Pani Ludwika od 1943 r.była w AK łączniczką i haftowała polskie orzełki  na czapkach dla partyzantów.Aresztowało  ją NKWD razem z ojcem 25 lipca 1945 .

-Miałam bardzo ciężkie śledztwo-wspomina pani Ludwika.Łzy w oczach , drżący głos... 

Czuję,że nie mogę pytać dokładniej.Siedziałam nieruchomo i myślałam muszę przeprosić, że wracam do takiej traumy .Nie mam prawa o to pytać.Poczułam,że przede mną siedzi ktoś wyjątkowy.Wojny i okupacji nie uczyłam się z książek. Wojna i okupacja była w każdym kącie mojego rodzinnego domu, zaułku zabudowań. Z każdego miejsca spoglądały ,na małą  bawiącą się dziewczynkę ,przerażone oczy uciekinierów z obozu, rannych partyzantów ,którzy u moich rodziców znaleźli schronienie i chleb.  

Znieruchomiałam . Zapadła cisza.Patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Pani Ludwika wzięła głeboki oddech. Mówiła wolno patrząc przed siebie wzrokiem osłupienia.

-Miałam wówczas 19 lat.Zarzucano mi przynależność do Armii Krajowej i wyszywanie godła polskiego dla jej potrzeb oraz pracę łączniczki.Okazało się ,ze zostaliśmy wydani przez jednego z akowców,który nie wytrzymał śledztwa.Nie każdy wytrzymał.To było straszne.

-Bito mnie po twarzy,po głowie ,ciągano za włosy z wściekłością i wrzaskiem.Na początku się czuje wszystko ,potem traci przytomność.Kopano jak upadłam z krzesła, wszędzie, po plecach ,brzuchu, nogach.Zemdlałam .Budziłam się ,gdy lano na mnie lodowatą wodę, na głowę.Miałam przyznać się ,wydać innych.Pamiętałam jedno.Nie wydać nikogo.Nie wydać nikogo.Ja już i tak muszę być zakatowana.Jeśli powiem będą katować tak samo.Nie wydać nikogo.Nie przyznawałam się, nie wydałam.Wrzucono mnie na 3 dni do karceru.Zimno, wilgoć ,zaduch, smród,szczury.Dostałam gorączki ,kaszlu, obrzęknięta zbita twarz.. Nie wiedziałam jak wyglądam .Nie widziałam na oczy.Całe ciało obolałe,jedna wielka  rana.Byłam półprzytomna.Zabrano mnie do szpitala w Grodnie.Kiedy przejrzałam na oczy zobaczyłam,ze całe ciało jest czarne od sińców ,pokaleczone od bicia.Nie miałam siły nawet mówić.Myślałam,że to koniec mojego życia.Po kilku dniach do szpitala przyszedł sledowatiel, który prowadził śledztwo i oznajmił,że moje śledztwo zakończone,ale muszę podpisać. Podpisałam, byłam mało przytomna.Do końca nie słyszałam co mi czyta,byłam w gorączce ,myślałam,że umieram.Trzęsłam się z bólu i strachu przed oprawcą.Śledczy obiecywał,że Trybunał Wojenny może mnie uniewinnić.

W niedługim czasie był sąd .Wojenny Trybunał w Grodnie.Sądzono 14 osób. Dwie zostały skazane na  karę śmierci,w tym ten, który nas wydał. Dwie osoby na 25 lat katorgi. Reszta po 10 lat łagrów i jedna osoba na 5 lat. Mnie osądzono na 10 lat "isprawietelno trudowoj łagier" i konfiskata mienia.Ojciec też zostal osądzony.  cdn.