Camerimage Tour de Pologne.

avatar użytkownika Milton Ha

    

  Kiedy w 1993 roku, w Toruniu, Marek Żydowicz, wyskoczył jak Filip z konopi z pomysłem zorganizowania w tym mieście Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych – Camerimage, nie był, jak się wydawało powszechnie zwykłym konsumentom kultury powszechnej, postacią znikąd. Był już wtedy twórcą i animatorem kultury z kilkuletnim doświadczeniem. To Marek Żydowicz powołał do życia, w 1989 roku, Fundację TUMULT. Fundacja została założona przez Marka Żydowicza, absolwenta konserwatorstwa i muzealnictwa na wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu z zamysłem i z pomysłem na to jak ma funkcjonować instytucja kultury w nowej rzeczywistości gospodarczej, jaka nastała w 1989 roku właśnie. Fundacja TUMULT była jedną z pierwszych prywatnych fundacji kulturalnych w Polsce. Już po krótkim czasie Marek Żydowicz okazał się na tyle zapobiegliwym menedżerem, że udało mu się uzyskać od ówczesnych władz Torunia, zacne pomieszczenia na prowadzenie swojej działalności. Od tego czasu, Fundacja TUMULT, ma swoją siedzibę w zaadaptowanym w 1990 roku budynku dawnego zboru ewangelickiego na Rynku Nowomiejskim w Toruniu.
 
Fundacja TUMULT, w początkowym okresie, zajmowała się organizacją wystaw i promocją sztuki. Pierwszym jej przedsięwzięciem było zorganizowanie w 1989 roku przeglądu toruńskiej plastyki ostatniej dekady zatytułowany "TUMULT TORUŃSKI - SZTUKA POZA CENTRUM". Na wystawie w Muzeum Okręgowym w Toruniu pokazane zostały prace 264 artystów związanych z Toruniem i Wydziałem Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. I właśnie ta fundacja TUMULT, Marka Żydowicza, ujawniła się nam, w 1993 roku, jako organizator pierwszego festiwalu Camerimage - Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych. Marek Żydowicz (ur. w Świeciu), z wykształcenia historyk sztuki, ujawnił się w tym momencie jako główny pomysłodawca i organizator Camerimage, jako promotor działań artystycznych, producent filmowy i reżyser.
W 1993 roku, w Toruniu, gdzie odbył się pierwszy festiwal, jako nagrodę ustanowiono złotą żabę - symbol Torunia. Miasto zyskało kolejne ciekawe i unikatowe na skalę światową przedsięwzięcie artystyczne, Marek Żydowicz zyskał uznanie i poparcie władz miasta Torunia. Widzowie zyskali wyjątkowy festiwal sztuki. Żaba się przyjęła i pozostała symbolem festiwalu. Kolejne festiwale, aż do roku 1999, odbywał się z większym lub mniejszym trudem i przy większym lub mniejszym zrozumieniu i poparciu władz Torunia. Jednak zawsze przy pełnej widowni i z coraz zacniejszym gronem zaproszonych gości ze świata reżyserii, scenografii, operatorów i innych, niewidocznych na co dzień, poboczy sztuki filmowej, bo przecież ich sztukę tutaj prezentowano i poddawano ocenie. Kiedy jednak przyszło apogeum sukcesów , po festiwalu w 1999 roku, nagle coś się wydarzyło. Niesiony falą sukcesu lub wizją przyszłości, albo jednym i drugim naraz, Marek Żydowicz postawił władzom Torunia nowe, twarde warunki dalszego lokowania festiwalu w Toruniu. Jak zwykle, w końcowym rozrachunku, poszło o pieniądze, których, do realizacji nowych wizji Marka Żydowicza, było potrzeba dużo. Dużo więcej, niż Toruń mógł zaoferować i dużo więcej niż się mieściło podówczas, w wyobraźni radnych Torunia, kiedy się zastanawiali nad dalszym finansowaniem tego przedsięwzięcia. Do tego doszły inne nieporozumienia i zniechęcony Marek Żydowicz, wykonał woltę.
 
         Kolejny festiwal nie odbył się już w Toruniu, choć w całym tym zamieszaniu, sama fundacja TUMULT w Toruniu pozostała i nadal zajmuje reprezentacyjną, zabytkową kamienicę, którą otrzymała od władz Torunia . W roku 2000 Marek Żydowicz przeniósł festiwal do Łodzi. Raz, że Łódź tradycje sztuki ma powszechnie znane, jak choćby łódzka filmówka, trzy wytwórnie filmów, wiele ciekawych i dobrze prosperujących scen teatralnych, nowoczesna filharmonia, opera z silnym ośrodkiem baletowym i uznana wyższa szkoła muzyczna, to jeszcze na dodatek, miasto potrzebowało, jak kania dżdżu, dużego i znanego przedsięwzięcia artystycznego, które by wsparło promocję miasta poza granicami kraju. Okazja nadarzyła się dobra i rządzący podówczas Łodzią Kropiwnicki, wietrząc dobrą okazję, już jej nie przepuścił. Camerimage zagościł w Łodzi i na dobre się w niej rozgościł a Łódź i widzowie, odpłacili Żydowiczowi pełnymi salami, o niebo większymi niż w Toruniu. Festiwal rósł i zyskiwał na znaczeniu. Zdobywał uznanie w świecie i w środowisku twórców filmowych a nagrody wręczane na festiwalu, zaczęły być powoli liczącym się trofeum , niemalże równym z Oscarami. Twórcy sztuki filmowej już nie musieli być zapraszani i namawiania a niemal ustawiali się w kolejce do uczestnictwa w festiwalu i konkurowania z innymi na jego arenie.
 
W 2003 roku, Marek Żydowicz został uhonorowany Paszportem Polityki dla Kreatora Kultury za "organizację pierwszego w świecie festiwalu sztuki operatorskiej Camerimage, który rokrocznie gromadzi czołówkę artystów polskiego i światowego kina".
W 2005 roku, Marek Żydowicz został laureatem nagrody specjalnej prezydenta Łodzi za organizowanie MF Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage - "imprezy, która daje efekty artystyczne, finansowe i promocyjne, a także uzupełnia ofertę edukacyjną łódzkiej filmówki".
W 2006 roku, Marek Żydowicz otrzymał nagrodę Ministra kultury i dziedzictwa narodowego "za osiągnięcia w upowszechnianiu kultury".
 
Marek Żydowicz rósł proporcjonalnie wraz z jego dziełem. Zdobył uznanie na arenie międzynarodowej, został rozpoznawalnym twórcą międzynarodowym w dziedzinie sztuki filmowej i festiwalowej. Wraz z tym rosło ciągle zapotrzebowanie Żydowicza na sukces jeszcze większy. W roku 2005 Marek Żydowicz jest współautorem kolejnego, zdawałoby się wielkiego i skazanego z góry na sukces przedsięwzięcia. Powstaje bowiem Fundacja Sztuki Świata (World Art Foundation), która stawia sobie za cel uruchomienie Centrum Sztuki Świata w Łodzi. Została ona powołana przez znanego reżysera Davida Lyncha, współwłaściciela Grupy Atlas Andrzeja Walczaka oraz wspomnianego dyrektora Camerimage Marka Żydowicza. Jakby na doczepkę, w całym tym przedsięwzięciu znalazło się miasto Łódź, które zaoferowało dla potrzeb realizacji przedsięwzięcia, budynek dawnej hali maszyn elektrociepłowni w Łodzi. Budynek ma prawie sto lat, jest zbudowany z czerwonej cegły, ma powierzchnię kilku tysięcy metrów i wysokość 20 m. Fundacja planowała zaadaptować na Centrum budynek dawnej hali maszyn tej elektrociepłowni. W Centrum miało znajdować się studio filmowe Davida Lyncha zajmujące się obróbką dźwięku, studia fotograficzne i żywe kolekcje malarstwa, miały być także organizowane warsztaty baletowe. W przyszłości, miało tam powstać nowoczesne centrum festiwalowo-konferencyjne służące m.in. Festiwalowi Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage. Planowane przedsięwzięcie miało być częścią Nowego Centrum Łodzi - rewitalizowanego obszaru pomiędzy ulicami Sienkiewicza, Narutowicza, Kopcińskiego i Tuwima. Ciekawym elementem projektu miało być ukrycie torów kolejowych na tym obszarze i budowa nowego dworca Fabrycznego pod ziemią. List intencyjny w sprawie budowy Centrum Sztuki Świata podpisano w sierpniu 2005 roku. Dokument powołujący do istnienia Fundację, podpisano w Łodzi 23 stycznia 2006 roku.
 
Miało być. Jednak stało się zupełnie inaczej. Oto w roku 2009, radni miasta Łodzi, z inicjatywy radnych z koła Platformy Obywatelskiej, dopatrzyli się w działalności Marka Żydowicza czegoś, czego nie było. Po wielkim zamieszaniu, zakończonym burzliwymi obradami sesji Rady Miasta Łodzi oraz okupacją budynku Rady przez Żydowicza, doszło do tego do czego musiało dojść. Marek Żydowicz wykonał kolejna woltę i oświadczył, że kolejnej edycji festiwalu w Łodzi nie będzie. Kolejny bowiem raz, niesiony falą sukcesu lub wizją przyszłości, albo jednym i drugim naraz, Marek Żydowicz postawił, tym razem władzom Łodzi nowe, twarde warunki dalszego lokowania festiwalu. Jak zwykle, w końcowym rozrachunku, poszło o pieniądze, których, do realizacji nowych wizji Marka Żydowicza, było potrzeba dużo. Jakieś 140 milionów złotych. Dużo więcej, niż Łódź mogła zaoferować i dużo więcej niż się mieściło podówczas, w wyobraźni radnych miasta Łodzi, kiedy się zastanawiali nad dalszym finansowaniem tego przedsięwzięcia. Dokładniej zaś, jestem tego pewien, zabrakło jednak dobrej woli i wyobraźni. Wielkiej wyobraźni, wręcz wizjonerstwa, które czasami, aby przekroczyć barierę niemożności musi się opierać o myślenie w kategoriach cudu. Pieniądz, jak się później okazało, pewnie by się znalazły, jednak radni z PO woleli wykorzystać wygórowane ich zdaniem żądania Żydowicza, aby zdjąć z urzędu, powolnego jego planom, Kropiwnickiego. Dopięli swego. Kropiwnicki złożył urząd, Po zyskało „swojego” prezydenta. Łódź straciła ogromną szansę. Oto bowiem, nie znalazło się w gronie radnych Łodzi wystarczająco dużo światłych głów, aby ogarnąć swym umysłem coś, co mogło się urealnić w przyszłości i co w przyszłości mogło wynieść Łódź do stolicy światowej sztuki filmowej. Bo horyzont myślenia łódzkich radnych PO wyznaczały najbliższe wybory samorządowe, gdzie byliby rozliczeni z ponoszenia wydatków na zadania, o odległej perspektywie czasowej. W ten sposób Łódź straciła perłę, którą jej rzucono pod nogi.
 
Jestem z urodzenia Łodzianinem. W czasach, gdy Żydowicz zaczynał tworzyć Camerimage, byłem de facto Torunianinem, gdyż pracowałem w Toruniu i spędzałem w tym mieście trzy czwarte czasu każdego dnia, nawet w weekendy. Kiedy Żydowicz przenosił festiwal do Łodzi, zostałem na kilka lat wrocławianinem ale śledziłem uważnie dzieje festiwalu i jego twórcy, bo moje rodzinne miasto Łódź nabierało od tego blasku. Kosztem Torunia, ale zawsze bliższa koszula ciału.
 
Od z górą dwudziestu lat jestem jednak mieszkańcem Bydgoszczy. W dzisiejszej Gazecie Wyborcze, w dodatku bydgoskim, przeczytałem tekst: „Camerimage u nas”. Zmroziło mnie. Mimo, że wiedziałem o decyzji Żydowicza o zakończeniu współpracy z Łodzią, nigdy, w najgorszych snach nie przypuszczałem, że w tym ciągnącym się w nieskończoność Tour de Pologne, festiwal Camerimage trafi do Bydgoszczy. Czemu jestem zmartwiony, ba przerażony? Bo wiem, że Bydgoszcz, mimo tego, że ma dość dobre tradycje kultury, nie jest miastem godnym tego festiwalu. Bo wiem, że skończy się to tak samo jak w Łodzi czy Toruniu bo Bydgoszczy nie stać na organizację tego festiwalu z powodów finansowych. Zresztą prezydent Dombrowicz już knuje, że nie wyremontuje jakiejś ulicy w tym roku aby za zaoszczędzone 2, 5 mln złotych zrobić festiwal. A co dalej Panie prezydencie? Co w latach następnych? Jak Pan spełni wielkie oczekiwania Marka Żydowicza, że Camerimage ma być festiwalem wielkim? Otóż odpowiadam. Nie spełni Pan tych oczekiwań. Nie spełni ich Bydgoszcz i jej mieszkańcy, choć całym sercem chciałbym, żeby to było możliwe i byśmy potrafili. Nie spełni Pan bo tak samo jak Łódzcy radni z PO, nie jest pan wizjonerem. Nie dorównuje Pan Markowi Żydowiczowi w jego wizjonerstwie i skończy się to ze szkodą dla festiwalu oraz dla Bydgoszczy.
 
Dlatego apeluję do pana Dombrowicza- Niech pan nie robi tego miastu i festiwalowi. Niech Pan nie wierzy Markowi Żydowiczowi, że w kolejnych latach festiwal będzie się odbywał w Bydgoszczy. Przecież dziecko wie, że ambicje Żydowicza są daleko większe i daleko bardziej kosztowne. Piękne ale dla Bydgoszczy niemożliwe do realizacji.
 
Dlatego apeluję do Marka Żydowicza – Niech pan tego nie robi Bydgoszczy a przede wszystkim festiwalowi. Wiem, że byłby to powrót na stare śmieci, pan ze Świecia, zaczynał pan w Toruniu, Bydgoszcz byłaby trzecim wierzchołkiem regionalnego trójkąta. Dobrze jednak Pan wie, że Camerimage potrzebuje wielkich pieniędzy, wielkich wizjonerów i wielkiego miasta, które udźwignie ten ciężar. Moim marzeniem byłoby, gdyby wróciła Pan jednak z festiwalem do Łodzi. Zapominając o urazach i osobistych animozjach. Nie wiem tylko czy w Łodzi znajdą się wystarczające pokłady rozumu i dobrej woli aby to dzieło, z Panem, kontynuować.
 
Panie Marku, czas skończyć Tour de Pologne i zakotwiczyć Camerimage w należnym mu miejscu. Z pożytkiem dla nas widzów, ku chwale organizatorów, z uznaniem dla biorących w nim udział twórców.

napisz pierwszy komentarz