Bal w Hotel Lambert (Tobiasz1)

avatar użytkownika Maryla

Obserwując działania niektórych POlityków, można odnieść wrażenie, że tylko dlatego posługują się jeszcze rodzimym językiem, ponieważ nie są zdolni do nauczenia się jakiegokolwiek obcego.A nieliczni wśród nich biegli poligloci skarżą się w zagranicznych mediach na niewdzięczny los, który sprawił że pochodzą z narodu, w którym samo "bydło" i do którego przynależność to nienormalność, a co gorsza obciach.Bo nienormalność też ma swoją hierarchię: jest taka, której dorażna moda nadaje indygenat normy, i z którą warto się obnosić, np. po paradach równości, ale i taka, do której lepiej się nie przyznawać, a na którą złożą się normy dawne: arystokracja cnót poprzednich epok, po obyczajowo – medialnej rewolucji sprowadzona do rzędu pariasów.W nowej rzeczywistości przychodzi im zbierać cięgi za samo pochodzenie.Nie wpuszcza się ich na uniwersytety, nie zaprasza do telewizji, ostracyzmuje na publicznym forum.Do tych niechcianych pojęć ancien regime'u, emigrantów ze świata deptanego przez barbarzyńców, należą patriotyzm i narodowa duma.

Za Polskę wstydzą się najczęściej ludzie, którzy mają powody by wstydzić się za samych siebie; kosmopolityzm i polityczna poprawność służą im wtedy jedynie za listek figowy.Że tacy ludzie zdarzają się zawsze, to wiadomo.Ale, że ich czyny bądż zaniechania, kiedy znajdują się u steru rządów, mają wpływ i na to, czego sami nie są w stanie bezpośrednio zniszczyć, o tym nie zawsze myślimy.

 

W czasach, kiedy jeszcze wiodła prym zupełnie odmienna tendencja, kiedy Erazm z Rotterdamu twierdził, że wprawdzie nie był nigdy w Polsce, ale czuje się Polakiem, a niespokojne duchy ze wszystkich zakątków Europy ciągnęły do naszego kraju w poszukiwaniu ziemi obiecanej i wolności; kiedy Rzeczpospolita była, obok Rosji i Turcji, państwem o największym zasięgu terytorialnym w Europie, a nawet póżniej, kiedy popieranie polskiej sprawy – w obliczu jej zagrożonej niepodległośći – było dobrze widziane na salonach i u ówczesnych intelektualistów, nasi przodkowie nie szczędzili starań i nakładów na rozwój ośrodków polskości wszędzie tam, gdzie były one potrzebne.O upadku naszego narodu świadczy dziś najwyrażniej zupełne zaniedbanie, w jakie popadają wciąż ślady naszej przeszłości i zupełne desinteressment tą sytuacją rządzących.U nich to nie dziwi – przecież otwarcie deklarują, że wstydzą się za Polskę.Ale jak wygląda w tym wypadku zaangażowanie społeczeństwa, z którego składek odbudowano Zamek Królewski?Kto tak naprawdę zainteresowany jest ratowaniem dziedzictwa narodowego?Nie wspominam przy tym o wszystkich śladach polskości, które rugowano systematycznie na terenach naszych dawnych kresów.Jest to wynik historycznych zawirowań, na które nikt nie ma wpływu.Chociaż wiele polskich zabytków na Litwie, Białorusi czy Ukrainie, jest dziś otaczanych większą troską niż te, które stoją jeszcze w naszym kraju.Jaki więc los można przewidzieć dla tych rozproszonych za dalszą granicą?

 

Cieszy nas odnajdywanie poloników w Londynie, Rzymie czy Paryżu.Tylko czy za kilka lat ktokolwiek będzie pamiętał, że obiekty te mają cokolwiek wspólnego z naszą historią?Czy w ramach prowadzonej obecnie polityki przyjdzie dzień, w którym zacznie zamykać się Instytuty Polskie?Nie są to jakieś nierzeczowe prognozy.Podczas gdy każde poważne państwo troszczy się szczególnie o swoje kulturalne placówki zagraniczne, rząd Tuska zamyka polskie szkoły.Wielu z nas zapewne pamięta sytuację z tą w Brukseli.Podobnie było w Atenach.A ile innych pozostaje niedostrzeżonych przez media?Do takich należy na pewno Fawley Court.Dowodzi też, że wina nie zawsze leży tylko po stronie rządu.

 

Na początku było to miejsce, które Wilhelm Zdobywca podarował swojemu dworzaninowi, jednemu z kompilatorów słynnej Domesday Book.Bywali tutaj  Wilhelm Orański,Jerzy III i Jerzy IV.Miejsce zainspirowało także Kennetha Grahama, autora słynnej,klasycznej powieści dla dzieci, znanej u nas pod tytułem "O czym szumią wierzby".A o czym szumią wierzby dzisiaj?

Oto czytam, że protesty środowisk polonijnych w Anglii wywołało zamknięcie polskiej szkoły i ośrodka w tymże Fawley Court.Inicjatorem jego powstania był ksiądz Józef Jarzębowski. Miał on też być kurierem, który przewiózł do Ameryki traktat ks.Sopoćko o Miłosierdziu Bożym.Dzięki temu orędzie św.Faustyny dotarło za Ocean.Marianin zajął się organizacją duszpasterstwa emigrantów w Wielkiej Brytanii.W 1953 nabył posiadłość w Fawley Court i założył w niej Kolegium Bożego Miłosierdzia, zwane nieraz Bielanami nad Tamizą( w nawiązaniu do mariańskiej placówki na warszawskich Bielanach, do której sam należał przed wojną).Po śmierci, zgodnie ze swoją wolą, został pochowany na jego terenie.W ubiegłym roku przedsiębiorczy Marianie postanowili sprzedać posiadłość.Kośćiół zdekonsekrowano, a w dowód wdzięcznośći dla ojca Jarzębowskiego księża wystąpili do brytyjskiego Ministerstwa Sprawiedliwości o zezwolenie na ekshumację i kremację szczątków założyciela.Fawley Court zostało zakupione z datków miejscowej Polonii i księcia Stanisława Radziwiłła(n.b. to właśnie on był mężem Lee Radziwiłł, młodszej siostry Jacqueline Kennedy Onnasis), który też jest tam pochowany. Marianie nie zgodzili się na sprzedaż terenu Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii.Zakupiła ją niejaka Aida Hersham, dziedziczka perskiej fortuny, która chce tam zamieszkać ze swoim partnerem.Przełożony Domu Zakonnego w Fawley Court stwierdził cynicznie, że sprzedaż dokonała się na podstawie rozeznania woli Bożej.Syn księcia skierował sprawę do sądu, obie ekshumacje  wstrzymano, choć firma której je zlecili Marianie,zdążyła już zdewastować grób księdza Jarzębowskiego.

Przypomniało mi to historię z zeszłego roku, dotyczącą Francji.

 

"Hotel Lambert" to pojęcie ewokacyjne dla każdego kto nie zapomniał wszystkiego, o czym uczył się w szkole średniej.Przypomnijmy jednak krótko: był to główny ośrodek polskich emigrantów, reprezentujących skrzydło konserwatywne, "okopy świętej Trójcy".Podarowany księciu Adamowi Czartoryskiemu, "niekoronowanemu królowi Polski", stał się wyspą polskiej niepodległości w Paryżu; dosłownie, bo stoi na wyspie świętego Ludwika, niemal w cieniu katedry Notre Dame.Było to miejsce, w którym gościli Balzac, Berlioz i Chopin, który dał tu wiele koncertów ( znana scena z "Balu w Hotel Lambert").Wspominając o jego sprzedaży przed trzema laty,"The Independent" nazywa go "najpiękniejszą posiadłością na świecie"( "The world's most beautiful home").Autor artykułu zauważa:"Opisywany jest – nie tylko przez agentów nieruchomości – jako najpiękniejszy dom, w najpiękniejszym mieście świata.(…)Kilka z polonezów Chopina zostało skomponowanych specjalnie na wielkie bale, wydawane przez polskiego księcia, Jerzego Adama Czartoryskiego.Należąc do księcia, Hotel Lambert stał się miejscem  zachowania i promocji polskiej kultury.Polskojęzyczna biblioteka powstała w skrzydle pałacu, i cała kolekcja dostępna jest do dziś pod nowym adresem na Quai d'Orleans."

Donosząc o rzekomych pogłoskach, dotyczących planowanej przez Czartoryskich sprzedaży Hotelu, New York Times w pażdzierniku 1901 roku, pisał:"Wyłączając Hotel Lauzun, zaledwie zakupiony przez państwo(…) Hotel Lambert to ostatni ocalały dom na spokojnej wyspie św.Ludwika, który daje pojęcie, czym były niegdyś rezydencje w tej dzielnicy miasta.(…)W 1849 zamieszkiwali tu razem Gautier i Baudelaire(…)Ale żadna rodzina w Europie nie jest bardziej interesująca, niż ta do której posiadłość należy dzisiaj.(…)Historia rodziny Czartoryskich to romantyczna opowieść.(…)Byłoby wielką szkodą oglądać upadek tego domu, ponieważ do dziś dnia, jako jedyny dzieli z Hotelem Lauzun zaszczyt pozostawania ostatnim tego typu obiektem na wyspie, na której proklamowano drugą Krucjatę."

 

Hotel Lambert został wybudowany przez jednego z architektów pałacu w Wersalu, Ludwika le Vau dla doradcy i sekretarza LudwikaXIII, Jean-Baptiste Lamberta.Wnętrza zostały udekorowane przez specjalnie powołany zespół najlepszych artystów epoki.Przez kilka lat Le Brun (znany z dekoracji galerii lustrzanej w Wersalu) aranżował galerię Herkulesa i gabinet Muz.Płótna Le Sueur'a zdobiące dawniej pałac wiszą dziś w Luwrze.Zakupiony w połowie XVIII stulecia przez markizę de Chatelet, służył między innymi, za miejsce jej spotkań z kochankiem, którym był nie kto inny jak Wolter.W następnym stuleciu pałac stał się istotnym osrodkiem kulturalnym, bywali tu także Lamartine, George Sand, Mickiewicz,Liszt i Delacroix.W dwudziestym wieku Czartoryscy podzielili Hotel Lambert na kilka luksusowych apartamentów.Wynajmujący parter baron de Rede (przyjaciel pani Rotszild) organizował ekstrawaganckie bale; większości uczestników specjalne kreacje na tę okazję projektował Yves Saint Laurent.Kiedy Czartoryscy wystawili posiadłość na sprzedaż w 1975 roku, proponowali prawo pierwokupu, po zaniżonej cenie, rządowi PRL, pod warunkiem przeznaczenia obiektu na ambasadę.Rząd "polski" nie wyraził zainteresowania.Posiadłość zakupiło baronostwo Rotszild.Trzy lata temu, tuż przed swoją śmiercią, baron Guy de Rotszild wystawił pałac na sprzedaż.Prasa zauważała, że dla ewentualnego nabywcy z Francji, czy w ogóle z Europy, byłby to zbyt kosztowny w utrzymaniu obiekt.Senator Ryszard Bender złożył w tej sprawie oświadczenie do ówczesnego ministra kultury Kazimierza Ujazdowskiego.Ten przedstawił baronowi ofertę zakupu Hotelu Lambert.W odpowiedzi Rotszild zaznaczył, że ze względu na fakt wcześniejszego podpisania, wraz z braćmi, promesy sprzedaży Hotelu, nie może pozytywnie odpowiedzieć na prośbę dotyczącą możliwości zakupu rezydencji.Propozycję polskiej strony uwzględni natychmiast, jeżeli rzeczona sprzedaż nie dojdzie do skutku.

 

Ostatecznie, niedoszłą ambasadę Polski w Paryżu, zakupił brat emira Kataru (tak,ci sami Katarczycy kojarzyli nam się do niedawna z przetargiem dotyczącym stoczni).Szejk al-Thani zapragnął z podzielonego pałacu uczynić znów całość i przywrócić dawny blask wnętrzom.I nie byłoby w tym niczego szczególnego, gdyby nie fakt, że kontrowersyjny plan renowacji zakładał m.in.założenie nowoczesnej klimatyzacji, wind, parking podziemny, podwyższenie ścian zewnętrznych, przywrócenie pierwotnego wystroju budynku, kosztem wyrugowania wszelkich polskich śladów i zmian zaprowadzonych przez Czartoryskich.Stowarzyszenie "Paris Historique", zajmujące się ochroną zabytków Paryża skierowało sprawę do sądu."Le Moniteur"  dowiedział się od polskiego ambasadora, że Polska nie zamierza angażować się bezpośrednio w konflikt, ponieważ pałac jest własnością prywatną. We wrześniu 2009 roku sąd wstrzymał pozwolenie wydane przez konserwatora zabytków na przebudowę.Wtajemniczeni twierdzili, że na jego wydanie miały wpływ bliskie stosunki rodziny katarskiej z Pałacem Elizejskim.Dlatego tylko zdecydowana, obywatelska inicjatywa miała szansę wpłynąć na rząd.W akcję zaangażowała się francuska polonia."La tribune de l'art" z pażdziernika ubiegłego roku podawała, że jeśli chodzi o XIX- wieczne dekoracje, zostaną one zachowane.Frederic Mitterand miał zapewnić o tym polską ambasadę.Co ciekawe, protest w tej sprawie, podpisany przez członków stowarzyszenia starego Paryża, spotkał się z odmową publikacji w dzienniku Liberation..

"Czy można zacierać pamięć o tej polskiej rodzinie, która zapewniała utrzymanie, wystrój i świetność hotelowi Lambert w ciągu półtora wieku?" – pytali autorzy petycji."Książę Adam Czartoryski przeprowadził gruntowną odnowę obiektu, zanim zaczął przyjmować w jego salonach polskich emigrantów z Paryża i wielkie postaci francuskiej literatury.Dlaczego chcieć usunąć wszelki ślad tego drugiego okresu świetności dla przywrócenia pseudo – osiemnastowiecznego stylu?"W tym czasie powstał specjalny blog obrońców Hotelu Lambert.W obronę zaangażowali się także niektórzy z dawnych mieszkańców, którym Czartoryscy wynajmowali apartamenty, wśród nich znana aktorka Michelle Morgan.Zebrano osiem tysięcy podpisów, sala rozpraw była za każdym razem wypełniona przez zatroskanych o los zabytku Paryżan.

 

W styczniu Katarczyk przedtawił Stowarzyszeniu Paris Historique nowy plan, z uwzględnieniem zastrzeżeń tego ostatniego, i obydwie strony podpisały ugodę.Zostanie zachowana ,między innymi, neogotycka galeria zaprojektowana przez Lassusa (restaurator paryskiej La Sainte Chapelle i Notre Dame) dla Czartoryskiego, w której schodziła się elita Paryża i gdzie grywał Chopin. "L'affaire Lambert" uznano za zakończoną, przestała się interesować nią francuska prasa.W ubiegły czwartek książę al Thani wydał uroczysty bal w Hotelu , przed rozpoczęciem prac remontowych.

 

Większość o sprawie nie słyszała zapewne nic, bądż niewiele.Czy to nie szczególne, że temat ten prawie zupełnie nie był poruszany w polskich mediach?We Francji "L'affaire de l'Hotel Lambert" obnażyła prawdę o znikomej ochronie dziedzictwa narodowego, łatwość z jaką można omijać jej przepisy.Co do nas – zupełną obojętność Polski wobec miejsc dla niej symbolicznych.Tak w kraju jak za granicą.A przecież takie miejsca wiążą się nie tylko z naszą historią, ale i z kulturą, sztuką, literaturą.Gdzie są więc apele literatów, ludzi kultury, artystów, Kościoła?Chyba że ,de facto, żadnej kultury u nas od dawna już nie ma, więc kto miałby się przejmować niszczeniem jej reliktów?A może w oczach publicystów – lokajczyków, jedynym jej synonimem jest Roman Polański, za którym się tak solidarnie ujęli.W przeciwieństwie do "l'affaire Lambert", "l'affaire Polanski" zaangażowała nie tylko ambasadę, ale i ministerstwo spraw zagranicznych, które spłodziło przy tej okazji zupełnie kuriozalne oświadczenie.

 

G.Herling – Grudziński zauważył:"Ostateczna walka rozegra się między złodziejami pamięci, a okradanymi z niej narodami".Polskie ślady w Europie zanikają jeden po drugim.Czy każdego roku musimy tracić bezpowrotnie część naszego dziedzictwa?

http://fronda.pl/tobiasz/blog/bal_w_hotel_lambert#comment_189395

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz