"Nechceme násilí - Praha 17-24.listopadu 1989" cz.2 + Karel Kryl

avatar użytkownika witas
Do Pragi dotarliśmy popołudniu. Od przedmieści, już w odległych dzielnicach zauważyliśmy gromadki maszerujących głównie młodych, ale i starszych ludzi, kierujących się w jednym kierunku, w stronę centrum. My naszym charczącym Autosanem też. Podążający, z licznymi flagami narodowymi widząc polski autokar pozdrawiali nas serdecznie, choć bez specjalnych wzruszeń, pewnie tak samo traktowali autobusy przybywające z różnych stron Czech i Moraw. Bo już podczas dojeżdżania do Pragi zorientowaliśmy się, że stała się ona celem patriotycznych pielgrzymek z najdalszych stron Czechosłowacji. Tama społecznego posłuszeństwa i strachu runęła nawet na prowincji, obywatele zaczęli przyjeżdżać autobusami z zakładów pracy i ĆSADowymi , pociągami i własnymi śkoduvkami, aby na najbardziej czeskim placu św. Vaclava wykrzyczeć władzy „Konec vlady jedne strany” [ = koniec władzy jednej partii ] i wydzwonić jej dzwoneczkiem (podobnym jak ten z „Arabelli”) porę na dymisję. Oczywiście wszędzie przejawiało się naczelnej hasło tamtych dni „Nechceme nasili” [ = Nie chcemy przemocy ]. Wobec tego, że komunistyczny reżim po pierwszym brutalnym odruchu widząc gniewną, niespotykaną dotąd reakcję społeczeństwa na gwałty zadane pokojowej manifestacji studenckiej, nie zdecydował się więcej na rozwiązania siłowe, z każdym dniem ilość przybywających mitingować na Vaclaviak rosła. Rosła bardzo szybko. W środę, gdy dotarliśmy tam, było ponoć już 700 tysięcy ludzi. Na placu, w przylegających ulicach, na dachach pobliskich kamienic wszędzie tłoczyli się pragnący posłuchać nieznanych jeszcze nie dawno, a może nie słuchanych działaczy opozycji z Vaclavem Havlem na czele. Przemawiający występowali z okna wysokiego piętra kamienicy po środku lewej strony (północnej) podłużnego placu, nagłośniani z każdym dniem lepiej. Ale lepiej trzymajmy się odczuć, nie suchych faktów. Wjeżdżając do Pragi, mijając tysiące „pielgrzymów wolności” denerwowałem się, że my oto jedziemy do hotelu, a tu historia obok może się dziać bez naszego udziału. Niesamowitym fuksem wydało mi się więc miejsce naszego kwaterunku - pensjonat w samym epicentrum Rewolucji – na Placu Vaclava, 200 m od okna-trybuny, 350 m od pomnika Vaclava, przy którym bez przerwy dzień i noc wiecowano i demonstrowano. Lokalizacją nie pogardziły by wtedy czołowe stacje telewizyjne i radiowe. Odbywającą się „Aksamitną Rewolucję” mieliśmy wprost za naszym progiem, zza okna. Najbardziej godna uwagi, niezapomniana była atmosfera tamtych dni. Czułem się jakbym był w dopiero co wyzwolonym mieście. Zwłaszcza w centrum na każdym kroku, w kawiarniach, sklepach, biurach były organizowane biura informacyjne, oddolne komitety obywatelskie i inne inicjatywy. Wszystkim przyświecał ten sam cel –poparcie dla zmian i żądanie dymisji władz państwowych. W każdym możliwym miejscu odtwarzano na video przebieg brutalnej pacyfikacji studenckiej manifestacji z 17.11, pokazując jak władza Husaka rozmawia z ludem. Medialną „gwiazdą” tych pokazów był nadgorliwy ZOMOwiec z 0:23 sekundy : Pojawiły się publikacje przypominające stłumienie Praskiej Wiosny 1968 i jej postulaty. Gorączkowo politykowano, jakby chcąc nadrobić ostatnie 20 lat, gdy w Czechosłowacji mało kto ośmielał się krytykować panujący ustrój i jego ludzi. Surowo kneblowany naród miał wielką potrzebę wygadania się – na kartach A3, A4 pisano flamastrami odezwy, manifesty, których nie bano się podpisać imieniem i nazwiskiem! A jeszcze kilka dni temu ludzie na ulicy, w sklepie nie opowiadali sobie nawet dowcipów „antypaństwowych”. Ale wszystkim, którzy uważają, że Czesi nie są narodem odważnym dedykuję poniższy videoclip, szczególnie sekundy 0:28 i 0:48. Utwór piękny, zaczyna się jak Macieja Pietrzyka „Piosenka do córki”: Wszystko miało spontaniczny, bezinteresowny charakter, w wielu miejscach wydawano darmowe gorące posiłki i napoje. Coś podobnego było 31 sierpnia 1980 w centrum Gdańska. Wałęsałem się po tych miejscach, rozmawiając, pytając. Naturalnie w tych dniach euforii Polska i Polacy znakomicie się kojarzyła, jako lider i prekursor zmian, wspominano Wałęsę i „Solidarność”. Jednak szybki sukces „Sametovej revolucji” ( dymisja rządu i znienawidzonego praskiego dygnitarza kompartii Szczepana) znalazł oddźwięk w poczuciu satysfakcji i poniekąd wyższości, co wyczuwało się z popularnym wtedy sloganie odnoszącym się do tempa zmian wolnościowych tamtej Jesieni Ludów’1989: „Polska – 9 lat, Węgry – 9 miesięcy, Niemcy – 9 tygodni, my – 9 dni”. Oczywiście zmitygowani, że bez polskiej pionierskiej cierniowej drogi i drogo okupionego kompromisami sukcesu, nie byłoby ich tak łatwego zwycięstwa, odpowiadali uczciwie : - „ To je jasne ”. Świadectwem nowego czasu było również wyznanie naszego przewodnika po zabytkach Zlatej Prahy, że nauczył się języka polskiego słuchając Radia Wolna Europa po polsku, nie zagłuszanego ponoć tu w Pradze. Wszyscy przyznawali się do słuchania pieśni wolnościowego barda Karela Kryla. Oto jedna z najpiękniejszych z koncertu świeżo po Jego powrocie z emigracji. Panom polecam skupienie wzroku w 1:10 i 4:11 sekundzie „Morituri te salutant”: Errata do poprzedniej notki: demonstracja w 50-tą rocznicę protestów prażskich studentów przeciwko decyzjom niemieckich okupantów odbyła się w piątek 17.11.1989 r. więc chyba dowiedziałem się o nich w sobotę 18.11. Opozycja demokratyczna rozpuściła pogłoskę, że podczas tłumienia tej demonstracji, dosyć brutalnego jak na czechosłowackie warunki, zginął student. Fala oburzenia jakie ta wiadomość, podchwycona i powtarzana przez zagraniczne stacje radiowe i telewizyjne, wywołała w pokornym do tej pory społeczeństwie jest nie do przecenienia. Trochę zapomniany epizod, w myśl uświecenia środków

napisz pierwszy komentarz