Wrzesień
FreeYourMind, wt., 01/09/2009 - 10:56
Pamiętam jak w peerelu do upadłego wałkowano „1 września”, podkreślając niemieckie bestialstwa, dokonywane na polskich ziemiach. Pamiętam tzw. szkolne izby pamięci, które miały zwykle charakter gablot, gdzie jakieś poniemieckie eksponaty były zamieszczone wraz ze zdjęciami z obozów śmierci, egzekucji czy bombardowań Warszawy. Ileż książek napisano, ile filmów nakręcono, ile uroczystych akademii zorganizowano w komunistycznej Polsce, by wbić obywatelom do głowy, że wojna zaczęła się niemieckim najazdem, ale za to zakończyła się czerwonoarmijnym wyzwoleniem.
Akurat mam pod ręką „Słownik historii Polski” (Warszawa 1969), zredagowany przez ówczesną plejadę historyków, gdzie pod dość obszernym hasłem „Kampania wrześniowa” można przeczytać jedno zdanie: „17 IX wsch. granicę RP przeszły oddziały radz. i zajęły Zach. Ukrainę i Zach. Białoruś” (s. 127) - i tyle. Czerwonoarmiści tak sobie przeszli granicę, weszli i już zostali. Co tam sobie robili i jaki był los Polaków po tymże „przejściu”? W peerelu za samo głośne postawienie takiego pytania można było mieć poważne nieprzyjemności, a tresura dotycząca II wojny obejmowała dzieci od najwcześniejszych stadiów edukacji, natomiast młodzież i dorośli generalnie wiedzieli, że pewnych pytań się nie stawia, choćby z tego powodu, że na ulicach miast można było przecież czerwonoarmistów wciąż spotkać.
Każdy, kto pamięta peerel, pamięta też celebrę, jaką czyniono pisarzom z detalami opisującymi gwałty dokonywane przez hitlerowców na ludności polskiej. Jednocześnie pilnowano, by w żaden sposób (poza przekazem rodzinnym, który jak sądzono, daje się zagłuszyć propagandą, indoktrynacją oraz skłócaniem pokoleń) do świadomości społecznej nie dostawała się wiedza o gwałtach dokonywanych przez Rosjan. Jeśli jeszcze jakoś tam się wydostawały na światło dziennie wizje ludzi wywożonych na Sybir, które sowieciarze zwykle wyśmiewali jako bajdy, to już na pewno nie zezwalano, by przebijały się wieści o zachowaniach czerwonoarmistów „po wyzwoleniu”. Nie istniały więc opowieści więźniarek Ravensbrueck, które – właśnie „po wyzwoleniu” - były ścigane i gwałcone przez Rosjan (polecam w tym miejscu lekturę wspomnień Wandy Półtawskiej („...i boję się snów” Częstochowa 2001)).
We wspomnianym „Słowniku” hasło „akcje wysiedleńcze 1939-1944” wyjaśnione jest następująco „jedna z form masowej pośredniej eksterminacji ludności Polski, stosowana przez okupantów hitl. w celu zgermanizowania opanowanych przez nich ziem pol., służąca także za środek pauperyzowania ludności i narzędzie terroru” (s. 3). Właściwie, gdyby do tego opisu dorzucono jeszcze, obok skrótu „hitl.” - skrót „sow.” (czy – jak dziś powszechnie się zapisuje (w mediach, w opracowaniach historycznych), zgodnie ze staropeerelowską tradycją „radz.”), a obok germanizacji wspomniano o rusyfikacji i sowietyzacji – to nie byłoby tak źle, no ale przecież do podania takiej wersji dziejów peerel musiałby być wolnym i normalnym państwem, a nie okupowanym przez ZSSR „po wyzwoleniu”. Okupacja ta jednak, jak wiemy, dla wielu była źródłem radości i powodem do zawodowej kariery, której szczegóły opisuje choćby Bohdan Urbankowski w swej monumentalnej, dwutomowej „Czerwonej mszy”, a i w III RP potraktowana została na wesoło i pielęgnowana w portrecie malowanym w zakłamanych do szczętu, peerelowskich serialach, z których wynikało zawsze, że socjalizm tak, tylko wypaczenia nie.
Wspominam peerelowską wizję, by pokazać, jak blisko jej do neopeerelowskiej. Nierozliczenie komunizmu było przecież jego usankcjonowaniem. Nie rozliczył go ani ZSSR, ani Polska. „Wolny świat” machnął na problem ręką (business is business, folks). Nic dziwnego zatem, że dziś to posowiecka wersja historii zaczyna dominować nad polską. Zresztą, można mieć wątpliwości, czy w ogóle mamy jakąś wersję historii, stworzywszy III RP, która stanowi jakąś historyczną kpinę z polskiego państwa.
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz