. - Na mapach lotniczych Polski są wyznaczone strefy zrzutu i zazwyczaj znajdują się one na terenach niezamieszkałych. Jednak ostateczną decyzję o tym, gdzie zrzucić paliwo, podejmuje kontrola ruchu lotniczego. Kapitan samolotu musi powiadomić o zrzucie kontrolę i dostać na to zgodę. W ten sposób unika też sytuacji, w której pod nim znajduje się inny samolot. W sytuacjach awaryjnych paliwo zrzuca się gdziekolwiek, aż do samego lądowania, tak aby jak najmniej paliwa pozostało w samolocie. Ale o tym również decyduje kontroler ruchu lotniczego - powiedział Balcer dziennikarzowi PAP. Całkowita waga boeinga 767 wraz z paliwem, pasażerami i bagażem wynosi około 180 ton. Podczas lądowania maksymalna masa może wynosić ok. 145 ton, co oznacza,że podczas lotu samolot spala ok. 35 ton paliwa. Instalacje do jego zrzucania mają głównie ciężkie maszyny dalekiego zasięgu, które zabierają go bardzo dużo, np. na 10 godz. lotu. W naszej flocie powietrznej są w nie wyposażone jedynie boeingi 767, które latają przez Atlantyk. Pozostałe maszyny, np. boeingi 737 i embraery nie mają takich urządzeń ze względu na mniejszą odległość, jaką pokonują. - W pierwszej godzinie lotu zatankowany do pełna boeing 767 spala ok. 8 ton, potem już mniej - najpierw 6, a potem 4 tony. Można powiedzieć,że na godzinę lotu pali ok. 5 ton. Zawsze najwięcej paliwa się zużywa przy starcie. W przypadku tego konkretnego samolotu, kapitan zrzucił 22 tony paliwa, a 13 ton wypalił. W sytuacji awaryjnej samolot może wylądować także przy masie 180 ton. To jest możliwe, ale będzie on tak ciężki,że może dojść do uszkodzenia podwozia, a nawet i konstrukcji samolotu - podkreślił rzecznik LOT-u. Zapytany o to, co się dzieje ze zrzucanym paliwem, Balcer odpowiedział,że nie ma onożadnej szansy, by dotrzeć na ziemię. - Jest rozpylane na drobne cząsteczki w trakcie lotu i ulega odparowaniu - wyjaśnił. I tak oto sprawa została wyjaśniona: scena ze "Zmienników" jest fikcyjna, zrzucający ropę samolot nie stanowi żadnego zagrożenia dla znajdujących się pod nim ludzi, tankować trzeba zaś wyłącznie na stacji paliw.

napisz pierwszy komentarz