Zamordowano mi brata

avatar użytkownika Jaacek2

Niestety, zamiast kondolencji otrzymałem wskazówki i pouczenia, że powinienem o tym zapomnieć, a nawet więcej: że powinienem traktować morderców mojego brata, jak przyjaciół; dlaczego? zapytałem zrozpaczony i niepocieszony – ponieważ posiadają wielkie wpływy polityczne, a my szukamy sprzymierzeńców w lobbingu pewnej korzystnej uchwały.

 

Spersonalizowałem sytuację jaka panuje pomiędzy Kościołem, islamem i państwem w UE; pomaga mi to zrozumieć czego oczekują ode mnie rzecznicy „sojuszu z islamem”.

 

Przede wszystkim mam zapomnieć, że w krajach islamskich trwa nieustające prześladowanie i mordowanie chrześcijan, za cichym lub głośnym poparciem i nauką religijnych przywódców islamu; mówiąc krótko można powiedzieć, że oficjalnie wojna nie jest wypowiedziana, ale swoisty terroryzm religijny popierany (cicho lub mniej cicho) przez oficjalne czynniki kwitnie w najlepsze.

 

I nie jest to tylko przemoc i eksterminacja fizyczna wobec chrześcijan, ale może nawet i przede wszystkim przemoc przekazywana w nauce i wykładzie tej religii milionom wyznawców; jesteśmy więc w stanie niewypowiedzianej wojny – czym więc byłby w istocie sojusz z islamem w tej sytuacji? czy aby nie bezwarunkową kapitulacją i poddaniem się pod hegemonię zwycięzcy?

 

Następnie powinienem zapomnieć o innym podstawowym fakcie: a mianowicie, że islam jest religią fałszywą, podobnie jak ideologia państwa, przeciwko któremu mamy się „sprzymierzyć”; wypada więc zapytać o co właściwie walczymy, o zastąpienie jednego błędu drugim? przecież zakładając zwycięstwo tego sojuszu, zakładamy zwycięstwo islamu, przy niezmienionej sytuacji chrześcijan nadal posiadających dwóch przeciwników – jednego silniejszego, drugiego słabszego.

 

Zmieniłaby się tylko polaryzacja sił – zresztą bardzo niekorzystnie – bo silniejszym przeciwnikiem stałby się islam, który jest w fazie dynamicznego wzrostu, co pozwoliłoby mu rosnąć w siłę jeszcze szybciej, w przeciwieństwie do laickiej biurokracji, która jest w fazie stagnacji, a może nawet w fazie tuż przed „kolapsem” , więc do zwycięstwa z tym „żywym trupem” nie potrzeba w gruncie rzeczy niczego poza cierpliwością i czasem.

 

W przeciwieństwie do zwycięstwa nad islamem, które gdy islam odpowiednio urośnie w siłę będzie musiało być po prostu zwycięstwem militarnym – tutaj petycjami osiągniemy to samo, co obecnie osiągamy w krajach muzułmańskich (a o czy też mamy nie pamiętać).

 

Poza tym po co zabiegać, i w związku z tym płacić za coś, co i tak mamy za darmo: przecież muzułmanie nie czekając na nasze pozwolenie wykonają „kontrofensywę”, a więc będą działali w pożądanym przez nas kierunku.

 

I w końcu nie należy zapominać, że naszym największym wrogiem, jesteśmy my sami, ponieważ własnoręcznie odcinamy się od naszych korzeni i źródła siły – od tradycji społecznego panowania Chrystusa – która będąc żywą w 1 – 2 procentowych mniejszościach katolickich w państwach muzułmańskich, opiera się temu barbarzyńskiemu żywiołowi wbrew wszelkim racjonalnym przesłankom, podczas gdy my kierując się nowomodnymi ideami laicyzmu państwowego, tracimy kontrolę nad własnym życiem, w swoim własnym – zdawałoby się – domu.

napisz pierwszy komentarz