Piłsudski - Kaczyński

avatar użytkownika godziemba
Śmierć Prezydenta Lecha Kaczyńskiego porównuje się ze śmiercią Prezydenta Gabriela Narutowicza, śmiercią gen. Władysława Sikorskiego. Jednak najbliższa wydaje się analogia ze śmiercią Marszałka Józefa Piłsudskiego.
 
Narutowicz został zamordowany, gen. Sikorski zginął w katastrofie lotniczej, jednak ich śmierć – choć tragiczna – nie pozostawiła Polaków bez następców. Narutowicza godnie zastąpił Prezydent Stanisław Wojciechowski, gen. Sikorskiego generał Kazimierz Sosnkowski.
 
Po śmierci Komendanta Piłsudskiego, pojawiła się gigantyczna wyrwa, którą nikt nie potrafił zapełnić. W konsekwencji, w 1939 roku Polska w wyniku agresji dwóch sprzymierzonych ze sobą totalitaryzmów – czerwonego i brunatnego, utraciła swoją niepodległość.
 
           Teraz także, śmierć Prezydenta Kaczyńskiego – wielkiego Polaka i patrioty, spadkobiercy tradycji II RP, spowodowała wielką wyrwę. Doszło do tego w momencie, gdy ponownie obce potęgi i ich wpływowi wewnętrzni sojusznicy pragną zniszczyć Polskę.
 
           Józef Piłsudski za życia i po śmierci był obiektem plugawych pomówień. Lech Kaczyński także doświadczył podobnego losu. Obaj byli prawymi, uczciwymi Polakami, którzy pracę dla Polski traktowali jako służbę. Obaj umarli na posterunku.
 
Józefowi Piłsudskiemu poświęciło swe strofy wielu, najwybitniejszych poetów.
 
I tak Jan Lechoń w „Piłsudskim” pisał:


Czarna Rachel w czerwonym idzie szalu drżąca
I gałęzie choiny potrąca idąca -
Nikogo nie chce budzić swej sukni szelestem,
I idzie w przód jak senna, z rąk tragicznym gestem,
I wzrokiem, błędnym wzrokiem gasi mgieł welony,
I świt się robi naraz. I staje zlękniony.
Pobladłe Robespierry, cisi, smutni, czarni,
Wychodząc, z hukiem drzwiami trzasnęli kawiarni.
Na rogach ulic piszą straszną ręką krwawą,
Uśmiechają się dziwnie i giną na prawo.
Tylko słychać nóg tupot na ulicy pustej
I szept cichy. Trup jakiś z zbielałymi usty -

I gdzieś kończy muzyka jakiś bal spóźniony.
Pod lila abażurem mrugają lampiony.
Białych sukni w nieładzie senność, ciepło, zmiętość
I piersi, krągłych piersi obnażona świętość,
I mazur, biały mazur w ogłupiałej sali:
Dziś! dziś! dziś! Wieś zaciszna i sznury korali.
Roztańczyła się sala tęgim nóg tupotem.
Hołubce o podłogę walą, biją grzmotem,
Białe panny i panny niebieskie, różowe,
Przelotnie a zalotnie przechylają głowę
I mówią czarnym frakom: "Przyjdźcie do nas jutro"
I podają im usta za podane futro.

A kiedy świt różowy przez żaluzje wnika,
Dla siebie, nie dla gości, gra jeszcze muzyka.
Menuetem się cichym wiolonczela żali,
I białe margrabiny przychodzą z oddali.
Na liliowych oparach spływają bez słowa,
I panier rozłożyła markiza liliowa,
Kawaler podszedł blady. Pani tańczyć każe!
I tańczą hafty, sprzączki, koronki, pliumaże.

A w klarnet, flet i skrzypce, w ukłony margrabin
Czerwoną, rozwichrzoną wpada nutą Skriabin.
Drze ciszę dysonansem, wali w okiennice,
Muzykę wyprowadza przed dom, na ulice,
Na place, rozkrzyczane w potępieńcze ryki,
I rzuca w twarz akordom zgłodniałe okrzyki,
Na ziemię je obalił i kopie z rozpaczą:
Otworzyć wszystkie okna! Niech ludzie zobaczą!

Wielkimi ulicami morze głów urasta,
I czujesz, że rozpękną ulice się miasta,
Że Bogu się jak groźba położą pod tronem
I krzykną wielką ciszą... lub głosów milionem.
A teraz tylko czasem kobieta zapłacze -

.   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .

Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!!

Mariackim zrazu cicho śpiewają kurantem,
A później, później bielą, później amarantem,
Później dzielą się bielą i krwią, i szaleństwem,
Wyrzucają z trąb radość i miłość z przekleństwem,
I dławią się wzruszeniem, i płakać nie mogą,
I nie chrypią, lecz sypią w tłum radosną trwogą
A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem.
A konie? Konie walą o ziemię kopytem
Konnica ma rabaty pełne galanterii
Lansjery-bohatery! Czołem kawalerii`
Hej, kwiaty na armaty! Żołnierzom do dłoni!
Katedra oszalała! Ze wszystkich sił dzwoni.
Księża idą z katedry w czerwieni i zlocie.
Białe kwiaty padają pod stopy piechocie.
Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary!

.   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .   .

A On mówić nie może! Mundur na nim szary.
 
 
Spośród współczesnych poetów, Bohdan Urbankowski w „ Śmierci Piłsudskiego” napisał:
 
 
Mówili: był pawiem narodów, papugą
gorzej - Ty byłaś dziwką! Piękną i szaloną
dziwką, która nie idzie przez świat
nie myśli - lecz się śmieje...
Tym co Cię kochali
plułaś w twarz - też ze śmiechem. Lecz tym co Cię
bili umiałaś lizać łapy. Słać listy miłosne
do Moskwy, do Berlina, skamlałaś a? u drzwi
żeby wpuścić raczyli. A gdy Ci kazano
swój własny pomiot jak suka rzucałaś
gdzieś wśród łagrów Syberii...
Tak, umiałaś walczyć
jak dziwka z pazurami skakałaś do oczu
z pazurami na czołgi... Zdychałaś w konwulsjach
na każdym progu domu... A potem ze śmiechem
szłaś do łóżka zwycięzcy... Kto Ciebie zrozumiał
kto potrafił tak kochać by chlasnąć Cię w twarz
o Polsko! Polsko!
Noc stoi u granic
noc nadchodzi milczącym, krwawym korowodem.
Wiem, że nie będziesz wierna. Ale bardziej doli
lęk: komu starczy siły, by być wiernym Tobie.
 
Te kwiaty zakompleksione
z podkrążonymi oczami
podejrzane były już od dawna
niepokoił ich uśmiech
i wzrost.
Bratki
Tydzień temu
czołgały się tylko po ziemi
nieśmiało gryząc po nogach
miały przepraszający uśmiech
bardzo smutnych karłów
Wczoraj
wyciągały słabe jeszcze ręce
i dwuznacznie chwytały za szyję
nieuważnych przechodniów
Dzisiaj
dzisiaj
ujrzano po raz pierwszy
jak szły główną ulicą
Dwukrotnie wyższe od ludzi
w doskonale wyrównanych szeregach.
 
 
Czy Lech Kaczyński doczeka się swojego godnego epitafium?
 
 

napisz pierwszy komentarz