PR, a potem (może) "polityka naprawdę"

avatar użytkownika chinaski

22 maja 2010 r. Pl. Teatralny.
J. Kaczyński podczas pierwszej konwencji wyborczej po tragedii smoleńskiej (, warto przypomnieć, że w tym czasie w Polsce także powódź zbierała swoje okrutne żniwo) mówi znamienne zdanie, które staje się swoistym mottem całej kampanii prezydenckiej PIS:

"Polityka musi być naprawdę i Polska musi być naprawdę!"

Z pozoru oczywiste, słowa te dziś nabierają nowego sensu. W ostatnich miesiącach obserwujemy dramatyczny upadek polskiej polityki, poważną zapaść naszego państwa. Stan ten nie jest nowy, jednak tragiczne wydarzenia z roku 2010 (, jakiż przeklęty jest ten rok!): katastrofa smoleńska, powódź, kryzys finansów państwa, uwydatniły powagę sytuacji.
Upadek polskiej polityki to konsekwencja świadomej gry prowadzonej przede wszystkim przez Platformę Obywatelską. Niestety. Jej stylowy błazen, przy biernej postawie mediów, przełamał dotychczas obowiązujące granice politycznej nawalanki. Besztanie zmarłych: przede wszystkim L. Kaczyńskiego i P. Gosiewskiego, drwiny z osób poszkodowanych tragedią (np. M. Kaczyńskiej) to zachowania dotychczas u nas nieznane.  Nikomu poważnemu z prawej strony polskiej polityki nie przyszło do głowy pisać-w dowolnej konwencji- o "widzianym na peronie w Kołogrzegu Sebastianie Karpiniuku...
Przypomnijmy, że ani premier, ani Prezydent-elekt, nie wyciągnęli wobec sprawców (zwłaszcza jednego) tych haniebnych uczynków jakichkolwiek realnych konsekwencji.
Przypomnijmy także, iż żaden polski polityk szczebla rządowego nie poniósł odpowiedzialności politycznej za efekty tragedii smoleńskiej oraz majowej powodzi. Żaden.

Zapaść państwa widziana w wymiarze moralnym (ale nie tylko) to sprawa równie istotna, mająca fundamentalny wpływ na ocenę Polski wystawianą przez jej obywateli, szacunek do jej władz i instytucji. Instytucje zawiodły, zawiodło więc państwo. Nie spróbowaliśmy, jako Polska przejąć śledztwa ws. katastrofy z 10 kwietnia. Jest to sytuacja niebywała; poważne, szanujące się państwo musi podejmować wszelkie działania stwarzające najlepszą szansę ochrony swych żywotnych interesów. Czyż takim interesem nie jest sprawa wyjaśnienia przyczyn zagadkowej śmierci Prezydenta RP- pierwszego obywatela Polski oraz najwyższych jej funkcjonariuszy publicznych? Oczywiście. Nawet nie spróbowaliśmy...
Państwo zawiodło także w zakresie rozliczenia bezprecedensowych zbrodni komunistycznych: Sąd Najwyższy zatwierdził uznanie za przedawnioną sprawy Ireneusza K. oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka w 1983 roku. Słusznie krytykuje taką decyzję najwyższego przedstawiciela "trzeciej władzy" P. Semka:

"Jak szyderstwo brzmią ubolewania Sądu Najwyższego, że przez 28 lat nie udało się osądzić tak poważnej sprawy. Niech sędziowie będą przynajmniej konsekwentni. Albo uznają, że mord na Przemyku był czymś wyjątkowym – ale wtedy trzeba by przyznać, że należy do kategorii niepodlegającej zasadzie przedawnienia. Albo niech stwierdzą, że zbrodnia ta nie była niczym nadzwyczajnym – lecz wtedy zbędne jest narzekanie, iż nie starczyło dwóch dekad na ukaranie winnych
.' (źródło)

Państwo polskie staje także przed widmem zapaści ekonomicznej: podobno sytuacja finansowa państwa jest "niezwykle poważna". System emerytalno-rentowy za klika lat ma się wywrócić (,jeśli nie nastąpią zmiany), nie mówiąc już o problemach z finansowaniem służby zdrowia...

W powyższym kontekście kwestia "prawdziwej" polityki, realnego myślenia o Polsce i jej interesie, nabiera niezwykłego znaczenia. Zastanawia mnie, czy tego rodzaju problem ma szansę na zainteresowania ze strony osób uprawiających politykę nowoczesną, politykę XXI wieku, która oparta jest przede wszystkim na PRze. Czytając wywiad z E. Mistewiczem, doszedłem do smutnej konstatacji; z resztą przytoczę framenty:

"Jarosław Kaczyński wraca do polityki XIX-wiecznej. To świat, który dobrze zna i w którym najwyraźniej czuje się najlepiej. To świat twardych idei, twardych ludzi, twardych postaw, ludzi zaufanych i wielokrotnie zweryfikowanych w walce.(...)Politycy XIX-wieczni, tacy jak Kaczyński czy Macierewicz, nie potrafią się w realiach polityki XXI wieku odnaleźć. Nie potrafią przystosować się do świata krótkich przekazów medialnych. Potrzebują co najmniej kilku minut, żeby wyrazić swoje stanowisko, a potem się dziwią, że to stanowisko skrócone do siedmiu sekund w dzienniku telewizyjnym wykoślawia ich myśl.(...)Tymczasem Jarosław Kaczyński chce wierzyć– być może jako jeden z ostatnich polityków w Europie – że liczy się „twarda polityka”, a nie piar." (źródło)

"Twarda polityka" (tego nie najszczęśliwszego sformułowania używa Mistewicz), to inaczej polityka na serio, Polska na serio. Ona, w świecie XXI w., gdzie liczy się reklama, publick relations, nie może przynieść zwycięstwa, sukcesu wyborczego. Smutna to wizja, zwyższywszy na problemy, o których pisałem wyżej: upadku polityki, zapaści państwa. Wyjście jest jedno (przyjmując, że opinie Mistewicza są uzasadnione w pełni): na razie Kaczyński musi sobie odpuścić (mówiąc brutalnie, ale szczerze) uprawianie "polityki na serio", trzeba postawić na przekaz formułowany przez PRowców. Dopiero po zwycięstwie wyborczym, można pozwolić sobie (na krótko) na powrót do szlachetnych pobudek.

Trudno mi zaakceptować "nowoczesne" reguły gry politycznej. Zawsze myslałem, że są pewne ideały uniwersalne, że warto mówić to, co się myśli (, co nie wyklucza przecież dążenia do kompromisu), a nie przybierać jakąś pozę, zwłaszcza gdy miałoby być to podyktowane względami stricte koniunkturalnymi. Inna sprawa, że trzeba grać, jak przeciwnik pozwala. I w tym tylko aspekcie z Mistewiczem jestem w stanie się zgodzić.

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz