Podwójna odpowiedzialność rodziców i małżonków

avatar użytkownika Jaacek2

Łatwo zauważamy podwójną odpowiedzialność księży, jaka spada na nich, jako konsekwencja złego uczynku; dużo trudniej dostrzec, ze podobna odpowiedzialność ciąży na katolickim małżonku i rodzicu; przy czym zaakceptowanie tego faktu w stosunku do relacji rodzic-dziecko jest stosunkowo łatwe, ale zrozumienie, że jesteśmy również współodpowiedzialni za zbawienie współmałżonka, przychodzi już dużo trudniej.

 

Mówiąc ogólnie, jeśli źle wychowamy dzieci, część „zasług” za to przypisane będzie nam, podobnie jak w przypadku dobrego wychowania, tyle tylko, że wtedy zasługi są już bez cudzysłowu; na współmałżonka dużo trudniej oddziaływać, ale można; mąż jako głowa rodziny dysponuje przewagą siły, żona zaś, może z konieczności, a może z usposobienia, posiada przewagę środków dyplomatycznych; jeśli obie te umiejętności poruszane są przez miłość, to w praktyce okazują się wzajemną troskliwością i budują udane pożycie małżeńskie.

 

Wynika z tego, ze odpowiedzialność za losy rodziny dzierży mężczyzna, ponieważ to on nadaje główny kierunek rozwoju lub uwstecznienia życiu wszystkich członków tej wspólnoty;

przepraszam za okropne porównanie, ale podobnie jest z robieniem z kobiet prostytutek; mówi się że to charakter nie zawód, ale jaki maja charakter ich klienci, którzy nie tylko łajdaczą się po zamtuzach ale przede wszystkim są odpowiedzialni za kreowanie tego zjawiska; nie wspominając o gangsterach-przestepcach którzy są menadżerami tego interesu i pokrewnych „branż” typu uprowadzanie dziewcząt, czy handlu „żywym towarem”.

 

A to wszystko jest skutkiem, wydawałoby się autonomicznej decyzji-zachcianki pojedynczego łajdusa; kiedyś chrześcijańscy kawalerowie bronili czci niewieściej bijąc łotrzyków i rabusiów, dzisiaj musimy dobijać się do nich oraz do młodych małżonków z wiedzą, że rozwód, drugie „małżeństwo”, płodzenie dzieci z kilkoma kobietami, generuje wielkie zamieszanie moralne, psychologiczne i społeczne, negatywnie odbijając się przede wszystkim na osobach najbliższych, które powinniśmy ze wszystkich sił bronić przed niebezpieczeństwami tego świata; pozostawione niedobitki z tak rozbitych rodzin, często nie maja nikogo innego, kto mógłby im pomóc, i na kogo mogliby liczyć.

 

I tak, poprzez te smutne dygresje, dochodzimy do kolejnej zasady życia wspólnotowego-społecznego; jesteśmy niczym naczynia połączone – nie żyjemy tylko dla siebie, niczym udzielne sobiepaństwo na włościach; nasza postawa, nasz głos i nasze czyny, jako Chrześcijan, wpływają na innych ludzi; jest to formą podwójnej odpowiedzialności wszystkich Chrześcijan za pomoc do zbawienia naszych  bliźnich, którzy upierają się pozostawać poza Kościołem.

 

Nie ma tutaj miejsca na neutralność, na wolność wyboru czy na wypieranie się swojej odpowiedzialności; Chrześcijanie pierwszych stuleci nie mogli spać, wiedząc że ich bracia nadal cierpią niewolę, głód i prześladowania; sprzedawali całe majątki aby wykupować ich z niewoli, czy spieszyć z pomocą; dzisiaj wykonujemy olbrzymi krok w tył, w naszym duchowym społecznym wzroście; obserwujemy regres myśli i postaw katolickich.

 

I niestety, moje biadolenie niewiele wnosi do spraw, które prawdopodobnie, nie ulegną rychłemu polepszeniu; ale może już czas spróbować odbić się od dna, i spróbować, choćby w swoim domu, przywrócić blask chrześcijańskim ideałom społecznego panowania Chrystusa, niesionym aż do naszych czasów tradycją przodków.

napisz pierwszy komentarz