Wyzwoliciele

avatar użytkownika witas

Mój ojciec tak wspomina wyzwolenie, które spotkało go zimą 1945 roku w Garbatce : "Mama wysłała mnie po coś na wschodni kr...

Mój ojciec tak wspomina wyzwolenie, które spotkało go zimą 1945 roku w Garbatce :

"Mama wysłała mnie po coś na wschodni kraj wsi-letniska. Było to już po wycofaniu się Niemców. Nagle zauważyłem jak do wsi wbiegło 3 żołnierzy w kożuszkach, z karabinami na których osadzone były bagnety. Zauważywszy mnie, jedynego żywego na ulicy, krzyknęli:

- "Malczik, Bierlin daleko ?"

- "Nie, niedaleko" - odpowiedziałem, wstydząc się kilkuletnim móżdżkiem, że nie mam pojęcia jak daleko jest ten Berlin. Najdalej byłem z mamą w Radomiu, odwiedzając ojca, więzionego przez Niemców za podejrzenia o współprace z partyzantami Batalionów Chłopskich.

- "A gdie on, gdie daroga na Bierlin ?" - zapytali.

Pokazałem im drogę na Radom. Pokiwali przyjaźnie rękami i  p o b i e g l i  zasnieżoną ulicą. Znikli mi z oczu za zaspami snieżnymi...

Potem przybyły całe zorganizowane oddziały, masa wojsk. Dowódca jednego z nich został zakwaterowany w naszej chłupie, reszta soldatów w szopie i stodole. Rozsiedli się wokół rozpalonych ognisk warząc strawę. Dyscyplinę zachowywali srogą, np. nie mogli wchodzić do naszego domu, tylko meldowali się oficerowi na progu. Podczas ich pobytu nie pamiętam, aby ktoś ze starszych narzekał, aby coś zginęło lub był jakiś konflikt. Mama była w 7-mym miesiącu ciąży z Henkiem, może też to wpłynęło na zachowanie oficera, który był dla nas bardzo przyjazny, częstował nas obficie, przede wszystkim mnie, dawno nie widzianym cukrem oraz słoniną z puszki. Zapamiętałem szczególnie tą słoninę w puszce..."

 Z kolej mama mojej mamy opowiedziała mi inne doświadczenie z Wyzwolenia 1944-45:

"Gospodarze niewielkiego dworku szlacheckiego, w którym doczekałam końca straszliwej okupacji niemieckiej postanowili zaprosić na proszony obiad dowódców oddziału Armii Czerwonej, który zatrzymał się w pobliżu na nocleg. Przybyło 3 komandirów - major i 2 kapitanów.  Major - dowódca ciekawie rozglądał się po pokojach i sprzętach domowych, chwaląc je i porównując do muzeum. Pierwszy z kapitanów zauważał złośliwie, że ten dobrobyt "pański" jest zbudowany kosztem nędzy wieśniaków, którzy żyją obok tych wspaniałosci w biednych, nędznych warunkach i że "sprawiedliwość socjalna wymaga reformy, rewolucji". Poproszono towarzystwo do dosyć obfitego stołu ("Czym chata bogata"). Na półmisku leżały kotlety schabowe. Ten pełen rewolucyjnegop zapału kapitan sięgnął do jednego z nich ręką i zaczął go ogryzać na podobieństwo chleba, z ręki. Polacy spojrzeli na siebie znacząco, nic nie mówiąc oczywiście. Dowódca, dostrzegszy to spojrzał na niego niechętnie, żachnął się przepraszająco:

- "Wot durak! 

po czym sięgnął po kotleta również reką, ale nabił go sobie na widelec i już "kulturnie" ogryzał....

Trzeci oficer, milczał przed cały czas, zachowywał się "normalnie", jakby zgodnie ze zwyczajami domu, nie wyróżniał się manierami od Polaków. Po posiłku i naleweczce gospodarza podszedł do stojącego pianina (czy też fortepianu, nie pamiętam już) i zapytał czy może na nim zagrać.

Gospodyni z trudno ukrywaną troską o nierozstrojenie instrumentu nie wypadało odmówić. Wszyscy zamarli wyobrażając sobie jak z tego klawiszowca popłyną rytmy "Kalinki" czy "Katiuszy"...   Tymczasem kapitan przepięknie zaczął grać utwory Franciszka Lista [: Liszta], a potem Szopena..."

Tyle wspomnienia naocznych świadków. Na pewno niezakłamane, ale i wyrywkowe.

    Różnorodność żołnierzy radzieckich była jeszcze większa od ich uzbrojenia. Tak jak obok najlepszych, najpraktyczniejszych czołgów II wojny T-34 i IS oraz nowoczesnych samochodów amerykańskich na zachód parły liczne oddziały kawalerii (całe korpusy kawalerii jak na przykład 2. korpus kawalerii gwardii, który dotarł aż za Berlin) na małych włochatych super wytrzymałych konikach, a za nimi tabory konne wcale nie różniące się bardzo od tych polskich z Września'1939, a pewnie i od tych z wojen napoleońskich, tak w szeregach Armii Czerwonej walczyli i ginęli zarówno byli obywatele II Rzeczpospolitej - Polacy, Ukraincy, Białorusini, jak i niedobitki rosyjskiej inteligencji z Leningradu i Moskwy, robotnicy z Uralu, chłopi z nadwołżańskich, syberyjskich, kazachstanskich, uzbeckich i innych kolhozów. Byli i amnestionowani więźniowie GULagu, nie tylko polityczni, ale i kryminalni, pospolici. Różny był ich stosunek do wyzwalanej ludności zarówno polskiej jak i innej, jak i ich wiedza gdzie się znajdują. Nie wszyscy wiedzieli, że w Polsce, zwłaszcza, że na mapach z lat 1939-41 nie było takiego państwa na sowieckich mapach.

   Swego czasu interesował mnie temat zachowania się sowieckich wojsk podczas i po wyzwoleniu różnych ziem polskich - inaczej było na naszych Kresach wschodnich uznawanych oficjalnie za przyszłe ziemie ZSRR, inaczej w Polsce "właściwej" zatwierdzinej przez Stalina, wreszcie inaczej na ziemiach włączonych do Reichu w 1939 roku gdzie przeważała ludność niemiecka. Nie napotkałem na świadectwa masowych gwałtów czy grabieży popełnianych na ludności polskiej na tych terenach. Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja po przekroczeniu dawnej granicy niemieckiej, gdzie ludność z gruntu kwalifikowano do "giermańców", nie wdając się w skomplikowane dywagacje etnograficzne oddzielające od nich Mazurów, Kaszubów, Ślązaków. Zauważyłem wielką różnicę zachowania się krasnoarmistów w polskich Żorach, a w niemieckich Gliwicach czy Raciborzu.

Ale co by nie pisać o odwiecie sowieckich żołnierzy na niemcach (pisownia oficjalna z lat 1944-49), był on w porównaniu do bestialstw niemieckich popełnionych w ZSRR krótkotrwały, gwałtowny, lecz nie ideowo-sadystyczny.  ("Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały świat
Gwałcić rabować sycić wszelkie pożądania
Proste prośby żołnierzy te same są od la
t"  ( J. Kaczmarski "Lekcja historii klasycznej")

Lecz nie o Niemcacch chcę tu pisać, a o Polakach i ich wyzwolicielach. Wyzwolicielach. Tak , nawet jeśli to wyzwolenie nie było z polskich marzeń i Polski potrzeb. Wyzwolenie od niedobitych SS-kameraden Franza Kutchery np. szefa policji i SS na GG SS-Gruppenführera Koppe-go i SS-GruppenführeraReinefahrta - dzięki temu, że znaleźli się pod opieką Amerykanów nie dobici nigdy - dożyli dostatniej starości w demokratycznych, wolnych Niemczech zachodnich. Również od Hansa Franka, Dirlewangera i innych wykonawców himmlerowskiego planu  "Ost" , według którego ok. 1955 znad Wisły miały być usunięte niedobitki ostatnich żyjących jeszcze Słowian. Takiego wyzwolenie nie mogli się doczekać Powstańcy Warszwscy i setki tysięcy mieszkańców stolicy, gen. Bór-Komorowski do ostatniego dnia przed kapitulacją liczył na nie ...

To, że radzieccy żołnierze stali się symbolem innej niewoli,  żYCIA  w innej niewoli, bardziej duchowej niż fizycznej, nie zależało w ogóle od nich i oprócz wydzielonych pułków zbrodniczej NKVD nikt z nich nie miał o tym pojecia. Zwykli chłopcy w mundurach Armii Czerwonej szli na Berlin nie tylko dlatego, że dostali taki rozkaz, ale szczerze i gorąco chcieli dobić hitlerowskiego potwora w jego gnieździe, pomścić zabite rodziny, zagłodzone zrujnowane miasta, spalone wraz w mieszkańcami wsie, zmarnowaną młodość, a nie rzadko życie.

Trudno wilkowi mieć za za złe, że pożera owce. Trudno dziwić się wilkołakowi, że zabija swoje ofiary. Jak można było przypuszczać, że polityczny wilkołak w ludzkiej skórze wypuści z rąk swoje łupy, nie będąc przez nikogo groźnego straszony. Zgodę na polityczną konsumpcję łupów  wilkołakowi dały rządy państw, które kilkakrotnie dały Polsce gwarancję wolności i niepodległości ( pierwszymi takimi były gwarancje brytyjsko-francuskie z kwietnia 1939 r.), które te gwarancje Polacy okupili walką milionów i życiem setek tysięcy żołnierzy oraz ofiarą milionów swoich obywateli.

"Historia jest nauczycielką życia".

Dziesiejsza defilada na Placu Czerwonym jest chyba pierwszą międzynarodową defiladą z okazji Zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami, w której wzięło udział Wojsko Polskie. Na wielką defiladę 8 maja 1946 r. w Londynie "najwierniejsi sojusznicy" nie zostali zaproszeni...

Tylko 24 czerwca 1945 na defiladzie w Moskwie przemaszerowało paru POP*-ów z LWP. Pierwszy z lewej to chyba Rola-Żymierski, marszałek Polski Ludowej, w 2.RP zdegradowany za korupcję, potem agent sowieckich służb. Jako naczelny dowódca WP i Minister Obrony Narodowej osobiście zatwierdzał liczne wyroki śmierci na przedwojennych oficerów Wojska Polskiego.

POP - skrót od "Pełni obowiązki Polaka" żartobliwe, szydercze określenie obywateli sowieckich, którzy na początku PRL udawali mniej lub bardziej udanie Polaków, pełniąc wysokie funkcje w urzędach Polski Ludowej, zwłaszcza w wojsku, UB i propagandzie.

napisz pierwszy komentarz