A...polityczna służba zdrowia w Gdańsku

avatar użytkownika 1Maud
Dziennik Polska,piórem Jolanty Gromadzkiej Anzelewicz (wydanie lokalne),opisuje kolejne perypetie gdańskiego ACK (obecnie UCK –Uniwersyteckie Centrum Kliniczne)Od około roku UCK było pod zarządem Jacka Domeyki, którego ściągnięto na stanowisko do Trójmiasta ze Świdnicy. Jacek Domeyko wygrał konkurs na stanowisko dyrektora z siedmioma innymi kandydatami. W swoim cv miał spektakularny sukces managerski ze Świdnicy, gdzie przy redukcji zatrudnienia o połowę, doprowadził do zwiększenia liczby pacjentów o ponad 2,5- raza. Oprócz gruntownego wykształcenia miał także praktyki managerskie w Holandii i Niemczech. Zaproponował program restrukturyzacji na piec lat i go realizował. Warunkiem realizacji programu było uzyskanie 100 mln kredytu, które musi gwarantować resort zdrowia. Jacek Domeyko został w atmosferze konfliktu z władzami AM i Resortem Zdrowia odwołany, (mimo iż miał poparcie ordynatorów oddziałów i związków zawodowych).Oficjalnych przyczyn nie znamy. Wg Joanny Gromadzkiej Anzelewicz,miał zostać nawet wiceministrem zdrowia w obecnym rządzie. Nie został, bo miał jedną wadę.Przyznał się, że głosował na PiS. Przychodnia przy ul.Wałowej w Gdańsku, po likwidacji przychodni stoczniowej, przejęła jej funkcję. Ania Walentynowicz od lat korzysta z niej jako przychodni pierwszego kontaktu. W dniu wczorajszym pojechała,żeby móc otrzymać pierwszy z serii zastrzyk,przepisany Jej przez prywatnego lekarza ( specjalistę, do którego musiałaby czekać w urzędowej kolejce długo). W pokoju zabiegowym usłyszała, ze skierowanie od prywatnego lekarza,zgodnie z przepisami nie może być honorowane. Musi wiec udać się do jakiegoś lekarza w przychodni,otrzymać skierowanie na zastrzyk. Zarejestrowała się odczekała prawie dwie godziny w kolejce. Lekarz nie mogł wystawić skierowania na zastrzyki bez wypisania recepty na nie (Pani Ania oczywiście miała w torebce wykupiony już zastrzyk),Wypisał receptę, wypisał skierowanie, Pani Ania receptę podarła i wyrzuciła, a ze skierowaniem udała się do gabinetu zabiegowego. Zrobiono Jej niezbędny zastrzyk. Po dwóch godzinach od pojawienia się w gabinecie zabiegowym. Anna Walentynowicz ma prawie 80 lat. Z trudem porusza się o lasce. Nie korzysta z żadnych przywilejów, niczego od nikogo nie wymaga. Do dzisiaj walczy dla ludzi i o ludzi. Także te pielęgniarki, które bezdusznie poddały Ją wczorajszym „procedurom” Durnym w stosunku do każdego pacjenta. Skandalicznym w stosunku do Anny Walentynowicz. Obydwa opisane przykłady to kolejne paradoksy.Nie liczy się merytoryczna zasadność działań, liczy się pogląd danej osoby bądź idiotyczny przepis. Tak jak w debacie,przy okazji sprawy kataryny,gdzie nie liczy się wartość merytoryczna tego, co się pisze, tylko, Kto to śmiał to powiedzieć głośno i skupić się na tym, czy na pewno miał do tego prawo.

napisz pierwszy komentarz