Poloneza czas zacząć

avatar użytkownika FreeYourMind

J. Radziwiłowicz wczoraj wieczorem w radiowej Jedynce wpadł niemal w furię po lekturze tekstu prof. Z. Krasnodębskiego i nazwał ten tekst ksenofobicznym i gadzinowym. Tak, takiego użył określenia tenże aktor: „gadzinowym” (program był po godz. 19-tej, może jest gdzieś na podcaście PR). Okazuje się więc, że głoszenie prawdy może wywoływać u ludzi oświeconych święte oburzenie. Krasnodębski wprawdzie przypomniał tylko, jak obelżywie traktowano Prezydenta, a przy tym wyraził swoją pogardę dla tych wszystkich, co wtedy byli niezwykle odważni, jak choćby J. Palikot, by manifestować najbardziej skandaliczne zachowania, a dziś nie mają nawet odrobiny śmiałości, by błagać o przebaczenie Rodzinę Zmarłego. Ja również do takich ludzi żywię szczerą, niezmąconą żadną wątpliwością, pogardę. Tymczasem Radziwiłowicz zakipiał z wściekłości, że Krasnodębski reprezentuje ludzi, co chcą zawłaszczyć sobie Prezydenta, zawłaszczyć patriotyzm (który, twierdził z przekonaniem aktor, wcale nie musi oznaczać triady „Bóg, Honor, Ojczyzna”, tylko np. „solidną, codzienną, zwykłą pracę”, bo „są różne patriotyzmy, różne patriotyzmy”, powtarzał) i dziwił się (ów aktor, oczywiście), „jak mogą się w czyimś mózgu rodzić takie myśli” w odniesieniu do „przeciwników Prezydenta”.

Jak zauważyłem zresztą, ten pseudoargument, by „oddzielać Prezydenta/polityka od człowieka” powracał w ostatnich dniach raz po raz, kiedy to ci, co z lżenia i wyszydzania Lecha Kaczyńskiego uczynili sobie rutynowe i zachwalane przez salon zajęcie, zaznaczali w okresie żałoby (gdy już owo lżenie i szydzenie nieco wyszło z obiegu – choć nie całkiem, jak choćby widzieliśmy po tych żałosnych ludziach z prześmiewczym hasłem „Santo Subito” pokazywanym zwolennikom pochówku Prezydenta na Wawelu), iż chodziło im wyłącznie o poglądy i zachowania polityczne Prezydenta, nie zaś o niego samego „jako człowieka”. A przecież wyszydzano jego wygląd, nazywano durniem, chamem itd., a więc atakowano (niejednokrotnie ze szczególnym upodobaniem) właśnie Kaczyńskiego-człowieka. Wróćmy jednak do Radziwiłowicza, bo jego zgoła nieteatralny występ był dla mnie kolejną ważną lekcją patriotyzmu (po tej, jaką zafundowali nam ci, co po ustanowionej już decyzji pochówku urządzili wielką akcję przeciwko budowaniu się wspólnoty polskiej) – otóż ów aktor oburzał się też na „mitologizowanie katastrofy”, na nazywanie tragedii pod Smoleńskiem „drugim Katyniem”, skoro „był to tylko i wyłącznie nieszczęśliwy wypadek”, a „ta tragedia nie ma nic wspólnego z tym, co wydarzyło się w Katyniu 70 lat temu”. Wygląda więc na to, że wyjazd na uroczystości katyńskie i śmierć blisko setki ludzi w nieodległych okolicach miejsca kaźni ma się nijak do zamordowania w Katyniu kilku tysięcy polskich oficerów. Pewnie nie ma, wszak Pary Prezydenckiej i pozostałych pasażerów nie zamordowało NKWD po uprzednim wzięciu do niewoli przez armię czerwoną.

Nie muszę dodawać, że prowadzący program (tak jak i wielu „prezenterów i dziennikarzy” w te dni na różnych antenach i w różnych miejscach) skwapliwie podtrzymywał „gorący temat” Wawelu, „podziału Polaków” i „kontrowersji wokół pochówku”, choć nawet Radziwiłowicz przyznał, że dyskutowanie tej kwestii jest („w tej chwili, gdy decyzja zapadła”) bezsensowne. Ale Radziwiłowicz się myli, bo całe to klasyczne i nieustające jątrzenie w chwili, gdy tylu Polaków wykazuje się jakąś niesamowitą wielkością serca (tych setek tysięcy manifestujących patriotyzm na ulicach nie sposób nie zauważyć) ma bardzo wyraźny, bardzo czytelny sens. Można by bowiem, przy konsekwentnym nagłaśnianiu akcji „anty-Wawel” i środowisk antypatriotycznych, a z tym właśnie mamy do czynienia (dziś w serwisie o 7-mej w Jedynce mówiono o demonstracji kilkudziesięciu (!) osób w papierowych koronach na głowie), doprowadzić do skandalu międzynarodowego i skompromitowania całego Pogrzebu. To nie byle co. Takie rzeczy bowiem przechodzą do Historii wraz z datami oznaczającymi męczeństwo czy wielkie bitwy. Nie od dziś wiemy, iż w podręcznikach nie tylko mówi się o prezydentach, ale i o tych, co ich usiłowali zabić lub naprawdę zabili. Wprawdzie polski Prezydent już nie żyje od kilku dni, ale cóż szkodzi, by w chwili szczególnego, ogólnonarodowego święta związanego z uroczystościami pogrzebowymi, nie urządzić jakiegoś spektaklu na jego grobie. Spektaklu, który popsuje wszystko. Czy taki finał nie jest warty tych wszystkich wysiłków ludzi z Ministerstwa Prawdy? Jak najbardziej. Stąd też ta cała krzątanina. Może więc przedwcześnie się schował Palikot i chłopcy z ferajny. Może jest właśnie dziejowy moment, by skasować i tragedię smoleńską, i hołd, jaki składamy Zmarłym, i cały ten okres żałoby narodowej - moment, by widowiskowo podrzeć lub spalić polską flagę.

http://www.rp.pl/artykul/461351_Krasnodebski__Juz_nie_przeszkadza.html
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/33102

napisz pierwszy komentarz