Historia kresowa (MacGregor)

avatar użytkownika Maryla
„Żołnierz, ...............................................................
     Zdobywszy wolność innym, dłońmi skrwawionemi
     Dowiedział się nareszcie, że sam nie na ziemi.
                                                                     ----------
     I nigdy nikt nie liczył leżących w mogile,
     Bo czym jest duch anielski przy szatańskiej sile?”
                                           Jan Lechoń: ”Aria z kurantem” 
 
 
    Idę.... Cisza! Ki diabeł! Czyżby prąd „wysiadł”? Maszyny wyłączone, a robotnicy zasłuchani. Jakby „makiem zasiał”. Stoi na środku, wymachuje żerdzią niby szablą i demonstruje odpieranie ciosów. W latach 1959-61 już był człowiekiem wiekowym. Nadgarstki rąk autentycznie w bliznach od szabli. Nazywał się Jaskółowski – stolarz, szkutnik w stoczni w Ostródzie. Snuje opowieść o obronie Wilna w roku 1920. Miasta bronią ochotnicy, młodzież, studenci. Bolszewicy atakują tym śmielej, ponieważ wśród obrońców są dziewczęta. Pułk polskiej kawalerii, stojący w odwodzie około 4km od miasta skoczył w sukurs.... Zasłuchałem się również.
   4. Pułk Ułanów zaniemeńskich wsławił się w walkach z bolszewikami w roku 1920. To w tym pułku służył do 1939 roku jako dowódca szwadronu Zygmunt Szendzielorz, słynny później „Łupaszko”- dowódca 5. Brygady AK, tzw. „Brygady Śmierci”, a następnie dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK (zamordowany 8. lutego 1951 roku w Więzieniu Mokotowskim na Rakowieckiej – patrz „Nasz Dziennik” 5-6/07/2008).
   W 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich służył w latach trzydziestych kapral Jan Obolewicz, urodzony w roku 1905, a mieszkał w dzierżawionym przez siebie majątku – Zalesiu, gmina Kołtyniany, koło Nowych Święcian. Kochał konie. To tez w cywilu był członkiem Przysposobienia Wojskowego Konnego, tzw. Szwadronu Krakusów, założonego przez słynnego z kolei rotmistrza Witolda Pileckiego. Tak! Tego samego ochotnika do Auschwitz (zamordowanego przez komunistów w wyniku mordu sądowego 25. maja 1948 roku w Więzieniu Mokotowskim na Rakowieckiej – patrz „Nasz Dziennik” 24-25/05/2008). W zajęciach przysposobienia brało się udział z własnym koniem. Jan Obolewicz uczestniczył w licznych zawodach hippicznych. Zachowała się jego nagroda z 1935 roku- zegarek kieszonkowy z wygrawerowanym napisem na kopercie: „Nagroda za woltyżerkę 1935r.”. W roku 1929 został ponownie powołany w ramach mobilizacji do macierzystej jednostki 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. W wyniku klęski wrześniowej dostał się do niewoli sowieckiej. Uciekł z transportu, przechodząc przez granice białoruską, litewską i wrócił do domu. W rejonie święciańskim w okresie okupacji działały różne partyzantki. W roku 1942 sowieccy partyzanci dokonali zamachu na Niemca – Josepha von Becka. W odwecie nastąpiły aresztowania Polaków. Jana Obolewicza aresztowała litewska policja, jako byłego wojskowego, a więc podejrzanego. Aresztowanych w liczbie 25 osób, w tym 2 księży z Nowych Święcian (ks. Dziekana Bolesława Bazewicza i ks. Prefekta Jana Naumowicza) Litwini przetrzymywali w szkole w Święcianach bez specjalnych rygorów. Mogli wychodzić do kiosku. Żony przynosiły jedzenie. Była nawet możliwość ucieczki, ale sądzili, że po wyjaśnieniu, jako niewinni, zostaną zwolnieni. 20. maja 1942 roku przyjechało gestapo. Więzionych załadowano na samochody i wywieziono w kierunku Starych Święcian. Policja litewska wykazała teraz większą aktywność. Ofiary popychano i bito kolbami. Na 5. kilometrze drogi zostali rozstrzelani- tuż przy szosie koło zaścianka Połusze, wrzuceni do rowu i pogrzebani. Jan Obolewicz próbował uciekać, ale ubiegł zaledwie kilkadziesiąt metrów. Tak zginął, zamordowany niewinnie, zostawiając żonę Franciszkę Obolewicz z domu Dzięgielewską i dwoje małych dzieci – córkę 6 lat i 3-letniego syna. Zachowane pamiątki to kilka zdjęć, orzełek wojskowy, odznaka pułkowa i zaświadczenie o jej przyznaniu, wspomniany kieszonkowy zegarek. W tym samym dniu dokonano analogicznego mordu na 32 Polakach w miejscowości Hoduciszki, około 40 km od Święcian.
   I cóż miała zrobić sama kobieta z małymi dziećmi? A bandy „podrabianych” partyzantów nachodziły, rabowały, zastraszały. Uciekła do Święcian do rodziny- do siostry. A kiedy rodzina repatriowała się w roku 1946 do Polski - ona jechała razem z nimi. A jechali Bakowie, Burzyńscy. Natomiast Dzięgielewscy, którzy się wahali, pojechali wpierw na Sybir. Jakie uczucia targały w duszach tych ludzi, których ojcowizną jest Litwa, a ojczyzną Polska? Oddaje to wiersz napisany podobno przez Cz. Miłosza pt. ”Do Matki Boskiej Ostrobramskiej”. Zachowała się notatka w języku rosyjskim, pisana w Święcianach pod datą 2.kwietnia 1946 roku – świstek na kawałku kartki zeszytowej, urzędowo opieczętowany dwustronnie, dotyczący repatriacji. „Pismo” to stanowi zezwolenie na wywóz do Polski inwentarza żywego, jak to się tam mówiło „żywioły” i obejmuje 1 krowę, 1 owcę, 6 kur. Czytając ów „dokument”, jeszcze dziś trudno się oprzeć uczuciom poniżenia, upokorzenia i bólu ludzi opuszczających ojcowiznę i jadących w nieznane z nędznym dobytkiem. A jechali do Białogardu. Dopiero później rodzina się skrzyknęła do Ostródy.
( ... )
  W całym powiecie święciańskim Niemcy i Litwini rozstrzelali w latach 1941-43 około 1200 Polaków. Naczelnik litewskiej policji kryminalnej współpracując z gestapo brał udział w masowym mordowaniu ludności polskiej i żydowskiej. Tenże kolaborant Jan vel Jonas Maciulewicz vel Maciulewiczius był głównym organizatorem „krwawej środy” Po wojnie był jedynym sądzonym w Polsce. Wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Olsztynie z dnia 2.maja 1950 roku został skazany na karę śmierci, a wyrok wykonano 12.grudnia 1950. Za władzy sowieckiej miejsca straceń upamiętniono pomnikami. Z kolei władze litewskie zafałszowały prawdę o zbrodni. I tak w latach 80. z nakazu władz nowoświęciańskich rozebrano pomnik upamiętniający rozstrzelanych, a w tym miejscu wzniesiono pomnik „urzędowy” z napisem na cokole w języku litewskim i rosyjskim: „W tym miejscu pogrzebano 25 mieszkańców Nowych Święcian, których 20.05.1942r. zamordowali hitlerowscy okupanci”. A więc ofiary mordu są anonimowe! Podobnie w Hoduciszkach zmieniono pomnik a imiona ofiar zlitwinizowano.
   A z Ostródy jeszcze jedno wspomnienie. W latach 1959-61 był człowiekiem po pięćdziesiątce, „prosty” stolarz, zawsze z trocinami we włosach. Wzrok miał osłabiony i przy cięciu drewna na pile tarczowej kilkakrotnie kaleczył palce rąk. Nazywał się Wincenty Kozłowski. Opowiadał, że w roku 1939 walczył pod Mławą, jako amunicyjny działka przeciwpancernego i dostał się do niewoli niemieckiej. Reszta załogi z dowódcą uciekła. Pytam na pół ironicznie: „Dlaczego Pan nie uciekał?” Popatrzył smutno i odpowiedział: „Nie mogłem! Przysięgę wojskową składałem przed Najświętszym Sakramentem”. Zawstydziłem się pytania.
 
A Jan Lechoń w wierszu na wstępie pisze dalej:
.....
„Jak żal mi, że ci oczy nareszcie otwarto!
I powiedz sam mi teraz, czy było warto?
A żołnierz milczał chwilę i ujrzał w tej chwili
Tych wszystkich, co wracali i co nie wrócili,
Tych wszystkich, którzy legli w cudzoziemskim grobie,
Co mówili: „Wrócimy” , nie myśląc o sobie.
I widzi jakichś jeźdźców w tumanie kurzawy
I słyszy dźwięk mazurka i tłumu wołanie
Dąbrowski z ziemi włoskiej wraca do Warszawy.
„Czy warto?”... Odpowiedział: „Ach śmieszne pytanie!”
http://macgregor.salon24.pl/165638,historia-kresowa
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz