Bożonarodzeniowe zamyślenia (2)

avatar użytkownika Deżawi

 

  

Boże Narodzenie

 

 

"Przesłanie z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie"


Ilekroć, uciekając z hałaśliwych ulic Rzymu, przekraczam próg bazyliki Santa Maria Maggiore, przypomina mi się zaproszenie psalmisty: "Zatrzymajcie się i zobaczcie" (Ps 46,11). Jeżeli akurat w lecie nie kotłują się w kościele tłumy turystów, sam kościół czyniąc (upodabniając do) niejako ulicą, to z tajemniczego mroku jego wnętrza wyziera zaproszenie do wyciszenia się, do skupienia i oglądania, które jakby automatycznie odcina od rozgwaru dnia powszedniego. Czuje się wówczas, jakby modlitwy stuleci pozostały tu obecne, aby nas w tym momencie wziąć ze sobą w drogę. Gdy poddamy się teraz rytmowi tego domu Bożego i jego przesłaniu, wyzwolą się najbardziej ciche obszary duszy, które normalnie zagłuszone są przez wir trosk codziennych.


Cóż to jednak za przesłanie? Kto tak formułuje pytanie, temu już zagraża niebezpieczeństwo, iż uchyli się od szczególnego wyzwania, jakie mógłby usłyszeć w tej przestrzeni. Nie można swojej wypowiedzi zamknąć w szybko przywołanym haśle encyklopedycznym. Do tej wypowiedzi potrzeba wyjścia z ognia krzyżowego badań, potrzeba zatrzymania się, w którym obudzi się słuch i wzrok serca, potrzeba zatrzymania się, które wychodzi poza tę sferę, gdzie zbyt szybko chwytamy, a jeszcze szybciej porzucamy. Tak więc chciałbym was teraz - zamiast podawania odpowiedzi w formułkach i określeniach - zaprosić do tego, abyście razem ze mną obejrzeli dwa obrazy w tym kościele, a zatrzymując się przed nimi, wsłuchajcie się w ich mowę, którą mogę tylko w niedostateczny sposób przełożyć na słowa.


Jest tu coś osobliwego: ten kościół jest kościołem Bożego Narodzenia. Jako budowla chce nam przynieść owo zaproszenie anioła, skierowane do pasterzy. "Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan" (Łk 2,10n.). Równocześnie ten dom Boży chce nas poderwać do odpowiedzi pasterzy: "Pójdźmy i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił" (Łk 2,15). Tak więc oczekiwałoby się, iż obraz świętej nocy stanowić będzie centrum tego wnętrza i jego dróg. Rzeczywiście tak jest, a jednak jest również nie tak.


Mozaiki na obu ścianach nawy podłużnej kościoła przedstawiają - można powiedzieć - całą historię w formie procesji ludzkości do Zbawiciela. W środku ponad łukiem triumfalnym, u celu drogi, gdzie powinno być przedstawione Narodzenie Chrystusa, widzimy zamiast tego tylko pusty tron, a na nim koronę, płaszcz królewski i krzyż; u podnóżka leży - niczym jakaś poduszka - tobołek historii związany siedmioma czerwonymi wstążeczkami. Pusty tron, krzyż i u jego stóp historia - to bożonarodzeniowy obraz tego kościoła, który chciał i chce być Betlejem Rzymu. Właściwie dlaczego? Chcąc zrozumieć wymowę tego obrazu, musimy najpierw pamiętać, iż łuk triumfalny stoi nad kryptą, zbudowaną niegdyś jako kopia groty betlejemskiej, w której przyszedł na świat Chrystus. Tutaj do dziś czci się też relikwię, która według tradycji jest żłobem z Betlejem. W ten sposób bezpośrednio procesja historii, cała ta wspaniałość mozaik zostaje skierowana do jaskini, do stajni; obrazy spadają w rzeczywistość. Tron jest pusty, bo Pan zstąpił do stajni. Centralna mozaika, na której to wszystko się dzieje, jest zarazem tylko dłonią, wyciągniętą dla nas, abyśmy potrafili skoczyć z obrazów w rzeczywistość. Rytm tej przestrzeni porywa nas bowiem w jakis nagły przeskok, kiedy z okazałego świata naiwspanialszej antycznej sztuki, jaką są mozaiki, zostajemy bezpośrednio zepchnięci w przepaść jaskini, stajni. To jest przejście od religijnej estetyki do aktu wiary, do której chce nas ono podprowadzić.


Zatrzymanie i wyciszenie się w tej budowli stuleci, wzruszenie płynące z oglądania jej piękna i wielkości, pełne wyczucia ocieranie się o to, co wielkie, co inne, co wieczne - to pierwsza rzecz, której doświadczamy w spotkaniu z tym kościołem; a to coś wielkiego i szlachetnego, czego nam właśnie dzisiaj szczególnie potrzeba. Ale to nie wszystko. Jeżeli nie zdobędziemy się na następny krok - na "tak"wiary - to te pierwsze wrażenia pozostaną tylko pięknym snem, przemijającym uczuciem bez zobowiązania, a więc również bez mocy. Dopiero przy kroku wiary będą jasne następne sprawy: grota nie jest pusta. Jej właściwym wypełnieniem nie są relikwie żłobu betlejemskiego. Jej właściwym wypełnieniem jest msza Narodzenia Pańskiego o północy ("pasterka"). Dopiero wówczas następuje ostateczne przejście do rzeczywistości. Dopiero wówczas dotarliśmy do obrazu Bożego Narodzenia, który już nie jest obrazem. Tylko wówczas, gdy przesłanie przestrzeni doprowadzi nas aż dotąd, usłyszymy na nowo: d z i śnarodził się Zbawiciel. Tak, naprawdę dziś!


Z tymi myślami możemy teraz skierować się ku następnemu obrazowi w Santa Maria Maggiore, który chciałbym wam krótko przedstawić. Chodzi o prastary obraz maryjny, jaki - pod imieniem "Salus populi Romani" - przechowywany jest w kaplicy Borghesów. Aby zrozumieć jego mowę do odwiedzających, do nas, musimy jeszcze raz przypomnieć sobie podstawową wymowę tego koscioła. Powiedzieliśmy, że jest to kościół Bożonarodzeniowy, wzniesiony jak skorupa wokół stajni z Betlejem; tę stajnię z jednej strony rozumiemy jako obraz świata i Kościoła Bożego, z drugiej strony równocześnie żąda ona od nas przekraczania wszystkich obrazów i wszystkich rzeczy czysto estetycznych.


Mógłby jednak ktoś teraz zarzucić, iż nie jest to kościół Bożonarodzeniowy, a więc kościół poświęcony Chrystusowi, lecz kościół Maryjny, pierwszy kościół w Rzymie, i w ogóle na Zachodzie, poświęcony Maryi. Takie przeciwstawienie dowodziłoby jednakże, iż ten, kto stawia w ten sposób kwestię, nie zrozumiał dokładnie niczego z istoty tak pobożności maryjnej, jak i tajemnicy Bożego Narodzenia. Boże Narodzenie ma znaczenie szczególnego rodzaju w wewnetrznej strukturze wiary chrześcijańskiej. My nie obchodzimy tego święta tak, jak się wspomina urodziny wielkich mężów, bo również nasz stosunek do Chrystusa różni się bardzo od czci, jaką oddajemy wielkim mężom. Co jest interesującego w nich, to ich dzieło: idee, które wymyślili i zapisali, dzieła sztuki, które stworzyli, i urządzenia, które zostawili! To dzieło należy do nich, a nie do ich matek, które o tyle tylko nas interesują, o ile może od nich przyjść jakiś element wyjaśnienia dzieła.


Ale Chrystus liczy się dla nas nie tylko ze względu na jego dzieło, ze względu na to, co uczynił, lecz przede wszystkim ze względu na to, kim był i kim jest w całości swojej osoby. On liczy się inaczej niż każdy inny człowiek, ponieważ jest On nie tylko człowiekiem. On liczy się, ponieważ w Nim stykają się ziemia z niebem i w ten sposób w Nim możemy dotknąć Boga jako człowieka. Ojcowie Kościoła nazywali Maryję ziemią świętą, z której został On uformowany jako człowiek. I jest czymś cudownym, ze Bóg w Chrystusie na zawsze pozostanie związany z ziemią. Augustyn tę samą myśl wyraził tak: Chrystus nie chciał żadnego ludzkiego ojca, aby było widoczne Jego synostwo Boskie; chciał jednak człowieczą matkę:  "Rodzaj męski postanowił On przyjąć na siebie, zaś rodzaj żeński zechciał uczcić przez swą Matkę... Gdyby Chrystus jako mężczyzna zjawił się bez uszanowania rodzaju żeńskiego, to musiałyby kobiety zwątpić w siebie... On jednak zaszczycił oba rodzaje, oba uszanował, oba przyjął na siebie. Z niewiasty został zrodzony. Nie wątpcie w siebie mężczyźni: będąc mężczyzną, Chrystus poczytywał to sobie za zaszczyt. Nie wątpcie w siebie, kobiety: będąc zrodzony z Niewiasty, Chrystus poczytywał to sobie za zaszczyt. Do zbawczego działania włączają się więc oba rodzaje: męski i żeński - w wierze nie istnieje ani mężczyzna, ani kobieta".


Wyraźmy to jeszcze inaczej: W dramacie zbawienia nie jest tak, że Maryja miałaby jakąś rolę do odegrania, aby potem zejść ze sceny, jak ktoś, kogo występ się skończył. Wcielenie z Niewiasty nie jest rolą, która po krótkim czasie zostałaby "załatwiona"; Wcielenie to wieczne bycie Boga z ziemią, z człowiekiem, z nami, którzy jesteśmy ziemią. Dlatego święto Bożego Narodzenia jest też świętem Maryi i Chrystusa, i stąd prawdziwy kościół Bożonarodzeniowy musi być zarazem kościołem Maryjnym. Z takimi właśnie myślami powinniśmy się wpatrywać w prastary tajemniczy obraz, który rzymianie nazywają "Salus populi Romani". Według tradycji, obraz ten niósł w procesji przez ulice Rzymu Grzegorz Wielki w 590 roku, gdy w mieście szalała dżuma. Po zakończeniu procesji zaraza wygasła, Rzym był znów zdrów. Z tej młodzieńczej i zarazem szacownej postaci, z jej mądrych i dobrych oczu spogląda na nas macierzyńska dobroć Boga: "Ja was chcę pocieszyć tak, jak pociesza własna matka" - mówi Bóg do nas przez proroka Jeremiasza (66,13). Tego matczynego pocieszania Bóg dokonuje widocznie najchętniej przez matkę, przez swoją Matkę - i któż mógłby się temu dziwić? Przed tym obrazem opada z nas cała ta otoczka bezkrytyczności wobec siebie samego; rozluźniają się skurcze naszej pychy, znika strach przed uczuciami i wszystko to, co nam przynosi wewnętrzne choroby. Depresje i zwątpienia rodzą się stąd, iż zachwiał się lub zawalił porządek w uczuciach. Nie widzimy już w świecie tego, co ciepłe, pocieszające, dobre i niosące ratunek; nie widzimy tego wszystkiego, co można zobaczyć tylko sercem. W chłodnym poznaniu, któremu odcięto korzenie, świat staje się zwątpieniem. Dlatego przyjęcie tego obrazu uzdrawia. Zwraca nam ziemię wiary i człowieczeństwa, jeżeli tylko otworzymy się i przyjmiemy jego wewnętrzną wymowę.


Powiedzieliśmy już, że harmonia między łukiem triumfalnym a grotą uczy nas przechodzenia od estetyki do wiary. Przejście do tego obrazu pomoże nam uczynić jeden krok dalej. Pomoże nam wyzwolić wiarę z wysiłków woli i rozumu i umieścić ją w całości naszego bytu. Ofiaruje nam z powrotem nową i większą estetykę: Jeżeli pójdziemy za głosem Zbawiciela, to możemy także na nowo przyjąć język ziemi, który On sam przyjął. Możemy się też otworzyć na bliskość Matki - bez lęku przed fałszywym sentymentalizmem i bez strachu przed mitycznymi mrzonkami. Mitem i chorobą stanie się to wszystko tylko wtedy, gdy wyrwiemy je z wielkiego kontekstu Tajemnicy Chrystusa. Wówczas to wyrwane wraca z powrotem w bałamutnych postaciach ezoteryki, której obietnice są puste i kłamliwe. W obrazie Matki Zbawiciela jawi się prawdziwa pociecha - Bóg jest tak blisko, że można Go dotykać także dzisiaj. Jeżeli przy zatrzymaniu się w tym kościele zauważymy ową pociechę, to weszło w nas przesłanie tej świątyni ze zbawczym i przemieniającym skutkiem.

 


-- Józef Kardynał Ratzinger, "Obrazy Nadziei. Wędrówki przez rok kościelny", 1996 r.

 

 

 

Rzym, bazylika Santa Maria Maggiore, wczesnośredniowieczne mozaiki z V w. Po środku zwieńczenia łuku tęczowego, medalion z "pustym tronem" (gr. hetoimasia - patrz opis w tekście powyżej). Po obu stronach tronu święci Apostołowie Piotr i Paweł, za nimi święci Ewangeliści (w symbolach - od lewej do prawej): Łukasz, Mateusz, Marek i Jan. Poniżej łaciński napis: "XYSTUS EPISCOPUS PLEBI DEI" ("Biskup Ksystus Ludowi Bożemu") [foto: Flickr/miltonmic].   ►patrz powiększenie detalu

 

 

 

Rzym, bazylika Matki Bożej Większej (Santa Maria Maggiore, współrzędne GPS 41° 53' 52'' N x 12° 29' 53.60'' E), około 350 m na płd.-zach. od dworca centralnego Tirmini. Kaplica Świętego Żłóbka - na pierwszym planie figura papieża Piusa IX. [foto Flickr/Bill in DC]

 

 

 

Relikwiarz Świętego Żłóbka w rzymskiej bazylice Santa Maria Maggiore                 [foto: Picasa/Beata, 7-11-2009]

 

 

Patronka Rzymu: "Salus populi Romani"  ("Zbawienie Ludu Rzymskiego" - Matka Boża Śnieżna - jedna z najstarszych na świecie ikon, według tradycji namalowana przez św. Łukasza Apostoła) w kaplicy Borghesów bazyliki Santa Maria Maggiore [foto: Picasa/Greg F 31-03-2010]

 

 

 

 

 

 

[1]   "Bożonarodzeniowe zamyślenia (1)" - 30-12-2010

[2]   "Bożonarodzeniowe zamyślenia (2)" - 14-01-2011

[3]   ""Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w..." ;) (św. Paweł Ap.)" - 25-01-2011

[4]   ""Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w..." ;) (Katedra św. Piotra)" - 22-02-2011

 



 

 

 

 

 

napisz pierwszy komentarz