O rządach pod trzepakiem (exclusively for Tygrys).

avatar użytkownika MoherowyFighter

To już mój drugi wpis z „trzepakiem” w tytule, ale chyba na takie klimaty jest popyt. Do niniejszego zaś zainspirowała mnie odpowiedź Trariusa (Tygrysa) pod moją notką, pt. Konkretne inicjatywy – I. Jareckiej ad vocem, w której mój poirytowany polemista pisze:

(…) Albo też nasze robienie pełnych dezaprobaty i oburzenia min w stronę Michnika i Tuska jest tylko infantylizmem pryszczatych nastolatków spędzających bezpłodnie czas pod osiedlowym trzepakiem?

Chyba do poruszenia przez mojego polemistę trzepakowych inklinacji skusiła go moja wcześniejsza notka, pt. PiS a ciuciubabka przy trzepaku, w której odniosłem się do mało udanych prób rozszerzania przez PiS swojej bazy wyborczej i branie udziału w grze, której zasady określają dwie partie, tzn. PO i SLD. Uznałem, na koniec tamtego wpisu, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego angażuje się właśnie w coś, co jako żywo przypomina zabawę w ciuciubabkę przy trzepaku. Według mojej oceny tak jest i wolno mi tak to widzieć. No, to w związku z tym kontynuujmy naszą gawędę o „spod-trzepakowej rzeczywistości”, by dzięki temu zrozumieć na co możemy liczyć w bliższej i dalszej przyszłości.

Znam nieco rzeczywistość podwórkowo-uliczną, gdyż jako dziecko i nastolatek, jak pewnie większość, na podwórku spędzałem dużo czasu. To jest powszechna rzeczywistość każdego młodego człowieka, że po powrocie ze szkoły, zjedzeniu obiadu i odrobieniu lekcji wyskakuje się na dwór… pod trzepak, właśnie. Zazwyczaj jest to, poza rodziną, szkołą i mass-mediami, najważniejsze miejsce socjalizacji takiego człowieka, w którym poznaje (a nierzadko – współkształtuje) życie grupowe, wewnętrzną hierarchię, relacje z innymi grupami…. Uczy się rozpoznawania praw i obowiązków wewnątrzgrupowych, ustalania zwyczajów i zasad, lojalności i zdrady, sympatii i wrogości…. W zasadzie, można powiedzieć, jest to miejsce, gdzie młody człowiek uczy się życia. Czy jest to bezpłodne, to raczej w to bym wątpił, gdyż niesie to wartość dodaną w postaci nabierania umiejętności, wprawy oraz uczenia się wyczuwania, skąd może nadejść zagrożenie, jak sobie pomagać w trudnej sytuacji czy też ogólnie, jak przetrwać w tej miejskiej „dżungli”. I tak jest, można zaryzykować stwierdzenie, od wieków. Przechodzi to z pokolenia na pokolenie i niewiele (jeśli, nie nic) różni to od wcześniejszych czasów. Takie same podwórkowo-uliczno-trzepakowe klimaty były za czasów naszych pra-pra-pra…dziadów, takie same są teraz i takie same będą w czasach naszych pra-pra-pra…wnuków. Można być tego pewnym. Chyba nie zabrzmi to obrazoburczo, jeśli powiem, że „Kolumbowie” dlatego stali się tak skuteczną armią podziemną, gdyż wcześniej były to dzieci i młodzież, które „przecierały” się w życiu zaczynając właśnie od tego, przysłowiowego, trzepaka. Kiedy przyszła pora, to oni byli do walki świetnie przygotowani, gdyż znali „miasto”. To samo zresztą powtórzyło się w czasach opozycji antykomunistycznej i owocowało w latach stanu wojennego i po nim. Jak się wtedy w „konspirze” wielu młodym dziewczynom i chłopakom przydała właśnie znajomość „miasta”, nabywana od momentu organizowania się pod tym, przysłowiowym, trzepakiem?

Takie klimaty bądź to kierują młodego człowieka w stronę jakichś subkultur (nieraz o charakterze przestępczym) lub w stronę tworzenia jakichś zalążków późniejszych bardziej skomplikowanych środowisk, które wykluwają się w okresie gimnazjalno-licealnym, dalej przechodzą na czasy studenckie, zaś w ostateczności utrwalają się już w życiu dorosłym. Potwierdzają to Michał Majewski i Paweł Reszka w tekście, pt. „Zszargane nerwy pana premiera, piszący: W wąskim gronie przywódców partii władzy istnieje żartobliwe powiedzonko: „W końcu piłka jest najważniejsza”. Mówi to wiele o prapoczątkach politycznej formacji, która zaczynała się od klubu liberalnych polityków, którzy lubili futbol. Przecież zamiennikiem owego trzepaka może być, i tak często bywa, właśnie osiedlowe boisko.

To, co się dzieje w tych późniejszych latach jest w zasadzie modyfikacją tego, co zaczęło się już pod tym trzepakiem i było rozwijane w okresie adolescencji. Trzepak, to jedno z pierwszych i najważniejszych, poza rodziną (bliższą i dalszą), miejsce inicjacji społecznej młodego człowieka. Często jest też ono pewnym przedłużeniem (bądź uzupełnieniem) innych zorganizowanych form, takich jak przedszkole/szkoła podstawowa, jakieś kluby zainteresowań, sportowe itp. Trzepak, to również cała wielobarwność otaczającego nas świata, gdzie rodzą się więzi przyjacielskie i braterskie…, nieraz nawet silniejsze niż we własnej rodzinie. Inaczej niż w rodzinie bądź szkole, pod trzepakiem następuje uspołecznienie młodego człowieka, które całkowicie pozbawione jest jakiegokolwiek wcześniejszego zaprojektowania. O ile w tych pierwszych środowiskach przestrzeń dla „wyżycia się” przez młodego człowieka jest zwyczajowo bardzo ograniczona, to „pod trzepakiem” jest więcej miejsca na zachowania spontaniczne, żywiołowe oraz niekontrolowane przez bardziej zinstytucjonalizowane formy życia społecznego. To „pod trzepakiem” wykuwa się poczucie pewnej elitarności, wyjątkowości, unikalności…. To my „pod trzepakiem” jesteśmy pod każdym względem „naj….”, reszta to gamonie, frajerzy. Trzepak, to miejsce spod którego wyrusza się, by poznawać i eksplorować dalsze przestrzenie, terytoria. Sąsiednie podwórko, osiedle, dzielnicę… Poznawać się z tamtejszymi grupami spod tamtejszych trzepaków. Poznawać się z nimi nieraz brutalnie, jednak w ten sposób samemu się sprawdzać. Odkrywać swój charakter, słabości, lęki, a może niekiedy i jakieś talenty, zdolności, kwalifikacje, jak choćby, przywódcze, organizacyjne czy podobne. Nieraz spotykając się z odleglejszymi grupami spod innych trzepaków można powiększać w ten sposób kręgi swoich przyjaciół, znajomych, wchodzić z nimi w sojusze (doraźne bądź solidnie trwałe), może nawet… poznać swoją pierwszą miłość. Trzepak na innych terytoriach, to także miejsce poznania swoich nieprzyjaciół, wrogów bądź tych, którzy są w sojuszach z innymi przeciwko nam. To poprzez poznanie owej osobliwej „topografii” trzepakowej dokonuje się zakreślanie granic swoich stref wpływów. To dzięki temu powstaje pewna namiastka, poletko doświadczalne, przedsionek uczenia się pewnej polityczności, swego rodzaju „dyplomacji” czy też grupowego oddziaływania. Im więcej za sobą ma się różnych grup spod innych trzepaków, to tym większe jest nasze znaczenie na okolicznych podwórkach, osiedlach, w dzielnicy, niekiedy w całym mieście. Paradoksalnie stworzenie swojej koalicji z różnych trzepaków nie jest wcale łatwiejsze niż sformułowanie koalicji parlamentarnej bądź rządowej. I tu i tam w grę wchodzą różne (nierzadko wzajemnie sprzeczne) potrzeby, aspiracje, obawy i lęki, emocje i postawy.

Trzepak jest jednym z ważniejszych (bądź najważniejszym) miejsc, gdzie młody człowiek uczy się rozpoznawania i interpretowania jakichś wspólnych znaczeń, kodów kulturowych, języka i sygnałów. Żargon, miny czy też mowa ciała, ubiór, wspólni bohaterowie, gusta, sposoby spędzania czasu, niosą treści i komunikaty pełne symboli, postaw i emocji. Mają one na celu bądź to zachęcenie do czegoś bądź przestraszenie. Czyż może tłuszcza pod Pałacem Namiestnikowskim wrogo wyjąca przeciwko całemu ruchowi „Smoleńsk 2010”  nie przypomina właśnie „spod-trzepakowej ferajny”? Służą integrowaniu, wzmacnianiu lojalności, posłuszeństwa, nagradzaniu bądź karaniu. Wyznaczają relacje wewnątrzgrupowe, ustalają hierarchię, tworzą stosunek do obcych (nieznajomych, nieprzyjaciół, wrogów), są metodą ustalania zasad i norm wewnątrzgrupowych, wzmacniają siłę i determinację grupową, mają na celu osłabienie przeciwnika czy też wytyczenie swoich praw w okolicy dalszej i bliższej od trzepaka. Tak, tak, Tygrysie, zaczyna się od robienia pełnych dezaprobaty i oburzenia min na trzepaku a kończy na „zabiciu” przez blondynkę grymasem w jej studiu. Po prostu w nim ów trzepak wygląda nieco inaczej. Później jest już „po ptokach”. Kto jest w tym lepszy, ten rządzi okolicą…, sąsiednimi podwórkami, osiedlami, dzielnicami…, wreszcie państwem. Dzisiaj trzepak ma formę elektroniczną, jednak jego mechanizmy działania są tożsame z tamtym obok śmietnika.

Przynależność do ferajny „spod trzepaka” nie następuje, inaczej niż w rodzinie, w sposób automatyczny. Jeśli chce się należeć do tych, którzy tym trzepakiem rządzą, to trzeba zaprezentować się w taki sposób, by w takim środowisku wygrać aprobatę tych, którzy w takiej grupie się znajdują. Jak się to najczęściej odbywa? By na to pytanie odpowiedzieć, to wpierw trzeba ustalić, co dla rządzących pod trzepakiem jest tym najpierwszym, najbardziej prymitywnym, modus operandi. Moim zdaniem, tym czymś jest jak najbardziej wulgarny szpan. Wulgarny w sensie antyestetycznym i antytetycznym jak również, pospolitym, zgodnie z znaczeniem tego określenia. Zaszpanować ciuchami, jakimiś gadżetami, opryskliwością, cynizmem, siłą, agresją, brutalnością…. Czymś, co wśród kompanów wywołuje podziw, jest dla nich oznaką swobody „wyszumienia się”, łamania jakiegoś tabu, przekraczania jakichś granic bądź świadczącym o sprycie, przebiegłości, pomysłowości, brawurze. Ów podziw ma szokować. Ma w nich także wywoływać silną potrzebę identyfikacji z czymś takim. „On jest wporzo wiracha, gdyż ma to, co mi imponuje. Więc, on jest swój.” Właśnie, to się odwołuje do, być może podświadomej, potrzeby imponowania. Nasikać do zniczy. „O k…, ale czadownie! Kolo to niezły brachu! Też bym tak chciał!” I trzepak wyje z uciechy przed siedzibą I Kustosza Żyrandola RP. Szpan, szok, spontan, odlot…. Nieważne, czy w głowie wulgarnego troglodyty tkwi jakiś surogat myśli o tym, jak sam czułby się, gdyby ktoś inny nasikał na znicze stojące tam, gdzie on upamiętnia osobę lub osoby dla niego bliskie, coś znaczące, z jakiegoś powodu ważne. Przecież to, czego trzeba się wyzbyć, chcąc być w ferajnie pod trzepakiem, to uczucie jakiejkolwiek empatii. To kształtuje co najwyżej rodzina. Ja jestem tylko zdumiony, że Mości Szanowna Prawica jest zszokowana tym, co trzepaki wyczyniają przed siedzibą I Kustosza Żyrandola RP, skoro w Kostrzynie nad Odrą corocznie odbywa się zlot trzepaków. Zwyczajnie, na moment ów zlot został przeniesiony do stolicy. Pod trzepakiem liczy się tylko sympatia, zresztą najczęściej jej pozory – rzadko kiedy bezinteresowna. Dlaczego? Ano dlatego, że siedząc w ferajnie pod trzepakiem relacje są niezwykle linearne, „Znaczysz coś dla mnie wtedy, kiedy ja mam z tego jakąś korzyść.” W rodzinie tak nie jest. „Będziesz mnie popierał, będziesz walił grepsy takie, jak ja, to będę cię lubił. W innym przypadku, jesteś zerem, nikim, spod trzepaka wylecisz.” A dla wielu wymiksowanie spod trzepaka jest nie do wyobrażenia, gdyż w ten sposób poczuliby wokół siebie pustkę. To jest poczuliby to, co w nich najgłębiej siedzi. Właśnie, pustkę. Jałowość. Bezbarwność. Zaś by to wszystko zamaskować, to do tego potrzebna jest ferajna. Ona jest takim jakby „placebo” na to wszystko. W niej to można się dowartościować nawijką, grymasami, gestykulacją, wyzywającą postawą, wreszcie jakąś ekstrawagancją. Bez tych atrybutów o znalezieniu się pod trzepakiem nie ma co liczyć. Oczywiście, siedząc w ferajnie pod trzepakiem, trzeba okazywać swój konformizm, swoją uległość, gdyż w przeciwnym razie jest się narażony na ostracyzm bądź jakiekolwiek inne kary wyznaczane przez nią. W zasadzie, im więcej jest okazywania buntu i pogardy wobec świata zewnętrznego, to tym silniej trzeba udowadniać wobec ferajny swój serwilizm i posłuszeństwo. Indywidualnością może być tylko przywódca.

Ów trzepak oraz jego bliższe i dalsze okolice są skupieniem, jakby w soczewce, większości pozostałych relacji społecznych. Od tych różni je to, że w przypadku tych ostatnich funkcje normotwórcze przejmują na siebie bardziej złożone formy instytucjonalne w rodzaju różnego rodzaju samorządów (lokalnych, zawodowych itp.) bądź państwowe. Jednak, gdyby się dobrze przyjrzeć, to ta swoista „socjologia trzepakowa” da się przenosić na inne obszary społeczne. No to, jak, zapytasz się Tygrysie (a i pewnie Mości Blogerzy), jak wyglądają owe rządy pod trzepakiem. Otóż trzepak, to trzy rodzaje środowisk. Pierwsza, która pod nim rządzi, druga, chcąca tego samego i ostatnia, pochodząca z innych terenów, która chce rozszerzyć swoją strefę wpływów. Tę ostatnią, dla uproszczenia, zostawimy sobie obok. Jest też i czwarta grupa, tzn. neutralna względem tego, co się pod nim dzieje. Rozumiem, Tygrysie, że stanowimy grupę drugą, aczkolwiek zdarzyło się, że przez krótką chwilę byliśmy tą pierwszą, zaś dzisiaj siedzimy w piwnicy. I choć biegamy po klatkach okolicznych bloków i smarujemy na nich „My rulez!”, to jednak nic z tego nie wychodzi. A tak nam żal tego, że to nie my rządzimy pod tym trzepakiem. No to, jak wygląda kształtowanie się tych czterech powyższych grup.

Grupa pierwsza, rządząca pod trzepakiem, powstaje bądź to wskutek tego, że niejako naturalnie „odziedziczyła” po poprzednikach takie rządy. Jest tak wtedy, kiedy w niej są potomkowie tych, którzy wcześniej trzepakiem rządzili. I jest ich na tyle liczna grupa, że płynnie i stopniowo następowało przejmowanie owej władzy. Innymi słowy, była ona do tego stopniowo już wdrażana. Bądź to wskutek tarć wewnętrznych pojawił się nowy lider, który sformułował swoją grupę, dzięki której przejął kontrolę nad starszą i/lub wprowadził swoich, w większości wcześniej nieznanych, stronników. Bądź to wskutek „siłowego” przejęcia terenu przez grupę lepiej zorganizowaną, wyposażoną i odpowiednio silnie do tego zdeterminowaną. Często tak się dzieje, gdy wewnątrz grupy rządzącej pod trzepakiem występują jakieś ruchy odśrodkowe i jest ona wewnętrznie osłabiona. Bądź też wskutek uzyskania pomocy z zewnątrz, np. ze strony jakiejś grupy rządzącej gdzieindziej pod jakimś innym trzepakiem lub ze strony tych, którzy na co dzień są neutralni wobec tego, co dzieje się pod trzepakiem. Ten ostatni przypadek ma miejsce wówczas, kiedy rządy pod trzepakiem dotychczasowej grupy z jakichś powodów stają się dokuczliwe. Myślę, że są to wystarczająco wyczerpujące sposoby stanowienia grupy pierwszej. Być może jest też i taki, kiedy jakaś grupa odkrywa „ziemię niczyją”, wstępuje doń, na niej się umacnia i z tego „dziewiczego” terenu rozpoczyna eksplorację bliższych i/lub dalszych.

Grupa druga, chcąca rządzić trzepakiem, to przeważnie suma tych wszystkich, którzy przez jakiś czas byli wypychani spod niego, a bardzo chcieliby tam wrócić z powrotem. Bądź tacy, którzy nigdy „pod” trzepakiem nie byli, jednak z powodu tego, że od siedzących tam permanentnie dostawali młóckę, postanowili się zebrać, „przejąć” trzepak i wprowadzić swoje rządy. Bądź też tacy, którzy z pomocą innych trzepaków, zamierzają zastąpić tych, którzy rządzą ich „własnym”.

Grupa trzecia, zewnętrznie względnie neutralna, składa się z różnych podgrup. Mogą nimi być, i w większości tak jest, ci, których to, co się dzieje pod „ich” trzepakiem, zwyczajnie nie interesuje. Myślą sobie, „A co mnie odchodzi to, co się tam dzieje? Wolę się nie mieszać, bo jeszcze szybę mi wybiją, nasmarują mi coś na drzwiach, strach będzie po ciemku wracać do domu.” I pojawiają się tam wyłącznie po to, by przy okazji wyrzucania śmieci wytrzepać dywany i chodniki. Zaś na co dzień trzepakowa rzeczywistość jest dla nich czymś obcym, o ile ich dziecko (bądź dzieci), jeśli takowe posiadają, nie współuczestniczy w jednej bądź drugiej grupie. I to też nie do końca, albowiem, może być tak, że jeśli ono jest „pod” trzepakiem bądź do niego „aspiruje” (w formie asocjacji bądź przejęcia), to fakt ten, może również nie mieć dla nich żadnego znaczenia. Kolejną podgrupę stanowią ci, których dzieci (ergo, młodzież) jest w jednej bądź drugiej grupie. Zazwyczaj wówczas w razie jakichkolwiek konfliktów przyjmują postawę stronników jednych bądź drugich. Jest też podgrupa tych, którzy cieszą się z tego, że jakieś twarde chłopaki rządzą trzepakiem, podwórkiem, ulicą, bo mają nadzieję, że ich mienie (samochód, piwnicę itp.) ktoś będzie pilnował. „Mnie nie interesuje, jakie tam łobuzy siedzą na trzepaku. Przynajmniej, mi jakieś obce typy, z miasta, karoserii nie porysują.”, to jest główna linia ich myślenia. Są też i tacy, których z jakichś powodów denerwuje to, co się pod trzepakiem dzieje, i próbują to zwalczać. Wówczas to, popierają rządzących trzepakiem, myśląc, że jeśli ci przepędzą grupę aspirującą do takich rządów, to skończą się wszelakie chryje i rozróby. Bądź też wspierają tych ostatnich, mając nadzieję, że nowi zaprowadzą jakieś porządki i skończą się bójki i awantury. Ciekawe jest to, że w całej swojej masie, grupę trzecią stanowią, tzw. zwykli, przeciętni, przyzwoici obywatele (mieszkańcy), którzy nie są społecznym marginesem, jakimiś wykolejeńcami, zaś cieszą się jakimś cenzusem społecznym, może nawet poważną i solidną pozycją zawodową, towarzyską itp.

I teraz tak, Tygrysie i inni Mości Blogerzy. „Tamci” owym trzepakiem rządzą z małymi przerwami. Ostatnia taka miała miejsce w latach 2005-07. A tak naprawdę, to w 2006-07. Jak to się zatem dzieje, że „my” się na trwale nie możemy na tymże trzepaku znaleźć? O, „to doskonałe pytanie”, jakby powiedział pewien zasłużbiony redaktor. Ja sądzę, że tak się dzieje, ponieważ ci, którzy permanentnie siedzą na tym trzepaku, po pierwsze, są wspierani przez takie bądź inne „okoliczne” trzepaki, po drugie, czują milczące przyzwolenie grupy „niezaangażowanej”, a po trzecie, i moim zdaniem to jest najważniejsze, doskonale potrafią wykorzystywać wszystkie błędy („miękkie podbrzusze”) aspirujących do rządzenia trzepakiem. Więcej, „dziedzicząc” ów trzepak w kolejnym pokoleniu mają do perfekcji opanowaną umiejętność przekonywania, że to oni są przyzwoici, zaś ci, którzy chcą ich z niego zrzucić, to banda łobuzów, awanturników, czyli tych, których trzeba nie dopuścić do niego. Czy jest na to jakaś rada? Jest kilka. Bądź to związać koalicję z jakimiś innymi trzepakami. Bądź to spośród siebie wychowywać tych, którzy z czasem będą ten trzepak przejmować. Bądź równie przeciągnąć na swoją stronę ową masę z grupy trzeciej. Można też spróbować jakichś działań radykalnych. Jednak w tym ostatnim przypadku można spotkać się z poważnymi retorsjami ze strony wszystkich trzech grup. I już na trwale wylądować w piwnicy, w której siedzimy od 2007 r.

P.S. Obawiam się, że znakomite grono prawicowców owej „socjologii trzepaka” nie rozumie, gdyż dla szeroko rozumianej Prawicy, tzw. ulica, podwórka itp. miały charakter plebejski, od którego jak najusilniej starała się dystansować. Inaczej niż robiła to lewicą bądź liberałowie, którzy właśnie robili wszystko, by w taką rzeczywistość wniknąć, ją poznać i w swoim interesie wykorzystać. Prawcia ową ulicę bądź podwórko próbowały interpretować w zasadzie ex cathedra. I tam też pozostała.


napisz pierwszy komentarz